kaczuszka // odwiedzony 125878 razy // [era_chaosu_mumik szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (467 sztuk)
10:47 / 08.05.2008
link
komentarz (2)
Długo zastanawiałam się, jakich facetów lubią kobiety. Czy wrażliwych, czułych i opiekuńczych, czy może twardych, silnych i dominujących?
Problem polega na tym, że my - kobiety - chyba lubimy wszystko po trochu. Najlepiej niech facet najpierw będzie słodko kusił, szeptał do ucha, uwodził tym, jaki jest męski, rycersko silny, odpowiedzialny. A potem niech się da trochę złamać, niech pozwoli kobiecie, by przebiła się przez tę twardą skorupę testosteronowego czubienia się, uwielbienia dla władzy i dominacji. Kobiety mają wielką satysfakcję, kiedy z wielkiego twardziela zrobią wieczorem swoją przytulankę, kiedy będą miały okazję go wspierać w ciężkich decyzjach, koić jego skołatane nerwy. Czego chcą w zamian? Poczucia bezpieczeństwa, adoracji, uroczych niespodzianek oraz tego, by mogły swojego faceta bezgranicznie (i z wzajemnością) kochać, pożądać, podziwiać. Kobiety szukają mistrza. Ja szukam mistrza. Niech tylko ten mistrz będzie uczciwy, to będzie OK. ;)

Skąd te refleksje? A bo właśnie zastanawiałam się, czy zdolna jestem jeszcze do wielkich emocji, czy pisane jest mi zakochać się na zabój, pożądać i podziwiać. Gdzieś na dnie mojego serca i rozumu tliło się przekonanie, że oczywiście - jest to absolutnie wykonalne, tylko jednocześnie napawa mnie takim strachem, że nie wiem, czy chcę ryzykować. Czemu strachem? Och, no bo miłość to czysty ogień. Jeśli stoisz blisko, jest Ci ciepło. Gdy podejdziesz bliżej - robi się gorąco. Ale zdarza się, że można wpaść do ogniska i spłonąć totalnie. A tego właśnie się obawiam. Zbyt wielkiego, zbyt histerycznego i zbyt nierównego zaangażowania. A z ta nierównością niestety jest tak, że w każdym związku jest stała ilość miłości - jakaś stała X. ;) Zdarza się, że ludzie dają się z siebie fifty-fifty, wtedy jest pełnia szczęścia i spełnienia. Ale czasem ktoś kogoś kocha bardziej, np. tak na 70%. Czy druga osoba to w równym stopniu odwzajemnia? Otóż, doszłam do wniosku, że nie. Zostaje niestety tylko 30%. Taka jest smutna rzeczywistość. Gdy ktoś zabiega o nas za bardzo, rozleniwiamy się, dajemy mu się wykazać i biernie przyjmujemy. A im mniej nas jest w tej naszej miłości, tym więcej paradoksalnie zaczynamy dostawać. I tak właśnie paskudnie nasz świat jest urządzony.



A ja właśnie poznałam twardziela i muszę go zmiękczyć. Jakieś pomysły?




18:35 / 10.09.2006
link
komentarz (1)
Najwięcej myśli do głowy przychodzi mi wieczorem, kiedy już leżę w łóżku. Wtedy czuję w sobie energię wulkanu, mam ochotę wstać i zacząć pisać tak szybko, aż papier zacznie się palić pod naciskiem mojego pióra. Prawdziwy wir słów krąży po moim umyśle i szuka najpiękniejszych form, w które mógłby się ubrać i zostać gdzieś uwiecznionym. Jednak ani razu jeszcze nie wstałam z łóżka w takiej chwili, by coś napisać. Zdania same układają mi się w głowie, gotowe do zanotowania, wyrywają się, chcą się wydostać, a ja nie robię nic, by im to umożliwić. Leżę dalej z głową, która z każdą sekundą jest coraz bliżej wybuchu. To uczucie jest trochę męczące (mam wrażenie, jakbym – myśląc – spalała kalorie!), ale jednocześnie dość przyjemne. Serce bije strasznie szybko, oddech – krótki przerywany, zupełnie jak u rozgorączkowanego dziecka. Euforia, błysk, oświecenie.

Nazywam to muzą. Jednak dlaczego nic z nią nie robię? Czemu dalej leżę i pozwalam sobie ochłonąć? Czemu daje odejść tak umiłowanemu przez artystów natchnieniu, na które zresztą sama czekam, bo jego brak powoduje we mnie poczucie bezsensu. Dlaczego więc nic nie robię, tylko trwam w jakiejś absurdalnej bojaźni? Ano właśnie. Boję się. Boje się, że usiądę nad czystą, białą kartką i zapomnę, co właściwie chcę powiedzieć. Boje się, że nagle to, co do tej pory kotłowało się w mojej głowie, nagle zamilknie, a do mego umysłu wedrze się pustka. I wreszcie się boję dużej, czystej, niezapisanej kartki, która przeraża mnie swą nieskazitelnością i gładkością. Uwielbiam nowe zeszyty, uwielbiam też grubą stertę białych kartek A-4. Zawsze wtedy mam ochotę usiąść i coś napisać. Ale zwykle siadam i na tym zabawa się kończy. Bo nie wiem, co robić dalej. Okropna jest taka pustka w głowie. Przygnębiająca. Dlatego nie chcę do niej dopuszczać i w momencie, kiedy ma dojść kolejny raz do stanięcia oko w oko z białą kartką, boję się tego. Bo nie chcę, by znów dopadła mnie ta koszmarna pustka, próżnia, chaos – w rozumieniu mitologicznym.
Może się tak zdarzyć, że usiądę przed kawałkiem papieru i zmuszę się, zupełnie tak jak teraz, do stworzenia czegoś. Ale zawsze jest ryzyko, że pisanie bez natchnienia przyniesie opłakane skutki. Z drugiej jednak strony czy czekać na muzę na przykład kilka lat? Jestem chyba niepoprawna optymistką, bo cały czas wierzę, że jeśli już zacznę pisać, to pochłonie mnie ta czynność bez reszty, a natchnienie pojawi się gdzieś po drodze. Czasami tak się zdarza.

Kiedyś, kiedy miałam mniej więcej 12 lat (wcześniej zresztą było podobnie) często miewałam taką olbrzymią, iście literacką wenę. Potrafiłam wziąć do ręki pióro i z zapartym tchem pisać jak oszalała. I podobało mi się wówczas wszystko, co wyszło spod mojej ręki. Byłam z tego dumna. Później takie zacięcie gdzieś się we mnie zapodziało. A może wypaliły się pomysły? W każdym razie kiedy miałam około 16 lat miewałam jeszcze od czasu do czasu ochotę na pisanie, ale kończyło się to najwyżej na pisaniu pamiętnika lub listów. Jednak i ta potrzeba wygasła i właśnie odczuwam z tego powodu pustkę. Brakuje mi czegoś. A im bardziej sobie to uświadamiam, tym bardziej mi przykro i tym bardziej się boję. Teraz, jeśli już tworzę, to bardziej świadomie. Nie mogę sobie pozwolić na niechlujne zdania (choć i tak sobie pozwalam bardziej lub mniej świadomie). Teraz staram się bardziej dbać o formę swojej wypowiedzi. A czasami nie mam na to siły. I stąd właśnie mój strach przed białymi kartkami. Boje się po prostu, że im nie dorównam. One są doskonałe. Ja mogę je ozdobić swoim pismem, ale równie dobrze – splamić. I to mnie przeraża. To mnie blokuje. Ale wciąż liczę, że to się zmieni.



01:57 / 03.09.2006
link
komentarz (1)
Wszyscy zawsze wrzeszczeli, że Woody Allen jest najlepszy. Dziwiłam się, szczególnie że, gdy zaczęłam oglądac jego filmy, trafiłam wcale nie na te perełki. Obejrzałam "Wszyscy mówią: kocham cię", co oczywiście jest ślicznym filmikiem, kochanym, słodkim, uroczym, ale jednak... filmikiem. "Jej wysokość Afrodyta" tez przyjemna była, ale już gorsza. A potem to widziałam nieszczęsną "Klątwę skorpiona" i "Hollywood ending". Zastanawiałam się wtedy, czy Woody Allen się wypalił. No i czy zawsze kręcił tylko komedyjki romantyczne. Ale obejrzałam ostatnio "Anything else" z Christiną Ricci i... no tym człowiekiem śmiesznym z "American Pie" i... tak się zaskoczyłam, że omal nie spadłam z krzesła. Oboje byli świetnie wyreżyserowani, te postacie po prostu naprawdę żyły. Zresztą, akurat ta rzecz u Woody'ego Allena jest normą - jego postacie nigdy nie są płaskie. Są świetnie zanalizowane, dopracowane, ciekawe, psychologicznie spójne. A co najważniejsze - nie ma sztampowych dialogów, tylko to, co ja uwielbiam najbardziej: próba odtworzenia dialogu ze wszystkimi drobiazgami i smaczkami. A więc jest chaos kilkuosobowej rozmowy (wszyscy się przekrzykują), jąkanie (to już tradycja), robienie dygresji, akcja, która toczy się w międzyczasie. I do tego doskonale zsynchronizowana inscenizacja. No, bajeczka po prostu! I oczywiście, co cieszy mnie najbardziej, bohaterami są najczęściej intelektualiści ze swoimi emocjonalnymi lub też egzystencjalnymi problemami, i całkiem wyszukany język, co bardzo mi się podoba. Nie lubie wydumanych filmów o prostych ludziach. Nie mam nic przeciwko samej idei filmu o rolniku czy portierze, czy innej fryzjerce, ale niestety bardzo często takie filmy są do bólu patetyczne, przerysowane, sztuczne. A nie ukrywajmy - ambitne kino kierowane jest do widzów-intelektualistów, więc czemu na siłę filmowcy popadają w modę opowiadania historii o ludziach banalnych? Nie twierdzę, że proste historie nie bywają wzruszające, np. Tańcząc w ciemnościach. To opowieść prosta, jasna, niewydumana. No, ale von Trier to mistrz po prostu.
Ale... jak juz mówiłam, bez względu na wszystko, lubię filmy o ludziach inteligentnych, ambitnych, takich, którzy mają nieco mniej przyziemne problemy. Bo życie nie zawsze i nie dla każdego sklada się tylko z oszczędzania na chleb, znalezienia pracy i założenia rodziny. Jest tylu ludzi, którzy zastanawiaja się nad swoim życiem. W ogóle w człowieku, w jego psychice jest tyle ciekawych aspektów, o których mozna by cos opowiedzieć, coś interesującego, niebanalnego, czasem może odkrywczego, czasem szokującego. Ale na pewno znaleźliby się odbiorcy, którzy wreszcie mogliby się utożsamiać się z bohaterami. Bo ja się zgadzam, że życie ogólnie jest proste i problemy życiowe też są proste. Ale to człowiek sam w sobie jest skomplikowany i poplątany i sam wikła się w coraz to gorsze tarapaty, i to jest własnie dla mnie ciekawe. Ale to może dlatego, że mnie psychologia fascynuje? ;-))

A wracając, obejrzałam wczoraj "Celebrity" Woody'ego Allena i jest to kolejny jego film, który naprawdę bardzo mi się podoba. I zwracam honor. Woody Allen naprawdę rządzi. ;)


00:12 / 11.07.2006
link
komentarz (1)
Obejrzałam własnie jeden z najpiękniejszych filmów świata: Don Juan de Marco. W kinach był, kiedy ja chodziłam jeszcze do podstawówki. Tytuł był mi dobrze znany, ale nigdy jakos nie zainteresował mnie na tyle, by zorientować sie przynajmniej, kto w nim gra i o co chodzi. I ostatnio, będąc pod wpływem Johnny'ego Deppa (którego od dawna uwazam za bardzo przystojnego, a od niedawna za bardzo, bardzo, bardzo przystojnego i seksownego), zaczęłam śledzic jego filmografie i natrafiłam na tenże tytuł. Zorganizowalam sobie film, obejrzałam przed chwilą i... jestem zauroczona, urzeczona i zahipnotyzowana. Do końca nie jestem pewna, o co tak naprawdę w filmie chodzi. Czy Don Juan naprawdę jest Don Juanem czy po prostu lubi widzieć siebie w takim świetle? To dość ważny szczegół, bo dwa skrajnie różne zakończenia rzucają zupełnie inne światło na sens i przesłanie całości. Tak czy inaczej, film jest niezwykle inteligentny, a zarazem bardzo subtelny i między wierszami ma wiele treści (że aż nie mogę uwierzyć, że nakręcili to Amerykanie!! ;)
Jest to film o własnej interpretacji rzeczywistości, o zaprzestaniu skupiania się wyłącznie na konkretach i detalach (głównie zresztą tych materialnych i namacalnych), lecz o spoglądaniu trochę głębiej i bardziej filozoficznie na świat. Mogę więc powiedzieć, oczywiście, że nazywam się Asia, jestem studentką, mam 22 lata. Ale mogę też powiedzieć o sobie to, co w sobie sama widzę lub chcę widzieć. Dlatego zawsze bronię stanowiska tych, którzy nazywają siebie artystami, a nie mają na swoim koncie zbyt wielu dzieł. Bo kimże jest artysta, jeśli nie człowiekiem wrażliwym, utalentowanym i kochającym tworzyć? To jest dla mnie prawdziwe znaczenie tego słowa. I nie wliczam w to pojęcie ilości sprzedanych książek/obrazów/płyt ani pozytywnych opinii recenzentów. Artystą jest ten, kto się nim czuje. Artysta to nie zawód, to powołanie. Zawodu się uczymy, bycia artystą - nie da się nauczyć. Tak więc Don Juan miał prawo czuć się najlepszym kochankiem świata nawet jeśli w rzeczywistości był prawiczkiem. Ale to, w jaki sposób pojmował kobiece piękno, sprawiało, że drzemał w nim niewyobrażalny potencjał do bycia kochankiem nad kochankami. Zresztą, chyba nie odkryję Ameryki, jesli powiem, że w tych sprawach nie trening czyni mistrza, lecz wyobraźnia i wrodzona wrażliwość. Stąd mozna być idealnym kochankiem i nie być, bo liczy się potencjał. Przynajmniej dla mnie.
Oczywiście, faktyczne 100zł jest lepsze od potencjalnych 100 zł. Ale sfera, niedającej się zbadać w warunkach laboratoryjnych (:-D), rządzi się innymi prawami.
Ech... i znów odzywa się we mnie idealistka, która, swoją drogą, często cierpi na ból istnienia, ponieważ nie dostrzega w nim żadnego metafizycznego sensu ani celu, jeśli w cokolwiek wierzy, to w przypadek i zbieg okoliczności, ma fobię przed śmiercią i skończonością szeroko pojętą, a tak poza tym - żeby było jeszcze sprzeczniej i jeszcze dziwniej - marzy o wszystkim, co romantyczne i piękne, a jednoczesnie - żeby sobie utrudnić sprawę - jest świadoma swojego pop-kulturowego uwarunkowania i wody zrobionej z mózgu za pośrednictwem chociazby telewizji...
Taaak... I weź tu, człowieku, żyj teraz i bądź szcześliwy, kiedy takie myśli po głowie się kołatają...
Dość kołatania. Dobranoc! Zawsze, cholera, z radosnego nastroju popadam w kompletne przygnębienie. To się chyba nazywa psychoza maniakalno-depresyjna? ;-)))


14:42 / 10.06.2006
link
komentarz (2)
Dziś mam wyrzuty sumienia na zapas. Dopadły mnie jakieś takie dni rozterek, rozmyślań, pytań, a dodatkowo kompletnie pozbawił mnie równowagi psychicznej mój dzisiejszy sen. A śnił mi się piękny nieznajomy, z którym żegnałam się przed śmiercią (zupełnie nie wiem, czyją i czemu). Nie pamiętam, jak wyglądał, ale miałam w każdym razie silne deja vu, że już kiedyś go widziałam i że już kiedyś odgrywałam tę scenę. Dziwne. Nie pamiętam żadnych szczegółów. Pamiętam tylko, że leżeliśmy w objęciach, patrzyliśmy sobie w oczy z tak bezgraniczną miłością, że aż ciarki mam na plecach, jak o tym myślę. Powiedzieliśmy sobie kilka słów otuchy. Chyba nawet były to jakieś wyznania miłosne. Ale najbardziej nieprawdopodobne jest to, że ja wszystko to czułam. I to tak intensywnie...
I kiedy tak przytulaliśmy się do siebie, czułam tak ogromną tęsknotę, żal i... hm... miłość (wiem, że to dziwne, ale tak było!), a nawet jakąś odrobinę pożądania, że natłoczenie tych wszystkich głębokich emocji aż mam ochotę porównać do istnej nirwany.

Obudziłam się i poczułam natychmiast trochę nieswojo. I poczułam tęsknotę, tym razem za tą nirwaną. Co ja poradzę, że marzę o pięknych uniesieniach?
Ech, właśnie dlatego tak podle się czuję. No bo jakie mam prawo marzyć o tym wszystkim, skoro mam faceta?

10:59 / 24.05.2006
link
komentarz (4)
Imieniny Joanny. Moje zatem też. Wysłałam SMSa koleżance Asi, życząc jej "Wszystkiego najlepszego", a ona odpisała, że wszystko najlepsze już ma i że mnie życzy, bym też tak kiedyś mogła stwierdzić.

Ha. Czy ja kiedykolwiek tak powiem? Że mam już wszystko, co najlepsze i więcej mi nie trzeba? Może. Ale moja poprzeczka oczekiwań wobec siebie i innych ludzi stoi tak wysoko, że sama nie wiem, kiedy dosięgnę wymarzonego pułapu albo kiedy docenię to, co mam na wyciągnięcie ręki.

Czego więc sobie życzę? Spokoju. Chcę nie chcieć. Bo teraz chcę za bardzo, a to strasznie przeszkadza. Nie ma jak spokój, opanowanie, brak większych pragnień i radość z tego, co jest. To jest dopiero raj! I tego sobie życzę.



19:55 / 21.02.2005
link
komentarz (5)
W sobotę było cudownie.... Najpierw ja, Agata, Adam, Gosia i Ryba kręciliśmy pierwsze zdjęcia do mojej pierwszej etiudki fabularnej. Mmm... :) Ależ się ubawiłam. A wieczorem była fantastyczna impreza! Graliśmy na bębnach, gitarach, śpiewaliśmy... Ganja... :))) Trans kompletny na kilka godzin, twórcza atmosfera, euforia, super... :))))


21:01 / 17.02.2005
link
komentarz (1)
Bedzie duży i silny, żebym czuła się przy nim malutka i bezbronna. Bedzie miał pzyjemnie kłujący zarost i milutką, sympatyczną buzię. Będzie dobry, cierpliwy i mądry. Będzie umiał słuchać, ale i ciekawie opowiadać. Będzie mnie kochał jak wariat i powtarzał to tak często, jak się da. Będzie mnie wspierał i motywował do działania. Będzie prowadził mnie za rękę, jak się będę bała. Będzie miał cichy, zmysłowy, spokojny głos, którym będzie mnie doprowadzał do szału, szepcząc do mojego uszka. Będzie mnie podniecał każdym swoim centymetrem, bo i ja będę go kochać do szaleństwa i akceptować we wszystkim. Będę mu robić kanapki do pracy i śniadanko do łóżka. A on będzie dla mnie robił dokładnie to samo. Będziemy sobie bardzo dużo dawać. I będziemy umieli rozmawiać ze sobą. Wyrozumiale i tolerancyjnie. I nie będziemy się kłócić. Będzie pięknie.
Będę dostawać od niego malutkie, śliczne prezenciki, a on będzie znajdywał w kieszeniach słodziutkie liściki miłosne albo małe czekoladki. Będziemy się uwielbiać i pożądać. I będziemy najszczęśliwsi pod słońcem.
Tak sobie wyobrażam...

A na razie cóż mi pozostało? Czekać na tego księcia.


00:23 / 17.02.2005
link
komentarz (1)
Byłam dziś w kinie na "Bardzo długich zaręczynach" i trochę się rozczarowałam. Oczywiście film pięknie zrobiony, z roznymi smaczkami charakterystycznymi dla tegoż reżysera, ale... fabuła trochę nudnawa i rozwlekła.

03:05 / 16.02.2005
link
komentarz (1)
Agata twierdzi, że ten rok będzie rokiem odnawiania starych kontaktów. Agata ma zawsze rację. Agata jest czarownicą i wszystkie jej przepowiednie się sprawdzają. I coś w tym jest. Muszę wybrać się do Warszawy wreszcie. Czeka tam na mnie cała gromada przeróżnych starych znajomych....
No, ciekawe, proszę państwa.... ;-)))))


20:11 / 14.02.2005
link
komentarz (1)
Właściwie to lubię montować filmy, nawet jak muszę. :)




14:50 / 12.02.2005
link
komentarz (0)
Dlaczego tak jest, że jak mamy coś zrobić, to natychmiast myślimy o tysiącu innych spraw, nagle budzą się w nas dawno zapomniane pasje, mamy ochotę tworzyć, byle tylko nie robić tego, co aktualnie robić trzeba. Narzekamy tylko, że musimy robić coś, czego nie chcemy i nie lubimy, i jak to poszkodowani jesteśmy. Niestety ta sama sytuacja ma miejsce, gdy obowiązkiem staje się nasza pasja. Nagle okazuje się, że ta praca także męczy i zawsze znajdziemy coś, nad czym można by się poużalać.
Człowiek - dziwne stworzenie.

A skąd ta refleksja? Właśnie mam robić coś, co uwielbiam - montować film. I jak już MAM, to nagle wolę robić coś innego. Błędne koło. Ech... ;-)


20:14 / 08.02.2005
link
komentarz (1)
Uczyłam się do egzaminu parę godzin wczoraj. Zdałam na 3+. To się nazywa geniusz. ;)))


17:39 / 07.02.2005
link
komentarz (1)
Chciałabym mieć mniej pomysłów. Albo ewentualnie więcej mobilizacji. Żeby móc realizować to, co przychodzi mi do głowy. Cierpię na swój słomiany zapał, a to chyba głównie dlatego, że działać się boję. Aktywność twórcza to wielka odpowiedzialność. Nie mozna tworzyć rzeczy głupich i prymitywnych. To znaczy, oczywiście, można. Pewnie. Nikt nam tego nie zabroni. Tylko po co? Z twórczości głupiej nikt się nie cieszy. Ani my sami, ani odbiorcy tejże twórczości. A każdy artysta wszak tworzy po to, by dzielić się z innymi. Lepiej więc tworzyć coś, co się podoba.
Zaraz wszyscy mnie skrzyczą, że przecież nie o to chodzi, by dostosowywać się do niskich gustów, tylko tworzyć coś wyrafinowanego i elitarnego. Pewnie, ale wtedy trzeba mieć wystarczająco dużo pewności siebie. No i poza tym i tak zawsze musi być ktoś, kto naszą twórczość pochwali, choćby nawet była dziwna, nieprzystępna i trudna. Musi istnieć taka osoba. Przynajmniej jedna. Taka osoba, która zawsze w nas wierzy i nas wspiera.
A inna rzecz, że każdy artysta chciałby odnieść sukces. A to wszystko nie takie proste.
Więc właśnie dlatego tworzyć się boję. Bo z góry boję się porażki. Po co więc mam się o niej przekonywać? Lepiej siedzieć cicho i być nieświadomym swojego braku talentów. Ale z drugiej strony taka bezczynność mnie męczy i zabija.
Powstaje błędne koło. Trzeba by je wreszcie przerwać. Tylko jak? Od czego zacząć? Od działania i nabierania sił w trakcie? Czy od szukania harmonii, a po jej uzyskaniu, zabrania się do pracy?


12:59 / 07.02.2005
link
komentarz (1)
Staram się wmówić sobie dobry nastrój. O dziwo działa. Jeszcze do niedawna potrafiłam zapadać się w otchłań i spadać w dół bez końca, pogrążając się w swojej chandrze i rozczulając się nad sobą. Nie wiem, co takiego się stało, ale teraz staram się jakoś o tym wszystkim nie myśleć. Skupiam się na pozytywnych rzeczach. I kiedy tylko przychodzi mi do głowy coś smutnego, natychmiast zaczynam rozmyślać o czymś przyjemnym. Trochę to sobie narzucam, ale ważne, że efekt jest dobry. Optymizmu też można się nauczyć. A przynajmniej kontrolowania swojego nastroju. Prędzej czy później wyrobię w sobie taki nawyk i może wreszcie nabiorę trochę siły do życia. Ale chyba jestem na dobrej drodze. Jestem ostatnio całkiem zadowolona. Chociaż powodów mam tyle samo co zwykle. No, ale warto jednak doceniać szczegóły, które na ogół bagatelizujemy. Wymagamy od życia Bóg wie czego. A przecież wystarczy usiąść i wymienić kilka rzeczy, które mam ja, a których nie ma ktoś inny. Tym chociażby warto się cieszyć. Na dobry początek. ;)


13:47 / 06.02.2005
link
komentarz (3)
Asia bardzo lubi balansować na krawędzi. Ma we wtorek egzamin, a jeszcze nie do końca wie, z czego. Brawo, Asiu. ;)



16:01 / 05.02.2005
link
komentarz (1)
Dziwny ostatnio mam nastrój. Waha się od skrajnie dobrego do skrajnie złego. Czasem mam ochotę skakać z radości, czuję w sobie tyle pozytywnej energii, czuję, że swiat jest piękny i chce mi się życ. Dosłownie chwilę potem, bez konkretnego powodu, czuję przytłaczający smutek, ciężar, kulę w gardle, samotność, strach, brak motywacji do czegokolwiek i poczucie ogólnego bezsensu.
To się fachowo nazywa psychoza maniakalno-depresyjna. :)





15:49 / 04.02.2005
link
komentarz (3)
Ochłonęłam. Już mi się NLOG z panem doktorem nie kojarzy. Ba, zupełnie zapomniałam, że tyle tu o nim było. Tyle rzeczy wydarzyło się w moim życiu od tamtego czasu. To śmieszne, że z czasem emocje kompletnie ulatują, że wszystko traci swój kolor, zapach, dźwięk... Wspomnienia pozostają jałowe, ot - jest sentyment, ale zupełnie na luzie, bez histerii. I obojętność. Właśnie tego się wtedy bałam. Że o wszystkim, prędzej czy później zapomnę. Chciałam tego, ale też się tego bałam.
Dziś, jak na to wszystko patrzę, nie mogę sobie przypomnieć, jak i dlaczego tak się to wszystko potoczyło. Nie pamiętam tamtych emocji. Uleciały, skończyły się. Nie ma już ich... Pozostały mi tylko obrazy pewnych chwil. Jak dawno widziany film. Ech, życie, życie...
09:15 / 20.08.2004
link
komentarz (1)
Chyba sobie muszę na jakiś czas darować NLOGa, bo też mi o NIM przypomina... :-(
Wszystko mi przypomina. Dosłownie wszystko mi się kojarzy. Mam GO przed oczami dosłownie non stop. Zupełnie nieświadomie. A jak zdam sobie sprawę, że mam go przed oczami, robi mi się przykro, bo przecież wiem, że nie warto... :-(
Ech...

Wiem, to wszystko minie. Ale dlaczego zdarzyło się to akurat teraz, kiedy ja się muszę uczyć?! A poza tym dużo łatwiej by mi było, gdyby okazał się wstrętną świnią, ale... wcale znowu się taką świnią nie okazał. Jedyna zła rzecz, którą robił, to ta, że nie wiedział, co ma napisać, więc nie pisał nic i milczał. Tego absolutnie nie rozumiem i nie akceptuję. Ale z drugiej strony... nie jestem w stanie nagle zapomnieć o naszych naprawdę cudownych spotkaniach, z których każde trwało średnio 8-10 godzin! Nie jestem w stanie wyrzucić z pamięci tych wszystkich wrażeń, tych przemyśleń, tych nowych rozwiązań na moje problemy. A poza tym tyle rzeczy mi się w nim podobało, nawet jako w człowieku. Miał kilka cech, których bardzo potrzebowałam i które pomogłyby mi się psychicznie ustabilizować.
Był po prostu takim prawdziwym facetem. Był pragmatyczny, zdecydowany, spokojny, konkretny (nie taki rozlazły jak czasami ja), był jakiś taki stabilny. Ale jednocześnie potrafił zachować się miło i ciepło. Nie w taki sposób wprawdzie, jak typowi faceci-misie, przytulasy takie, ale... dawało mi to dużo. A może i więcej, bo ON był bardzo rzeczowy, racjonalny, a mnie się to strasznie podobało i potrzebowałam właśnie kogoś takiego. I co? Teraz mam zapomnieć o tym wszystkim pozytywnym, co przeżyłam? Nie zapomnę, bo nie potrafię. Tak więc siedzę i się gryzę. Bo na jednej szali mam obraz świetnego faceta, a na drugiej - kogoś, kto mnie potwornie olał, kogoś, kto mnie po prostu nie chce i w sumie nieważne dlaczego. Chociaż ja chciałabym wiedzieć, dlaczego naprawdę. Gdybym potrafiła zrozumieć tę sytuację, byłoby mi może łatwiej...
Szkoda tylko, bo... tyle cech mi się w nim podobało, że prawdopodobnie będę ich szukać w innych facetach. Ale kopii nie znajdę.
Naprawdę podobał mi się cały ten zestaw cech, które on miał, ze wszystkimi drobnymi odchyłami, o których zdążyłam się dowiedzieć. Zdążyłam to zaakceptować, bo w ogóle nie przyszło mi do głowy, że on może chcieć to zakończyć, skoro spotkaliśmy się wreszcie i... było na tym spotkaniu, jak było... ;-))))))
A ten jego głos... Ciągle mam w uszach i ciągle mnie rozbraja.
Ale prawda jest taka, że właśnie zachowałam się jak głupia małolata, tak szybko angażując się. To takie kompletnie bez sensu. On doskonale to pewnie widział, a na pewno nie szuka nikogo narwanego.
O. I jeszcze jedno. Ciągle robię sobie wyrzuty, że coś zrobiłam nie tak, że gdybym postąpiła inaczej, to... wszystko inaczej by się skończyło. Jestem wściekła, bo już widzę, jaki będzie finał. Będę sobie teraz miesiącami pluła w brodę, że już po raz kolejny przeleciał mi fajny facet koło nosa, tylko dlatego, że byłam głupia. Ech. Ale to prawda. :-(((


07:31 / 19.08.2004
link
komentarz (1)
Już przechodzi, już się leczę z tego. Trochę aż wstyd mi za samą siebie, że taką jestem rozhisteryzowaną panienką. Ale dość tego.
Facet twierdzi, że szuka partnerki na stałe, ale ja niestety jestem za młoda. Więc po cholerę się do mnie odzywał? Wiedział od początku, ile mam lat.
Po prostu nie wiedział, jak to skończyć, to wymyślił taką bzdurę. Może zresztą i jest w tym ziarno prawdy, ale w takim razie znaczy to, że podchodzi do wszystkiego zbyt pragmatycznie.
Ciągle trochę nie mogę sobie tego wszystkiego uzmysłowić i poukładać w głowie - jak to możliwe, żeby ktoś, z kim tak cudownie mi się gadało, okazał się głupim chujem? No, ale teraz to już nie ma znaczenia.
On sobie szuka kogoś nowego, ja też. Z tym, że ja trochę po to, żeby zafundować sobie terapię i o tym wszystkim nie myśleć.
Nie sądziłam, że popełnię tak głupi błąd, ale... chyba facet po prostu trafił na dobry moment. Kiedy potrzebny mi był ktoś racjonalny, kto jednocześnie śliniłby się na mój widok (tak, to było przyjemne). Wiele rzeczy było przyjemnych. I jest mi ich szkoda. Na przykład tego kompletnie obłędnego głosu, który nadal mnie podnieca, jak sobie go przypomnę.
Ale już. Koniec. Nieważne.
Pomógł mi na szczęście najukochańszy na świecie Wojtuś. To jest dopiero facet. Po tym wszystkim potrafi być takim przyjacielem... :-)))


18:42 / 17.08.2004
link
komentarz (2)
Koniec wszystkiego. Koniec pana doktora. Za duża różnica wieku według niego. Nie kalkuluje się na dłuższą metę.
Może się jeszcze raz zobaczymy, żeby powiedzieć sobie parę spraw prosto w oczy. Ale to pewnie będzie ostatnie spotkanie.
Żeby ze mną sypiać jest za porządny (nie będzie przecież nikomu zawracał głowy, jeśli myśli tylko o jednym - tak powiedział), a żeby ze mną być - jest zbyt pragmatyczny.

