16:23 / 11.08.2003 link komentarz (0) | Dziennik pokładowy "Iznogud w Tatrach".
Dzien 1 - poniedzialek 4 sierpna
Wyjechalismy (ja i moich 3 dobry kolegow z klasy,0) po godz. 21 wyruszamy pociagiem. Poczatkowo stoimy na korytarzu, tak.. ze 100 km. Potem robi sie luzniej i nawet przedzial dla siebie udalo nam sie zdobyc :-,0)
Dzien 2 - wtorek 5 sierpnia
O godz. 5 dojezdzamy do Zakopanego, po zakwaterowaniu, z miejsca zdobywamy Giewont :-,0) No co ? Jeden z kolegow totalnie wymieka, a to przeciez "tylko" Giewont. Fajnie nam sie chodzilo to zesmy jeszcze na Kope Kondracka polezli. W sumie jak dla mnie rozgrzewkowy dzionek. Nawet nie myslalem, ze regularna jazda na rowerze moze mi dac taka kondycje. Wieczorem wizyta na Krupowkach, kupienie kartek pocztowych, drobnych upominkow i zarcie w komercyjnym MakFaku ;-,0)
Dzien 3 - sroda 6 sierpnia
Najpiekniejszy i najtrudniejszy dzien. Wrecz niebotyczna odleglosc kilometrow (bedzie napewno ponad 30,0). Zaczeslismy wejsciem na Morskie Oko, czyli akcja - kto wyprzedzi wiecej turystow. Dopiero z Morskiego zaczelo sie prawdziwe lazenie (jedne kolega zostal juz nad Morskim...,0) Najpierw Grota Chalubinskiego - fajna, fajna z bardzo trudnym zejsciem. Ale to co bylo potem, zapamietam na dlugo, a mianowicie - Szpiglasowy Wierch (2173 m. n.p.m.,0) poprzez Szpiglasowa Przelecz. Ach.. to bylo wrecz niesamowite. Pol metra od 400 metrowej przepascii idzie sie po jakichs skalach. Zadnych lancuchow niestety nie bylo. Wszedłem, nogi drza i czujesz sie jak ktos w otchlani. Wszedzie gdzie sie nie obejrzysz tylko powietrze, piekne widoki, a sam szczyt to ma moze ze 4 metry kwadratowe :-,0), tak wiec miejsca nie za duzo. Normalnie Kordian na Mont Blanc mi sie przypomnial :-,0) Potem niesamowite zejscie przez Doline Pieciu Stawow do Lysej Polany. Schodzac spotkalismy kozice gorskie - kumpel robil niesamowite zdjecia. Na szczescie nie spotkalismy niedzwiadka, ot chocby dlatego, ze juz klisza w aparacie sie skonczyla. Dobrze, ze poznalismy taka mloda Rosjanke - miala laterke, bo przy zejsciu w dolnych reglach zmrok nas juz dopadl.
Dzien 4 - czwartek 7 sierpnia
Najpierw podejscie przez Hale Gasienicowa na Kasprowy Wierch. Przydawaly sie bardzo okluary slonecne :-,0) Okulary maja to do siebie, iz mozna sie patrzec beztrosko, tam gdzie nie powinno sie patrzec. Ja w ogole nie rozumiem dziewczyn, ubierac sie w takie krotkie szorty w gory. Ja rozumiem, ze goraco, ale potem.. o.. turysci plci meskiej spadaja w przepascie.
A od Kasprowego uderzylismy wzdluz Czerwoncyh Wierchow, doszlismy do Maloleczniaka, najedlismy sie, a potem mialem najtrudniejsze z mozliwych zejsc. Oznakowane niby jako "srednie", ale bylo OKROPNE. Kilkanascie metrow lanuchow w dol, pod katem ok. 70-80 stopni, ale przede wszystkim mnostwo malych kamyczkow na ktorych czlowiek, mimo dobrych butow, caly czas sie slizgal. Uh ! niezle sie napocilem. Wieczorem mialem jeszcze troszke sily pojsc do centrum Zakopanego.
Dzien 5 - piatek 8 sierpnia
Najsilniejszy z kolegow poszedl na Zawrat i Świnice a my po Zakopanem niczym prawdziwi turysci przez duze "t" sie szlajalismy. Kupowanie pamiatek, gry na automatach, wizyta nad Krokwia, itp. Fajno ! tak tez troszke trzeba. Wieczorem wyjechalismy w kierunku stolicy.
Dzien 6 - sobota 9 sierpnia
Przesiadka po 3 w nocy z polskim zaglebiu dresiarstwa. W domu bylem jakos przed osma rano, po calkowicie nieprzespanej nocy. Ale juz dawno zdarzylem odespac.
Jak dla mnie bylo bardzo fajnie. Pierwszy raz chodzilem po gorach. Piekna przyroda, pogoda, cisza, spokoj... mnostwo czasu. Czynny relaks pelna geba. |