Zastanowiło mnie właśnie, dlaczego mimo tylu niepowodzeń i tylu siniaków na d* jakie zadało mi Życie (a kopie mooocno,0) - dlaczego mimo tego wszystkiego sie jeszcze nie załamałam? Wciąż wierzę, że jest w nas jakaś taka siła/energia/HGW, które trzyma to syćko w kupie. Albo mam zajebistego Anioła Stróża...