A ja się chyba, kurwa mać, zakochałam. Znacie jakąs dobrą receptę na zapominanie? Poproszę szybko. :-(


10:17 / 16.08.2004
link
komentarz (3)
Zastanawiam się, czy powinnam ufać tak szybko. Ale nie ufać z kolei nie potrafię. Jestem naprawdę łagodnym, milutkim zwierzątkiem, które lubi się przytulić i być pogłaskane. Nie pociąga mnie ryzyko ani tajemniczość. Lubię wszystko wiedzieć. Mieć kompletną jasność sytuacji. Nie zawsze jest to takie proste.

Moja sytuacja i tak jest dużo bardziej jasna niż jakiś czas temu. Już teraz raczej nie wyobrażam sobie, że ON nagle zamilkł. Nie... Chociaż? Wciąż nie mam pewności. A kiedy w zasadzie będę mieć? Kiedy będzie ten odpowiedni moment, kiedy można być pewnym i zaufać kompletnie? Chyba nie ma takiej jednoznacznej granicy. Zawsze się trochę ryzykuje, a potem okazuje się, czy było warto. Tyle razy się przejechałam... Ale z drugiej strony - ileż to razy poznawałam wspaniałych ludzi, właśnie dzięki mojej ufności i otwartości.

A tak poza tym to stwierdziłam, że dość narzekania! Przecież jestem wielką szczęściarą! Mam przyjaciół! Owszem, garstkę zaledwie, ale JAKICH !!! To ludzie, na których zawsze mogę polegać, którzy nigdy, przenigdy mnie nie oszukają. Przecież to ogromny komfort psychiczny mieć kogoś takiego. Jest cała masa ludzi, którzy przyjaciół nie mają w ogóle. I tez sobie radzą. Więc dosyć rozczulania się nad sobą! Przecież życie jest takie piękne!! Słońce świeci! A pan doktor nie odpowiada na SMSa...

Tak w zasadzie to... ostatnio ON stanowi mój jedyny, ewentualny problem. Już nie roztrząsam jakichś głupich, egzystencjalnych spraw, na które i tak nie ma odpowiedzi. Nie doszukuję się w ślicznym dniu złych aspektów, bo to ewidentnie były skłonności depresyjne. Ale minęły. Już tak nie robię. Wszystko zniknęło, jak ręką odjął. Odkąd GO poznałam. Dlatego tak bardzo mi zależy na tej znajomości, dlatego tak bardzo się boję, że coś się nie uda. I myślę o tym bez przerwy. Tym bardziej, że... jeszcze parę dni temu targały mną różne wątpliwości. Ale jakoś i one minęły. Po ostatnim, piątkowym spotkaniu, a nawet w jego trakcie, było zupełnie inaczej. Byłam taka naturalna i wyluzowana. Wcześniej niby też byłam, ale teraz jakoś zupełnie inaczej.

A najgorsze jest to, że on mi się coraz bardziej podoba... I nie wiem, co mam myśleć o tym jego nieustannym milczeniu. OK, jest zapracowany. Poza tym nie ma zwyczaju odpowiadać od razu, ale to źle i nic go nie usprawiedliwia. W ogóle go nic nie usprawiedliwia, ale powiedzmy, że jeśli mówi prawdę, to chwilami go rozumiem nawet i wiem, że się nie odzywa. Ale nie podoba mi się to. Będę musiała z nim pogadać. Chociaż boję się przyspieszać i żądać deklaracji. Muszę inaczej to obmyślić. Ech... :-)
Ale niech się już odezwie... Wtedy dzień będzie już w ogóle super! :-))


12:38 / 14.08.2004
link
komentarz (0)
Czuję się już dużo lepiej, dużo spokojniej, bezstresowo. Dwa dni temu powiedziałam sobie: Aśka, wyluzuj! i... poskutkowało! Wyluzowałam. I jest OK.
Trochę wprawdzie się pojawiło nowych problemów, na które nie mam wpływu, ale... na pewno miną.

Byłam wczoraj na "Rrrrr"! Świetny film! Świetna zabawa! Polecam!



12:39 / 14.08.2004
link
komentarz (2)
Nie mogę doczekać się jutrzejszego spotkania !!! :-)))

_____________________
Przepraszam, że jestem taka monotematyczna.... :->



00:21 / 12.08.2004
link
komentarz (0)
Dziś w nocy pobiłam swój rekord długości gadania przez telefon... Prawie 6 godzin!!!

Ale przynajmniej wszystko zaczyna się klarować i wyjaśniać. Tak czy siak, teraz już jestem nastawiona sceptycznie, a nawet chwilami bojowo. No nic, zobaczymy, co będzie...


01:12 / 10.08.2004
link
komentarz (0)
To już chyba koniec wszystkiego.
Bardzo jest mi przykro.

Boże, czy on czyta mojego nloga, że tak nagle przestał się odzywać???

Czuję się paskudnie. :-(


02:42 / 08.08.2004
link
komentarz (0)
Dziś była u mnie Agatka ze swoim lubym - Adasiem. I paliliśmy gandzię... Matko, co za mocny stuff! Strasznie długo nas trzymało. Parę dobrych godzin. Mnie w zasadzie nadal trzyma. Tylko się przed mamusią hamuję. Ale gdybym się z kimś zaczęła transować lub wygłupiać, to by poszłoooo!

* * *
Z cyklu: What's up, doc?

Pan doktor się nie odzywa. Drugi dzień. Znowu. Przeciąga strunę. Trzeba będzie go nauczyć, pokazać, kto tu rządzi! ;-)))
Ponieważ i tak nie zobaczymy się wcześniej, jak po weekendzie, to po co teraz się odzywać? Wystarczy zadzwonić w niedzielę wieczorem i umówić się jakoś. A może w ogóle w poniedziałek dopiero? A po co w międzyczasie? Pfff... :-P


21:03 / 06.08.2004
link
komentarz (0)
A w ogóle to on jest jednak 13 lat starszy... :-)

20:55 / 06.08.2004
link
komentarz (0)
Ubolewam nad tym, że się za szybko angażuję w ludzi. Zawsze. Zawsze się otwieram, odzieram z tajemnic, chcę się z kimś zżyć, zaprzyjaźnić, zbliżyć do kogoś, zaczynam za kimś tęsknić i potrzebować go. A ta druga osoba jest jakaś chłodna i obojętna. Nie zawsze oczywiście. Ale najczęściej.
Moja jedyna przyjaciółka- Agata wykazuje tylko taką inicjatywę, że ja po prostu mam świadomość, że ona zawsze dla mnie jest. To wielki skarb. No i jeszcze mój przyjaciel- Mateusz... On też w zasadzie wykazuje sporo inicjatywy, chociaż oczywiście ja wykazuję więcej. Chciałabym poznać kogoś, kto choć raz będzie o mnie naprawdę zabiegał...
No, ale tacy są ludzie. I trzeba się z tym pogodzić.
A ja z kolei wybitnie mocno się przywiązuję, uzależniam wręcz. To mój problem, to prawda.
Ale jakoś mam w sumie dobry humor. Od wczoraj. Oby tak dalej.

A na razie... czekam na poweekendowe spotkanie... I doczekać się nie mogę... :-))


10:19 / 06.08.2004
link
komentarz (2)
I wszystko dobrze się skończyło. Tak jak przypuszczałam. ;-)
Pogadaliśmy sobie.
Momentami wchodziliśmy na dość poważne tematy. Za poważne. Ja tak dalekosiężnie nie patrzę.
Ja mam motto: CARPE DIEM. I tyle.
No, ale zobaczymy. Czekam na rozwój wypadków. He, he. :-)


18:59 / 05.08.2004
link
komentarz (2)
Nie wytrzymam, po prostu nie wytrzymam. Ta sytuacja mnie przytłacza, wkurza, działa mi na nerwy, stresuje mnie, rozkojarza, męczy, smuci, a w dodatku powoduje, że zaczynam dosłownie świrować i wyobrażać sobie jakieś naprawdę niestworzone rzeczy. Może zrobiłam coś nie tak? No niby nie, bo w poniedziałek dostałam SMSa, że ON wcale się do mnie nie zraził, tylko przecież powiedział, że daje mi trzy dni, żebym oceniła sytuację z dystansem i na spokojnie. No, ale dziś mija już czwarty dzień. A ja wczoram wysłałam zwykłego, banalnego SMSa z pytaniem: "Co porabiasz?" i do dziś nie mam odpowiedzi. I przychodzą mi do głowy strasznie głupie pomysły.
Wiem, że ON może być zajęty. Jemu zupełnie inaczej upływa czas, jeśli pracuje, a inaczej mnie, jeśli siedzę w domu i cały dzień bezczynnie czekam na SMSa. Można wtedy zwariować. To prawda.
Czemu nie odpisuje? Boże!
Czekanie jest najgorszą torturą! Słowo daję!
Jak tylko się odezwie, to go skrzyczę! ;-))) he, he...


15:31 / 04.08.2004
link
komentarz (0)
I znowu czekam. Wprawdzie nie odpisywałam na wczorajszego SMSa, bo wtedy czekałabym jeszcze bardziej, ale teraz czekam, aż miną trzy dni, podczas których miałam z dystansem ocenić sytuację.
Tak się boję, że coś zrobiłam nie tak, a to możliwe przy tak gigantycznych wahaniach i rozterkach... Ach...
Niech już się odezwie. I niech zaproponuje spotkanie. Wtedy odetchnę. ;-)


17:55 / 03.08.2004
link
komentarz (0)
A może on na mnie źle wpływa? Bo w zasadzie nie mogę na niczym się skupić, tylko ciągle czekam na jakiś znak?
No, ale milczenie zostało przerwane. A mi przestało być niedobrze i zjadłam zupę marchewkową.

A poza tym odchudzam się. Po raz kolejny. A co tam. Trzeba w życiu mieć przygody! ;-)))

Wczoraj byłam u wujka na grillu. Wujek ma śmieszny, okrągły jak piłka, brzuch.
Moja mama do niego: Ale masz brzuch!
Wujek: Do czasu!
Mama: Tak? Do kiedy?
Wujek: Do śmierci.

Nie ma jak optymizm. :-D




04:07 / 03.08.2004
link
komentarz (0)
Nienawidzę takiego oczekiwania, niepewności. Motylki w brzuchu. Coś koszmarnego.
Ostatni tydzień był dość burzliwy. Mam mętlik w głowie. I cały czas dziwny lęk. I jak tu wytrzymać? Boże, niech to już minie...


19:06 / 30.07.2004
link
komentarz (3)
No dobrze. Przyznam otwarcie: trochę mnie ten 32-letni facet, co to go poznałam parę dni temu, zaintrygował. Przyjemnie się z nim flirtuje, ma bardzo miły głos, a w dodatku - co jest jego największą zaletą - prawi mi komplementy! :-)))
Ta znajomość rozwija się dosyc szybko, ale trzeba to natychmiast przystopować. Nie ma się, z czym śpieszyć. Dość w moim życiu było pośpiechu. Teraz wszystko ma być po kolei.
Poza tym chyba trochę rozmijają się nasze oczekiwania co do tej znajomości, no ale cóż. Faceci jednak zwykle (przepraszam wszystkich Panów) są prości i dążą do jednego. Nie tylko, ale głównie. I bardzo.

No, zobaczymy, jak to się dalej rozwinie. :->



14:46 / 30.07.2004
link
komentarz (2)
Nie wiedziałam, że do tego stopnia nie wiem, czego chcę. ON wywołuje we mnie tak dziwny stres i lęk... Zaczynam się wszystkiego bać. Najchętniej w ogóle bym się wycofała, ale coś mnie jednak ciągnie.
Dawno (albo nigdy?) nie byłam w takiej sytuacji. Nie umiem się odnaleźć. Aż boli mnie brzuch. Głupia jestem. Tak, to prawda.

Bu.



23:18 / 29.07.2004
link
komentarz (0)
Jest po pierwszej. Przed północą był 27 lipca. Moje urodziny. Skończyłam kilka godzin temu 20 lat. Matko święta. 20 lat.
Zaczynam kolejną dekadę. Nigdy nie sądziłam, że z takim właśnie spokojem, a nawet z obojętnością. Tyle, że dość optymistycznie się czuję. Zaczyna się kolejny etap życia. Zmienia się pierwsza cyferka w moim wieku. Przez kolejne 10 lat będzie mi towarzyszyć.

He, he. Do niedawna myślałam, że starsi faceci nie lecą już na mój wiek, bo najbardziej rozchwytywane są, przez złaknionych wrażeń trzydziesto- i czterdziestolatków, urocze "sweet sixteen". Ale i ja zostałam dziś nazwana Słodką Dwudziestką. Proszę, proszę. Jak miło.

Urodziny, choć bez szczególnego świętowania (w sensie imprezowym) minęły mi bardzo milutko. Razem z Wojtkiem, jeszcze moim. Byliśmy w kinie na "Żonach ze Stepford" (dość zabawny, acz ciekawy i przyjemny film - w kinie byliśmy sami, więc głośno komentowaliśmy i się śmialiśmy). Po filmie poszliśmy do restauracji greckiej, gdzie zdecydowanie najlepiej smakowała tradycyjna i charakterystyczna Retsina. Niesamowity smaczek... :-)

A teraz siedzę w domu i kontempluję pewną kiełkującą znajomość: ciekawe co się z niej wykluje? Hmmm... Jestem bardzo, bardzo ciekawa. Zapowiada się dość intrygująco! :-)))


22:37 / 27.07.2004
link
komentarz (0)
Spotkałam się wczoraj z bardzo miłym człowiekiem. Starszy ode mnie o 12 lat, pan doktor. Sto razy bardziej intelignetny i oczytany, niż się spodziewałam. Nie, nie o to chodzi, że źle go oceniałam. Ale na pewno nie miałam świadomości, że taki z niego erudyta, bądź co bądź.
Gadaliśmy osiem godzin. Wróciłam do domu o 4:00 nad ranem, ale za to byłam odstawiona pod same drzwi.
Przez cały ten czas zdążyłam mu o sobie mnóstwo opowiedzieć, a on - jako psycholog z zamiłowania - słuchał mnie i diagnozował. I muszę przyznać, że nikt jeszcze tak szybko nie odgadł moich problemów.
Fajnie było. Cieszę się. I dużo drinków za darmo... :-D

Z tej okazji pozdrawiam całą służbę zdrowia!! :-)))))))))




18:14 / 25.07.2004
link
komentarz (1)
Upalny dzień, trochę pracowity. Robiłam z koleżanką teledysk. Ślicznie wyglądała. Gosia - taka niepozorna na pierwszy rzut oka. A tu - proszę. Okazało się, że potrafi być niezłym wampem. Ech... chciałabym tak wyglądać. To znaczy chciałabym mniej ważyć. Wtedy też byłabym wampem.
Będę się więc odchudzać. A jutro jeszcze pójdę do Gosi na pizzę. Ostatni raz... :-))))


20:30 / 24.07.2004
link
komentarz (2)
Moje obawy się na szczęście nie potwierdziły. Wojtek okazał się bardzo miły i sobie bardzo miło żeśmy porozmawiali.
To znaczy takie jest moje zdanie. Ciekawe co on na to?


______________________


A około 22:00 wpadłam sobie jeszcze do Mateusza (Mateusz to mój ukochany przyjaciel - nowy nabytek, poznany na studiach, jeszcze o nim napiszę innym razem). Obejrzeliśmy sobie razem strasznie fajny film, który od dawna Mateuszowi polecałam: "Zabity na śmierć".
A teraz jestem bardzo śpiąca i idę spać. Dobranoc, pchły na noc.
(Bez sensu, że to piszę - kogo to obchodzi, że chce mi się spać? No, ale i tak idę! Pa, pa!)


06:42 / 24.07.2004
link
komentarz (0)
Łaziłam dzisiaj z koleżanką po sklepach i strasznie wróciłam zmęczona, a przy okazji zdołowana. Przypadkowo przejrzałam się w jakimś duzym lustrze i zobaczyłam siebie - tak nagle i niespodziewanie - bez ustawiania się, pozowania i strojenia minek. Zobaczyłam siebie zmęczoną, rozpływającą się w upale i w dodatku z głupią miną. Przeraziłam się!!!
A teraz w dodatku idę na spotkanie z człowiekiem, którego jeszcze na oczy nie widziałam, a co gorsza - on nie widział mnie. I niestety biedakowi popsuje się nastrój dziś wieczorem. Wyglądam koszmarnie. Nie mam się, w co ubrać, makijaż nie chce się utrzymać (zresztą, niewiele daje), a w dodatku zastanawiam się, czy będzie nam się dobrze rozmawiało. Człowiek jest bardzo błyskotliwy, ma poczucie humoru, ciekawe zainteresowania i zapewne jakieś interesujące przemyślenia (tak wnoszę po jego blogu), ale... to nie wszystko. Boję się, że może być zarozumiały, ironiczny albo (w najgorszym przypadku) bardzo mu się nie spodobam i będzie jeszcze bardziej zarozumiały i ironiczny, albo będzie myślał, że umawiam się z nim na randkę! A ja się umawiam na SPOTKANIE! Dlaczego faceci zazwyczaj tego nie rozumieją? Dlaczego, jeśli im się nie podobam, więcej nie chcą ze mną rozmawiać? Dlaczego są tacy prymitywni?
To znaczy jeśli już są prymitywni, to i ja nie chcę z nimi rozmawiać - proste. Ale... czemu nie można się spotkać normalnie, po prostu???
Zawsze, ale to zawsze, tak u mnie było. Każdy facet zawsze był czymś więcej zainteresowany. I albo to coś więcej wychodziło, bo się sobie podobaliśmy, albo nie. Raz myślałam tylko, że poznałam zwykłego KOLEGĘ (!!!), ale niestety - kolega się po jakimś czasie zakochał.
Jednym słowem - nigdy jeszcze nie udała mi się żadna znajomość (czyli większość), jeśli coś nie zaiskrzyło.
A ja liczę tylko na jedno. Żeby zaiskrzyło intelektualnie i emocjonalnie. Mam ochotę kogoś bardzo polubić. Po prostu. Pewnie, niech to będzie facet. Lubię facetów. Faceci są fajni. Ale niech będzie po prostu przyjacielski i niech nie patrzy na mnie jak na potencjalną zdobycz, bo - patrząc tak - najwyżej się rozczaruje.
Wyglądam dziś koszmarnie, słowo honoru. Mam od razu beznadziejny humor i odechciewa mi się iść gdziekolwiek. Masakra. Bu. :-(((


12:07 / 23.05.2003
link
komentarz (2)
Działaaaaaaaaaaa????????? Nie wierze!!!!!!!!!!!!!! A ja już się ponownie zdążyłam przyzwyczaić do 2loga. Oooo... Ciekawe, czy cała gwardia tu wróci. He, he. ;,0)


20:53 / 14.01.2003
link
komentarz (1)
Zly dzien. Zla rozmowa. Zle wnioski, ale nie czuje sie tak wyczerpana jak kiedys. Lzej mi. Chyba juz tak bardzo nie bede wiecej zdolowana. Troszke jestem silniejsza. Aczkolwiek jest mi przykro, bo przeciez nie jestem z kamienia.



07:57 / 14.01.2003
link
komentarz (1)
Najbardziej ze wszystkiego wkurza mnie moja alergia. Za cholere nie wiem, na co. Nigdy nie bylam na nic uczulona, az tu nagle, rok temu, zaczelam kichac i kicham do dzis. A jakas przyczyna musi przeciez byc!
No, w kazdym razie, jak juz sie rozkicham na dobre, to nie moge przestac. Oczy mi spuchna, zakatarze sie cala i wygladam jak 49 smutkow. ;,0)

Ide sobie zaraz do szkoly. Na probe przedstawienia. Ot moj caly stres przedstudniowkoy, o ktorym wspominalam ostatnio. Ale przyjemny... :-,0),0),0)


22:43 / 13.01.2003
link
komentarz (0)
A jednak troszke mi dziwnie. Nie zle jakos, ale... nieswojo. Pare mysli kolocze mi sie po glowie. Wisi nade mna powazna decyzja, ktorej nie umiem podjac. A jeszcze ostatnie dni namacily mi kompletnie w glowie. Hmm... No coz. Czas jest lekarstwem na wszystko. I on powie, co bedzie i jak. A moze przejde sie do wrozki? ;-,0),0),0),0),0)



22:36 / 13.01.2003
link
komentarz (0)
Miekke usta. Nowe, inne, obce.






20:17 / 13.01.2003
link
komentarz (6)
Chcialabym wszem i wobec cos oglosic. To bardzo wazne, wiec napisze to wielkimi literami.

Juz od jakiegos czasu jestem szczesliwa. Nie znaczy to, ze w kazdej sekundzie sie glupkowato usmiecham. Znaczy to natomiast, ze juz jestem spokojna, nie miewam dolow, odzyskalam wiare w siebie (a przynajmniej jej minimalna czastke potrzebna do normalnej egzystencji,0). Czuje w sobie sile, by dzialac. Czuje energie, radosc, wene, by cos robic. Wytyczylam sobie cele, wiec bede do nich dazyc. Pewnie jeszcze zmienie zdanie, zawsze musza zajsc jakies reformy, zeby nam pokomplikowac zycie, ale... jestem jakas odporniejsza. Mam NADZIEJE. Czuje SPOKOJ. Odzyskalam (jako tako,0) HARMONIE. To wszystko jest swieze, jeszcze cieple, jeszcze kruche, ale JEST!!! Znow zaczelam regularnie prowadzic pamietnik, czego wlasciwie nie robilam od wielu miesiecy. Ostatnio wiecej sie wokol mnie dzieje. Jestem aktywniejsza. COS robie!!! Jestem wprawdzie troche zmeczona, troche pod presja, troche zestresowana (zaraz wyjasnie,0), ale daje mi to satysfakcje. AMEN!

Ja, moja ukochana Agata (krishna,0) oraz Magda z mojej klasy napisalysmy czesc przedstawienia studniowkowego, ktorego calosc rozdzielilysmy pomiedzy trzy grupy. Temat: Jozio dzien przed matura usiluje cos sie jeszcze nauczyc, ale zasypia. I sni mu sie pieklo, czysciec oraz niebo. My robilysmy pieklo.
To tak po krotce- nie bede opisywac wiecej, bo nie ma sensu.
Tak czy inaczej praca nad tym strasznie mnie podbudowala. Nagle okazalo sie, ze moja klasa jest naprawde fajna, ze ludzie w sumie mnie lubia, ze normalnie ze mna rozmawiaja, ze w ogole jest super. I cos mi sie wydaje, ze studniowka bedzie naprawde swietna impreza. Czuje sie wzruszona.

Do tego wszystkiego (tzn. do mojego dobrego samopoczucia,0) dochodzi Albert. Spotkalam sie z nim w sobote po polrocznej przerwie. I... okazalo sie, ze to naprawde przemily facet. To znaczy juz dawno uwazalam go za postac bardzo barwna i ciekawa i lubilam go (a jakze!,0), ale teraz jakos inaczej go odebralam. Duzo "trzezwiej" na niego spojrzalam, przez pryzmat roznych doswiadczen i przemyslen. I- fajny z niego czlowiek. I bardzo cieply- czego juz sie kompletnie nie spodziewalam. :,0)
Tak wiec to spotkanie, w uroczym zaciszu "Niebieskich Migdalow" dodatkowo poprawilo moj, juz od kilku dni dobry, nastroj.

Przede mna wazny rok. Jeszcze ostatnio twierdzilam to bez przekonania. Agata powiedziala mi, ze wszyscy ludzie to mowia: 2003 rok bedzie dobry. I ja tez czuje, ze bedzie. Nie myslalam tak na poczatku- doszukiwalam sie jakichs pozytywnych oznak, ktorych wcale nie widzialam. A teraz? Po prosto to wiem. Po prostu czuje. Bedzie dobrze. Bedzie duzo zmian, duzo waznych, przelomowych chwil. I juz moja w tym glowa, aby to wszystko, co wazne i przelomowe, bylo tez pozytywne i niezapomniane. Ale... czuje sie dobrze. I teraz juz wiem, ze to niekoniecznie krotkotrwaly, przejsciowy dobry humor. Teraz osiagnelam juz w pewnym stopniu rownowage psychiczna. Jest OK. Bardzo sie ciesze. Kocham Was wszystkich i sciskam. Niech i dla Was ten rok bedzie pelen wrazen, spelnionych marzen i pieknych chwil. :-,0),0),0)



17:19 / 13.01.2003
link
komentarz (4)
Nie wierze! Nlog dziala!
Ostatnim razem, jak chcialam to zakomunikowac, dzialac niestety przestal, dokladnie w tym momencie, gdy kliknelam na "dodaj wpis". Slodko. :,0)

Dluuuugo tutaj nas nie bylo. Tez sie czuje zwiazana z nlogiem, dlatego na tym drugim nic nie pisalam. Z przezornosci, bo wiedzialam, ze predzej czy pozniej bede wolala tu wrocic. A miotalabym sie tak samo jak Gala. :-,0),0),0),0)


17:54 / 13.12.2002
link
komentarz (2)
Mama kupila ciasto drozdzowe. To oczywiscie nadal tyko kupione ciasto drozdzowe, ale i tak jest pyszne. Pachnie smakowicie i ma slodziutka kruszonke. I jest puszyste i mieciutkie.
Gdybym mogla, to bym spala na takim ciescie drozdzowym, wytarzalabym sie w ciescie drozdzowym i polknelabym cale ciasto drozdzowe swiata! :,0) O. Uwieeelbiam ciasto drozdzowe. :,0),0),0)


13:29 / 13.12.2002
link
komentarz (3)
Trzynastego w piatek PEPSI na poczatek!!!

Dzis jest piatek trzynastego. I to przypomina mi pewna historie.
To bylo w roku 1999. Konczylam wtedy osma klase i wraz z kolezankami postanowilam wziac udzial w konkursie na przeboj o PEPSI. Organizowane to bylo przez obrzydliwa gazete POPCORN, no ale jaka byla roznica?
Pewnego dnia zasiadlam i napisalam smieszne, zartobliwe slowa, ktorych pointa byla nastepujaca: cokolwiek zlego Ci sie dzieje, napij sie PEPSI, a to Ci pomoze, a trzynastego w piatek najlepiej zaczac od jednej puszeczki- tak profilaktycznie.
Innego dnia zasiadlam z gitara i ulozylam do tego prosta, acz wpadajaca w ucho, melodie. Wzielam trzy dziewczyny i zaspiewalysmy to przy akompaniamencie gitary, keyboardu i grzechotki zrobionej z pudelka po kliszy i herbaty wsypanej do srodka. :,0),0),0)
Kasete wyslalysmy i sledzilysmy w gazecie, co dalej.
W kwietniu, maju i czerwcu mialy zostac wydrukowane tzw. trzy TOP-listy (po 10 miejsc na kazdej,0) z najfajniejszymi piosenkami. Przy czym za ostatnim razem mial zostac takze wylowiony zwyciezca.
W maju nasz zespol- o "zajebistej" nazwie The Weird- znalazl sie na pierwszym miejscu listy przebojow PEPSI. Juz wowczas gwarantowane mialysmy nagrody pocieszenia (bardzo fajne discmany Philipsa,0).
Nadszedl czerwiec. Pamietam, ze POPCORN wychodzil zawsze w srode. A to byl wtorek. Jakos wyjatkowo wczesniej pojawil sie w sklepach. I jakas dziewczyna podeszla do nas w szkole na przerwie i powiedziala nam, ze wygralysmy. Najpierw zaczelysmy piszczec, ale potem stwierdzilysmy, ze pewnie widziala ona stary numer i cos jej sie pomylilo! Ale wreszcie okazalo sie, ze w gazecie jest nasze zdjecie i ze to prawda. Jej, co to byl za pisk, wrzask i ryk. :,0),0),0)
A pozniej, po zakonczeniu roku szkolnego, zostala zorganizowana dla polowy szkoly impreza w jednej z lodzkich dyskotek, na ktorej Piasek wreczal nam nagrody- strasznie fajne magnetofony Philipsa. Oczywiscie bylysmy w centrum uwagi i bylo cudownie. Robili nam tysiace zdjec i pani z POPCORNU przeprowadzila z nami wywiad. :,0) Przez kilka chwil czulam sie jak gwiazda... Ach...
A tytul naszej piosenki brzmial "Trzynastego w piatek PEPSI na poczatek".... :',0),0),0),0)



22:26 / 12.12.2002
link
komentarz (0)
Obejrzalam wlasnie wspanialy film Woody'ego Allena. Dotychczam, powiem szczerze, srednio zanim przepadalam, ale niejaka Magda- moja kolezanka jakos mnie przekonala do niego. I ostatnio bylam w kinie na "Klatwie skorpiona". Teraz obejrzalam "Wszyscy mowia kocham cie" i jestem urzeczona. To naprawde genialny film i juz wiem, dlaczego chwali sie Allena za kunszt rezyserski. Ten film to majstersztyk. Po 1: wspanialy scenariusz, po 2: genialna rezyseria, po 3: fenomenalna gra aktorska z Goldie Hown na czele. Goldie jest boska. Juz od dziecinstwa ja lubilam, tylko ze kiedys nie zdawalam sobie sprawy dlaczego i za co. A teraz zdaje sobie sprawe i tym bardziej jestem zadowolona. :,0)
Poza tym niesamowicie podoba mi sie choreografia i muzyka w tym filmie. To musical w klasycznym stylu, z typowym hollywoodzkim rozmachem i profesjonalizmem na kazdym milimetrze tasmy filmowej.
No i rewelacyjny humor, ktorego kiedys nie docenialam, a w tym filmie cudownie sie on uwypukla. Tak, przyznaje. Woody Allen to mistrz. :-,0)



16:42 / 12.12.2002
link
komentarz (4)
Codziennie, kiedy wracam do domu, czuje sie totalnie oklapnieta z sil, spac mi sie chce i nie mam sily zabrac sie do niczego konstruktywnego. Ale spac i tak nie ide, tylko opieprzam sie, czekajac do polnocy na telefon, ktory pozniej i tak nie dzwoni, albo dzwoni z pretensja, albo innym zlym humorem.
Gadam do pierwszej, usypiam jakies pol godziny pozniej, a wstaje rano. Taaak. Bomba, prosze panstwa. I tak codziennie. Tzn. codziennie w kazdym razie chodze pozno spac. Wczoraj czytalam przez kilka godzin "Paragraf 22" i nareszcie zblizylam sie znacznie do konca! Teraz zostalo mi juz tylko 50 stron, na ktore wczoraj nie mialam juz sily.
Nie wiem, kto to napisal- chyba Mariposa?- ze czytala to do polowy, a pozniej sie zatrzymywala i nie mogla przebrnac dalej i ze pewnie nudne. O nieee! Wcale nie jest nudne! Jest takie samo. Najwyzej troche bardziej przygnebiajace, bo ginie kilku bohaterow albo przytrafiaja im sie absurdalne, a przy tym naprawde tragiczne i nieprzyjemne, rzeczy. Ale i tak ksiazke polecam. Naprawde swietna. :,0)



