20:16 / 10.12.2002 link komentarz (2) | Dzięki gumie Orbit bez cukru o smaku jabłkowym wylądowałem dziś u dentysty. Wzięła mnie z zaskoczenia, w drodze powrotnej do domu. Zaraz po wejściu do autobusu poczułem jak żujka odkleja fleczer. I wbrew pozorom to nie wina źle założonego fleczera. Miał wytrzymać tydzień – wytrzymał 2 i pół miesiąca... No ale jak miałem pójść do dentysty, gdy jak nie katar to kaszel albo jeszcze inna SUPER-HIPER-WAŻNA-PRZYCZYNA nagle się pojawiała... No, będąc szczerym, to faktycznie częściowo chorowałem, ale częściowo to odkładałem wizytę na zasadzie – eee, w przyszłym tygodniu to już na pewno zadzwonię umówić się na wizytę. A dziś taka niespodzianka. Po drodze wstąpiłem do dentysty, a właściwie dentystki, żeby mi czymś to zaklajstrowała. No i się umówiłem na wizytę – jutro. Pan Doktor URWIE MI GŁOWĘ PRZY SAMEJ DUPIE. Tego jestem pewien. A potem wyleczy. Tego jestem ciut mniej pewien, bo po takim zaniedbaniu, nie wiem czy coś da się jeszcze zrobić. Muszę dopisać ze 300 zeta miesięcznie do rubryki wydatków stałych... Grrr! Ciekawe czy mi coś będzie z pensji zostawać (celem przeznaczenia na wydatki konieczne, bo imprezowe,0)? Mam poważne wątpliwości...
A dla spragnionych bonusa postanowiłem zacytować kilka, co ciekawszych, imho, fragmentów:
[Sobota:] Wpadłem w jakąś melancholiję. Tak sobie rozmyślam. (...,0) O straconych szansach, o zamkniętych bardzo szeroko oczach (...,0) I tak się snuję po pustkowiach mojego czerepu. (...,0) Zaczęło się od snu o Beacie. Zupełnie tak, jakby nie zdarzył się 15 lipca 1998 i grudzień 2001. (...,0) Paskudnie realistyczny sen. (...,0) Żal mam do systemu, za to, że nie promował pasji w życiu, wciskając nam zupełnie niepotrzebne bzdety o czarnym złocie i inne takie. Za to, że obciął skrzydła mojej mamuśce. (...,0) Być może najważniejsze jeszcze przede mną. Nie wolno się poddawać. Nie wolno składać broni. (...,0)
[Niedziela:] – imieniny mamuśki. Goście pobili rekord w swym daleko posuniętym kretynizmie. Przyszli o 13, idioci. Miałem ochotę ich pozabijać. Melancholija przerodziła się w furię. Wieczorem mogłem już tylko jedno – wyjść. Oczywiście „poczłapałem” do Nemo. (...,0)
[Reasumpcja:] I tak to wyglądał ostatni weekend. A wszystko przez ten parszywy sen. Bo to tak, jakby mi podświadomość splunęła w twarz i rzekła, żem sobie [co bardziej wrażliwi – zamykają teraz oczka] spierdolił życie. (...,0)
|