09:01 / 21.11.2003 link komentarz (0) | dodatkiem (jednym z wielu...,0) do tego samego problemu, nazwijmy Go... po prostu On, jest także to, że oprócz życia z plagiatem żyję również z mniejszym bądź większym kłamstwem, kłamstewkiem, oszukaństwem, przeinaczeniem, niedopowiedzeniem... ogólnie rzecz biorąc: wszelkich rodzajów przekształceniem i naciągnięciem rzeczywistości.
wszystkie powyższe albo już się nauczyłam, albo jestem na dobrej drodze, albo (to dotyczy tych z jeszcze nie poznanych gatunków,0) bardzo powoli ROZPOZNAJĘ
ale z reguły jest tak, jak w takiej jednej piosence: I can tell His lies easily...
proszę tylko nie mówić mi, że jestem głupia, naiwna, łatwowierna, etc...
nie nie nie! to nie tak! ja to już wiem!
możeby tak ktoś w końcu powiedział mi coś nowego...?
ale istota problemu polega na tym, że On, pomimo jakiejśtam dozy zaufania, które do mnie ma, wciąż dokonuje koloryzacji rzeczywistości.
rozumiem: szarość owej rzeczywistości + obupólna zgoda na takie praktyki koloryzacyjne, ale ja tu jeszcze nic nie podpisywałam!
JESZCZE nie podpisywałam, bo mam najszczerszy zamiar (i w dodatku niezależnie od wszystkiego uczynię ten zamiar rzeczywistością!,0) podpisać pewien mały, acz istoty dokument, stanowiący mnie Jego pełnoprawną i nieodwołalną w świetle czegośtam ŻONĄ.
termin ŻONA obejmuje funkcje:
- dobrej matki
- współsprzątaczki (sam zaproponował podział bowiązków!!!,0) i współkucharki
- wiernej żony jako takiej (nie jako-takiej, proszę nie mylić,0)
- namiętnej kochanki
- oddanej przyjaciółki...
i przy tym ostatnim punkcie moje nieszczęsne koło się zamyka.
bo ja od przyjaciela oczekuję zupełnej szczerości.
myślicie, że w Jego wieku można jeszcze bez używania niemiłych środków perswazji wpoić pewne zasady?
(podpowiedź do pytania: już dziesięć lat temu przekroczył próg "dojrzałości",0)
end |