18:19 / 11.12.2002
link
komentarz (1)
Chce oficjalnie powiedziec wszystkim tym (a tylko jedna jest taka osoba, mianowicie Szysz,0), ktorym powinnam odpisac, ze jesli nie pisze maila, to nie dlatego, ze sobie to olewam, ale dlatego, ze jest mi cholernie ciezko wzbudzic w sobie jakiekolwiek natchnienie. Nie wiem, co mi sie ostatnio zrobilo. Kiedys potrafilam pisac, pisac, pisac i pisac. O wszystkim. A teraz? Zasiadam przed monitorem i... nic. Nie moge nic z sie wykrzesac. Aj dont noł łaj. :-/
Ale wreszcie wykrzesam. :,0) Zawsze to jakies pocieszenie. :-,0),0),0),0)




18:19 / 10.12.2002
link
komentarz (5)
Opowieść o Starej Szafie*

Mniej więcej rok temu poznałam Chafera.** Odezwał się do mnie na kanale, wielu osobom znanym, o patriotycznej nazwie #rzeczpospolita. A odezwał się wcale niezbyt oryginalnie, ponieważ – co nietrudno przewidzieć – zakwakał. Ale jakoś miałam dobry humor, więc nie zignorowałam tego, tylko rozpoczęłam konwersację, która bardzo mile mnie zaskoczyła, a mówiąc wprost: podobała mi się. I tak zaczęliśmy ze sobą rozmawiać codziennie.
Bardzo niedługo potem postanowiliśmy wziąć ślub. Niestety po czasie przyszło nam do głowy, żeby stworzyć do tego osobny kanał, na który można było zapraszać gości. Tak wiec oficjalna wersja była taka, że pobraliśmy się w tajemnicy, niczym jakaś popularna para aktorska- w małym kościółku, z dala od tłumów. Następnie spędziliśmy upojny miodowy miesiąc gdzieś w Azji. Najprawdopodobniej w okolicach Japonii, ponieważ ja... nosiłam na sobie... kimono... ;-,0),0),0),0),0),0) (ach, Chaferku, to były (w,0)czasy!!!,0)
Niedługo później okazało się, że jestem w ciąży. Mało tego! Ponieważ jesteśmy parą, która nie lubi marnować czasu, więc okazało się w dodatku, że jestem w czwartym miesiącu! To nieważne, że cztery miesiące temu się jeszcze nie znaliśmy! Przecież zapłodnienie mogło nastąpić telepatycznie.
No, ale tak poważnie mówiąc, z tym już był pewien problem. Chafer bowiem jest człowiekiem całkiem logicznie myślącym, więc nie dało się takiego drobiazgu przed nim ukryć. A to spryciarz! Zaczął mi wypominać ten czwarty miesiąc i zarzucać, że ojcem jest pewnie kto inny! Ale udobruchałam go jakoś (my – kobiety – mamy swoje sposoby!,0) i więcej na ten temat nic nie mówił.
Czas mijał, a moja ciąża stawała się coraz bardziej widoczna. Pan doktor oznajmił, że rozwiązanie nastąpi 13 maja.
I nastąpiło.
Pamiętam, jak dziś. Był to poniedziałek. ;-,0) Chafer oczywiście nie miał czasu uczestniczyć w porodzie, ale wspierał mnie przez telefon – głównie SMSami, bo szkoda mu było dzwonić w godzinach szczytu, kiedy i tak rodziłam.
Urodziły się nam bliźnięta. Było to wiadome od samego początku, bo tak sobie ustaliliśmy. A jak my coś ustalimy, to tak musi być. I chociaż Chafer zawsze powtarza, że on w tym związku nosi spodnie, to jednak ja wybrałam imiona dla dzieci. Chłopczyk nazywa się Filip (na cześć mojego kolegi,0), a dziewczynka – Julia (na moją cześć – ja mam tak na trzecie!,0).
Dziś nasze małżeństwo wygląda nieco inaczej niż kiedyś, ale to chyba naturalne, że z biegiem czasu uczucie stygnie. Mój mąż, odkąd się pobraliśmy, rozkwitł i zaczął imprezować, a ja zajęłam się domem. Dzieci rosną zdrowo. Mają już osiem miesięcy. Julcia ma śliczny blond puszek na główce (po tatusiu,0). A Filipek – ma tylko jeden rudy kosmyk (po mamusi,0), a tak w ogóle to jest łysy. Może mu to przejdzie z wiekiem? ;-,0),0)
Dzieci jeszcze nie były chrzczone. Miały być, ale skład rodziców chrzestnych (Galaxy, Mumik, Krishna,0) chyba w międzyczasie się zmienił i jakoś zapomnieliśmy o tym. Jeśli ktoś jest chętny, to prosimy się zgłaszać do końca roku. Dla pierwszych 10 osób – cenne nagrody za odwagę! Oczywiście płeć, wiek, rasa nie mają znaczenia. Wolelibyśmy jednak kogoś bogatego, kto będzie kupował naszym dzieciom drogie prezenty... ;-,0),0)


____________________________________________________
* zbieżność nazwisk przypadkowa
** wszelkie reklamacje w związku z niejasnością treści lub jej niezgodnością z faktami proszę kierować do mojego męża. Ja jestem tylko kurą domową (Lay's Max,0) i mogłam wszystko popieprzyć. ;-,0),0),0),0)




15:59 / 10.12.2002
link
komentarz (0)
Wrocilam ze szkoly. Strasznie jestem zmeczona... A tu ma przyjsc jakis fachowiec w sprawie gazu. Pan Krowa? Pan Zajac? (ups, bez obrazy, Chaferku! :-*,0)
Jak mu bylo?? Hmm... Pan Trąba? Nie pamietam... Oooo... Juz wiem! Pan Kaczor! :-,0),0),0),0),0),0),0)



22:00 / 09.12.2002
link
komentarz (3)
Jak zaraz nie zasne, to chyba zasne!




21:46 / 09.12.2002
link
komentarz (5)
Jakos mi dziwnie. Sama juz nie wiem, czego chce. Jak jest zle, to mi zle. Jak jest dobrze, to mi zle. Doszukuje sie problemow i czepiam pierdol. A jednoczesnie wiem, ze mam racje. Chociaz moze przesadzam, to prawda...
Ale za to napelnilam sobie pioro swiezym atramentem. I moze cos napisze? Moze list? Tak. Poki mam natchnienie powinnam napisac list. Napisze w nim wszystko, co lezy mi na watrobie. I wysle. O wlasnie tak. :,0)

A w ogole to musze juz pomyslec o prezentach gwiazdkowych. Pieniedzy mam niewiele i to bardzo... A tu mi sie szykuje imprezka w Warszawie. No i skad ja mam brac? A moze miec przynajmniej 20zl. A to juz bardzo duzo i mi szkoda. Ech... Moze od mamy wyskubie?

A co do Gwiazdki, to... mam kupe pomyslow na prezenty, ale... malo pieniazkow. Mamie chcialam kupic cos fajnego w IKEI, ale nie wiem,czy starczy mi kasy. Oprocz tego- babcia i dziadek. Wojtek. I jeszcze jacys znajomi. Ech...
Chyba sie gdzies puszcze za pieniadze. :,0) Ktos chetny zaplacic mi za szybki numerek? Jakie teraz sa ceny? 100zl? Wiecej? Mniej? Za 100 moge sie dac namowic. :,0),0),0),0)



19:27 / 08.12.2002
link
komentarz (0)
Przykro mi. Gadalam wlasnie z Agata. I chyba ja zawiodlam. Jestem glupia. A w kazdym razie glupieje. Ech...



15:53 / 07.12.2002
link
komentarz (1)
Dzisiaj zdalam sobie sprawe, ze wyszlam rano prawie o wschodzie slonca (ok. 9:00,0), a wrocilam prawie o zachodzie (ok.15:00,0).
A dzis na zajeciach nie bylo w sumie nic ciekawego. Mowilismy o awangardzie artystycznej, ale jakos pan profesor prowadzacy wyklad srednio potrafil nas zaciekawic, no a w kazdym razie mnie.
Spac mi sie chce potwornie. O. A powinnam cos porobic pozytecznego.


19:29 / 06.12.2002
link
komentarz (7)
Sciagnelam sobie troszke muzyki z jednej z nowych bajek Dosney'a "Atlantis- The Lost Empire". Skomponowana przez Jamesa Newtona Howarda. I powiem Wam, ze jest naprawde swietna. Slucham sobie wlasnie i chlone ja. Genialna, wspaniale tworzy klimat. Jeszcze nie widzialam filmu, a juz mi sie podoba. :,0) Bede musiala sobie obejrzec. No i bede musiala jeszcze obejrzec "Treasure planet", bo tez sie fajnie zapowiada. Wprawdzie obserwujac ostatnie poczynania Disneya, jestem troche zawiedziona, czego przykladem jest "Pocahontas 2", "Herkules" (mimo paru fajnych gagow,0). A za to filmy innych wytworni (np. "Anastazja" czy "Ksiaze Egiptu",0) sa naprawde dobre i nie maja az tak zmanierowanej kreski. No, ale te najnowsze bajki Disneya zapowiadaja sie naprawde calkiem niezle. A muzyka z Atlantis jest urocza, piekna, fantastyczna... To chyba juz zasada, bo muzyka z gry "Atlantis" tez jest fenomenalna. :,0)



14:10 / 06.12.2002
link
komentarz (5)
Dajcie mi mase wolnego czasu i natchnienie. No, a w kazdym razie mase wolnego czasu. I pieniądze. Dajcie mi ludzi z pasją i pozwólcie zrobić film. Dajcie mi nauczyciela od muzyki i pozwólcie się doszlifować. Zlećcie cos, a chętnie to zrobię. A potem dajcie wyjechać w podróż dookoła świata.... Ach...



15:58 / 05.12.2002
link
komentarz (2)
Wczoraj zdarzyla mi sie bardzo zabawna historyjka. Zadzwonil do mnie wieczorem domofon i okazalo sie, ze to kolega Robert, ktorego nie widzialam chyba z rok. Zdziwilam sie, co tez moglo sie wydarzyc. Robert wchodzi... i mowi, ze jest kurierem i dorecza powiadomienia o koniecznosci zaplacenia mandatu. He, he, he. Coz za zbieg okolicznosci! :,0) Ha! Nie ma jak znajomosci w roznych miejscach.
I dzieki temu, prosze panstwa, ocalilam sie przed dosc wysokim mandatem, poniewaz normalnie powinnam podpisac taka mala karteczke, ze to ja i ze zaplace. :,0) A tak? Karteczka zostala schowana z powrotem i pojawil sie komentarz, ze jestem nieznana z miejsca pobytu. ;-,0),0),0),0) Heheheh... Jak fajnie. :,0)
A w ogole Robert jest fajny! Pozdrawiam! :,0),0),0)



20:24 / 04.12.2002
link
komentarz (8)
Jestem jedna z osob, ktore przygotowuja program studniowkowy. A w naszej klasie jedna z dwoch, przy czym ta bardziej promowana jestem ja. To jest oczywiscie bardzo dziwne, poniewaz nigdy nikt sie ze mna w tej klasie nie liczyl. I nagle... poniewaz zostalo juz kilka razy publicznie ogloszone, ze mam lekkie pioro i ogromne zdolnosci- najpierw na forum klasy, a pozniej na zebraniu z rodzicami (?!,0). No wiec teraz w sprawie przedstawienia wszyscy zwracaja sie do mnie i nagle zaczeli mowic mi "Czesc, Asia", gdy wychodza ze szkoly. Matko! Co za powierzchowne traktowanie!! Wiedza o mnie tak samo malo, jak zawsze, ale nagle zmienili swoje podejscie, kiedy okazalo sie, ze ja tez moge czyms zablysnac. Ba, oni jeszcze nie maja pojecia, jak bardzo moge. :,0) I pewnie nie dowiedza sie nigdy. No, ale nic. Moimi drzwiami do "kariery" beda studia. Tam rozpoczne nowe zycie- bardziej zorganizowane, pelne artystycznego udzielania sie, spelniania i zdobywania wiedzy. Nie moge sie doczekac. :,0)


22:55 / 29.11.2002
link
komentarz (2)
Zarowno wczoraj, jak i dzis, mialam sie uczyc historii. Zarowno wczoraj, jak i dzis, mialam niespodziewane, acz bardzo mile, wizyty. Przede mna weekend w Warszawie, a nauki naprawde cala kupa. Ciekawa jestem, jak to wyjdzie w praktyce. Hmmm.... Taaa...




15:42 / 28.11.2002
link
komentarz (6)
Czuje sie jak lisc na wietrze. Niesie mnie moje zycie, a ja nie mam w ogole na to wplywu. Lece, gdzie popadnie, czasem wpadne w kaluze, czasem odpoczne na trwaniku. Ale genralnie troche sie poniewieram i, mimo iz staram sie isc wlasna drozka, wiatr narzuca mi swoja. Wiatr- moj los.
Od jakiegos czasu dlawi mnie ogromny smutek. Jestem sama. Jak palec. W sensie emocjonalnym.
Pewnego razu postanowilam sprawdzic, co zrobia ludzie, jesli przestane wciaz inicjowac spotkania, dzwonic, pytac, zagadywac. Chcialam sprawdzic, czy im na mnie zalezy.
Nie zalezalo.
Urwalo sie, przestalo, skonczylo, umarlo smiercia naturalna.
Jestem jedna z milionow mrowek w mrowisku, szara i nierzucajaca sie w oczy, niewazna dla nikogo, beznadziejna i pospolita. Moze mialam kiedys cos do zaoferowania ludziom, moze bylam kims. Ale zdeptano i stlamszono moje marzenia, moje idealy, moja "ja".
Czuje sie jak wyrzucona, niepotrzebna zabawka. Jak mis pluszowy z dziura w brzuchu, jak lalka Barbie bez glowy. Chcialabym przelac na kogos moje bezgraniczne zaufanie, chcialabym sie podzielic wszystkim, co mam- tym, co mysle, tym, kim jestem. Chcialabym w zamian poczucie, ze jestem kims, ze jestem potrzebna, wazna, piekna, madra. Nie dla wszystkich. Ale chociaz dla kogos. Chcialabym miec kopa, zeby wreszcie cos zaczac robic ze swoim zyciem. Chcialabym sie realizowac, spelniac, wiecej tworzyc. Chcialabym, zeby ktos mnie pochwalil i zmobilizowal. Chcialabym czuc, ze moge. Chce miec cel w zyciu. Chce znalezc sens.


22:49 / 25.11.2002
link
komentarz (0)
Oczywiscie wygranie 14 noclegow w hotelu mialo swoja druga strone medalu- obowiazkowe wykupienie zarcia (ok. 100zl od osoby na dobe- straszne!!!,0). No, ale nic.

W sumie to nie mam sily nic pisac. Chce juz miec ferie. Chce juz swieta, chce Sylwestra, chce gdzies wyjechac. Chce impreze. Musze wreszcie jakas urzadzic. :,0)



10:29 / 25.11.2002
link
komentarz (0)
Dzis nie poszlam do szkoly, ale zaraz zabieram sie za prace, bo mam jej bardzo duzo.
A poza tym wlasnie wygralam 14 darmowych noclegow w wybranym hotelu w Europie (moge wybrac 1 z 800 hoteli z Polski, Czech, Slowacji, Austrii, Wloch, Szwajcarii,
Slowenii, Chorwacji lub Wegier,0). Mam czas przez caly rok! O jaaa. :,0) Zaraz poczytam o tym wiecej i zobacze, czy to nie podpucha... :,0)


22:49 / 24.11.2002
link
komentarz (0)
Czeka mnie kupa roboty i tym razem chyba nie podolam. Nie bede juz wymieniac nawet, co musze, ale mozecie wierzyc mi na slowo, ze wiele, a to mnie jakos zniecheca do wszystkiego.

Ale za to zrobilam sobie po raz kolejny trwala na glowie i... wreszcie cos wyszlo! Juz od roku nie mialam porzadnie zakreconych wlosow. A teraz, chociaz mozna im pewnie by jeszcze wiele zarzucic, wygladaja nareszcie lepiej. Och, och. :,0) Trzeba by je tylko ufarbowac, po caly fiolet juz niestety zszedl.

Zmusilam mame do czytania "Folwarku zwierzecego", wiec go biedna meczy. ;-,0),0) A ja zaraz oddam sie lekturze "Roku 1984".

Na zakonczenie natomiast podtrzymam te moja mala tradycje i radosnie obwieszcze: potomstwa tym razem nie bedzie. :-D



15:54 / 22.11.2002
link
komentarz (0)
Beznadziejnie mi......



08:41 / 21.11.2002
link
komentarz (2)
Znowu spuchlo mi oko. No, skandal doslownie!!! I boli. I wyglada jak debil. :-P




18:24 / 19.11.2002
link
komentarz (3)
Dzis jest przelomowy dzien w moim zyciu szkolnym. Pani oddala wypracowania klasowe i powiedziala, ze moje jej sie bardzo podobalo.
Nastepnie stwierdzila, ze mam lekkie pioro i powinnam sie zajac programem studniowkowym. A cala klasa przyklasnela. Ojej... :,0)
Nagle stalam sie popularna! :,0)


17:44 / 18.11.2002
link
komentarz (2)
Mam sporo pracy na glowie. Ale nie przeraza mnie to, a wrecz przeciwnie. Calkiem mam ochote sie do tego wszystkiego zabrac. Hi, hi. Hurra. :,0) W sumie to sie ciesze. Bedzie dobrze! Przeszkadza mi tylko moj melancholijny nastroj, ktory przytrafia mi sie co jakis czas. Ale mysle, ze przejdzie. Ojej...



07:38 / 18.11.2002
link
komentarz (0)
Nic.
W sumie to nic.




18:20 / 16.11.2002
link
komentarz (0)
Bylam dzisiaj na corocznym Festiwalu Choralnym. Byly oczywiscie i stowarzyszenia spiewacze, i chory dzieciece, i zenskie, i mieszane, i kameralne i zespoly wokalne- moje ulubione, zreszta. Fajnie nawet, choc troszke za malo dynamicznie jak na moj gust. :,0)


22:18 / 15.11.2002
link
komentarz (0)
Obejrzalam wlasnie po raz setny w zyciu "Akademie Policyjna 4", ktora- to znaczy w ogole caly cykl- uwazam za jedna z najlepszych amerykanskich komedii.
Zanim uraczylam swoj umysl odrobina rozrywki, posiedzialam troche nad referatem o jednym z amerykanskich prezydentow- George'u Bushu (tym pierwszym,0). Problem jest taki, ze wszystkie moje notatki sa po angielsku, gdyz tylko obywateli USA interesuje ich 41 w historii prezydent. Tak wiec musialam poswiecic chwil kilka na tlumaczenie niezrozumialych slowek w - ogolnie przystepnym, ale nadal: politycznym- tekscie, co by moc nauczyc sie pieknie przemawiac na temat Sz.P. Prezydenta i zainteresowac publicznosc w postaci szarej, durnej masy licealnej, jaka sa uczniowe mojej szkoly zacnej.
Niestety dzien zlecial mi strasznie szybko (i to wcale nie na takich przyjemnosciach,0) i nie poczytalam sobie upragnionej ksiazeczki, zaplanowanej na dzisiejszy dzionek. No, ale wieczor - jeszcze mlody - przede mna, wiec moze skonsumuje kilka stron "Roku 1984", ktory, notabene, jest rokiem mojego urodzenia. Ha! :,0)

Wlasnie sobie pomyslalam, ze moje dzieci (Wasze zreszta tez,0) beda mialy rodzicow, ktorzy urodzili sie w poprzednim wieku. Ba! Tysiacleciu nawet! No, prosze. Skonczylo sie jedno tysiaclecie. Zaczelo drugie. Ciekawa jestem, do czego bedzie ono zmierzalo. Pierwsze bylo epoka barbarzyncow, czasem mrocznym, pozbawionym wartosci, sztuki i kultury. Kolejne tysiaclecie przynioslo ogromny rozwoj w tych dziedzinach, a takze w dziedzinie technologii. I pomyslec, ze starozytne cywilizacje (imperia prawdziwe!,0) istnialy kilka tysiecy lat, a nie doszly do tylu niesamowitych odkryc, co ludzie ostatniego (i to jednego w dodatku,0) tysiaclecia.
Tak wiec drugie 1000 lat n.e. bylo epoka rozwoju w szerokim tego slowa znaczeniu. Co bedzie teraz? Czyzby czekala nas fala destrukcji? Czy w swoich wynalazkach i pedzie do wygodniejszego zycia, zniszczymy nasza planete, czy wrecz przeciwnie: nasze umysly stana sie oswiecone i nagle przejrzymy na oczy? Co bedzie? Kto to wie? Tak czy inaczej. Jesli kiedys wynajda wehikul czasu (a teoretycznie z punktu widzenia fizyki-o ile sie nie myle- jest to mozliwe,0), chcialabym, zeby wrocili po mnie i pozwolili spelnic mi moje marzenie: podroze w czasie i przestrzeni.

Nie macie czasem ochoty cofnac sie i zobaczyc, jak to bylo naprawde? Wiecie, jaka masa rzeczy mnie nurtuje? Chcialabym wiedziec, co bylo w miejscu gdzie mieszkam np. dokladnie 1000 lat temu. To przeciez ogromnie ciekawe!
Poza tym zawsze mysle sobie, jak naprawde wygladalo piekne, starozytne miasto. No, np. Ateny- w czasach swego rozkwitu kulturalnego. Zaden film nie odda jak nalezy panujacej tam atmosfery, zadna ksiazka nie bedzie dostatecznym zrodlem historycznym. Chcialabym zobaczyc to wszystko naprawde. Mimo, ze wiemy wszyscy jak wygladal teatr antyczny, ja jakos nie potrafie umiejscowic go sobie w wyobrazni wsrod pagorkow obrosnietych drzewami oliwnymi. Widze fragment, a nie moge wyobrazic sobie calosci krajobrazu i calej jego realnosci. Och, jak to mnie strasznie pociaga i meczy, ze nie bede mogla zobaczyc tego naprawde.

Albo jeszcze cos: pamietam, jak mialam jakies 14 lat i wielka manie ateizmu. Oczywiscie ta ideologia jest we mnie do dzis, ale wowczas glosilam ja glosno i czesto i staralam sie nawracac na swoja droge. Zawsze smieszyl mnie najbardziej dogmat mowiacy o niepokalanym poczeciu. Przeciez to wszystko klocilo sie ze soba! Jezus byl zwyczajnym czlowiekiem, w dodatku filozofem i sprytnym mowca. Dopiero po latach nazwali go Bogiem i napisali Nowy Testament. Ale za zycia Jezusa jakos nikt nie twierdzil, ze Jozef placze sie przy Maryi bez powodu. To przeciez jasne, ze byl jego ojcem! No, chyba, ze kto inny... Ale to wie tylko Maryja... ;-,0)
A wiecie, co bym chciala zrobic? Poplynac sobie do tamtych czasow i poznac Jezusa osobiscie, przekonac sie, jakim naprawde byl czlowiekiem, pogadac z nim, kto wie, co jeszcze? ;-,0),0),0),0) Moze byl przystojny, no nie? ;-,0),0)
A moze zjawilabym sie akurat w chwili, kiedy Maryja zabawiala sie z jakims mlodym, jedrnym niewolnikiem i zmienilabym bieg historii? Moze przeszkodzilabym w nocnej, potajemnej schadzce i panna Marysia nie zaszlaby w ciaze? Ale by bylo!
Wiem, wtedy zrobilby sie w swiecie wielki balagan, gdybysmy tak sobie robili, co chcieli. Dlatego tym bardziej to niemozliwe.
A moze przyszlosc zmierza wlasnie do tego chaosu? Tak jak w mitologii greckiej chaos byl na poczatku, tak u nas bedzie na koncu? Hmm...

No nic. Koncze te moje dywagacje i spac lece. Ale zanim zasne, wykapie sie w pachnacej wodzie i poczytam w wannie przyjemna lekturke! :-,0)
Dobranoc! :-*




13:28 / 15.11.2002
link
komentarz (1)
Ogarnieta szalem, dzis wypozyczylam "1984" Orwella i zaczelam czytac ukradkiem na lekcjach. Och, jak mi sie podoba!!! :-,0),0),0),0)



19:49 / 14.11.2002
link
komentarz (0)
Skonczylam wlasnie czytac "Folwark zwierzecy". Jeeeeeeezuuuuu, jakie to wspaniale!! Jakie swietne! Jakie wstrzasajace! Cos genialnego! Przeczytalam jednym tchem! Polecam!!!!!



14:17 / 14.11.2002
link
komentarz (3)
Chyba chce mi sie spac. Ale wypozyczylam sobie "Folwark zwierzecy" George'a Orwella i zaczelam juz kawalek- jejku, jakie fajne! :,0)


19:07 / 13.11.2002
link
komentarz (1)
Nie bylam dzis w szkole z powodu klasowki z matematyki. Nie wiem, co pani od matematyki na to powie, ale trudno. Nic nie umialam, a ta jedynka bylaby mi bardzo nie na reke.
Tak czy inaczej dzien minal mi dosc bezczynnie. Ale teraz, pod wieczor wzielam sie do kupy troszke i zrobilam pare rzeczy do szkoly. Ciesze sie. :,0) Poza tym pozmywalam!
Coz jeszcze? Bola mnie oczy. Chyba wirus powraca. Albo ponownie sie zarazilam od Wojtka, ktory kiedys zarazil sie ode mnie- paranoja!


12:17 / 13.11.2002
link
komentarz (2)
Dzisiaj mialam bardzo ladny sen. Otoz snilo mi sie, ze spotkalam Mela Gibsona. Zupelnie juz nie pamietam, z jakiej okazji to sie stalo, no ale czy to wazne? W kazdym razie od samego poczatku, jak to ja, zaczelam z nim flirtowac. Mel, na moje szczescie, okazal sie do tego wprost wymarzonym materialem: na usmiech odpowiadal usmiechem, na komplement- komplementem, itp. Poza tym odczulam, ze w jakis sposob mnie adoruje. Niestety nie pamietam, co sie w miedzyczasie stalo oraz dlaczego znalazlam sie nagle pod stolem, a tuz obok mnie Mel. Chyba sie przed kims ukrywalismy. Wydaje mi sie, ze przed jego zona.
I tak bylismy sobie pod tym stolem. I mimo, iz do tej pory nic miedzy nami nie zaszlo, nawiazala sie taka niesamowita nic, jaka nawiazuje sie miedzy dwiema flirtujacymi osobami, taka niewidzialna wiez i zauroczenie.
Pamietam jeszcze, ze powiedzialam mu You're seducing me (tak, tak! Wszystko snilo mi sie po angielsku,0), a pozniej zaczelismy sie calowac.
Tu musze wtracic, ze zawsze, gdy mi sie snil ktos fajny, do niczego takiego nie dochodzilo. Wiec to pierwszy (lub jeden z pierwszych,0) snow, ktore sie dobrze koncza. :,0)
Dobrze powiedzialam- koncza, gdyz skonczyl sie zaraz, w najbardziej kluczowym momencie: kiedy Mel mial zadecydowac, czy wybiera swoja zone, czy mnie! ;-,0)
No i teraz nie wiem!
Reasumujac, sen byl strasznie fajny. Ojeeeeej.... ;,0)


13:54 / 11.11.2002
link
komentarz (0)
Mam Adobe Photoshop! I bede sie nim bawic! :-,0)


19:26 / 09.11.2002
link
komentarz (3)
Wlasnie mam do czynienia z nowa klawiaturka. Booooze... jaka fajna! Jaka nieuzywana, swieza, czysciutka! Jak mieciutko sie pisze! Az mam natchnienie. Musze tez kupic sobie nowa! :-,0),0)


18:39 / 08.11.2002
link
komentarz (1)
Mam dzisiaj okropny nastroj. I, na moje nieszczescie, dzisiaj jakos to wszystko siega glebiej. Zle mi, zle mi, zle mi.
Bleeee......



14:13 / 08.11.2002
link
komentarz (1)
Spac!!!


00:28 / 08.11.2002
link
komentarz (3)
Taaaak... Nie bylo mnie tu bardzo dlugo- przyznaje. Ale weny nie mialam, a poza tym jakos nlog zle u mnie chodzil, a to- przyznam szczerze- doprowadzalo mnie do pasji i skutecznie zniechecalo.
Ale, ale. Zeby nie bylo, ze wchodze tylko z taka blaha informacja. Mam Wam troszke do opowiedzenia. Mianowicie kilka filmow.
Tak sie zlozylo, ze w ostatnim tygodniu bylam w kinie piec razy. No coz- ma sie to kosztowne hobby... ;-,0),0),0)

Pierwsza pozycja to Edi. Film strasznie glosny ostatnio i w dodatku nominowany do Oscara. A ja powiem: hmmm. Konkurowal z nim "Dzien swira" i ja uwazam, ze ten wlasnie film byl lepszy. Oczywiscie w sumie moze dobrze sie stalo, poniewaz Ameryka nie zrozumialaby "Dnia swira" odpowiednio. "Edi" jest filmem bardziej uniwersalnym. No, ale ad rem. Wiem, ze stwierdzeniem, iz wole film Koterskiego wzbudzam zapewne wiele kontrowersji, gdyz bardzo wielu ludzi, nie zauwazajac w nim glebi i ciekawej tresci, uznali "Dzien swira" za albo nieudana komedie, albo cos innego- rownie nieudanego. Ale tak nie bylo. Ten film mial preslanie, byl naprawde dobry i wartosciowy, ale o tym juz kiedys pisalam. Teraz mam sie skupic na "Edim".
A wiec tak: historia jest dosc prosta. Film jest o bezdomnym Edim, uwikladnym w okrutna intryge z nieswoim bobasem oraz o tym, jak to Edi jest wartosciowym, madrym czlowiekiem, ktory lubi czytac "Romea i Julie".
I tutaj znow sie powolam na inny film, a mianowicie "Nietolerancje" (USA, 1916,0) Davida Grifitha. Otoz wlasniej w "Nietolerancji" jest bardzo duzo o niej mowione, lecz na ekranie widac to momentami slabo. I tak samo w "Edim". Glowny bohater czyta ambitne dziela, mowi madre rzeczy, ale to wszystko- dla mnie- jakies takie puste slowa. Sam Edi, choc faktycznie sympatyczny i o dobrym sercu, nie wyglada jednak na tak wyksztalconego i madrego, jakiego ma grac.
Moze to tez dlatego, ze aktor jest amatorem, a musial zagrac i to bardzo dramatycznie?
W "Czesc Tereska" wystepuja takze amatorzy, ale oni tam nie maja scenariusza- improwizuja. Natomiast w "Edim" tacy sami amatorzy maja grac. I niestety- nie umieja za dobrze...
Poza tym ogolnie musze przyznac, ze film jest bardzo wzruszajacy, naprawde, chociaz im wiecej czasu mija, odkad go widzialam, tym mniej mi sie podoba. Nie to co "Pianista", ktory mnie powalil doslownie, oczarowal, tak, ze do konca dnia nie moglam ochlonac. A tu? Wyszlam z kina i prawie zapomnialam. Film ten nie wstrzasnal mna i nie zrobil na mnie jakiegos kolosalnego wrazenia.

