20:01 / 27.02.2001 link komentarz (1) | What a weekend... W sobotę byłam na Straconych duszach. Nawet fajne, ale w zasadzie spodziewałam się czegos lepszego. Hmm... Własciwie ten film ratowały zdjęcia, bo- co by o reszcie nie powiedzieć- były wspaniałe.
A w niedzielę? Dancer in the dark. Musiałam ten film obejrzeć, bo naczytałam się tyle fantastycznych recenzji na jego temat i nasłuchałam tyle opowieści, że dosłownie nie mogłam już. No i poszłam.
I słów nie mam. Na żadnym filmie jeszcze tak nie płakałam. Aż mi głupio było, bo przecież jak ja musiałam potem wygladać- jak z kina wychodzilam? Jak potwór! ;,0),0),0) Poza tym i tak się powstrzymywałam, bo dosłownie miałam ochotę wybuchnać wielkim płaczem, pełnym żalu nad główną bohaterka. Normalnie przeżyłam katharsis. A potem mnie od płaczu bolała głowa.
Swietny film. I jesli ktos spróbuje zaprzeczyć, to posadzę go o prymitywne i płytkie spojrzenie na sztukę i jej prawdziwe wartosci. Bo ten film był po prostu debest. DEBEST!!! Obejrzyjcie go, ludzie!
|