Kolejny film, ktory- tym razem- serdecznie polecam to Fanatyk. To opowiesc o chlopaku, ktory jest Zydem i jednoczesnie wszystkich Zydow ogromnie nienawidzi. Z poczatku glowny bohater- Danny- tak mnie zbulwersowal swoim zachowaniem, ze,gdyby byl tylko realnym czlowiekiem, potraktowalabym go tak samo, jak on tych Zydow nieszczesnych. Ale pozniej... wyjasnia sie, dlaczego on tak bardzo ich nienawidzi. W polowie filmu troche zlagodnialam, bo juz wiedzialam przynajmniej, co Dannyemu chodzi. Mozna powiedziec, ze swiat w tym filmie dzielil sie na Dannyego i reszte. Danny przekonywal reszte, czemu Zydzi sa glupi, a reszta przekonywala Dannyego, ze nie nalezy zywic takiej nienawisci do nikogo. I te dwie kwestie zaczely sie uspojniac. Danny przekonal widzow do swoich racji, ale sam takze sie ugial- nie odrzucal logicznych argumentow, zastanawial sie i przezwyciezyl swoja slabosc. Warto to obejrzec!!!

Nastepnie polecam, choc juz nie tak goraco, Klatwe skorpiona. To film Woodego Allena, w ktorym gra takze Helen Hunt, Dan Aykroyd i Charlize Theron. Bardzo to przyjemna i wesola komedyjka. Co tu duzo gadac- w stylu pana Allena. Niezle dialogi, ciekawa intryga, swietna gra (szczegolnie Helen Hunt,0). Moze troche naciagana koncowka, ale ogolnie- wrazenia pozytywne.

Co dalej? Dalej Tabu. Film japonski Nagisy Oshimy. Opowiada o mlodym samuraju- Kano, ktory przybywa do szkoly samurajow i wywoluje furore wsrod innych mezczyzn, miedzy innymi pewnego Tashiro. W ogole film jest dosc niekonwencjonalnie zrobiony, gdyz co jakis czas pojawiaja sie napisy, zupelnie jak w niemym kinie. I jednego tekstu do konca zycia nie zapomne. Cale kino przy tym rzalo ze smiechu.
Tashiro kocha Kano. Kano unika Tashiro. Kano, mimo swoich 18 lat, nadal nosi dlugie wlosy nad czolem. To zacheca innych mezczyzn do zalotow. Biedny Tashiro.

No i ostatnia pozycja to Imperium zmyslow. Film tego samego rezysera. Poszlam na niego po pierwsze dlatego, ze wlasnie tego samego tworcy i chcialam sie przyjrzec jego tworczosci. A po drugie- mial byc to film ambitny, a jednoczesnie dosc erotyczny. No i tak... Ja powiem szczerze- to byla czysta pornografia.
Obok mnie siedziala jakas para i non stop marudzila, ze film jest do bani. Mialam ochote wrzasnac na nich doslownie. W film, jesli jest uznany, trzeba sie wczuc, postawic sie w sytuacji bohaterow i wtedy dopiero oceniac, co sie podobalo, a co nie. Natomiast jesli ktos siedzi, nie skupia sie na niczym, komentuje na glos, tu sie smieje, tam steka- to nie dosc, ze mnie trafia szlag, to jeszcze on sam nic z tego filmu nie ma.
Ja rozumiem jego zbulwersowanie- przez caly film w koncu aktorzy uprawiaja seks, na rozne sposoby. Nagosc jest tak naturalna i wszechobecna w tym filmie, jak w kazdym innym- eksoponowanie pieknej garderoby. Ale najwazniejsze, ze ten film jest przede wszystkim psychologiczny.
O czym jest film? Czy jest o seksie? Niekoniecznie. Wedlug mnie jest o milosci. Obsesyjnej wprawdzie i namietnej do granic, ale nadal- milosci. O dewiacjach i tak ogromnym popedzie seksualnym, ze minuty bez seksu nie mozna wytrzymac. Kochankami sa Sada i Kichi-san. Ona kocha go tak bardzo i pozada tak bardzo, ze ma ochote wykorzystywac go w kazdej chwili, bez wzgledu na to, czy on tego chce, czy nie. Ale on, z milosci, zgadza sie na wszystko.
Final tego przerazajacego zwiazku jest taki, ze Sada, podczas jednej z gier milosnych, postanawia poddusic swego ukochanego, bo wtedy czuje wieksza rozkosz. Oczywiscie zdarza sie to nie pierwszy raz, ale po raz pierwszy tak mocno... Oczywiscie zabija go tym.
A nastepnie czyni rzecz, ktora obiecywala mu od poczatku: obcina mu genitalia.
Po trzech dniach znajduje ja policja na ulicy z wyrazem szczescia na twarzy.
Historia powstala na podstawie wydarzen autentycznych. No coment. :,0)



13:47 / 02.11.2002
link
komentarz (2)
Dzisiaj ide do swojego ojca. Spotkalam go pare dni temu na ulicy i niebardzo moglam sie wymigac przed umowieniem sie na sobote, czyli dzis. Ta sytuacja troszke mnie denerwuje, gdyz najechetniej nie widzialabym sie juz z nim nigdy w zyciu i miala swiety spokoj. Z drugiej strony, jesli on nie zaczyna wojny, ja tez nie zamierzam (to bezsensowne- walczyc z idiota,0). Nie mam ochoty tracic na to energii i denerwowac sie. Nie mam tez ochoty na uprzejme rozmowy ze swiadomoscia, ile mi napsul krwi przez te wszystkie lata. Tak wiec- owszem- moglabym sie uniesc ambicja i powiedziec, ze nie chce sie z nim spotkac. Ale to tez bez sensu. Nie potrafie, mimo wszystko, wbijac komukolwiek noza w plecy. Jesli chce sie ze mna spotkac, to- trudno- spotkam sie. Ostatecznie nic mnie to nie kosztuje. Tylko wkurza troche...



18:28 / 31.10.2002
link
komentarz (0)
Chcialabym sie odniesc do tego, co napisala niedawno Galaxy w swoim nlogu- ze ludzie z innych miast twierdza, ze sa z prowincji. Ha, ha. I ja pewnie nie raz cos takiego o sobie powiedzialam w towarzystwie kogos z Warszawy. Nie pamietam sytuacji, ale zapewne tak bylo.
I juz tlumacze, jako ze ja takze ;-,0),0),0),0),0),0) z prowincji, zwanej Lodzia, pochodze. ;-,0),0),0)

Droga Panno Kasiu. Musisz wiedziec, ze (moze nie wszedzie, ale przynajmniej w moich, lodzkich kregach- choc tusze, ze nie tylko,0) krazy taki stereotyp zarozumialego Warszawiaka, ktory uwaza tylko swoje miasto i wywyzsza sie z jego powodu. Nie wiem, skad takie pojecie o naszych rodakach ze stolicy sie wzielo, ale sie wzielo i czasem funkconuje- teraz juz bardziej jako zart na temat prowincji, ale nadal cos takiego gdzies jest.
I ja o Warszawiakach slyszalam sporo, z tym, ze nigdy nie przywiazywalam do tego wagi, bo dla mnie nie istenieja takie podzialy: na rasy, kraje, miasta czy inne sztucznie- przez czlowieka- wyznaczone granice. To wszystko bzdury. Nie ma zlych, zadufanych w sobie Warszawiakow i dobrych, skromnych Lodzian. Sa zli ludzie i dobrzy ludzie. A to, gdzie mieszkaja, nie ma znaczenia. Najmniejszego.

Ale, ale (tak, jednak jest to "ale",0). Nie chce byc zle zrozumiana i nie chce genralizowac. Ale przyznac trzeba, ze w Warszawie, ogolnie rzecz biorac, wszystko jest. Juz tlumacze. Otoz, jasne, cala masa Warszawiakow, ktorych znam, twierdzi, ze ma dosc swojego miasta, ze jest brudne i zatloczone, blablabla... Tak- to sa bzdury, moje warszawskie, kochane dziateczki. Jesli chcecie zobaczyc prawdziwe, zatloczone, brudne, syfiaste i beznadziejne miasto- zapraszam do Lodzi. :,0) Urok porozwalanych na cale ulice smieci (lacznie z wizytowka- ulica Piotrkowska,0) jest oszalamiajacy! ;-,0) W Warszawie natomiast jest cala masa ladnych, czystych osiedli, w miare spokojnych. W Warszawie sa lepsze i gorsze dzielnice. W Lodzi- wszystkie sa zle. ;,0)
No, ale ogolnie- rozumiem. Macie prawo narzekac, wiec narzekajcie sobie.
Dlaczego napisalam, ze w Warszawie jest wszystko? Ano dlatego, ze jest. :,0) Warszawa jest nie tylko formalna stolica. Ona jest centrum pod kazdym wzgledem. Wszystkie najwazniejsze wydarzenia maja miejsce wlasnie tam. Ona jest miastem najbardziej reprezentacyjnym, zadbanym, a poza tym najdrozszym i najbogatszym (dla kontrastu- Lodz jest najbiedniejsza :-D,0).
Tak wiec taki Warszawiak na co dzien ma cala mase rzeczy, ktorej chociazby my-Lodzianie nie mamy. Warszawiak niektorych rzeczy nie potrafi zrozumiec, bo ich nie doswiadcza.
Oczywiscie znow powtarzam, ze NIE CHCE GENERALIZOWAC. Nie mowie tu o wszystkich ludziach, bo to zalezy od wielu czynnikow (jacy w ogole sa, jak zyja, itp,0), a w szczegolnosci od pieniedzy. Ale... prawda jest taka, ze w Warszawie jest procentowo wiecej bogatych ludzi. I na tym tylko ta innosc polega. Nie na mentalnosci przeciez!

Reasumujac, zart o prowincji jest tylko zartem. Ja osobiscie nigdy nie dziele ludzi i nie uwazam za gorszych ani lepszych tylko dlatego, ze pochodza z jakiegos konkretnego miejsca.
Poza tym, ty- Kasiu- miedzy innymi jestes przykladem na to (dla mnie przynajmniej,0), ze granice wyznaczane przez ludzi miedzy jednym miastem a drugim sa sztuczne i nieprawdziwe. Bo ja sie z Toba rozumiem doskonale! I z wieloma innymi osobami- takze.
No, buzka! :-*


19:52 / 30.10.2002
link
komentarz (1)
No ladnie. Znowu sie zaczyna. Dopiero pazdziernik, a ja juz- jak powiedziala (pod moja nieobecnosc,0) pani wychowawczyni jestem nieklasyfikowana z jezyka polskiego. Ja i moje dwie kolezanki. Coz za bez sens! Jeszcze dwa miesiace semetstru, jeszcze zdaze sie nachodzic do szkoly i nadrobic te kilka dni nieobecnych, a ona takie pierdoly gada. Co za babsko glupie. A jednoczesnie napedzila mi stracha, ze zacznie sie czepiac i mnie upupi. Wiem, to moja wina. Ale w tym roku naprawde nie urywam sie az tak bardzo! Kilka razy mnie nie bylo!



10:38 / 30.10.2002
link
komentarz (2)
Nie poszlam dzis do szkoly. I zla jestem na siebie za to jak nie wiem.
Poza tym nie wiem, co napisac. :( Brak natchnienia totalny. :(


18:03 / 28.10.2002
link
komentarz (3)
Jako mi dziwnie. Jak zwykle. Moze nie powinnam sie w takich chwilach pojawiac, bo i tak nie wnosze nic konkretnego na te strone? Hmm...


16:19 / 25.10.2002
link
komentarz (3)
Klasowke z historii jakos przezylam. No, zobaczymy, co dalej. Przyszly tydzien to z kolei katowanie naszych wiadomosci z polskiego. Antyk i miedzywojnie... Buuu... Jak tego duzo....

A ja jestem taka zmeczona i spiaca, ze nie mam sily na nic. Spalabym tylko.


20:03 / 23.10.2002
link
komentarz (3)
Mam na piatek tyle rzeczy do szkoly,ze doslownie sie powiesze.
Klasowka z polskiego- z antyku i Biblii.
Klasowka z historii- cale sredniowiecze.
Wypracowanie z polskiego- "Diabel w literaturze". Macie jakies pomysly poza "Mistrzem i Malgorzata", "Biblia", "Pania Twardowska"? Jesli tak, to, blagam, napiszcie. I okrascie to kilkoma slowami wyjasnienia... :,0)


19:43 / 21.10.2002
link
komentarz (0)
Poszlam dzisiaj z Ania do Cafe Verte. Slyszalam sporo pozytywnych opinii o tamtym miejscu i w sumie calkiem sie nie moglam doczekac momentu wejscia tam i przezycia tego pierwszego wrazenia. Ale jednak nie bylo ono piorunujace. Wewnatrz, mimo wczesnej pory, siedzialo dosc duzo ludzi, a dym papierosowy byl tak duszacy, ze od razu zaczelam kaszlec.
Udalo nam sie wreszcie znalezc calkiem przytulny stolik w kaciku, z dala od innych. Zamowilysmy sobie szarlotke z lodami oraz grzane wino galicyjskie. Wino oczywiscie bylo wspaniale. Szarlotka- takze. Slodziutka, z bezami, lodami i polewa. Mniam, mniam. Teraz tylko, nie wiedziec czemu, boli mnie glowa i czuje sie tak zmeczona i spiaca, jakbym caly dzien ciezko pracowala fizycznie.

Czekaja mnie bardzo ciezkie dwa tygodnie. Pelne klasowek, odpytywania i innych takich rzeczy. Bleeee....



02:19 / 21.10.2002
link
komentarz (0)
Dzis ufarbowalam sobie wlosy na fioletowo oraz troche podcielam. A dokladnie moja mama. Powiedzialam jej, zeby lekko pocieniowala mi z tylu. Ale w trakcie tak nabralam ochoty na cos nowego na glowie, ze teraz mam na niej urocza miotelke z loczkow. I bardzo jestem zadowolona. :-,0) O!

A poza tym chcialam napisac, ze niezmiernie sie ciesze z dzialania nloga. Juz nie moglam sie doczekac. To moje male uzaleznienie. I jedyna, a zarazem jakakolwiek, tworczosc.



16:15 / 19.10.2002
link
komentarz (0)
Trema

Usiadla i czekala. Nie bardzo wiedziala, gdzie ma go szukac, wiec nie podejmowala zadnej proby. Email był niepoprawny, listy nie dochodzily. Coz zrobic wiecej? Czula tylko ogromna treme, jakby za chwile miala wyjsc na scene i zaspiewac przed kilkutysieczna publicznoscia. W brzuchu fruwaly nieprzyjemne motylki, a z kazda mysla na jego temat robila się coraz bardziej podenerwowana i niespokojna. Gdy przypominala sobie jego imie, serce podchodzilo jej do gardla, a po plecach przechodzily ja ciarki. Tak bardzo pragnela, by tym razem to nie skonczylo się jak zawsze. Tak bardzo chciala dostac od niego jakikolwiek znak, wiadomosc. Czekala na jakikolwiek przejaw dobrej woli w kierunku ich znajomosci. Może był zbyt niecierpliwa. Przeciez minal dopiero jeden dzien. Ale mimo wszystko rece jej drzaly i z trudnoscia przyciskala klawisze na klawiaturze. Rozgladala się nerwowo po pokoju, patrzyla na zegarek, gdyz było już pozno i dobrze wiedziala, ze powinna już się polozyc, by rano wstac o odpowiedniej godzinie. Ta trema doprowadzila ja wreszcie do tego, ze w żaden sposób nie mogla skoncentrowac na niczym mysli i w strach budzilo w niej już teraz doslownie wszystko. Kazda mala rzecz budzila stres i niepewnosc oraz przyspieszone bicie serca.
Troche ganila się za caly ten cyrk, który miał miejsce w jej glowie. Już nie pierwszy raz była w podobnej sytuacji- jako osoba czekajaca. Och, jakze to było straszne. Chyba najgorsze. Zla wiec była, ze i tym razem dala się poniesc emocjom i czeka. Zla była, ze ma nadzieje na jakiekolwiek slowo z jego strony. Zla i bezradna.
Przeciez to najbardziej absurdalna rzecz na swiecie- czekac na kogos, kogo w ogole się nie zna! To glupota i bezsens. Ale jak to sobie wytlumaczyc i opanowac dziwny lek? Jest to w ogole możliwe???...



16:12 / 19.10.2002
link
komentarz (0)
Znajomy z importu

Opetalo mnie cos ostatnio na punkcie doksztalcanie się w moim angielskim i postanowilam czesciej wchodzic na jakies zagraniczne czaty. Sciagnelam sobie bardzo fajnego messengera z Yahoo i tam wlasnie, na tamtych czatach, zaczelam się pojawiac.
Rozni ludzie tam bywaja. Najwiecej ich jest z Indii, doslownie cale zatrzesienie, bez względu na kanal. No, ale udalo mi się także trafic na kilku native speakerow. Jednym z nich był bardzo sympatyczny Irlandczyk o imieniu Austin.
Co to znaczy bardzo sympatyczny? To znaczy, ze nie był najgorszego sortu prymitywem, któremu tylko chodzi o seks online ani nie zaczynal rozmowy od zwrotu „asl” (dla niewtajemniczonych - ten skrot oznacza: age, sex, location,0). I to cale asl jest tak samo durne i prymitywne, jak u nas na polskim czacie „Cze, skad klikasz?”. I niestety nie ma wlasciwie tam osoby, która by od wyzej wspomnianego zwrotu rozmowy nie zaczela. Koszmar, doslownie koszmar. Dlatego tez uznalam Irlandczyka o, kojarzacym się odpowiednio, imieniu Austin za bardzo sympatycznego.
Ale to jeszcze nic.
Potem udalo mi się trafic na czlowieka, który diametralnie zmienil moje zdanie o ludziach zza granicy. Bo tak jak niezbyt czesto na czacie czy IRCu można spotkac naprawde genialne osoby, tak na czacie zagranicznym w ogole nie można. Powaznie!
I nagle taki szok, o imieniu Lars. Wiek mi nienznay. Miejsce zamieszkania – Londyn. Czlowiek ten zaczal ze mna rozmowe, ponieważ mój nick brzmial: trooskavka. Zainteresowalo go to, bo stwierdzil, ze mam cos wspolnego z Franzem Kafka. Wytlumaczylam wiec koledze, skad wzial się mój nick i co po polsku znaczy oraz wyjasnilam, ze pan Kafka pochodzil z Czech (ach, ci obcokrajowcy! Obilo im się cos o uszy i od razu myla Polske z Czechami, Czechy z Rosja, a Rosje z niewiadomo czym jeszcze,0). I w tym momencie nastapil pierwszy szok. Ow kolega poinformowal mnie, ze wie, ze Franz Kafka był zydem i mieszkal w Pradze, a najlepsza jego ksiazka jest „Ameryka”, ktorej na oczy nie widzialam, a on mi ja polecil. Pozniej Lars pochwalil się znajomoscia paru ksiazek Sienkiewicza, Bulhakowa, itp., itd. Myslalam, ze spade z krzesla. Nie, no... Anglik i taki wyksztalcony! Przeciez przecietny obcokrajowiec o Polsce nie wie nic. A ten wymienil kilka znanych mu miast oraz spytal, czy nie mieszkam w Wielkopolsce, bo o niej tez slyszal. ;-,0) heh...
Zaczelismy wiec dyskutowac najpierw o literaturze, a pozniej dowiedzielismy się slow kilka o sobie. Lars skonczyl teologie i filozofie, a teraz studiuje literature srodkowej Europy. A nawet jeśli to nieprawda (watpie,0), to i tak wiedzial baaaardzo duzo...
Gadalo nam się swietnie. Okazalo się, ze mamy bardzo podobne poczucie humoru i ubawilam się podczas tej rozmowy rewelacyjnie. Az dostalam wypieki. ;-,0)
Niestety Lars zaznaczyl, ze nie chce korespondowac, bo nie lubi pisania maili. Pozniej podal mi adres, który nie dziala i... tak mi strasznie szkoda. Chcialabym jeszcze kiedys pogadac z nim... Naprawde, do dzis jestem pod wrazeniem.
A poza tym padl pod moim adresem najcenniejszy komplement: ze swietnie mowie po angielsku, ze bardzo dobrze się ze mna rozmawia, bez owijania w bawelne. Ciesze się. Naprawde się ciesze! ;-,0),0),0),0),0)


16:11 / 19.10.2002
link
komentarz (0)
To be „bi” or not to be „bi”

Zrobilam sobie trwala. Tym razem w domu, co by zaoszczedzic kolejne 80zl albo wiecej i liczyc się z tym, ze być może nie będzie efektu. Wycierpialam się swoje, pol wlosow mi się wyrwalo wraz w walkami, nasiedzialam się z recznikiem na glowie, nameczylam i po co? Oczywiście, tak jak się spodziewalam, efektu praktycznie nie widac zadnego. Zalamac się można. Co z tymi wlosami się dzieje?? Chyba musze je sciac. Ale jak? Pomysle, pomysle...

Spotkala mnie rzecz dosyc specyficzna. Taka, która się nie zdarza kazdemu, a i w ogole zdarza się rzadko. Już mowie.
Jest pewna kobieta, mianowicie Ania. To jedna z moich kolezanek. Nie jakas najblizsza, chociaz zawsze mialysmy duzo wspolnych tematow. Wlasciwie Anie polubilam już w pierwszej klasie, bo była osoba, która bardzo interesowala się filozofia, miala ciekawe przemyslenia i była niepospolita na tle klasy. Wlasciwie nidgy miedzy nami nie było zle. Nidgy nic do niej nie mialam. Ani ona do mnie (chyba,0), ale i o przyjazni ciezko było mowic, gdyz obecnosc w dwoch roznych grupach sila rzeczy oddzielila nas od siebie.
Ostatnio przypomnialysmy sobie o swoim istnieniu i umowilysmy się w „Niebieskich Migdalach”, żeby porozmawiac po naprawde dlugim czasie milczenia. Nie było to dla zadnej z nas bynajmniej poswieceniem i ostatecznoscia, która spowodowalaby tak desperacki czyn jak spotkanie. Ach, gdziez tam! Spotkalysmy się z wielka radoscia i przeswiadczeniem (slusznym zreszta,0), ze mamy sobie wiele do powiedzenia. No i mialysmy. Kazda opowiedziala dluga historie, plotkowalysmy o facetach, swoich i nieswoich, bylych i niedoszlych i w ogole było bardzo milo.
No, a jeśli rozmowa doszla do tematu facetow, to czemu i nie kobiet? Ostatecznie kobiet nie powinno się pomijac. A ponieważ, trzeba dodac, ja i Ania zawsze mowilysmy sobie najskrytsze tajemnice, wiedzac dobrze, ze dalej one nigdzie nie pojda, i tym razem tradycji stalo się zadosc. Opowiedzialam Ani o moim fizycznym kontakcie z kobieta. Niezbyt jakims bliskim i wyrafinowanym, ale zawsze. Pozwolcie, ze nie będę- przynajmniej na razie- zdradzac szczegolow.
Opowiedzialam Ani o moich sklonnosciach biseksualnych, których- notabene- nie jestem wcale pewna. Sama się nad tym zastanawiam i nigdy nie mogę dojsc do sensownej konkluzji. Jak ja to w ogole widze?
Wedlug mnie sklonnosci homosksualne to nie tylko takie, które prowadza do seksu z ta sama plcia, ale także do zwiazku, uczucia i milosci. Natomiast biseksualizm to raczej chec rozrywki, chec przezycia czegos nowego. Oczywiście to taka sobie tylko moja teza. No, ale niewazne. Nie wiem wiec, kim jestem i jakie sklonnosci posiadam. Ale jedno jest pewne- kobiety mnie nie obrzydzaja, sa dla mnie ciekawym urozmaiceniem. Ale np. nigdy nie moglabym kobiety pokochac taka miloscia, jak kocha się mezczyzne.
Tak czy inaczej porozmawialam sobie wówczas z Ania, calkiem otwarcie i szczerze. Pozwierzalysmy się sobie z przeroznych perwersji i fantazji, po czym zartobliwie umowilysmy się na „spotkanie”.
I jakos ostatnio Ania podeszla do mnie w szkole i powiedziala, ze czuje do mnie pociag fizyczny. No i, ze boi się, ze to się może przerodzic w cos bardziej duchowego.
Z poczatku w ogole nie moglam uwierzyc, myslalam, ze zartuje. Ale pozniej uwierzylam i nawet troche się dowartosciowalam, ze mogę jeszcze w kimkolwiek wzbudzac takie odczucia. Pozniej zrobilo mi się dziwnie. Nie mam nic przeciwko kobietom, ich dotyk mnie nie krepuje, ale... w moim przypadku wiaze się on, jeśli już, tylko i wylacznie z zabawa, z impreza, z alkoholem. Nie znioslabym dotyku kobiety, która chce mnie czule poglaskac, w momencie, kiedy nie jestem do tego psychicznie przygotowana. Nie, to mnie jakos przeraza.
Wiem dobrze, ze troche oddzialywuje na mnie prawdopodobnie zacofane spoleczesntwo i dlatego alkohol w takiej sytuacji jest dobrym rozwiazaniem, ponieważ zawsze można się jakos wytlumaczyc. Chociaz to chyba nie o to chodzi. Ja po prostu mam rozne blokady. Ciagnie mnie do czegos, ale jeśli już to COS ma się stac, zaczynam panikowac. Chyba wiele osob przejawia podobne dolegliwosci. No coz, z czasem mina pewnie.
Tak czy inaczej, boje się. Mam wrazenie, ze Ania oczekuje ode mnie niewiadomo czego. Powiedzialam jej jasno, ze mnie kobiety nie fascynuja psychicznie i pewnie nigdy nie będą. Jednoczesnie nie zamierzam klamac, ze nigdy nie zajdzie miedzy nami żadne szalenstwo, bo... kto wie? Ania bierze to za dobra monete i boje się... w sumie już sama nie wiem, czego...
Co mam zrobic? Naprawde nigdy nie bylam w takiej sytuacji. Kurcze...



13:42 / 05.10.2002
link
komentarz (0)
Jestem zauroczona "Morrowindem". :-,0),0),0) Bardzo fajna gra. Naprawde bardzo fajna. :-,0)

Jakos dzis mi calkiem milo. Jakbym natchnienie czula. Musze cos skomponowac. Mam pomysl na piosenke. O! Ide tworzyc!! :-,0),0),0)


13:27 / 04.10.2002
link
komentarz (0)
Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!!
17:16 / 02.10.2002
link
komentarz (2)
Wsiadlam sobie dzisiaj do pociagu, w przedziale bylam sama. Nagle zaglada do mnie jakis poczciwie wygladajacy pan i pyta, czy wolne i czy moze.
- Tak, prosze.
Pan zamyka za soba drzwi i siada.
- Zimno dzisiaj- zagaja. - Nie grzeja jeszcze w pociagach...
- Ano nie grzeja...
- Daleko pani jedzie?
- Ja? Do Warszawy (niby dokad mam jechac pociagiem do Warszawy?!,0)
- Ja jestem z Warszawy i... ja bede z pania szczery... bo mi zabraklo do biletu. I wie pani... ja zawsze, to jest... ja bym oddal na miejscu.
Pan sie jaka, belkocze strasznie i caly spocony.
- Ale ja nie mam pieniedzy- mowie.
- Wiem... Nikt nie ma...
- A ile panu brakuje?
- 9 zl.
- Ooo... To ja nie mam tyle (mialam, ale co mu bede tyle kasy dawac?,0). Zobacze, ile mam drobnych, zawsze bedzie panu latwiej szukac dalej. Wie pan, sama nie mam w tej chwili na bilet powrotny.
Sprawdzam w portfelu i wysupluje mu 1,5 zl. Bierze.
Ja wyjmuje karte SIMplus, zeby sobie doladowac konto.
- Ooo... masz SIMplusa (ni stad ni zowad przechodzi na "ty",0).
- Tak.
- I jak to jest? Faktycznie jest na koncie tyle, ile mowia, czy odliczaja sobie jakas prowizje?
- Faktycznie tyle jest. No, chyba, ze wykorzystam za duzo z poprzedniej karty, to odliczaja.
- Ahaa...
Chwila ciszy, ale naprawde krotka, gdyz panu sie buzia raczej nie zamyka.
- Masz chlopaka?
- ... mam...
- A dawno?
- Aaa... jakies pol roku (zaokraglam nieco,0)
- No tak... Tak myslalem.
Spuszcza glowe.
- To dziekuje.
I wychodzi...



23:45 / 01.10.2002
link
komentarz (0)
Dziwnie mi, dziwnie. W domu pachnie olejkiem geraniowym. A ja wciaz obracam sie w klebie mysli. Krece sie w kolko, wiruje, nie moge sie zatrzymac i, jak w Kole Fortuny, wylosowac jednego rozwiazania- wlasciwego czy tez nie- ale zawsze jakiegos. Ale chyba mi juz nieco lzej, chyba wirowanie zmiejszylo tempo. Jakos stwierdzilam, ze pewne fakty zwyczajnie nadinterpretuje. Trzeba dac sobie spokoj. Koniec z jakimikolwiek myslami. KONIEC! Rozpoczynamy ere mniej skomplikowanego odbierania swiata. Zobaczymy, czy bedzie taki sam. Hehe...


18:55 / 01.10.2002
link
komentarz (0)
Po pierwsze: co sie dzieje z tym nlogiem, ze raz dziala, a raz nie?? He? Bo ja sie tak nie bawie!!
Po drugie: zle mi. Juz myslalam, ze bedzie wszystko dobrze. Juz nadzieja, ktora co dzien sie karmie, zapukala do mnie i ulozyla sie z usmiechem na talerzu. Ale, tradycyjnie juz chyba, zamiast nasycic mnie i uszczesliwic, stanela oscia w gardle. Zakrztusilam sie znowu, a teraz- wymeczona dlugim kaszlem- siedze i mysle. Co dalej?
Po trzecie: kaszel mam naprawde. Mam tez wyrzuty sumienia, bo nie poszlam do szkoly. W ogole czuje ogromna niemoc do robienia czegokolwiek. Nie wiem, co ze mna bedzie. Nie wyobrazam sobie matury i egzaminow na studia. Jak ja naucze sie tego wszystkiego?? Jejku... Ech...


14:17 / 30.09.2002
link
komentarz (4)
Slucham Barbry Streisand i kompletnie nie wiem, co napisac. Pustka.

Humor nieco mi sie poprawil, zreszta za sprawa mamusi, ktora powiedziala mi cos... hmmm... calkiem niemozliwego, ale jednak takiego, jakiego szukam w podswiadomosci. I dalo mi to, przynajmniej na czas jakis, nadzieje.

W srode moja klasa wyjezdza na trzydniowa wycieczke i, korzystajac z tej okazji, pojawie sie w Warszawue. I zamierzam sobie pojsc do warszawskiego zoo, bo nie bylam w nim jakies 15 lat! ;-,0),0) Poza tym trzeba znowu do jakiegos kina sobie skoczyc, bo przeciez TYYYYLEEE filmow jest obejrzenia! Znowu zamierzamy pojsc na jeden, a na drugi sie wemknac za darmo. ;-,0),0),0) Moze sie uda?



16:02 / 29.09.2002
link
komentarz (7)
Bylam dzisiaj na zakupach. I tylko sie zdenerwowalam, bo albo nie ma na mnie rozmiaru, albo koloru, albo fasonu. Albo jeden pan stwierdza, ze nie mam szyi i w ogole nie nadaje sie do tego typu plaszcza, ktory chce, albo inna pani chwali mnie jak oszalala i twierdzi, ze w.w. typ plaszcza podkresla moja talie i ze w ogole wygladam cudownie.
Jasna cholera! Myslalam, ze zabije wszystkich! Kupilam wreszcie plaszcz dlugi, ciemnoszary, dopasowany i rozkloszowany od pasa w dol, niestety bez futerka. Ale ostatecznie i tak wygladam we wszystkim tak samo beznadziejnie... :-(

A w ogole mam dola. W ogole jest mi zle... :-(((



00:36 / 29.09.2002
link
komentarz (1)
Bylam dzis w kinie na "No man's land". Film, ktory juz od dawna chcialam zobaczyc. Ale... jakos nie zafascynowal mnie on. Oczywiscie uwazam, ze byl bardzo dobry, ba- nawet swietny, ale... "Pianista" na przyklad bardziej mnie poruszyl. Mimo wszystko polecam ten film wszystkim, ktorzy lubia kino nieamerykanskie. :-,0)

Co jeszcze? Dwa dni pelne depresji. Oj, tragicznie mi bylo. Ale chwilowo sie jakos pozbieralam i zyje. Zobaczymy. Jestem jak niestabilna konstrukcja z kart- slabe dmuchniecie i... znow sie rozlece na kawalki. Ach. Moze bedzie lepiej. Caly czas mam taka nadzieje.


16:25 / 26.09.2002
link
komentarz (0)
Jestem przerazona, jak malo wiem. Jak wiele bede musiala sie nauczyc, zeby dostac sie na takie studia, jakie chce. Ostatnio chodzi mi po glowie UJ, ale przeciez chetnych tam sa cale tabuny i trzeba byc naprawde dobrym, zeby miec jakiekolwiek szanse. Ja juz zapomnialam co to znaczy miec piatki i nie martwic sie o nic. Boje sie, boje sie strasznie.
A moje plany na dzis to "Ferdydurke".


00:16 / 26.09.2002
link
komentarz (0)
Z piatku na sobote bylam na maratonie filmowym. Kosztowalo mnie to raptem 25 zl, a obejrzalam cztery filmy i dostalam za darmo kawe. :-,0),0),0)
Jako pierwsze dali "Truposza" Jima Jarmuscha. Nazwisko znane, wiadomo, ale nidgy nie widzialam nic tego rezysera i nie mialam zielonego pojecia, coz to za film bedzie. Moglam sie tylko domyslac po reszcie repertuaru, ze bedzie to cos dziwnego. I faktycznie: ten film mozna przede wszystkim okreslic mianem: dziwny. Bardzo dziwny. To western, a jednoczesnie film sensacyjny. Momentami- komedia a la Monty Python, a tak ogolnie- to film psychologiczny. I... bardzo artystyczny. Niesamowite zdjecia, ktore nadawaly wspanialy klimat. W dodatku- film czarno-bialy, wiec tym bardziej sceneria nabierala niesamowitosci. Bardzo duzo scen milczacych, pokazujacych tylko twarz bohatera i jego zamyslenie. Takie sceny budzily rozne refleksje. W ogole- film byl swietny.

Jako nastepny obejrzalam "Requiem dla snu" i tym razem podobal mi sie bardziej niz poprzednio. Lepiej sie wczulam, bardziej mnie poruszylo to wszystko. I dostrzeglam w nim wiecej wartosci i to w zasadzie calkiem uniwersalnych.

Trzeci byl "Cube", ktory takze widzialam juz wczesniej, ale nie na wielkim ekranie. I przekonalam sie, ze to faktycznie typowo kinowy filmik. Polecam wszystkim, ktorzy jeszcze nie widzieli. Niesamowicie trzyma w napieciu.

A na koniec dlugo oczekiwane przeze mnie "Pi". Nie wiem, czy podzialala tak na mnie sennosc, czy zmeczenie, czy trzy wystarczajaco ciezkie i piorace mozg filmy, ale... ja naprawde nie wiem, o co w tym filmie chodzi i jestem troszke rozczarowana. Mam wrazenie, ze ten film mial w zalozeniu byc ciezki i meczacy i spelnil to bez zarzutu, ale to wszystko. I, choc wlasciwie kazdy, kto ten film widzial, byl zachwycony, ja jestem nieco zawiedziona. Nie moge powiedziec, ze to kiepski film. Bo jest bardzo fajnie zrobiony, ma ciekawy montaz oraz zdjecia. Ale... przede wszystkim w ogole zupelnie nie wiem wreszcie, o co w nim chodzilo. Moze powinnam kiedys obejrzec ten film jak bede wyspana. Chociazby z ciekawosci. Tak czy inaczej- jak patrzylam na cierpienie glownego bohatera (w zwiazku z jego atakami migreny,0), od razu bolala mnie glowa- tak to bylo realistycznie pokazane. :-,0)

************

Weekend z kolei spedzilam w towarzystwie bogatym, z dobrego domu, podrozujacym po swiecie i znajacym sie z liceum. I szczerze przyznam, ze czulam sie troche jak piate kolo u wozu, bo nie mialam kompletnie nic do powiedzenia na tematy, na ktore oni rozmawiali. No bo jesli rozmawiali o pracy, to coz ja im powiem?? Ze w poniedzialek to mam klasowke z matematyki?! Jesli rozmawiaja o podrozach do Chin, Meksyku czy Indonezji, to z czym ja im wyskocze? Z Paryzem??
Tak wiec siedzialam sobie cichutko i staram sie nie rzucac w oczy i nie mowic nic, profilaktycznie, zeby nie palnac czego, jak to mam w zwyczaju, kiedy sie stresuje.
Zle sie tam czulam. W sumie nie chce wiecej za bardzo jakos z nimi przebywac. No, zobaczymy...


21:12 / 25.09.2002
link
komentarz (2)
Przeglad Wszystkich Trzynastych


ROK 1997- siodma klasa

13.09. - Hmm... Tego pieknego dnia mialam lat zaledwie 13 i wowczas (tak, przyznaje sie,0) sluchalam jeszcze Kelly Family... ;-,0),0) No i tego dnia akurat napisalam pare slow o nich... Hie, hie.

13.10. - No tak... Ten dzien mial sie zapisac w historii. A to z powodu niewielkiej liczby lekcji... :-,0),0) Tak, mialo sie kiedys takie problemy... ;-,0),0),0),0) Poza tym dalam przyklad w swoim wpisie z tamtego dnia, ze spoleczenstwo ma wplyw na jednostke, piszac- bardzo slangowo i idiotycznie- majza o matematyce. Wtedy to slowo bylo bardzo modne. Pozniej ktos zmodyfikowal na majma- moim zdaniem jeszcze gorsze... ;-,0),0),0)

13.11. - dostalam piatke z geografii. ;-,0),0),0),0)

13.12. - kino: "Air Force One".


ROK 1998

13.01. - pisalam o tym, ze przez szesc lat kochalam sie platonicznie w koledze z klasy, a pozniej go znienawidzilam.

13.02. - nie pisalam do nikogo walentynek, bo nie mialam do kogo... Ale za to poczynilam pewne postanowienia:
- odchudzac sie
- na wakacje sciac wlosy na jezyka (nie udalo sie. Nie wytrzymalam do wakacji,0)
- ufarbowac je na niebiesko (nigdy tego wreszcie nie zrobilam,0)

13.03. - dowcip dnia:
Dziecko przyszlo ze szkoly do domu:
- Mamo! Dostalem piatke!
- No i co z tego? I tak masz raka!
(dowcip obrzydliwy i makabryczny...,0)

13.04. - snulam refleksje na temat seksu, jak to sie go boje i jak to sobie go zupelnie nie wyobrazam... ;-,0),0),0)

13.05. - bylam chora i ogladalam sobie "Braveheart".

13.06. - kupilam sobie spodniczke. :-,0)

13.07. - bylam na obozie w Slowacji i poznalam niejakiego Bartka, w ktorym sie pozniej zakochalam (do dzis nie wiem czemu,0). Poza tym rozpaczalam nad tym, ze ludzie sa straszni, bo trzeba pic i imprezowac, zeby w ogole sie do nas odezwali. Pamietam taka smieszna akcje. Pewnego razu postanowilysmy z dziewczynami podpuscic takie jedno towarzystwo. Mialysmy kilka piw, ktore sobie same wypilysmy. Pozniej postawilysmy butelki na balkonie. A balkony w tym hotelu wszystkie byly polaczone ze soba. I w momencie, gdy- celowo zreszta- przewrocilysmy ktoras butelke po piwie, nagle ni stad ni zowad pojawilo sie w naszym pokoju kilka osob pod pretekstem pozyczenia czegos. Heh... jakie towarzystwo...

13.08. - ogladalam z Agata "Akademie Policyjna"

OSMA KLASA

13.09. - robilam pierwszy w zyciu "Przeglad trzynastych". :-,0),0),0)

13.10. - kupilam prezent dla wychowawczyni z okazji Dnia Nauczyciela.

13.11. - przezywalam koncert Kelly Family, ktory byl poprzedniego dnia. Swoja droga, do dzis uwazam, ze koncert byl fajny. :-,0)

13.12. - narysowalam portret jednej piosenkarki. I byl to moj ostatni portret jaki narysowalam. Od tamtej pory tego nie robilam...


ROK 1999

13.01. - uczylam sie na olimpiade z polskiego oraz spiewalam z Agata i Ewa w zespole, zalozonym dla jaj i parodiujacym rozne piosenki. :-,0)

13.02. - rozmyslalam o pewnym chlopaku, z ktorym rozmawialam poprzedniego dnia na targach edukacyjnych. Byl z 4LO czyli szkoly, do ktorej mialam pojsc. I, notabene, nie po raz ostatni go wowczas widzialam...

13.03. - kilka wrazen dotyczacych mojego korepetytora od matematyki, Piotrka. Napisalam:
Moglby mi sie nawet ten caly Piotrek spodobac, gdyby nie to, ze pewnie traktuje mnie jak malolate i mnie olewa. A szkoda. Heh...

13.04. - czekalam na korki z matmy. I obiecywalam sobie, ze sama nie zaczne zadnej rozmowy, bo wydawalo mi sie, ze za duzo gadam. Poza tym bylam tydzien przed egzaminami do liceum i lekko sie stresowalam. I stwierdzilam, ze pora zaczac sie uczyc. :-,0)

13.05. - Moj pierwszy w zyciu kontakt z internetem i... chat... :-,0),0),0)

13.06. - dwa tygodnie przed wyjazdem do Paryza.

13.07. - spotkanie z Karolina K. i lekkie rozbicie psychiczne z powodu tesknoty za obozem w Paryzu...

13.08. - ostatni dzien pobytu w Zakopanem i wycieczka do Doliny Strazyskiej.

PIERWSZA KLASA LICEUM

13.09. - wpisu brak, ale w tym dniu, jak i w kazdym innym, integrowalam sie z nowa klasa.

13.10. - razem z Ewa i Agata poszlysmy do Gosi. Pisalam o sentymencie do starej klasy.

13.11. - II Festiwal Choralny- sluchalam sobie wystepow chorow z calej Polski.

13.12. - zawracalam sobie glowe pewnym kolesiem ze szkoly, ktorego nazywalam Shortmanem (z powodu wzrostu,0). Z perspektywy czasu patrzac jestem bardzo zla na siebie, ze dalam sie mojej owczesnej psiapsiolce, Martusi, tak omamic i uwierzyc jej, ze podobam sie kolesiowi, ktorego nie znalam. Heh... Co za glupota. No, ale bylo sie kiedys mlodym, glupim i naiwnym...


ROK 2000

13.01. - postanowilam zaczac olewac Shortmana. Poza tym poklocilam sie z przyjacielem.

13.02. - do nocy pisalam walentynki do kolegow z klasy.

13.03. - brak wpisu. Ale pewnie troche zaprzatala mi glowe sprawa mojego ww przyjaciela, Marcina, z ktorym to zaistniala "specyficzna" sytuacja w Sylwestra.

13.04. - Wycieczka klasowa po Wloszech. Zwiedzaniu Rzymu i kac po imprezie u Mateusza... :-,0)

13.05. - kino: "Czlowiek z ksiezyca".

13.06. - kucie fizyki.

13.07. i 13.08. - brak wpisu.

DRUGA KLASA

13.09. - kino: "Ja, Irena i ja"

13.10. - moje pierwsze korepetycji u corki pani Kornelii, mojej wychowawczyni z podstawowki, z klas 1-3.

13.11. - nieprzyjemne dni, jedne z gorszych w zyciu... Problemy rodzinne = tabletki uspakajajace, czujnosc 24h na dobe, stres, nadcisnienie, niejedzenie... Bu.

13.12. - fryzjer i zakupienie farby "Rubinowa czerwien". :-,0) I domysly, czemu Albert nie zadzwonil...


ROK 2001

13.01. - Moje pierwsze "Kocham cie" z ust faceta, glupie, beznadziejne, tandetne i nieszczere. :-P

13.02. - Rozterki... Gluchy telefon do X. Rozmowa z Modzelem na IRCu i 5 powaznych powodow, dla ktorych nienawidzi... _pewnego_pana_ ;-,0),0),0) Pierwsze objawy zlosci i nienawisci.

13.03. - Maksymalny dol i desperacja, w efekcie czego- SMS do X. Telefon do Alberta i ukojenie moich nerwow przez niego.

13.04. - spotkanie z Witkiem i list do Rocha, wyjasniajacy wszystko- od poczatku do konca- w naszej znajomosci.

13.05. - platoniczne zakochanie.

13.06. - urodziny Krzysia

13.07. i 13.08. - brak wpisu.

TRZECIA KLASA

13.09. - brak wpisu.

13.10. - ---//----

13.11. - wspominalam "Romea i Julie" w teatrze, oraz odnowienie znajomosci z Mumikiem i nasza czterogodzinna rozmowe telefoniczna.

13.12. - nieustanny dol. Poza tym zaliczylam lacine.

Potem juz niestety az tak dokladnie nie prowadzilam pamietnika, ale za to nloga nie zaniedbywalam. :-,0)
O kurcze... Alez sie rozpisalam. Zamiescilam tu kawalek mojego zycia, oczywiscie tylko wycinki z jednego dnia w miesiacu, ale co tam! :-,0),0),0)


19:08 / 25.09.2002
link
komentarz (0)
25 wrzesnia 2002 r.

Zaczyna się jesien. Przypomina mi się poprzedni rok. Cale dnie i noce przesiedziane na IRCu, przegadane, przesmiane. Co robilam rok temu o tej samej porze? W pamietniku jest luka, ale z kontekstu nastepnego dnia wynika, ze wlasnie 25.09 wzielo mi się na sentymenty na temat F. No tak zdarza się. ;-,0),0) Dzisiaj tez mi się bierze na sentymenty- czekam na odpowiedz od niego.
Heh, a propos takiego sprawdzania, co się kiedy wydarzylo- kiedys robilam sobie tzw. "Przeglad trzynastych". Robilam go zawsze 13.09 i sprawdzalam, co się dzialo przez wszystkie 13-ste w minionym roku. Hehe... Może znowu zrobie cos takiego?? ;-,0)
No dobra, a wiec dzis (choc wcale nie jest 13.09.,0) robie "Przeglad wszystkich trzynastych" czyli wszystkich, jakie tylko mam spisane. A pamietniki prowadze od roku 1997! :-,0),0),0)
Zaraz wiec puszcze takowy przegladzik...



19:02 / 25.09.2002
link
komentarz (0)
Matko!!! Po prostu nie wierze!!! Wreszcie udalo mi sie zalogowac!! Hurrra!!!! :-,0),0),0),0),0)


01:42 / 20.09.2002
link
komentarz (4)
http://195.205.142.60/gandalf/spiderman.swf


00:57 / 20.09.2002
link
komentarz (0)
Mam wyrzuty sumienia. Nie nauczylam sie na fakultet z historii oraz na test z angielskiego. A obiecalam sobie, ze w tym roku wreszcie wezme sie do roboty. Kurcze, naprawde chcialam solidnie sie w tej czwartej klasie pouczyc. I co? Guzik. Nie moge sie zebrac. Ciekawa jestem, jak naucze sie do poniedzialkowej klasowki w matematyki. No, ciekawe... :-P


16:19 / 19.09.2002
link
komentarz (0)
Dzisiaj moje pierwsze korepetycje w tym roku szkolnym. Zobaczymy, czy nadal mam zdolnosci pedagogiczne. A ide sobie do Kacpra. Prawdopodobnie znow sie u niego zasiedze. Bede gadac z jego mama przy herbatce i pokazywac jej zdjecia z Krety. :-,0),0) hehe...

I znowu czuje pustke tworcza. Nie wiem, co napisac...


19:42 / 18.09.2002
link
komentarz (9)
Nie wiem kompletnie, co napisac.
Wywolalam kolejne zdjecia z Krety. Bylyby sliczne, gdyby nie to, ze wyszly za ciemne. No, ale to lekcja na przyszlosc, jak ustawiac czas i przeslone.
Mam ochote na czekolade. Ide do sklepu. :-P



23:58 / 17.09.2002
link
komentarz (3)
Wlasnie uslyszalam przeslodka ploteczke na moj temat. Ale tak slodka, ze nie sposob bylo sie wkurzyc. Rozsmieszyla mnie do lez. :-,0) Otoz, prosze Panstwa, podobno przespalam sie z polowa kanalu: #rzeczpospolita. W tym i z Chaferem!! :-,0),0),0) Slyszales, Chafer?? Slodkie, prawda? :-,0),0) Hehe...
Ale poniewaz niewiarygodne jest zrodlo, od ktorego te plotke uslyszalam, to nie wierze. Niewiarygodna jest tez osoba, ktora rzekomo plotke rozsiala. Ale co tam- usmialam sie niezle. Hahaha... Prosze o wiecej!!! :-,0),0),0)


23:28 / 17.09.2002
link
komentarz (0)
Gralam dzis w "Simsow" zamiast sobie poczytac. :-( Blee. Jestem be-be.


18:26 / 17.09.2002
link
komentarz (0)
W sumie wyrzutow sumienia nie mam, bo na angielski pojde sobie jutro, a historie mam z glowy przynajmniej. He, he.
Poza tym skonczylam dzis w szkole "Sklepy cynamonowe" i tak, jak przypuszczalam po 70 stronach, tak teraz po skonczeniu i doczytaniu kolejnych 30, oswiadczam: to jest po prostu arcydzielo. To jest piekne, to jest niesamowite, troche dziwne- na pograniczu jawy i snu. Wprowadza cudowny, tajemniczy klimat. Mmm... to sie nazywa sztuka, prosze Panstwa...

"Sklepy..." juz do biblioteki oddalam, a "Ferdydurke" nie mieli niestety. Tak wiec, w ramach rekompensaty, wypozyczylam sobie ksiazke filozoficzno-psychologiczna "O dawaniu". No, zobaczymy. W sumie calkiem bez sensu, ze to wzielam, bo przeciez mam tyle wlasnych ksiazek do nadrobienia! Ech, no, ale grube to nie jest, a zawsze jakas satysfakcja z przeczytania ksiazki o takiej tresci. He, he. To tyle.
Dzis mam wolne. Nie robie nic. Wiec gram w "Simsow". O! To sa plany na dzis! :-,0)


10:38 / 17.09.2002
link
komentarz (0)
Popelniam wlasnie zbrodnie i nie ide na angielski. A wiecie, dlaczego? Bo okazalo sie, ze wczorajsza historie robilam faktycznie fakultatywnie. :-,0),0) Dzis nie ma zadnej historii!!! Aaaa!!! Wscieklam sie, bo ani speecha z angielskiego nie przygotowalam, ani nie napisalam wypracowania, ani nie skonczylam "Sklepow cynamonowych". A glupia historie robilam. Zupelnie nadprogramowo, bo zaloze sie, ze nikt z naszej klasy nie robi w domu notatek... ;-,0),0),0),0)



22:13 / 16.09.2002
link
komentarz (0)
Ale ze mnie głupi drób. :-,0),0),0) Normalnie odbilo mi i zaczelam, w sumie dosc fakultatywnie, uczyc sie historii, a dokladniej rzecz ujmujac: sporzadzilam sobie notatke, bo wlasnie w ten sposob zawsze sie ucze. Poza tym przyda mi sie to do klasowki. No, ale najbardziej szokujace w tym wszystkim jest to, ze ja nigdy, przenigdy w zyciu czegos takiego nie robilam!!! :-,0) Teraz dopiero, w klasie maturalnej, cos mi odbilo. Ale to dobrze. Ja tam sie ciesze. Nareszcie spedzam czas konstruktywnie, robiac notatki na 12 stron... Hmm...
Ale wiecie co? Az dostalam wypieki. Cala jestem uradowana, bo to ogromna satysfakcja zalozyc sobie cos, a pozniej tego dokonac, nawet jesli mialaby to byc glupia historia, which I used to hate, since I remember.
Przede mna do napisania speech na angielski na temat: "Me and the book". Czyli review albo inne wrazenia jakiejkolwiek ksiazki na swiecie. No, tym, powiedzmy, sie nie przejmuje, bo to male piwo przed sniadaniem, jak to mawial dozorca w serialu "Dom". Gorzej, ze na jutro chce skonczyc czytac "Sklepy cynamonowe" (jestem w polowie mniej wiecej,0). A juz najgorzej, ze na jutro jeszcze mam wypracowanie z polskiego. Blee... Temat tak ohydny jak kupa. :-,0) Nawet sie nie bede za to brac. A co!
A tak w ogole boli mnie paluszek od trzymania kurczowo dlugopisu i robienia notatek. Strony sa tak mocno zapisane, ze az pogiete. Juz nie takie swieze i czysciutkie. Tylko miekkie, wyginajace sie. heh. :-,0) Wpadacie czasem w taki trans pisania czegos? Taki, ze reka wam odpada, a wy piszecie dalej? Oj, ja tak kiedys miewalam bardzo czesto. Ostatnio rzadziej. Ale jeszcze sie zdarza. Heh. :-,0)


18:49 / 16.09.2002
link
komentarz (0)
Przychodzi facet do ksiegarni i pyta:
- Dzien dobry. Czy sa kroniki Galla?
- Ano ni ma.

18:42 / 16.09.2002
link
komentarz (3)
Spotkalam dzis Piotrka w szkole. Piotrek bardzo sie wyrobil na przestrzeni tych kilku lat, ktore sie znamy. Zawsze mial ciagoty do dziewczyn i prawil komplementy kazdej napotkanej, ale... jakos mu to wszystko nie wychodzilo. Taki byl z niego pocieszny, kochany Piotrus.
Ale chlopak sie, kurcze blade, zmienil. Po pierwsze: zmeznial i zaczal wygladac naprawde fajnie. Po drugie: zachowuje sie teraz zupelnie uwodzicielsko, rzuca podtekstami erotycznymi w rozmowie, no i w ogole.
I tak sobie rozmawialismy, az tu nagle Piotrek pocalowal mnie w policzek. Niby sie wyglupial, ale bylo to bardzo erotyczne. Co wiecej, za chwile przesunal policzkiem po mojej twarzy i pocalowal mnie w szyje. I to wszystko. I sie odsunal, po czym pogadalismy chwile jeszcze i sobie poszedl. Kurcze. Ale sie zdziwilam. Niby to byl z jego strony zart, ale... hmm... nie chcialabym byc na miejscu jego dziewczyny.


01:57 / 16.09.2002
link
komentarz (0)
Wrocilam z Sielpi i chociaz pobylam tam dwa dni, naprawde czuje, jakbym byla tam przez tydzien. To miejsce dziala na mnie kojaco, naprawde. No i oczywiscie tradycja nie zostala zlamana- troche poczytalam, no i troszke napisalam. Zaczelam pewne opowiadanie. Jak skoncze, wrzuce tutaj, chociaz wcale nie jestem z niego zadowolona. No, ale jakis dowod mojej tworczej pracy musi byc. :-,0)


01:30 / 13.09.2002
link
komentarz (7)
Okej. Proces umierania ustapil. Teraz jest zmeczenie i wyczerpanie. Glowa boli od placzu, kosz jest zasypany zasmarkanymi chustkami, oczy wyplukane przez, rwace jak potoki, strugi lez. Nos tez wyplukany- przez strugi kataru. :-,0),0),0) Mieszkanie nieposprzatane. Historia nienauczona. Nic nienapisane. W ogole nic nie zrobione. Idiotyzm. Kto wymyslil depresje? Tylko nie mowcie, ze Bog. Znowu on? Stworzyl juz nieszczescia, choroby i kleski zywiolowe (no, chyba, ze to jednak wina Pandory i jej puszki,0). Stworzyl faszyzm, ksiedza Rydzyka i Bin Ladena. Jest winien calemu zlu na tym swiecie. I co? Powiecie mi moze, ze jeszcze on stworzyl depresje, tak? W takim razie ten cyniczny facet na gorze siedzi tylko i wymysla, jak nam uprzykrzyc zycie. Heh, dobre. Tez bym chciala popatrzec na taki teatrzyk. Prawdziwa tragikomedia! Cool.


22:53 / 12.09.2002
link
komentarz (0)
Ogarnela mnie gigantyczna nostalgia. Mam poczucie beznadziei. Mam swiadomosc, ze nie jest dobrze. A najgorsze jest, ze tlumie to wszystko w sobie, bo nie moge nic zrobic. Niby moge, ale... nie moge. :-((( Bede plakac. Bede walic glowa w sciane. Bede skakac z okna.
Po co?? Po co sie tak podkladalam? To moja wlasna wina. Tak bardzo chcialabym moc o tym wreszcie nie myslec, zapomniec, poczuc ulge po raz pierwszy od tak dawna... Jak mam byc w ten sposob szczesliwa??
Jestem taka bezsilna, taka zrezygnowana i bezgranicznie smutna. Nie wiem, co mam robic. Potrzebuje swietego spokoju. Nie chce zadnych ludzi w moim zyciu. Zadnych, ale to zadnych. Nie chce z nikim rozmawiac, nie chce sie z nikim widziec. Nic z nikim nie chce. Chce miec swiety spokoj od zgielku, od przeludnienia, od wszystkich ukladow miedzyludzkich. Mam tego powyzej uszu. Chce byc sama. A jak odpoczne, wylonie sie ze swej norki i sama dam o tym znac. Tym, ktorym uznam za stosowne. Amen.


22:38 / 12.09.2002
link
komentarz (0)
Wyjezdzam na weekend do Sielpi. Powinnam posprzatac, bo wroce razem z mama i wtedy zacznie mi marudzic, ze jest balagan. Eech...
Powinnam pouczyc sie historii, ale totalnie nie moge sie do niej zabrac. Mialabym ochote cos popisac, cos potworzyc, ale jakos czasu nie mam. No nic, Sielpia zawsze dziala na mnie wenotworczo. :-,0),0) Sprobuje cos tam wlasnie urodzic, tj. napisac.

A poza tym chcialam tylko obwiescic, ze to, co sie w moim zyciu dzieje, nie ma po prostu sensu. Tak bardzo, jak nie wiem co. :-/


18:36 / 12.09.2002
link
komentarz (1)
Ok. godz.10:30, matematyka

Zle sie czuje. Ale przynajmniej mam pewnosc, ze tym razem nie bede miec potomstwa. ;-,0),0)

Wczoraj byl 11 wrzesnia. i znow caly swiat szalal. W radiu i TV przez caly dzien gadali tylko o jednym- o Ameryce. Ja rozumiem naprawde, to bylo tragiczne wydarzenie, mrozace krew w zylach, a caly swiat wowczas wstrzymal oddech i czekal w napieciu na dalsze wiesci. No, ale umowmy sie: zyjemy w Polsce i nie musimy obchodzic rocznicy ataku na Nowy Jork! Na calej kuli ziemskiej miliony ludzi gina z glodu, tocza sie ciagle rozne wojny! Rzezi w Kosowie nikt nie wspomina, o rozpoczeciu II wojny swiatowej byla w dzienniku krotka wzmianka. Dlaczego z atakow terrorystycznych robi sie taki showbusiness? Dlaczego Varius Manx z moja durna kolezanka- wokalistka spiewa piosenke o Nowym Jorku? Dlaczego ludzie chodza sie modlic do kosciola albo obstawiaja zniczami miejsca publiczne? Dlaczego? Bo to Ameryka.
Istna glupota, doprawdy. Moze zorganizujemy na nlogu, na forum, publiczne oplakiwanie ofiar?

Siedze na matmie. Nie wiem kompletnie, o co chodzi. Nie rozumiem niestety rachunku prawdopodobienstwa. Spac mi sie chce.


22:36 / 11.09.2002
link
komentarz (2)
Wreszcie to zrobilam- opracowalam dla Agaty "Strasna zabe" Galczynskiego. Bede tylko musiala od Goski pozyczyc dyktafon, zeby to nagrac w nie najgorszej jakosci. No, to moj pierwszy utwor na zlecenie- gotowy! Tak, zdecydowanie wole wykonywac cos na zamowienie. Wtedy mam wiecej natchnienia oraz jakis przymus, by do tego zasiasc i to skonczyc. :-,0) Fajnie.


19:31 / 11.09.2002
link
komentarz (4)
Czesc 3
Swiat już dawno pograzony był we snie. Slonce zamknelo oczy i przykrylo się sliczna, granatowa pierzynka, a tajemnicza Pani Noc posypala je magicznym, srebrnym pylem. Ksiezycowa glowa zawiesila się na srodku i dumnie obserwowala nieskonczenie wielki firmament. I, niczym nocny stroz, pilnowala porzadku na calym sklepieniu.
Delikatny podmuch wiatru poruszyl lekko kosmyki wlosow Elizy.
Polozyla się na lozku i przykryla kocem. Zgasila lampke nocna i wpatrywala się w ogromny ksiezyc, który swoim jasnym swiatlem wdzieral się przez otwarte okno do pokoju.
Przypomniala sobie dzisiejsza wizyte Filipa. Jego twarz, sylwetke, sposób rozmowy. Dlaczego przyszedl ja odwiedzic? Dlaczego znow się odezwal? Czy z braku lepszej alternatywy? A może jej dzieciece modly sprzed kilku lat zostaly wysluchane i teraz on, Filip, skruszony i zakochany powraca, by być z nia już do konca?
Mlodziencza naiwnosc Elizy sprawila, ze na jej twarzy zagoscil delikatny usmiech. Tak, marzyla o tym od lat, by pewnego dnia moc go przytulic i calowac do utraty tchu.
Zamknela oczy i wyobrazila sobie, jak wchodzi do jej pokoju. Ma lekko potargane wlosy. Pachnie letnim deszczem. Przysuwa się do niej blisko, a jego usta spoczywaja na jej szyi.
Eliza poczula dreszcz na mysl o tym.
Przypomniala sobie ich pierwsze spotkanie. Miala wtedy 15 lat.
Pewnego dnia mama oznajmila jej, ze będzie mieć indywidualne lekcje francuskiego. Elizie wcale się ten pomysl nie podobal, ale nie potrafila się nigdy sprzeciwic apodyktycznej matce.
Tego dnia, gdy miala się odbyc pierwsza lekcja, Eliza siedziala od rana w domu. Była troche przeziebiona i nie poszla do szkoly. Miala katar, wygladala okropnie i nie miala ochoty nikogo widziec, a tym bardziej jakiegos nauczyciela francuskiego. I nagle otworzyly się drzwi jej pokoju. Za nimi stala matka. Zrobila grozna mine mowiaca „Bądź grzeczna!”, po czym poszla sobie. A w pokoju zostal Nowy Nauczyciel...
Zanim Eliza uraczyla go swoim bystrym, blekitnym spojrzeniem, powiedziala niezadowolonym tonem:
- Od razu chce zaznaczyc, ze te lekcje nie maja sensu. To pomysl mojej mamy. Ja wcale nie czuje potrzeby uczyc się tego jezyka, tak wiec sadze, ze wiekszych efektow nie będzie. Proszę się nie rozczarowac.
Nowy Nauczyciel lekko się rozesmial:
- No coz... Zobaczymy. Może się jeszcze cos da z toba zrobic?- jego ton był zartobliwy.
Eliza w pierwszej chwili pomyslala sobie, ze go znienawidzi za ten ton, pelen- w jej oczach- sarkazmu i wyzszosci, po czym skierowala na niego swoje sliczne, oburzone nieco, oczy.
- Ooo...- rozesmial się na ten widok nauczyciel.- Zbuntowana, mloda dama, co?
Eliza zrobila się purpurowa ze zlosci, bo niecierpiala, kiedy ktokolwiek nazywal ja w ten sposób. Ostatecznie nie była już taka mloda. Nie odezwela się jednak slowem i pozwolila swemu korepetytorowi usiasc naprzeciwko siebie przy biurku.
Mlody mezczyzna rozgoscil się na wygodnym krzesle, wyjal ze swojej teczki jakies kartki i ksiazki, po czym usmiechnal się serdecznie w kierunku Elizy.
- Alors, bonjour, mademoiselle.
Spojrzala na niego wrogo, a gdyby wzrok mogl zabijac, nauczyciel by już pewnie nie zyl.
Ponieważ Eliza nie raczyla odpowiedziec uprzejmym „dzien dobry”, mezczyzna mowil dalej:
- Parles tu Francais? En peu pet-etre?
Eliza zniecierpliwila się i odparla niegrzecznie:
- Przeciez już mowilam, ze nigdy nie mialam z francuskim do czynienia.
- Wrecz przeciwnie- usmiechnal się korepetytor.- Powiedzialas tylko, ze nie znosisz tego jezyka, a to nie to samo.
- Dla mnie nie ma wiekszego znaczenia- miala ochote pokazac mu jezyk.
- Alez moja droga- Eliza podniosla na te slowa zdziwione oczy,a na jego twarzy znow zagoscil usmiech. – Żeby poddawac cos ocenie, musimy chyba cokolwiek o tym wiedziec, prawda?- zauwazyl bystro. – Stad tez moja hipoteza, ze prawdopodobnie mialas jednak do czynienia z francuskim, skoro z jakiegos, nieznanego mi zreszta, powodu tak go nie lubisz.
Elize na chwile zatkalo. Miala ochote powiedziec, ze nie lubi francuskiego ot tak i po prostu, ale miala wrazenie, ze to glupio zabrzmi. Dosc już tych dziecinnych zachowan, bo wyjdzie na kompletna idiotke. Po chwili sama się zdziwila tym, ze chce dobrze wypasc przed nowym nauczycielem.
Zamilka wiec i pozwolila mu poprowadzic pierwsza lekcje.
- Je m’appelle Filip. Et toi? Comment tu t’appelles?
- Eliza- nie była pewna, czy o to wlasnie korepetytorowi chodzi, ale i tak musiala cos odpowiedziec, wiec zaryzykowala.
- Tres bien!- zawolal z usmiechem, po czym uwaznie jej się przyjrzal. Ta chwila napiecia wydawala się trwac cale wieki. Wreszcie powiedzial lekko sciszonym glosem: - Tu es tres jolie...
Wówczas Eliza zupelnie nie wiedziala, o co mu chodzi, ale ton, jakim to powiedzial, zauroczyl ja i sprawil, ze poczula dreszcze na calym ciele. Przygladala się bacznie ruchom jego warg, glebokim oczom i dloniom, delikatnym i zarazem bardzo meskim.

Lezala teraz w swoim wygodnym lozku z pachnaca, wykrochmalona posciela i plakala. Zalowala milionow niewypowiedzianych nigdy slow, które zawsze cisnely jej się na usta. Zalowala miliardow tych wypowiedzianych. Ogarnal ja nastroj kompletnej melancholii i zaczela sobie przypominac wszystkie nieprzyjemne rzeczy, które się wydarzyly od poczatku swiata. Najbardziej jednak ubolewala, ze tak malo o wszystkim wie. Ze jej doswiadczenie zyciowe jest rowne doswiadczeniu zyciowemu dziecka. A jej wiek jest zupelnie do tego nieadekwatny. Eliza czula się bezradna wobec tysiaca spraw, jakie ciagle ja ogarnialy. Nie wiedziala, kiedy ufac i czy w ogole. Nie wiedziala, dlaczego ludzie klamia. Owszem, slyszala o tym, ale nigdy nie doswiadczyla tego na swojej skorze, dlatego wciąż podswiadomie liczyla, ze klamia tylko nieliczni i zupelnie zdeprawowani. Chciala, żeby swiat był piekny i prawy, i wierzyla, ze jeśli taka będzie, zmieni chociaz mala jego czastke. Była przekonana, ze ludzi takich jak ona jest cale mnostwo i pewnego dnia będzie można stawic czola zlu i pokonac je raz na zawsze. Zupelnie jak w bajce.



17:04 / 11.09.2002
link
komentarz (0)
Lezy sobie u mnie jakas nieznana mi kaseta magnetofonowa. Ulozyla sie na ksiazce "Wladca pierscieni 2" i spi. Przyplatala sie wloczega jedna i nawet nie powiedziala, jak sie nazywa. Ani me, ani be. Niewychowana jakas.
Ale zaraz, zaraz... cos sobie przypominam... Chyba jednak nas sobie przedstawiono.

-Joanno. Poznaj moja Kasete z Orkiestra Swietego Mikolaja. Kaseto, poznaj moja Joanne- powiedziala Agata, a ja i kaseta podalysmy sobie rece. Tzn. ja podalam reke, a kaseta- tasme.


01:19 / 11.09.2002
link
komentarz (7)
Czuje lekki glod. A lekki glod w odczuwaniu podobny jest do tremy. Natomiast trema, taka lekka, mobilizujaca i pozytywna, jest zwiazana czasem z tworzeniem, dlatego wlasnie poczulam delikatny podmuch natchnienia. A wiec pisze. Gdybym teraz poszla cos zjesc, wszystko bym prawdopodobnie zniszczyla. Wiec chwile pogloduje, wpisze sie, a nastepnie pojde po kanapke. Z zoltym serem. I basta.

Sama. Jestem sama. Mumisko pojechalo w cholere czyli sobie do domu. ;-,0) Mama sobie siedzi na wakacjach, w Sielpi zreszta (bardzo przyjemne miejsce,0). A u mnie, jak co dzien, cicho i ciemno. Krople wody kapiace z kranu w kuchni wydraza zaraz dziure w patelni, ktora sobie spoczywa w zlewie. Jednostajny szum i warkot komputera zaraz wprawi w drganie caly budynek.
Chcialabym pogadac z mama, ale niestety nie mam ani grosza na karcie, wiec nawet SMSa wyslac jej nie moge. Zadne bramki w necie- dziwnym trafem- tez nie dzialaja. Chamstwo i drobnomieszczanstwo! Na szczescie Mader mi pomoze! :-,0) Dobra dusza. :-,0)

Coz jeszcze? Dosc tej tworczosci na dzisiaj. Ide zaraz po kanapke. Amen. :-,0)



00:53 / 11.09.2002
link
komentarz (0)
Bylam wczoraj na "Pianiscie". FENOMENALNY!!! Jeden z lepszych filmow, jakie widzialam. Troche nie spodziewalam sie, ze bedzie az tak niesamowity. Jestem mile zaskoczona. To bylo wstrzasajace i wzruszajace przezycie. Cos pieknego. Wywolujace lzy, lecz przy tym budzace nadzieje i patriotyzm (?,0). Naprawde! POLECAM GORACO!!! :-,0)


16:10 / 09.09.2002
link
komentarz (7)
Wczoraj w nocy byla u mnie Agata. Pilysmy piwko z sokiem malinowym, gadalysmy o seksie, a pozniej zaczelysmy grac w "Tomb Raidera 4". I lezka w oku sie nam zakrecila, gdyz musialysmy isc od poczatku- po smierci mojego poprzedniego dysku zaginely bezpowrotnie wszystkie save'y.
Tak wiec przypomnialo nam sie, jak to kiedys (a bylo to ponad dwa lata temu,0) razem meczylysmy sie, zeby przejsc te wszystkie plansze. Wspominalysmy tez poprzednie Tomb Raidery i nasze ulubione levele. Ale fajnie. :,0)
Potem ja zaczelam zachwycac sie nad osiagnieciami dzisiejszej techniki, po czym poszlam spac.
A teraz zastanawiam sie, co zrobic, zeby wreszcie zabrac sie za cos pozytecznego. I nie moge. Siedze sama, w poteznym balaganie i nie mam sily przeczytac rozdzialu z historii o genezie I Wojny Swiatowej...



01:48 / 06.09.2002
link
komentarz (0)
Wiecie co? Ha, pewnie, ze nie wiecie! :-,0)
Otoz chce miec dziecko. Tak. Tak. Wlasnie to swtierdzilam dzis wieczorem. A, zeby bylo smieszniej, doszlam do tego po- setnym juz zreszta- obejrzeniu filmu "I kto to mowi" (Look who's talking,0). Ten bobas mnie doslownie rozwalil. Byl slodki! I moj instynkt maicerzynski, ktory ujawnil sie- notabene- juz dosc dawno, wlasnie przezyl kolejne "bum". Wow... Nie, no. Tak ogolnie to nie chialabym miec dziecka tu i teraz, i w mojej obecnej sytuacji, bardzo dla mnie i dla dziecka niekorzystnej. Na razie mam na glowie mature i studia. I nie moge tego zawalic, nie ma mowy. Ale tak ogolnie, to strrrrrasznie baaaardzo chcialabym takiego slodkiego, slicznego dzidziusia! Mmm... :-,0) Odbilo mi, prawda? ;-,0)


20:36 / 05.09.2002
link
komentarz (6)
Nie mam nikogo. Jestem naprawde sama. Tutaj, na miejscu, nie mam zupelnie nikogo. Jest tylko Agata. Oprocz niej- nie ma nikogo. Nie mam, do kogo geby otworzyc, do kogo zadzwonic, z kim sie spotkac. Jestem zupelnie sama... Smutno mi troche. Chociaz nie bardzo. Postanowilam w tym roku ograniczyc szkole do spraw tylko i wylacznie z nia zwiazanych. Zero kontaktow towarzyskich. I tak wlasnie bedzie. Odetne sie od wszystkiego, zeby zdac ladnie mature i dostac sie na studia. Jejku... Smutno mi strasznie i samotnie. Nie, nie potrzebuje jakos szczegolnie ludzi. Ale sama swiadomosc alienacji troche boli.
Nie, to nie jest problem. Nie boje sie i wiem, ze pewnego dnia poznam multum nowych, wspanialych ludzi. Ale dzis jeszcze jestem sama. Nie mam w nikim oparcia. Moje zycie pozbawione jest milosci do ludzi i ludzi do mnie. Pustka. Pustka emocjonalna. To straszne. :-(



15:27 / 02.09.2002
link
komentarz (1)
Pierwszy dzien szkoly. Balagan z fakultetami. Kupa okienek, wiele godzin w szkole, przy czym marne cztery lekcje... Ech... Sie zaczelo...


14:45 / 01.09.2002
link
komentarz (3)
Bylam wczoraj na koncercie Jose Cury. Oczywiscie niecalym, bo koncert mial miejsce przed Teatrem Wielkim, a tlok tam byl straszny, duszno i w ogole okropnie. Slaba widocznosc (nie mowie juz o scenie. To w ogole nieosiagalne- widziec ja dobrze. Ale nawet telebimu nie bylo dobrze widac,0). Slabo tez bylo slychac, gdyz naglosnienie kierowalo sie na sam srodek- po bokach nioslo sie tylko echo. Bez sensu.

Jestem spiaca. Jestem zmeczona. I siedze przy komputerze. Cos z tym trzeba zrobic. Np. skonczyc wreszcie "Paragraf 22". Ze nie wspomne o innych ksiazkach. Przede mna sterta zaleglosci. I lektury... Brrr...



13:07 / 31.08.2002
link
komentarz (0)
Ledwo przyjechalam, czuje sie wyczerpana... :-( Siadam do komputera i mnie wena opuszcza. Bu. Ale napisze cos, napisze. Musze Wam opowiedziec, jak bylo fajnie, zebyscie mi zazdroscili! ;-,0),0),0),0)


02:21 / 31.08.2002
link
komentarz (0)
Chcialam dzis napisac wrazenia co do wyjazdu na Krete, ale jednak nie mam sily. Caly, doslownie caly dzien, dzisiaj gadalam.
Najpierw z Agata i niejakim Mateuszem- kolega z podstawowki (zmienil sie jak cholera, rewelacyjny czlowiek,0), pozniej z inna Agata i jej mama, a pozniej z moja mama. Ach i och. I padam na buzie. Pa, pa. Dobranoc.


01:11 / 30.08.2002
link
komentarz (0)
VENI, VIDI, VICI!!!!


00:34 / 22.08.2002
link
komentarz (2)
Mialam napisac wiecej, bo jutro lece na Krete i chcialam jakims milym akcentem sie pozegnac, ale czyms sie chyba dzisiaj strulam i czuje sie potwornie. Bardzo mi zle i bardzo slabo. Dlatego lece spac. Wroce za tydzien.

Do widzenia.



18:39 / 19.08.2002
link
komentarz (0)
Z bijacym sercem wziela do reki sluchawke. Kilka dni temu chciala tylko sprawdzic, czy pamieta jeszcze ten numer. Okazalo sie, ze tak, gdyz w telefonie odezwala sie poczta glosowa. Z jego glosem.
Teraz juz wiedziala, ze numer pamieta. Ale byla ciekawa, czy tym razem ktos odbierze polaczenie.
Numer wykrecila rownie szybko jak poprzednio, mimo ze juz od ponad roku go nie uzywala wcale. Zamyslila sie przez moment i nawet nie zrobil na niej wrazenia wolny sygnal w sluchawce oraz fakt, ze tym razem ktos moze odebrac.
Zamarla. Przerazona tym, ze za chwile znajomy glos odbierze telefon oraz tym, ze zostanie przylapana przez kogos na goracym uczynku, wstrzymala w napieciu oddech i poczula, jak fala zdenerwowania uderza jej do glowy.
-Halo?- wreszcie ktos odebral.
Ktos! To ON odebral! Przeciez to jego komorka!
Glos ten sam, zupelnie ten sam, moze nawet troche milszy i jakby nizszy.
Rozkoszowala sie przez chwile jego brzmieniem, ale nie oddychala nawet, jakby sie bojac, ze po oddechu ja rozpozna. Po roku ciszy, bez jednego slowa.
- Halo?- tym razem glos byl nieco zdziwiony, bardziej pytajacy i lekko zdezorientowany.
Postanowila poczekac, co sie stanie. Chciala jeszcze chocby jeden raz uslyszec jego glos.
Trzecie "halo" bylo troche nawolujace i jeszcze bardziej zbijajace z tropu, wiec rozlaczyla sie, caly czas majac wrazenie, ze on doskonale wie, kto dzwoni.
Kilka sekund napiecia, zimno, goraco.
Tak bardzo miala ochote zadzwonic raz jeszcze i powiedziec:
- Czesc. Pamietasz mnie jeszcze?


17:08 / 19.08.2002
link
komentarz (3)
A ja sie dzis umowilam z Chaferem. Wreeeeeszcie sie zobaczymy. Huuuuurrrrraaa!!! :-D


12:12 / 19.08.2002
link
komentarz (2)
No tak... Oczywiscie- w swoim wielkim zapominalstwie- zapomnialam tutaj zajrzec.
Juz wiem, gdzie jedziemy. Jedziemy na Krete.
Bylismy juz w 100% zdecydowani na Tunezje, ale w biurze okazalo sie, ze juz wykupiona, ze w ogole to tylko na dwa tygodnie i nie tego dnia, i pod koniec wrzesnia. :-P No tak, przeciez to niemozliwe, zeby w Polsce chociaz raz uczciwie napisali w katalogu swoja oferte. Wrrr...
No, ale Kreta tez jest super. Zawsze polece ten pierwszy raz samolotem i nareszcie pokapie sie w cieplym, blekitnym morzu... Mmmm...
Niniejszym koncze, Prosze Panstwa. Zjadlam wlasnie kanapke z serkiem "Rama- Creme bonjour" o smaku ogorkowym. Teraz pije miete. I zamierzam pograc w "Morrowinda". Zajebista gierka, naprawde!


01:27 / 16.08.2002
link
komentarz (0)
Godz 23:23...

Jestem umowiona z Galaxy. Zaraz pewnie podjedzie po mnie i zadzwoni, zebym zeszla. Idziemy do niej. Idziemy pic. :-,0)
Oj tak... Strasznie sie ciesze. Bardzo, bardzo. I czuje taka przyjemna treme w zoladku. Bedzie fajnie.

Aha. Jedziemy jednak chyba do Tunezji, ale na 100% bede wiedziec jutro, jak juz wykupimy wycieczke w biurze. A teraz ide sobie. Pic. Pa, pa, pa. :-,0)


02:33 / 15.08.2002
link
komentarz (3)
Jutro jade do Warszawy. Tak, tak. Kolejny raz opuszczam moj dom rodzinny. Kolejny raz odwiedzam nasza urocza stolice. Kolejny raz pakuje walizki. Ale fajnie. Pierwsze takie wakacje w moim zyciu. Takie tresciwe, takie poza domem. Takie w ogole samodzielne, z dala od mamusi (oprocz wycieczki,0) i od komputera.

Moze ja dam mojemu komputerowi imie? Jola mowi, ze jej siostry daja imiona praktycznie wszystkim domowym sprzetom. Moze i ja zaczne? Ale jakie imie mozna dac komputerowi? Wacus? Lolek? Grzymislaw? Bozydar? Hmmm... Poradzcie mi cos. Oglaszam konkurs na imie dla mojego komputera!!!

Jestem calkowicie zniewolona przez kosmetyki. Gdziekolwiek nie wyjezdzam, zawsze zabieram przynajmniej dwie kosmetyczki. Jedna- z rzeczami do malowania (cienie, tusze i inne duperele,0), druga- z tonikami, mleczkami, kremami i balsamami. Jakies resztki zawsze wrzucalo sie luzem do plecaka. A teraz nie. Musze wziac trzecia kosmetyczke, a w niej: peeling do twarzy, maseczka, szampon + odzywka, zel pod prysznic. Coz, mama kupila, wiec nie moze sie zmarnowac- biore ze soba! :-,0)
I co jest oczywiscie, Prosze Panstwa, najgorsze? Co? Ze biore- tacham- te wszystkie pierdoly po co? Zeby raz dziennie zmyc makijaz mleczkiem, umyc twarz tonikiem (bo woda, moi drodzy, wysusza skore!!!,0), zeby raz dziennie wykorzystac zel pod prysznic i balsam do ciala. Trzy razy w tygodniu zrobic peeling, a raz w tygodniu- maseczke, no i raz na kilka dni umyc wlosy!
Czyz to nie prawdziwy absurd? No, a przede wszystkim- czyz to nie chamstwo ze strony Boga, ze dal nam twarda wode? ;-,0),0),0),0),0)
Tak wiec ciezkie jest zycie kobiety. Dzwiga to wszystko po to, zeby uzyc akurat wtedy, gdy ma ochote- a przeciez moze sie tak zdarzyc, ze nie bedzie miec ochoty. No co? Nie moze sie tak zdarzyc? Moze. Kobieta moze nie miec ochoty. Kobieta ma do tego pelne prawo. Kobieta zmienna jest niczym pogoda w gorach. Ale tachac kosmetyki musi, bo- owszem- moze na nie nie miec ochoty. Ale rowniez moze miec. I co wtedy? Wyda tysiace euro za granica, zeby kupic tania podrobke prawdziwego, dobrego, naszego rodzimego, POLSKIEGO kosmetyku! Produktu dobrej jakosci, solidnego niczym produkt radziecki! :-,0)
Wiec apeluje do wszystkich kobiet: dziwgajcie wszystkie kosmetyki ze soba! ;-,0),0),0) Najlepiej w dzbanie i na glowie. Z tego moze wyniknac duzo korzysci. Np. kiedy tak bedziecie sobie dzwigac te kosmetyki w dzbanku na glowie, a ktos niespodziewanie wreczy ci kwiaty*, zawsze macie dzbanek, do ktorego mozecie je wlozyc. To naprawde wspaniale! Nareszcie wiem, czemu te wszystkie arabskie kobiety nosily na glowach wazony! To przeciez wspanialy wynalazek. Ostatecznie prawdziwa kobieta jest zawsze przygotowana na wszystko. Dlatego powinna miec dzbanek i kosmetyki. I to chyba wszystko, co powinna miec zawsze przy sobie kobieta. Tak. Mysle, ze starczy. Jesli ktos ma jakies pomysly, prosze mi powiedziec. Chce byc przeciez przygotowana na wszystko kobieta! :-,0),0)


____________________________________________________
* cytat z dawnej reklamy dezodorantu Impuls




01:38 / 15.08.2002
link
komentarz (0)
DZIENNIK PODROZNIKA

2.08.2002 r.
Dzisiaj jest dzien pierwszy mojej wycieczki po krajach alpejskich.
Od samego poczatku wlasciwie pojawily sie komplikacje, gdyz nasz autokar, ktory mial jechac z Warszawy, doznal uszkodzen z rak policjantow, ktorzy nieumiejetnie uskuteczniali sobie rutynowa kontrole. Stad tez cale zamieszanie.
Wszystkich nas, ktorzy jechali na Europa Tour, wsadzili do autokaru z wycieczka do Chorwacji. W Katowicach mialo dojsc do przesiadki. I tu moja uwaga: mimo, iz slyszalam, ze to bardzo brzydkie miasto, stanowczo protestuje! Srodmiescie, ktorym jechalam, bardzo mi sie podobalo.
Po przesiadce wszyscy odetchnelismy.
Ale to nie byl koniec wrazen, gdyz okazalo sie, ze pojawil sie dodatkowo platny program fakultatywny w Szwajcarii, z ktorego- oczywiscie- ja i mama musimy zrezygnowac, gdyz nie bylysmy na to przygotowane finansowo. No, trudno.
Po dlugiej drodze, kilku postojach i ominieciu Pragi niewielkim lukiem dotarlismy do hotelu. O godz. 1:00 w nocy- slodko! Hotel znajduje sie w miejscowosci Klatovy, czego dowiedzialam sie z opakowania po mydle w naszej lazience. No i wlasnie- nasz hotel, dodam, ze o nazwie "Central", bardzo mi sie podoba. Jest czysciutki, sliczniutki i naprawde dawno w tak ladnym pokoiku podczas zwyklej wycieczki nie siedzialam. W pokojach sa telwizory nawet. Ho, ho.
W tle leci Andrea Boccelli i jego "Time to say goodbye". Ciekawe, czy slucha tego jakis Czech, czy ktos od nas.
Ok. Ogolnie rzecz biorac, jest tu tak ladnie, ze chcialabym sobie tu pomieszkac dluzej niz jedna noc. Ale coz.
Jutro przed nami jeden z nowozytnych stu cudow swiata- zamek Neuschwanstein w Bawarii. Fajnie! :-,0)
PS. Herbata jakos smakuje grzybami.
PS 2. Fajne mamy prysznice- takze stylowe. I biale reczniki. W ogole jest tu bielutko i drewniano. Slodziutko. Hmm... :-,0)


3.08.2002 r.

Wycieczki dzien drugi.
Rano opuscilismy hotel w Klatovach i udalismy sie do Niemiec. Naszym celem byl zamek Neuschwanstein.
Ogolnie- spodziewalam sie, ze bedzie nieco wiekszy. Ale ladny. Podobal mi sie. Chociaz zwiedzanie go nieco mnie zmeczylo.
Przeszlam sie tez po moscie Mariensbrucke, ktory jest waski i wisi nad ogromna przepascia. Ale oprocz trzeszczacych desek jest bardzo stabilny, wiec nie bylo adrenalinki.
Kupilam kilka slicznych pocztowek, z czego jestem bardzo zadowolona. W tym- jedna wielka dla Magdy, bo ona zawsze chorowala na te zamki bawarskie. :-,0)
W drodze powrotnej dopadl nas tak gesty deszcz, ze ci, ktorzy nie mieli plaszcza- w tym i my- przemokli do suchej nitki. A ja szlam boso po betonie, hehe... :-,0)
Prosto stamtad pojechalismy do otelu, ktory miesci sie gdzies wysoko w gorach w Austrii. Ale nie wiem, co to za miejscowosc, bo przewodnik nie raczyl nas uswiadomic, gdzie spimy.
Hotel jest czysty, mily i nie najgorszy, ale nie napawa mnie juz takim natchnieniem jak tamten. W Czechach bylo slicznie! A tu tez jest calkiem ladnie. Zapalilam mala, biala swieczuszke od Wojtusia. Jest pachnaca, bodajze, na waniliowo.
No, to tyle w dniu dzisiejszym. Jutro w planie jest Szwajcaria, a nocleg w hotelu... Ibis! Wow! No, to bedzie ladniusio! :-,0)


4.08.2002 r.

Dzien trzeci. Uznany przez pana przewodnika, i calkiem slusznie, za niezupelnie udany. Okazalo sie, ze wjazd na Gore Pilata oraz rejs po Jeziorze Czterech Kantonow wcale nie byl dobrym pomyslem i dobrze, ze z nich nie skorzystalysmy.
Wyruszylismy dzis bardzo wczesnie, albowiem po 6:00. Z Austrii udalismy sie do Liechtenstein, w ktorym tak naprawde to zwiedzilismy toalete. Kupilam tradycyjnie pocztowke i zaraz byl koniec czasu wolnego.
Nastepnie: Szwajcaria. No, wiadomo- piekne widoki.
PIerwszy przystanek- jakas mala wioska nad w.w. jeziorem. Pozniej 3h w Luzernie. Ostatnim miejscem, jakie odwiedzilismy byl Zurich- chociaz ciezko powiedziec, ze faktycznie widzialam to miasto.
Teraz siedze sobie w Ibisie i to pisie. :-,0),0),0),0)
Aha! Kupilam dwa rewelacyjne, krowie kubeczki w Lucernie! Boskie! Nikt takich nie bedzie mial! :-,0)


5.08.2002 r.

Dzis byl bardzo mily dzien. Pierwsze, co zwiedzilismy to Berno. Piekne miasto. Naprawde. Nastepnie sliczne, malutkie miasteczko Gruyeres oraz Moleson- z "serownia". Kupilysmy dwa kawalki. Smierdza jak stare, brudne nogi. ;-,0),0),0)
Pozniej- Montreux. Wspaniale! Coz za flora! A na koniec- Genewa- moze i ladna, ale nie ta czesc, ktora widzielismy. Strata czasu.
Obiad we Flunchu, troche przeplacony. Hotel w Chambery.
Nie mam sily wiecej pisac. Amen.


6.06.2002 r.

Dzis zwiedzanie rozpoczelismy od Chamonix. Troche czasu wolnego, podczas ktorego kupilysmy troche prezentow, a takze wjazd najduzsza kolejka linowa na swiecie na Aiguilles du Midi- 3842 m n.p.m. Ale niestety nie bylo warto, poniewaz szczyty skapane byly w chmurach.
Nastepnie wyruszlismy w droge do Annecy po drodze zahaczajac o most Pont de Cailles (chyba tak sie to pisze,0).
Pozniej czesc grupy pojechala do wawazu, a my mielismy spacerek po pieknym miescie- Annecy.
A nasz pan przewodnik jest troche niezorganizowany, ale coz. Jakos sobie dajemy rade.
Dzis znow mi sie snilo, ze calowalam sie z jakims facetem, a pozniej mialam wyrzuty sumienia. W Bieszczadach w takiej sytuacji snil mi sie Roch. Teraz taki jeden Miki (bleee....,0) z obozu. Hmm... Stresujacy sen. I juz trzeci raz cos takiego... Hmm... Coz to moze znaczyc?


7.08.2002 r.

Co dzis?
Najpierw Avignon- bardzo urocze miasto, ktorego centrum ogrodzone jest sredniowiecznym murem obronnym.
Pozniej Pont du Gard- starozytny akwedukt. Naprawde przepiekny!
A na koniec- Nimes. I w sumie nic ciekawego.
Po zwiedzaniu pan przewodnik zabral nas do Carrefoura, gdzie kupilysmy kilka rzeczy- sery, wina oraz winogrona! :-,0)
A nasz przewodnik, chociaz dobre checi ma, tak naprawde przewodnikiem jest zadnym. Nie ma kompletnie zadnych wiadomosci, jest niezorganizowany i roztrzepany. Slowem- zupelnie niekompetentny. I nie ma pojecia o zwiedzaniu. Na naprawde piekne miasta daje nam czasem zaledwie kilkanascie minut, a przy jakims moscie- moze i pieknym- mamy 2h na kapiel. Przeciez to idiotyzm! Ten, kto chce sie kapac, niech jedzie na wczasy nad morze. Ja tu jestem na wycieczce! Nastawilam sie na konkretny program, a on nie jest realizowany, bo 20-minutowego biegu po Zurichu nie moge nazwac realizacja programu!
Facet po prostu chce pozaliczac wszystko, co obiecal oraz wiecej, ale na niczym tak naprawde nie pozwala sie skupic- z braku czasu, oczywiscie..


8.08.2002 r.

Arles.
Cannes.
I nie mam sily na wiecej.


9.09.2002 r.

Chce mi sie spac. Nic juz nie napisze.
Nicea, Eze, Monaco.
Spac.


10.08.2002 r.

Mediolan, Werona.



22:51 / 14.08.2002
link
komentarz (0)
Tunezja jest za droga. Teraz w planie mamy Rodos. Oczywiscie nadal na 99%. Taj czy inaczej- wyjezdzam jutro i wracam za jakies dwa tygodnie. Miodzio. :-,0)

Kurcze- wena mnie opuscila. Czy to nie dziwne? Tak nagle sobie poszla, bez slowa. Glupia. :-P
Moze dlatego, ze w rozmowie sprzed kilku minut doszlo do wymiany zdan na temat kostiumow kapielowych. Bo tak: jestem zmuszana do zakladania bikini, bo "kto na Rodos nosi kostiumy jednoczesciowe?". Mowie: "Nie wiem, kto, bo nie bylam nigdy w Grecji". Odpowiedz: "No, wlasnie. A ja bylem. Nikt tam sie nie opala w kostiumach jednoczesciowych. Pojdziemy Ci kupic dwuczesciowy".
I na nic argumenty, ze nie mam figury Claudii Schiffer i w bikini bede wygladac jak hipopotam, czyli nieladnie. :-,0)
Przykro mi od razu, ze nie spelniam wszystkich oczekiwan, bo nie moge zalozyc bikini, bo nie jestem w stanie pojechac do hotelu, gdzie sa karaluchy, bo jest taniej. Nie jestem i juz. Robactwa boje sie tak bardzo, ze doznalabym jakiegos urazu psychicznego i miala cale wakacje zmarnowane. Przykro mi, bo to wyklucza jakas dzika wyprawe do Ameryki Poludniowej czy innej Afryki za mniejsze pieniadze. Ale naprawde- nie moge. Moim jedynym wymaganiem co do luksusow jest brak robali oraz lazienka. I juz. Musze miec prysznic pod reka i nic na to nie poradze.
No i przykro mi, ze mam takie wymagania, na ktore nie jestem w stanie wplynac. Bo moj strach przed robactwem jest chorobliwy i nieuleczalny.
Przykro mi, przykro mi.

Ale moment: czemu wlasciwie mi przykro?! Ze nie lubie robakow?! Ze, z przyczyn oczywistych, nie mam ochoty nosic bikini?! O przepraszam! A z jakiej racji to Ja mam sie jeszcze stresowac?! Paranoja jakas! Trzeba postawic na swoim, chociaz to problemu nie zalatwi, bo nie na tym to polega, zeby stawiac na swoim, rzadzic sie, dopiekac itd. Ech, glupota.

Juz dzis wiem jedno: bedzie ciezko. Juz dzis wiem, co bym doradzila kazdemu, gdyby byl na moim miejscu. Ale to ja jestem na moim miejscu i nie jest tak latwo, jak sie zdaje. Jest beznadziejnie ciezko.
A od mojego wiecznego dola nie moge sie mimo wszystko oderwac. Wczoraj mialam uskrzydlajacy nastroj- owszem. Ale TO takze mnie dreczylo, gdzies na dnie i daleko. Gdyby nie TO, moze wszystko byloby OK? Hmm...
Bo w sumie nie jest mi zle. Nie moge tak powiedziec. W sumie to i tak jest coraz lepiej. Ale... ja musze isc do psychiatry chyba. A przynajmniej do seksuologa. :-,0)
O tak, to lepszy pomysl. Tak wlasnie zrobie. Musze isz wreszcie do seksuologa. Nareszcie nagadam sie o seksie tyle, ile bede chciala. :-,0),0),0),0)

I wiecie co? Dzisiaj pieprze wszystko. Dlatego wlasnie napisze tak: lubie seks. Seks, seks, seks. I Alkohol lubie. Alkohol, alkohol, alkohol. I lubie marihuane. Marihuana, marihuana, marihuana. A papierosow nie lubie. Papierosy, papierosy, papierosy. ;-,0),0),0) Ale za to lubie flirtowac. Flirt, flirt, flirt. Lubie miec "wladze" nad facetami i trzymac ich w garsci (doslownie i w przenosni,0). :-,0),0),0),0),0),0),0) Lubie sie calowac. Lubie, kiedy pala sie swiece- uwieeeelbiam! Lubie zapach faceta zmieszany z zapachem jego perfum- doprowadza mnie to do obledu. Lubie papier toaletowy w kwiatki. Lubie jesc. A co! Naprawde lubie!
Lubie malowac sobie paznokcie, wcierac w siebie balsamy o pieknym zapachu i cieszyc sie gladka skora. Lubie miec zadbane stopy (co latem- przy noszeniu sandalkow- jest uciazliwe, bo piasek z ulicy sie wdziera do butow,0). Lubie miec ladne, drogie perfumy (kupilam sobie dlatego jedne we Francji,0). Lubie ogladac pocztowki. Lubie chodzic do kina. A poza tym lubie seks. :-,0),0),0),0),0),0),0)

No, to sie zwierzylam. O matko... ;-,0),0),0),0),0),0),0)



01:18 / 14.08.2002
link
komentarz (3)
Mialam jechac do Pragi. Ale, jak wiadomo, Prage zalalo i nawet nie ma, o czym mowic. Juz teraz osiem osob zginelo w trakcie powodzi. Swoja droga, mialam ogromnego farta, gdyz we wszystkich najbardziej ogarnietych katastrofa miejscach bylam i zdazylam doslownie w ostatniej chwili wrocic bezpiecznie, choc w deszczu, do domu. To juz drugi raz mam takie szczescie. Pierwszy byl piec lat temu, kiedy w Polsce byly te straszne powodzie po raz pierwszy. Doslownie kilka dni przed nimi wrocilam z wakacji, z miejsca, ktore pozniej zupelnie zanurzylo sie pod woda.
Tak wiec, prosze Panstwa, Praga odpada definitywnie. Wpadlam wiec na pomysl, zeby pojechac do Niemiec do swietnego wesolego miasteczka Heide Park. Ale i tam pada i jest nie za ladnie. Wojtek zazartowal, ze chyba musimy na Sahare pojechac, bo Europa jest pod woda. :-,0)
I wiecie co? Tak sie sklada, ze (nie jest to na 100%, ale mamy taki plan,0) chyba lecimy do Tunezji... :-,0),0) Heh, to mi sie trafilo. Niesamowita sprawa.
Teraz smialo moge powiedziec, ze- pod wzgledem tresci oraz czasu spedzonego poza domem- to, jak dotad, najlepsze wakacje mojego zycia! O! :-,0)
Kurcze, czemu ja mam dobry humor?
Wiecie co? Mam wene. Czuje wene. I pisze, pisze tego wlasnie nloga, z wena, radoscia i zwariowanym natchnieniem. Czuje jak kazde slowo wyplywa ze mnie niczym lawa z wulkanu- w sposob niepohamowany i nieuporzadkowany, tak jak kiedys, kiedy nie bylam wulkanem drzemiacym, ale czynnym i to caly czas. To wspaniale. Ach i och, prosze panstwa.
Wczoraj wracalam do domu z kina i wena rozpierala mnie jeszcze bardziej. Doslownie kipialam od natloku mysli. Szlam i ukladalam sobie w glowie cale zdania w sposob bardzo literacki i mialam ochote wszystko jak najpredzej wstukac do komputera, bo reka by mnie na pewno rozbolala, gdybym zechciala pisac recznie. :-,0)
Kurcze, wlasnie gadam z Jola na GG i ona mi powiedziala, ze pracuje mw fabryce Gillette i tam cos pakuje i nakleja. I wlasnie tam spotkala, w pracy, Agate! Co za paradoks! :-,0) Ha! Smieszna to wakacyjna praca. :-,0) Hihi.

Wracajac do tematu, czuje wene, czuje sile, czuje chec czynienia czegos. Na poczatek mam ochote sie schlac. :-,0) Tak, to tak na dobry poczatek, moi drodzy. :-,0),0),0),0) Jak sie spije tak, ze bede chodzic po scianach, smiac sie- nie wiedzac, z czego- i widziec potrojnie, to... zrelaksuje sie, wyzyje "towarzysko" ;-,0),0) i... zregeneruje te resztki sil, ktore jeszcze zregenrowac trzeba. Zwlaszcza, ze dawno juz nie pilam i czuje wielka potrzebe imprezy. O taaak... Och i ach- wrocila mi energia. Oby na dlugo. Ale z drugiej strony- nie bede sie przejmowac, bo strace dobry humor. Co bedzie, to bedzie. Niewazne. Bede sie cieszyc tym, co jest. A jest OK!
I nie wiem, czemu zawdzieczam tak pozytywny i radosny nastroj. Mam przeciez tyle nierozwiklanych i trudnych spraw. Ale... jakos sie juz ich nie boje. I tak poszlam w ciagu tych wakacji o jeden krok do przodu- juz sie tym nie doluje. Czasem zaprzata mi to glowe i meczy, ale juz nie wpadam od tego w depresje. Bardzo dobrze. Jestem przekonana, ze wreszcie dojde do tego, ze w ogole juz przejmowac sie nie bede.
Bo tak w ogole to, jesli chodzi o Moje Sprawy, to nie doszlam w nich do zadnej, ale to zadnej, konkluzji. Nadal nie wiem, czy TAK, czy NIE. Nie wiem, tak samo bardzo jak na poczatku, a moze nawet bardziej nie wiem, o ile mozna jeszcze bardziej niz ja nie wiedziec. Ale ciagle mysle, ze czas rozwiaze wszelkie watpliwosci. Zawsze nadchodzi taki moment, ze czlowiek jest pewien w 100%, czego chce. I wtedy wszystko sie klaruje i mozna z latwoscia podjac decyzje. I ja tez tak zrobie- poczekam. Jeszcze troche. Bo nie jestem teraz pewna. I nie chce zrobic glupstwa. Ot.
Choc z drugiej strony... powiem szczerze, ze wlasnie teraz zdecydowalam sie na cos takiego, co moze wplynac na pozniejsze moje losy i decyzje, i to bardzo. Dlatego powinnam zastanowic sie nad tym, czy teraz postepuje dobrze. Hmm... Ale coz. Juz w sumie zadecydowalam. Co bedzie, to bedzie. Nie bede sie z gory martwic.
Alez nagmatwalam. Hehe. Ale co tam- ostatecznie Ja wiem, o co mi chodzi. A poniewaz to Ja jestem pepkiem swiata i Ja tu jestem najwazniejsza, nikt nie musi rozumiec mojego pseudofilozoficznego belkotu, jakby to powiedziala Magda. Heh. Dobranoc.



00:40 / 14.08.2002
link
komentarz (4)
Zanim dam Wam to przejrzenia moj Dziennik Podroznika, musze Wam zdac relacje z filmu, na ktorym dzis bylam.
Bo w ogole spotkalam sie dzis z Monika. Powiem szczerze, ze nie widzialam jej juz kilka miesiecy i nawet nie mialam pojecia, co tez sie u niej dzieje. No i okazalo sie, ze maturka poszla jej niezle oraz, ze dostala sie na anglistyke. Bardzo ladnie. 9 osob na miejsce. Jestem dumna z kolezanki Moniki. Brawo, brawo. :-,0) Zawsze byla zdolna i ambitna.
Poszlysmy sobie do "Niebieskich migdalow", gdzie powymienialysmy sie spostrzezeniami dotyczacymi naszych ambitnych planow na przyszlosc, pogladami o zyciu i okazalo sie, jak zwykle, ze podobnie postrzegamy swiat- milo jest dyskutowac, kiedy obie strony sie zgadzaja. ;-,0),0),0)
Pozniej wpadlam na pomysl, zeby pojsc do kina i tak tez zrobilysmy. Filmem, ktory akurat nam godzinowo odpowiadal byl "Dzien swira". Poszlam na to takze dlatego, ze moja mama mi to polecila, a ja jej ufam. I tak: chcialabym przeprosic wszystkich tych, ktorym film sie podobal, a ktorych do niedawna ja- w swej madrosci- uwazalam za swirow takich samych jak w tytule. A film jest BOSKI!!!
I wszystkich tych, ktorzy go nie widzieli, a maja zamiar, pragne uczulic, ze to NIE JEST KOMEDIA!!! Komedia to utwor o pogodnej, humorystycznej tematyce. Natomiast ta tematyka jest powazna i ambitna. A, ze mozna sie czasem z czegos posmiac, to co innego. Ale to jest, prosze Panstwa dramat! Ot!
To film o naszej przytlaczajacej i przerazajaco glupiej i absurdalnej rzeczywistosci. O tym, jak politycy rwa sie do wladzy, jak wszyscy ludzie naokolo sa podlymi egoistami, jak telewizja klamie, jak ludzie sa glupi i prosci.
Wiecie, czemu nie chcialam pojsc na ten film? Bo zrazil mnie do niego trailer, po ktorym spodziewalam sie kolejnej tandetnej komedyjki, w ktorej co drugie slowo to "k...". Sprostowanie: owszem, duzo tam bluznia, ale przyznam szczerze, iz- choc tego nie lubie- wcale w tym filmie to mnie nie drazni.
Tak wiec, reasumujac, polecam film bardzo, bardzo goraco. Jest naprawde dobry, ambitny, momentami przypomina mi "Proces" Kafki przez to, ze rzeczywistosc jest doslownie groteskowa i przypomina koszmar. I zal mi glownego bohatera, zupelnie wyalienowanego i nieszczesliwego- sfrustrowanego i niespelnionego inteligenta. Az mi sie w jednym momencie lezka w oku zakrecila. Mmm...

POLECAM!!!!!!


22:48 / 12.08.2002
link
komentarz (3)
WROCILAM!!!!



00:11 / 02.08.2002
link
komentarz (1)
To moj ostatni wpis przed wyjazdem. Jutro rano mnie juz nie bedzie. A teraz biegne szybciutko spac. Czeka mnie dluga podroz. Pa, pa, pa! :-***


16:40 / 01.08.2002
link
komentarz (2)
Czy ktos wie moze gdzie najtaniej przenocowac w Pradze?


15:38 / 01.08.2002
link
komentarz (3)
Pan doktor nastraszyl mnie dzis z tym moim okiem. Powiedzial, ze moga byc trwale uszkodzenia rogowki. Bu. Nie podoba mi sie to wcale. Poza tym jutro wybieram sie na wycieczke i, wedlug pana doktora, to wcale niedobrze, bo bede zmeczona, co moze zle wplynac na oczy (nie wiem, czy to sila sugestii, czy jak, ale bola mnie te moje oczy!,0).
A jade, prosze Panstwa, na wycieczke objazdowa, o ktorej na poczatku wakacji Wam pisalam. Dostepu do internetu, oczywiscie, tam miec nie bede, ale obiecuje wszystko opisac po powrocie.
A jak wroce, czeka mnie kolejna wizyta u okulisty, a pozniej... uwaga, uwaga... wyjazd do Pragi z Wojtkiem! :-,0) Bardzo, bardzo sie ciesze. Wakacje dopisaly mi w tym roku, naprawde.
Zreszta, w Pradze bylam rok temu przez kilka godzin, a Wojtek- wcale. Tak wiec ten wyjazd bedzie naprawde super dla nas obojga. Nareszcie bede mogla zobaczyc to, co chce i w takim tempie, jak chce. W koncu spedze w Pradze prawie tydzien! Wreszcie obejrze ja dokladnie, pozwiedzam rozne, mile knajpki, posnuje sie wieczorami po uliczkach... Mmm... :-,0) Alez sie ciesze! :-,0),0),0),0)



13:47 / 31.07.2002
link
komentarz (2)
Dzien dzisiaj wstal dosyc ponury. Wprawdzie goracy, ale pochmurny- chyba zbiera sie na burze. A u mnie nic. Marnuje kazda minute na siedzenie przy komputerze. Mam go serdecznie dosc. Ale nic mu nie zrobie, bo sciagam sobie caly czas "Amelie". Juz calkiem sporo mam. :-,0) Hihi, ale fajnie. Ten internet to naprawde wspaniala rzecz. :-,0)


20:03 / 30.07.2002
link
komentarz (0)
A tak w ogole to bylam dzis jeszcze w restauracji chinskiej. Po pierwsze- mieli klimatyzacje, wiec ledwo weszlam, poczulam sie jak w raju- wspaniale, chlodno... Mmm...
Po drugie- wnetrze jest urzadzone po prostu przepieknie. W czerni i czerwieni i w prawdziwie chinskim stylu.
A co jadlam? Otoz wzielysmy sobie z mama krolika z sezamem oraz krolika w sosie cytrynowym. Mmm.... Coz za smak!! Poezja! Niebo w gebie! Mm.... Goraco polecam, naprawde.


19:59 / 30.07.2002
link
komentarz (1)
Dostalam wlasnie cudownego maila, o tym, dlaczego jestem wspaniala. :-,0) Sie wzruszylam, naprawde. Na cos takiego czekalam bardzo dlugo.
I dziekuje, choc pewnie tego nie przeczytasz. Ale moze kiedys, za sto lat... :-****

******

Bylam dzisiaj u okulisty. I co? Potwierdzila sie pierwsza diagnoza sprzed niecalych dwoch tygodni- mam wirusa. Nie, nie HIV. :-,0),0),0),0) Chociaz tez sklada sie z jakichs literek- bodajze KC. Jest typowo miejska choroba, ktora podobno opetala cala Lodz z powodu zmiennosci pogody (?!,0). No i najgorsze stadium, czyli spuchniete, czerwone oczy, juz za mna. Teraz mam jakies nacieki na rogowce (?,0) i mam sobie smarowac oczy mascia- bleee... Trzeba ja sobie wkladac do oka, a ono sie potem cale lepi i nic nie widac. Bez sensu, zdecydowanie. ;-,0)
Uwaga, uwaga: jesli ktos zamierza ze mna przebywac w nadmiernej ilosci, nalezy korzystac z innego recznika oraz innej poscieli i nie dotykac mojego oka, bo zarazam.
Attension, please: if anybody is going to spned time with me, one should use one's own towel and bedding and not touch my eye because I still can infect.
Achtung, achtung.... (dobra, nie znam niemieckiego,0) :-,0),0),0),0)


14:40 / 30.07.2002
link
komentarz (1)
Dzisiaj zapukala do moich drzwi mala dziewczynka. Miala najwyzej jakies 11, moze 12 lat. Prosila o pieniadze lub cos do jedzenia. W raczce trzymala torebke z jakas zywnoscia. Wygladala naprawde grzecznie i niewinne i naprawde zrobilo mi sie jej szkoda. Ogarnela mnie taka bezradnosc, bo naprawde nie wiedzialam, co mam jej dac, bo u mnie w domu- jak zwykle- nic nie ma. Powiedzialam jej wiec, ze moge dac jej kilka kromek chleba, bo dokladnie tyle mialam, po czym dodalam, ze chyba to ja nie urzadza. Wtedy ona przeprosila i poszla sobie. Zrobilo mi sie strasznie glupio, bo naprawde chcialam dac jej cokolwiek. Dopiero przed chwila przypomnialo mi sie, ze mam jakis jogurt w lodowce.
Ech... Zamknelam wiec drzwi i wrocilam do ogladania filmu "Bird on a wire". I wtedy wlasnie uswiadomilam sobie okrucienstwo tego swiata. Usiadlam na wygodnym lozku, rozejrzalam sie po pokoju. Nie ma w nim zadnych luksusow. Ale mam komputer, internet, mam telewizor i video, mam komorke. Obok stoi magnetofon, dalej nowy keyboard- prezent od dziadka. Popatrzylam na to wszystko i, mimo codziennego narzekania na brak kasy, nagle uswiadomilam sobie, jak bardzo bluznimy wszyscy, marudzac, ze nie mamy na wakacje za granica czy samochod. Ciagle nam malo i nie doceniamy tego, ze mamy dach nad glowa, mamy co jesc, a wielu z nas ma cala kupe innych rzeczy.
Smutno mi sie zrobilo. Biedna, mala dziewczynka...


14:04 / 29.07.2002
link
komentarz (0)
Wlasnie poznalam na IRCu przemilego Australijczyka. Jednego z niewielu, z ktorymi w ogole da sie porozmawiac. A przy tym sympatycznego i z poczuciem humoru. Fajnie. Pogadalismy wiec sobie, a teraz biegne napisac do niego list, no bo zawsze marzylam o korespondencji z native speakerem! :-,0)

Zamienilam tez przyjemne slowko z jednym Francuzem, ale jakos tak nijak w sumie. :-,0) Powiedzialam mu, ze jestem the best ever, a on sie ucieszyl, jakby mial 12 lat. :-,0) Ok...



01:40 / 29.07.2002
link
komentarz (1)
Mysle. Ale czy jestem?


22:23 / 28.07.2002
link
komentarz (0)
Jestem w domu.

Czas spedzilam bardzo milo. Ale... to nie zmienia faktu, ze moje refleksje doprowadzaja mnie do szalu. Juz nie wiem, co robic. Jestem tak pogubiona. Serce krzyczy jedno, rozsadek- drugie. A ciekawosc wszystko maci. Ech... :-(

Kiedy ja wreszcie bede szczesliwa? Czy wymagam zbyt wiele? Prosze... Chce byc szczesliwa.....


22:42 / 24.07.2002
link
komentarz (2)
Juz drugi raz dzwonil do mnie, pod moja niebecnosc, pewin Michal, ktory- na wiesc, ze mnie nie ma- powiedzial "O kurcze". Kto to moze byc?
Znacie takiego Michala?


03:04 / 24.07.2002
link
komentarz (0)
Bylam na "Asterixie i Obelixie". I chociaz zadecydowal o tym przypadek i gdyby nie on w zyciu bym na ten film nie poszla, to... uwazam, ze naprawde warto. To tak swietna komedia, ze myslalam, ze pekne ze smiechu! Slow nie mam. Nawet nie wiem, co bylo najlepsze, bo takie bylo doslownie wszystko! Polecam! Bomba film, rewelacyjny dubbing Pazury. No, poezja. :-,0)


14:51 / 23.07.2002
link
komentarz (3)
Zaraz wyjezdzam, wiec sie spiesze na pociag. Moze napisze slowko juz z Warszawy? :-,0)
No nic. Lece. Pa, pa, pa....
A niektorym- do zobaczenia dzis wieczorem!!!! :-,0),0),0),0),0)


23:01 / 22.07.2002
link
komentarz (2)
Czuje w sobie jakas Wene. Gdzies we mnie siedzi i przepycha sie lokciami na zewnatrz, ale blokuje ja Brak Pomyslow. Ten Brak Pomyslow jest jak czarny charakter w kreskowce dla dzieci- ma ciemna peleryne i kaptur. I jego moc jest duzo silniejsza od dobrej wrozki, jaka jest w tej bajce Pani Wena.
Na szczescie kazda bajka dobrze sie konczy i dobro zwycieza zlo. Dlatego jesli tylko znajde temat, wyzyje sie artystycznie! A co!


19:06 / 22.07.2002
link
komentarz (5)
Dzis na obiad leniwe pierogi. I co ja mam wiecej napisac? Jade jutro do Warszawy, strzezcie sie! :-,0)


15:06 / 21.07.2002
link
komentarz (0)
Tak sobie ostatnio pomyslalam, ze zycie jest strasznie ktrotkie i nigdy nie zdaze zorbic nawet polowy rzeczy, ktore bym chciala. Chociazby studia. Jejku, ilez jest kierunkow, na ktorem chcialabym sie wybrac. W czolowce- oczywiscie, dziennikarstwo, rezyseria i filozofia. Ale przeciez ja bym takze chciala studiowac romanistyke, japonistyke, anglistyke. Chcialabym pojsc tez na psychologie, socjologie i kulturoznawstwo. Ze nie wspomne o tym, iz chcialabym strasznie uczyc sie gry na roznych instrumentach. Jakich? Juz wymieniam: fortepian, saksofon, klarnet, harfa. Chcialabym podszkolic flet i gitare. Chcialabym chodzic na lekcje spiewu i nalezec do profesjonalnego choru. Ale przeciez musze udzielac korepetycji, zeby miec jakas kase, a to niestety pierwszorzedna sprawa, bo w przeciwnym razie nie bede miec na swoje fanaberie- mama mi nie da. Oprocz tego wypadaloby sie troche w tym roku pouczyc do maturki. Tak wiec na dalszy plan zejdzie marzenie o chodzenie na capoeire oraz zajecia z makrobiotyki. Czasem jeszcze wypadaloby pochodzic sobie na jakis basen czy inny aerobik, ale to juz szczegol. A kiedy czas na kino, teatr, imprezy, rozmowy telefoniczne? A kiedy czas na ksiazki, komputer? A kiedy czas na sen?!
Doslownie powiesic sie mozna. Tylu rzeczy czlowiek w zyciu nie zrobi, z tylu wspanialych zajec musi zrezygnowac. To niesprawiedliwe... Dlaczego tak musi byc? Ja protestuje!


19:29 / 20.07.2002
link
komentarz (2)
Pochorowalo mi sie oko. Spuchlo i jest czerwone jak burak. Wygladam- tak powiedziala moja mama- jak stara pijaczka. :->> Super.
Ale za to mam nowe jeansy, co musialam Wam obwiescic, gdyz naprawde poprawily mi humor. O! :-,0)

We wtorek mam nadzieje gdzies sie ruszyc z Lodzi. Tak na kilka dni. Pozniej bede miec urodzinki, osiemnaste zreszta, z okazji ktorych mam wredna nadzieje dostac troche kasy. Po co? No, jak to po co? Pieniazki sa u mnie zawsze mile widziane. Rzadko jednak korzystaja z serdecznego zaproszenia do mojego Portfela. :-,0) No, ale- tak czy inaczej- zaraz po wycieczce mojej alpejskiej zamierzam znow wyruszyc w swiat- tym razem do Pragi. Oj, tak strasznie sie napalilam na ten wyjazd, ze az mi sie snil. Nie moge sobie tego odpuscic. O nie! Wyjade, chocby nie wiem co! :-,0)


19:20 / 20.07.2002
link
komentarz (0)
Znalezione w sieci

W Japonii ludzie postanowili umilic sobie zycie i wszystkie Windowsowe komunikaty o bledach ulozyli w urocze wierszyki- haiku (forma wiersza japońskiego o różnorodnej tematyce ujętej zwięźle, dowcipnie, zazwyczaj z wyrazistą puentą; gatunek japońskiej poezji lirycznej, powstały w XVII w., uprawiany do dziś,0)

Your file was so big
It might be very useful
But now it is gone.

***

Chaos reigns within.
Relfect, repent, reboot.
Order shall return.

***

Windows NT crashed.
I am the Blue Screen of Death.
No one hears your screams.

***

Yesterday it worked.
Today it is not working.
Windows is like that.

***

First snow, then silence.
This thousand-dollar screen dies
So beautifully.

***

Three things are certain:
Death, taxes, and lost data.
Guess which has occurred.

***

The Tao that is seen
Is not the true Tao-until
You bring fresh toner.

***

Out of memory.
We wish to hold the whole sky.
But we never will.

***

Serious error.
All shorcuts have disappeared.
Screen. Mind. Both are blank.

***

Slodkie, prawda?? :-,0),0),0)


12:12 / 20.07.2002
link
komentarz (1)
Moi Drodzy!!!

Jestem!!!

Dla wszystkich tych, ktorzy nie sa zorientowani, powtorze, ze bylam w Bieszczadach.
Mieszkalismy w namiotach. Kazdy, kto mial te niewatpliwa przyjemnosc, pewnie wie, jak to "cudownie" jest usypiac, dygoczac z zimna, oraz budzic sie wraz ze sloncem i jego potwornym zarem. Dodatkowa atrakcja sa owady, ktore tak mnie pogryzly, ze cala jestem w bablach.
Nasze zajecia to:
1. medytacje- nie wstalam ani razu, bo byly o 6:00 rano.
2. joga- tez nie bylam ze wzgledu na pore.
3. taichi- patrz wyzej.
4. capoeira- brazylijska sztuka walki, delikatna jak taniec. Nie trenowalam, ale bacznie przygladalam sie, jak trzej koledzy prowadzacy napinali swoje miesnie demonstrujac cwiczenia. ;-,0),0),0)
5. shiatsu- umiem, umiem! :-,0),0),0) No, mniej wiecej. ;-,0)
6. makrobiotyka- nauka zajmujaca sie ulepszaniem jakosci zycia poprzez miedzy innymi zywienie. Fajna rzecz.

W przedostatnia noc zorganizowano nam Noc Teczowego Wojownika. Nastraszyli nas przy tym bardzo, a w nocy zaprowadzili na lake. Usiedlismy w kregu, wokol malej swieczki i wtedy pierwsza osoba ruszyla. Stefan (nasz "opiekun" i organizator obozu,0) kazal nam nasluchiwac. Wiec czekalismy w tych nieziemskich ciemnosciach na jakis dzwiek. I nagle uslyszelismy przerazliwy krzyk. Oj, byl on naprawde straszny. Wszyscy az sie wzdrygnelismy. Zaczelismy sie zastanawiac, jakim torturom zostaniemy poddani, skoro wywoluja one tak przerazliwy wrzask. Wtedy Stefan nam powiedzial, ze mamy wychodzic pojedynczo, za kazdym razem, kiedy uslyszymy taki wlasnie krzyk.
Balam sie strasznie na poczatku, ale wreszcie, gdy nadeszla moja kolej, poszlam.
Okazalo sie, ze zupelnie nie bylo sie czego bac. Krzyk byl oczywiscie podstawiony. A pozniej... szlo sie od szamana do szamana, trafiajac do nich za swieczkami, rozstawionymi na lace. Wygladalo to slicznie i magicznie. Jak w bajce. Naprawde.
To byla niezapomniana noc, bardzo mi sie podobala.

Na dzis to tyle. Zla jestem, bo wczesniej sporzadzilam dluzszy opis mojego wyjazdu, ale niespodziewanie wylaczyl mi sie komputer i wszystko stracilam. Nie chcialo mi sie wiec drugi raz pisac tego samego. Na razie. Czymajcie sie. jeszcze tu zajrze! :-,0),0),0)


22:50 / 03.07.2002
link
komentarz (0)
Odwiedzilam dzisiaj kilku lekarzy w celu sprawdzenia swego stanu zdrowia i... bede zyc! :-,0) Hurra.

A poza tym pokupowalam sobie kilka dronych ciuszkow na wyjazd i jestem szczesliwa. Nic tak nie poprawia kobiecie nastroju jak nowa garderoba. ;-,0),0),0)


18:04 / 02.07.2002
link
komentarz (2)
A oto wyniki mojego testu:

TEST 1

1. Prawdziwy kolor wlosow- rudy
2. Prawdziwy kolor oczu- niebieski
3. Znak zodiaku- Lew
4. (...,0)- 11 :-,0)
5. (...,0)- 2 :-,0),0),0)
6. Instrumenty, na ktorych "gram"- gitara, flet, keyboard
7. Na jakie studia chce isc?- Na dziennikarstwo
8. Gdzie najbardziej chcialabym pojechac na wakacje?- do Azji
9. Ulubiona ksiazka- "Wyznania gejszy"
10. Moj pierwszy wielki idol- Jim Carrey (dodam, ze mialam wowczas 11 lat... :-,0)


TEST 2
1. Moj wirtualny maz to- Chafer!!! :-,0)
2. A nasze wirtualne dzieci to- Filip i Julia! :-,0)
3. Kim jestem?- rozgadana, wesola, czasem niezrownowazona artystka
4. Co lubie w mezczyznach wizualnie?- w twarzy zwracam uwage glownie na usmiech. Poza tym podobaja mi sie meskie ramiona i dloie. Ogolnie doceniam caloksztalt, jesli ktos podoba mi sie psychicznie.
5. Co lubie w facetach psychicznie?- blyskotliwosc, dowcip, wrazliwosc, delikatnosc
6. Co w zyciu sie najbardziej liczy?- milosc, przyjazn, pieniadze. (tu chcialabym sprostowac, ze sama nie jestem pewna, czy na trzecim miejscu powinny byc pieniadze czy praca... hmmm,0)
7. Jakiej slucham muzyki?- gospel, muzyka etniczna, muzyka filmowa
8. Ulubieni rezyserowie- Krzysztof Zanussi, Lars von Trier, David Lynch
9. Dlaczego moj nick to kaczuszka?- To przypadek- kiedys potrzebowalam zalozyc anonimowa skrzynke i tak juz zostalo.
10. Moje zyciowe motto- Carpe diem


No! I to by bylo na tyle. :-,0)



15:40 / 02.07.2002
link
komentarz (2)
Hahaha!!! Nlog dziala!! Nie wierze wlasnym oczom, uszom i innym czesciom ciala! Ha!
Puszczam moj wpis z dnia 29 czerwca.

wiec tak: siedze sobie wlasnie w gmachu telewizji TVN, a dokladniej w studiu TVN 24. W nocy faktycznie niewiele tu sie dzialo- ludzi niewiele, cichutko, no i- co najgorsze- zimno, bo klimatyzacja. A mnie potowrnie boli gardlo. Dobiega koniec mojej siodmej godziny tutaj. Jeszcze dwie minuty. I tylko godzina do wyjscia. Nawet juz mi sie tak nie chce spac. Zabralam sie za przegladanie poczty i jakos otworzylam swoje
ledwo zywe juz oczy. Na szczescie wlaczony jest telewizor- TVN. O tej porze, a jest 6:01, leca jakies dziwne powtorki roznych programow: Maraton Usmiechu pomieszany z Droga do Gwiazd. Obok siedzi antypatyczny grubas (chyba grafik,0), ktory rozchmurza swoje oblicze tylko w przypadku jakiegos dowcipu w TV. Hmmm...
A ogolnie to mi sie tutaj podoba. Wszedzie rozne komputerki- takie ladne i nowe... :-,0),0),0) No i telewizorki. Brak tylko pana Miecugowa, ale trudno, zeby siedzial tu w nocy. Bo, tak gwoli wyjasnienia, prosze Panstwa- telewizja klamie. Wiadomosci nie sa
24 godziny na dobe na zywo. Niestety. Nie ma tak dobrze. Sa nagrywane duzo wczesniej, a przez cala noc panuje w calym studiu bloga cisza. O! Wlasnie tak tutaj jest. I gdyby nie to, ze na jakas godzinke zasnelam na biurku oraz gdyby nie to, ze gardlo boli mnie tak potwornie, ze zaraz mi odpadnie, bylam wrecz niezwykle zadowolona. Tak, zem sie pochorowala. Zaraz, tzn juz za godzinke, wybiegne z tej okpropnej (nie, no fajnej bardzo... :,0) telewizji i natychmiast rzucam sie do lozka, opatulam i spie. O! Taki mam ambitny plan
na sobote. :-,0)
Dobranoc. Pchly na noc. :-,0)


00:35 / 24.06.2002
link
komentarz (8)
Nie, nie, nie. Nie jestem zazdrosna! Wcale nie! To niewazne, ze dzis sie z nia spotkal. To przeciez przypadek. I wcale niewazne, ze i tak chcial ja zobaczyc. Niewazne tez, ze przez dlugi czas byla dla niego najwazniejsza i niewykluczone, ze jest nadal. Niewazne, ze bedzie o tym spotkaniu dlugo myslal i bedzie pod jego wrazeniem. No i niewazne, ze pala do niej nieodwzajemnionym, czystym, idealnym uczuciem. Takim jak ja do niego kilka miesiecy temu. Nie, to calkiem niewazne.



15:06 / 23.06.2002
link
komentarz (3)
Podjecie takiej decyzji jest dla mnie bardzo trudne. Bije sie z myslami i sama nie wiem, co mam zrobic. I tak zle, i tak niedobrze. Poza tym kazda z wybranych przeze mnie drog niesie za soba pewne konsekwencje i zadne prawdopodobnie nie beda mile. Jesli nie zrobie nic, to sie wykoncze (choc nie wiem, czy mozna jeszcze bardziej,0). Jesli cos zrobie, cos tez strace.
Ach... glupie przyzwyczajenie. Gdyby nie ono... Glupia autosugestia...
Gdybym tyle nie walczyla o to, co teraz mam, byloby prosciej z tego zrezygnowac. Ale walczylam przez ostatnie miesiace nieustannie, poswiecalam sie i dostosowywalam. I co? Teraz mam sie tak nagle wycofac? po jakims niepowodzeniu? Ale z drugiej strony- walczyc dalej? Nie mam na to sily... Co wiec zrobic?
Zycie to sztuka wyboru... Taaaak...
Wczoraj odbyla sie Rozmowa. I w momencie, kiedy juz myslalam, ze zupelnie stracilismy kontakt emocjonalny, kiedy juz wlasciwie wszystko bylo stracone, nawiazalismy malutke, cieniutka niteczke porozumienia. No i jak sobie z tym poradzic? Musze wytrwac, przynajmniej jeszcze troche. Warto czy nie warto? Musze rozpisac to sobie na kartce. Szczerze i otwarcie. Zawsze to wszystkim radze. I przyszla pora, by ten sposob wyprobowac na sobie. Bo jestem typowym przykladem psychologa, ktory ma mnostwo wlasnych problemow. Gadalam wczoraj o tym z Chaferkiem. Heh...
Ooo... Juz mi lepiej. Uzewnetrznilam sie. Moze przezyje.
Ide na rodzinny obiadek. Sa urodziny mojej Babci.



03:18 / 23.06.2002
link
komentarz (0)
Przezywam najwieksze psychiczne zmeczenie i oklapniecie mojego zycia. Mam ochote umrzec, poniewaz wszystko, co zrobie, bedzie beznadziejne. Mam dosc. Dosc wszystkiego.
Musze podjac pewne kroki. Nie mam chyba innego wyjscia. Jestem wykonczona. Doslownie. Brzmi to powaznie, ale to prawda. To wlasnie slowo jest adekwatne. Wykonczona. Kompletnie...


00:19 / 23.06.2002
link
komentarz (1)
Hmmm... Ktos rozwiazal jeden z moich testow- dodam, ze ten drugi i ma max. ilosc punktow czyli 100!!! Podpisal sie jako tajemniczy wielbiciel. I zastanawiam sie, kim mogl byc... Hmm... Albo ktos, kto znal juz prawidlowe wyniki, zrobil sobie jajo, albo... ? NIe wiem... kto wiedzial o tym tescie? 1. ludzie z nloga, ale nie ma tu nikogo, kto by znal mnie tak dobrze poza tymi osobami, ktore i tak odpowiedzialy. Filip? Ale skad on by tyle o mnie wiedzial? Nie, nie ma szans. Ktos musial strzelac. Hmm... Ciekawe kto? Czy jesli jest to ktos z Was, przyzna sie? Proszeee... :-,0),0),0),0) jestem bardzo ciekawa! :-,0),0),0)



15:40 / 22.06.2002
link
komentarz (3)
Oto kolejny test na MOJ temat. Prosze zajrzec. Te wyniki takze pozniej podam i omowie. :-,0),0),0),0)



03:01 / 22.06.2002
link
komentarz (3)
Oto test. Prosze go zrobic. Za pare dni umieszcze prawidlowe wyniki! :-,0)

Test dotyczy mojej skromnej osoby i jest srednio ciekawey, ale wlasnie tworze nowy. Zapraszam! :-,0),0),0)



23:45 / 21.06.2002
link
komentarz (0)
Szkola sie skonczyla. Koniec. Wakacje. Cenzurka odebrana.
Usiadlam na schodach w mojej szkole. I jakas taka stala sie obca. Taka pusta, inna, jakas niemoja.

A tak w ogole to... dziwnie mi. Wszystko jest takie dziwne... Nie wiem czemu, nie umiem tego wyjasnic. Ale przynajmniej dola nie mam. Ufff...

Moje plany na wakacje to ksiazki. No i moze jakas tworczosc wlasna. Musze troche sie odbudowac emocjonalnie. A najwazniejszy apel do mnie i do wszystkich to
BYC SOBA!!!



03:11 / 19.06.2002
link
komentarz (1)
Ucielam sobie wlasnie bardzo mila, nocna pogawedke z Filipem... Czy powinnam miec wyrzuty?...



21:40 / 18.06.2002
link
komentarz (3)
Te wakacje zapowiadaja sie naprawde fajnie. Nie liczac wizyty w Warszawie, pojade na dwa tygodnie w Bieszczady oraz na 10-dniowa wycieczke objazdowa, zahaczajac o Niemcy, Austrie, Liechtenstein, Szwajcarie, Francje i Wlochy. :-,0) Wow! Alez sie ciesze! No i moze uda mi sie jeszcze wyskoczyc na kilka dni do Pragi, ale to juz w ogole nie zalezy ode mnie, tylko od funduszy, jakie dostane- badz nie- od sponsorek (mama & babcia,0). Sie okaze. Hmm...

A w szkole juz w tym roku sie nie pokaze- cenzurka wypisana. A ja chrzanie. :-,0),0),0),0)


02:11 / 18.06.2002
link
komentarz (0)
Prosze Panstwa. Poszlam dzisiaj do fryzjera. Wydalam 85zl i co? I nic!!! Zadnego efektu! Zla jestem, nie powiem.

Poza tym odbylam dzis kolejna klotnie z moja Druga Polowa. Ostatnio takie klotnie maja miejsce praktycznie codziennie. No, ale to chyba taki ciezki okres. Przemeczenie, bezradnosc wobec wszystkiego, narastajaca zlosc. I takie sa efekty. No, ale to chwilowe.
Dzis znow sie poklocilismy- zupelnie jakbysmy byli 10 lat po slubie :-P ... Ale pozniej gadalismy jeszcze dwa razy i juz jest wszystko w porzadku. Powoli sie ze wszystkim oswajam, powoli przyzwyczajam. Jakos to bedzie. No, ale... time will show...


02:17 / 17.06.2002
link
komentarz (0)
Jest taka pewna osoba, tu na nlogu, ktora- notabene- znam osobiscie i... powiem szczerze, ze bardzo mnie ona dziwi. Nie chce wymieniac jej nicka. Ale... momentami wrecz szokuje mnie fakt, iz ta osoba pisze dokladnie o wszystkim, co dzieje sie w jej zyciu. Pisze bardzo ciekawie, a jakze, ladnie, skladnie i w ogole. Stylem- pamietnikowym. No, super- lubie takie rzeczy. I czyta mi sie to niezle. I przypuszczam, ze innym tez. Mam te osobe w swoich "ulubionych" i nie opuszczam jej zadnego wpisu, ale... zwyczajnie i po ludzku sie dziwie. Chyba nie potrafilabym do tego stopnia wywlekac swojego zycia intymnego na forum, dla wszystkich. No, moze gdybym byla totalnie anonimowa. Ale... tutaj na pewno wiele osob te osobe zna! Dziwie sie. Przeciez ludzie, o ktorych on pisze moga to w kazdej chwili przeczytac... Hm... No coz.
Ale ogolnie lubie to czytac. To takie ludzkie- podgladac czyjes zycie prywatne. :-,0),0),0),0)



14:12 / 16.06.2002
link
komentarz (4)



Codziennie dochodze do wniosku, ze to wszystko nie ma sensu. Ale nic nie robie. Bo... chyba nie chce...
Smutno mi. Jestem niepotrzebna.






14:27 / 14.06.2002
link
komentarz (2)
"Strasna Zaba"


Pewna pani na Marsalkowskiej
kupowała synkę z groskiem
w towazystwie swego męza, ponurego draba.

Wychodzą ze sklepu, pani w sloch,
w ksyk i w lament: - Męzu, och, och!
popats, popats, jaka strasna zaba!

Mąz był wyzsy uzędnik,
psetarl mgłę w okulaze i mówi:
- Zecywiście coś skace po trotuaze!

Cy to zaba, cy tez nie,
w każdym razie ja tym zainteresuję się;
zaraz zadzwonię do Cesława,

a Ceslaw niech zadzwoni do Symona -
nie wypada, zeby Warsawa
była na "takie coś" narazona.

Dzwonili, dzwonili i po tsech latach
wrescie schwytano zabę koło Nowego Świata.
A zeby sprawa zaby nie odesła w mglistość,
uządzono historycną urocystość.

ustawiono trybuny, spędzono tłumy,
"Stselców" i "Federastów" - Słowem, cale miasto.
Potem na trybunę wesla Wysoka Figura
i kiedy odgzmiały wsystkie "hurra",
Wysoka Figura zece tak:

- Wspólnym wysiłkiem ządu i społeceństwa pozbyliśmy się zabiego bezeceństwa - panowie, do góry głowy i syje! A społeceństwo: - Zecywiście,
dobze, ze tę zabę złapaliście,
wsyscy pseto zawołajmy: "Niech zyje!"


Konstanty Ildefons Galczysnki
14:18 / 14.06.2002
link
komentarz (1)
Nie wiem, co mam z fizyki i biologii. Dzis ostatni dzien wystawiania ocen. Wiec i tak nic nie moglabym zrobic. No, ale moglam sie pojsc dowiedziec. A tu guzik. No coz. Chyba mam to w nosie. Chociaz miec dwie dopuszczajace na swiadectwie maturalnym to troche glupio... Hmm... Ale zawalilam. Jestem glupia. Moja wina.
Ale za to mam czworke z polskiego, a pani powiedziala, ze mature to ja nawet na szostke napisze. Ho, ho! Nie wiem, co jej sie stalo, ze az tak mnie zaczela doceniac. No, kto by pomyslal! :->>>
Bo mnie sie zwykle nie podobaja moje wypracowania. I zastanawiam sie czemu. Czy sa kiepskie? A moze dlatego, ze sa malo tworcze i sa TYLKO wypracowaniami? Pocieszam sie natomiast, ze sa takie panienki w mojej klasie- takie proste, bez wyrazu, bezplciowe, szare, nudne, nieartystyczne- i one dostaja z wypracowan dobre oceny, poniewaz pisza wedlug utartych kanonow i schematow. I znaja lektury. No, ale- zakladajac, ze i ja znam- czyz nie napisze od nich pracy maturalnej lepiej??? Z moim wrodzonym talentem, no i w ogole??? :-,0),0),0),0),0),0),0),0),0) He, he. No pewnie! Ha, ha!
I bez wzgledu na to, czy moja pani od polskiego mowila szczerze, czy nie, zmobilizowala mnie strasznie i jestem zadowolona. Podczas wakacji zamierzam nadrobic zalegle lektury. O! Wlasnie tak! :-,0),0),0),0) Ale sie ciesze!!!

Jednej rzeczy tylko brakuje mi do szczescia. Ale postanowilam sie tym juz w ogole nie przejmowac. Za bardzo sie angazuje w niektore rzeczy- widocznie niewarto. A wiec z usmiechem koncze ten rok szkolny i- byc moze- z dwoma dwojami. A co tam. :-,0),0),0),0),0)

Life is beutiful!!! Don't worry, be happy!!! I w ogole!!!
Wszystkiego najlepszego Wszystkim z okazji Wakacji!!!!! :-,0),0),0),0),0),0),0),0),0),0),0)



01:43 / 14.06.2002
link
komentarz (0)
Dzien jakos zlecial, ale nie mam sily nic pisac. Powiem tylko, ze po raz pierwszy od trzech lat spotkalam sie z Agata w celu tworzenia. Tym razem bylo to tworzenie muzyczne.
Agata ma przedstawic na polskim tworczosc Galczynskiego w oryginalny sposob. I postanowila zaspiewac dzielo o tytule "Strasna zaba". Znacie? Bardzo fajne. :-,0) Moze przytocze.
No i poprosila mnie o wymyslenie melodii, co tez z radoscia uczynilam. A najbardziej sie ciesze, ze Agacie sie podoba. Bardzo mi takiej aprobaty potrzeba. Ciesze sie, ze cos znow robie. Tak, tak, tak... :-,0),0)
Czuje sie spelniona. A przynajmniej troche. Bo wiem, ze sie to na cos przyda i nie bedzie "do szuflady" (muzyka moze byc do szuflady??,0). Hurra. Jest mi fajnie. :-,0),0),0)
Kocham Was wszystkich!!!!! Aaaaa!!!!! (krzyknela glosno i radosnie Kaczka,0)



21:20 / 12.06.2002
link
komentarz (3)
Dzisiaj wpadlo do mnie Sloneczko na kilka godzin. Mialo mnie pouczyc fizyki, ale okazalo sie, ze i tak wiekszosc musze zrobic sama. Wiec zaraz sie za to zabieram. Ale wyrzuty sumienia mam straszne, bo nie odprowadzilam Go na pociag. Kazal mi siedziec i sie uczyc.

Co ja mam zrobic? Jak sobie ze soba poradzic? Czuje sie niepotrzebna, sama, niekochana... Czuje sie paskudnie, jak zwykle, obrzydliwie. Ja naprawde potrzebuje szczegolnej akceptacji i czulosci- juz taka jestem. Trzeba mi duzo powtarzac, jaka to jestem fajna, jaka potrzebna, jaka wazna. Inaczej nie uwierze.

Chce mi sie plakac, jest mi niedobrze. Boze, jakie moje zycie jest beznadziejne... :-(((((



17:06 / 12.06.2002
link
komentarz (0)
Historia poszla mi dzis bardzo niezle. Pani miala dobry humor, a poza tym dziwnym trafem umialam wszystko. Ja jestem po prostu geniuszem. Raz (!!!,0) przeczytalam rozdzial i wszystko wiedzialam. Pozniej raz tylko zerknal w chaotyczne notatki. Hmm... No i pani mnie pochwalila bardzo, co mnie ucieszylo o tyle, ze bylam pewna, ze ona jest do mnie uprzedzona. Ale jednak nie. To dobrze. :-,0)

Na polskim, chociaz myslalam, ze baba mnie nienawidzi i zrobi wszystko, zeby mnie zgnebic, powiedziala, ze chce postawic mi czworke, bo wie, ze mnie na to stac. Kazala mi cos dla picu przygotowac na poniedzialek. Bo tak naprawde chodzi o to, ze z ta czworka nie musze zdawac matury ustnej, jesli na pisemnej dostane piatke. To wiadomo. No, ale ja bylam pewna, ze czworki na koniec trzeciej klasy nie dostane. A tu prosze- taka niespodzianka! :-,0) ha!

No to mnie tegoroczne zakonczenie roku bardzo, bardzo zdziwilo... Hihihi... Ale nie da sie ukryc- poprawia mi to nastroj. :-,0)


20:53 / 11.06.2002
link
komentarz (2)
Buuu... Jest mi tak bardzo zle..... :-((((



18:12 / 11.06.2002
link
komentarz (0)
Dla zainteresowanych:

Odkrylam dzisiaj w szkole taka ulotke dotyczaca bardzo tanich i fajnych wakacji. To warsztaty artystyczne w Bieszczadach. Organizatorzy oferuja przerozne zajecia (np. shiatsu, joga, taichi, itp,0), spotkania z roznymi ludzmi, ktorzy maja do czynienia z kultura indianska, afrykanska i slowianska. Sa tez wycieczki po szlakach, ogniska, nauka gry na bebnach, itd.
Jesli ktos z Was bylby zainteresowany, wejdzcie sobie na strone www.arsvita.vel.pl


17:00 / 11.06.2002
link
komentarz (0)
Pogoda okropna. Caly dzien pada. A wczoraj, to juz wszyscy wiedza, Polska przegrala 4:0 z Portugalia. Dla scislosci dodam, ze nie interesuje sie sportem. Ba, ja go wrecz nie cierpie. A juz zwlaszcza ogladac. Ale wlasnie siedzialam sobie wczoraj z Agatka i nagle... slyszymy jakis ogromny halas. Z poczatku myslalysmy, ze to wypadek samochodowy, bo akurat przez to wszystko przedarl sie pisk opon. Ale za chwile dzwiek sie jakby bardziej skrystalizowal i rozpoznalysmy w tym wielkim halasie- wrzask. Tak, to on zahalasowal. Zdziwilysmy sie, co to jest, bo ryk byl specyficzny i odbil sie echem po osiedlu.
I wtedy Agata krzyknela, ze jest mecz i wlaczyla telewizor. Zobaczylysmy jeszcze kilka "riplejow" z gola kopnietego Portugalii, ale niestety nie zostal on uznany.
I jakos tak wciagnelysmy sie i obejrzalysmy cala druga polowe. I wiecie co? Jestem zalamana polska reprezentacja. Jak patrzylam na naszych graczy, przypominal mi sie wuef w podstawowce. Jezu... Cos okropnego. Taka hanba- 4:0...
Moj dziadek twierdzi, ze to polityka. Byc moze. Ostatecznie ci pilkarze bez wzgledu na wynik zarobia strasznie duzo. A tu chodzi o uklady. Zreszta- niewiadomo. Nie wnikam. W koncu nie interesuje sie sportem! :-,0),0),0),0)

***

Odkrylam dzis, ze ja i Ania (z mojej klasy,0) mamy podobne fantazje erotyczne, podobne zapedy. Tzn. odkrylam to juz wczesniej, ale dzisiaj sie w tym utwierdzilam. Co wiecej, utwierdzila sie w tym takze Ania. Postanowilysmy spotkac sie w najblizszym czasie i pogadac. Bo dawno tego nie czynilysmy, a pamietam, ze zwierzalo nam sie zawsze dobrze.
Kiedys, jakos na poczatku drugiej klasy, spotkalysmy sie, zeby pisac referat. Oczywiscie skonczylo sie na wyjawianiu krepujacych tajemnic, przyznawaniu sie do roznych rzeczy, itp. Ania jest pierwsza dziewczyna, jaka znam, ktora podchodzi do seksu w sposob otwarty i perwersyjny, ale jednoczesnie wcale nie ordynarny. Kazdy z nas ma jakies swoje marzenia erotyczne. Ale wiekszosc dziewczyn nie wyjawia ich tak dokladnie. Ania tez nie zwierza sie nikomu, bo wszystkie nasze kolezanki z otoczenia sa na tyle pruderyjne, malo dojrzale i malo doswiadczone, ze wstydza sie o tym myslec, a co dopiero- mowic! Tak wiec wiem, ze Anka na ten temat milczy. Ja zreszta tez. Ale czasem- dosc rzadko wprawdzie- razem gadamy i wtedy okazuje sie, jak bardzo podobne podejscie w tej kwestii mamy. Fajnie. Lubie pokonywac takie bariery, mowic o sobie takie szczegoly, ktore ciezko przechodza przez gardlo. Ostatecznie, kazdy gdzies w sobie takie szczegoly trzyma. A czemu? Czemu nie wypuscic ich na swiatlo dzienne? Czemu nie pozbyc sie wstydu? Czy nie lepiej uwolnic sie od wszystkiego i czuc sie lekko?
Nie mowie oczywiscie, by powierzac swoje sekrety byle komu. Ale to dobrze czasem cos w sobie przelamawac i tak sie totalnie wyspowiadac. To bardzo budujace. Mozna sie wiele o sobie dowiedziec. Polecam. :-,0),0),0)


23:49 / 09.06.2002
link
komentarz (0)
Dzisiejsza noc spedze na nauce- coz... Takie jest zycie...
A spac mi sie chce juz teraz... :-(((

Tesknie......



13:17 / 09.06.2002
link
komentarz (1)
Aaaa... Tak sie postanowilam przyznac... Wprawdzie najwazniejsze osoby i tak o tym wiedza, ale gdyby kogos kiedykolwiek to interesowalo, to...
Pojawila sie kiedys na nlogu nowa osoba. Jej nick to usmiechnieta_buzia. Moze jej nawet nie kojarzycie, gdyz nie pojawiala sie zbyt dlugo. Ale chcialam tylko nadmienic, ze ta osoba to JA.
Zalogowalam sie jako ktos inny po to, zeby byc zupelnie anonimowa i moc jakos czasem wyzyc sie literacko. Uznalam, ze jesli bede w miare czytana, moze zmobilizuje mnie to do regularnych wpisow. Jesli cos mi sie nie uda, trudno (i tak nikt nie bedzie mnie znal,0), a jesli odwrotnie- bede mogla sie tym pochwalic.
No, ale ja nie moglam sie powstrzymac i powiedzialam o tym. Na poczatku Kredce, ale Ona jest tez dla mnie anonimowa, wiec to nie mialo az takiego wplywu na dalszy ciag moich wpisow. Natomiast przyznalam sie jeszcze Agacie. I wiecej jako usmiechnieta_buzia nic nie napisalam. Od razu odechcialo mi sie. Moze dlatego, ze nie uslyszalam zbyt wielu pochwal? A ja ich potrzebuje, zeby poczuc sie zmobilizowana.
No, w kazdym razie ktos juz wiedzial o moich wpisach i dlatego stracilam zapal. Glupio zrobilam.
A teraz, poniewaz i tak juz go nie mam, postanowilam sie przyznac. A... tak dla jaj. Moze zreszta pewnego dnia dokoncze to, co zaczelam wowczas?
Tak wiec zainteresowanych serdecznie zapraszam na usmiechnieta_buzia.nlog.pl . Jak reklama, to reklama! A co! :-,0)


12:57 / 09.06.2002
link
komentarz (0)
Bardzo bym chciala miec rodzenstwo. Jakas sie zrobilam sentymentalna na stare lata. Tak mi brakuje rodziny. Nie mam nikogo. Wszyscy moi bracia cioteczni oraz cioteczne siostry sa po prostu do bani i nie mam z nimi zadnego kontaktu. Tzn mam z dwoma kuzynkami, ale nie laczy nas zadna wiez. Ech... Glupio. Chcialabym miec jakas siostre albo brata. Ale teraz juz za pozno. Buuu...


01:49 / 09.06.2002
link
komentarz (4)
Bardzo milutki weekendzik, ktory zaczal sie dla mnie juz wczoraj.
Przyjechalo Sloneczko. I chociaz, biedactwo, bylo bardzo spiace, poszlismy razem do nowych "Niebieskich migdalow". Calkiem ladne.
A dzisiaj nie poszlam na francuski, ale dzieki temu sie wyspalam i to u boku Kwiatuszka.
Pozniej zjedlismy pyszne, kolorowe kanapeczki na sniadanko. Dzien jakos zlecial. A wieczorkiem udalismy sie do "Sphinxa".
Weekend udany. Jutro troche nauki. Niestety. Ale ten tydzien bedzie chyba ostatnim takim, podczas ktorego musze cos umiec. A pozniej- tak, tak...- oleje sobie troszke wszystko. Bo juz mam dosc.
I bedzie fajnie. Nareszcie wakacje. Ciesze sie. Bede musiala sporo sobie przemyslec i dojsc troszke ze soba do ladu. O. To moj najwazniejszy cel na wakacje.
Jestem spiaca. Ide do lozeczka.
Uwielbiam sie przytulac. Uwielbiam wszystko. Z kazda chwila odkrywam nowe rzeczy, ktore mnie fascynuja. Jak malutkie dziecko, stawiajace swoje pierwsze kroki. Czuje sie troche smiesznie. Fajnie mi. I bardzo tesknie. Minely juz dwie godziny od naszego rozstania. Buu... :-,0),0),0),0)


16:35 / 06.06.2002
link
komentarz (2)
No! Postanowilam sie nad Wami zlitowac i podac Wam linki, gdzie mozecie odnalezc "Pismo nieswiete". Oto stronka, na ktorej jest caly tekst do sciagniecia. Plik nosi tytul Cavanna (od autora, oczywiscie,0). Zycze milej lektury! :-,0),0),0),0)


16:06 / 06.06.2002
link
komentarz (0)
Dzisiaj sie wyspalam. Nie dosc, ze poszlam spac o polnocy (to bardzo wczesnie!,0), wstalam o 9:00, to jeszcze dwie godziny pozniej (po powrocie z jednej lekcji,0) udalam sie znowu w blogi stan nieswiadomosci, zwany potocznie snem. Obudzilam sie o 13:30, zjadlam obiad i jest OK. Chociaz w przerwach, gdy nie spalam dzis, bolala mnie glowa. I to jedynie zakloca moj ogolnie pozytywny nastroj. Oprocz tego musze dokonczyc nieszczesne wypracowanie z polskiego oraz przepisac zeszyt z etyki.
Wyobrazacie sobie? Jestem nieklasyfikowana z etyki za frekwencje! :-,0) Bede musiala zaliczyc pewien material! Czyz to nie urocze?
Mam przeczytac cztery rozdzialy z ksiazki niejakiego R.Spaemana, ktora juz i tak czytalam (!!!,0), wiec zadna trudnosc, oraz umiec to strescic i odpowiedziec na pytania pana profesora. Hmm... Okaze sie, czy jestem inteligentna, czy dobrze interpretuje teksty filozoficzne i czy, wobec tego, nadaje sie na takie studia. He, he.
No nic. Lece. Do widzenia.


22:11 / 05.06.2002
link
komentarz (2)
W calym swym uprzedzeniu do lektur szkolnych czytam wlasnie z wielkim zapalem "Proces" Franza Kafki. Obejrzelismy dzis na lekcji film na podtsawie tego dziela, a teraz mamy zapoznac sie z tekstem, co tez z radoscia czynie. To jest super!!! Naprawde! Zaluje, ze znam juz film, bo przez to tresc nie budzi we mnie takiego napiecia i uczucia grozy, no ale pocieszam sie mysla, ze czyms sie rozni ksiazka od ekranizacji, chociaz momentami dostrzegam w filmie ogromna dokladnosc do takich detali jak np: dialogi czy biala bluzka wiszaca na wieszaku w pokoju pewnej damy. Heh, fajnie. :-,0)
A ksiazeczke wszystkim polecam, choc jej jeszcze nie skonczylam!!! Jest niesamowita!!!!


03:44 / 05.06.2002
link
komentarz (3)

Beznadziejnie.


13:00 / 04.06.2002
link
komentarz (0)
* * *

1. Oto czym byli synowie niebios, których ludzie w swej mowie nazwali aniołami.
2. Ponieważ "anioł" jest słowem hebrajskim, które oznacza: "syn szefa". To słowo może również znaczyć: "Zobaczysz, jak ci załatwię twój śliczny pyszczek, jeśli cię znów przyłapię na wyciąganiu brudnych łap w stronę mojej żony". Wszystko zależy, na jaką sylabę pada akcent toniczny.
3. Poprzez otchłanie czasu i przepaści trwania
4. Poprzez samą wieczność,
5. Nim powstały słońca,
6. Nim nastąpił chaos,
7. Nim powstała przestrzeń
8. i materia,
9. Zanim nastał byt i niebyt,
10. I pamięć...
11. Gdy istniała tylko przedwieczność
12. I oczekiwanie na boskie tchnienie,
13. Aniołowie już byli.
14. Jak daleko nie cofałaby się pamięć Wiekuistego nad
oceanami wieków,
15. Aniołowie już byli.
16. I Wiekuisty, który jest sam w sobie pamięcią, nie przypominał sobie, aby ich stworzył.
17. I nie ma w tym nic nadzwyczajnego,
18. Bo samą pamięć stworzył dopiero później.
19. Było to idiotyczne, ale postawcie się w jego sytuacji: nie mógł nie być idiotą przed stworzeniem inteligencji.
20. Chyba że aniołowie nie zostali stworzeni przez Wiekuistego... Tę hipotezę należałoby wziąć pod uwagę, choćby dla zasady...
21. Stwórca wiedział, że to było niemożliwe, gdyż wszelkie istnienie pochodzi od niego. Nie mogło więc zaistnieć nic czego by nie stworzył.
22. Tak wynika z definicji.
23. Musiał więc stworzyć aniołów.
24. Może bezmyślnie
25. Albo niechcący,
26. A może w marzeniach sennych,
27. Któż to wie?
28. W każdym bądź razie aniołowie istnieją.
29. I są ponad ludźmi, których ciało jest materią nietrwałą.
30. Aniołowie są czystymi duchami, tak samo jak Wiekuisty.
31. Stwórca stworzył człowieka na swoje podobieństwo... Pozwala to człowiekowi w każdej chwili wiedzieć, jak wygląda Bóg, bez męczącego patrzenia w niebo.
32. Nikt nie wie, na czyje podobieństwo zostali stworzeni
aniołowie.
33. Oczywiście oprócz Boga, ale to jego tajemnica.
34. Synowie boży, aniołowie, jak czyste duchy, nie są w stanie znieść zmiennych kolei losu podłej materii. Prawa, które nimi rządzą, są innymi prawami, wiedza, która o nich traktuje, jest inną wiedzą, właściwości fizyczne są innymi właściwościami, a chemia jest ich inną chemią
35. Ich właściwości fizyczne tysiąckroć przekraczają niedoskonałą możność pojmowania człowieka, dla którego wszystko to jest cudowne, bo tak chciał Stwórca nie znający pojęcia "niemożliwe".
36. Po pierwsze, aniołowie, są niewidoczni dla oka ludzkiego. Jest ono zasłonięte bielmem, które Wiekuisty specjalnie w nim umieścił. Czasem, gdy spodoba się Stwórcy, niektórzy ludzie prawi wśród prawych, skromni wśród skromnych, mogą zobaczyć anioła. Wystarczy, by człowiek sprawiedliwy i niewinny zanurzył anioła w smole, a następnie wytarzał go w pierzu, siedmiokroć powtarzając święte słowa, które sprawiają, iż rzeczy niewidoczne stają się widocznymi. I oto anioł pojawia się, i dochodzi do tego, do czego ma dojść.
37. Po drugie, anioł nie jest ograniczony w przestrzeni. Jego rozmiary są rozmiarami przestrzeni, która go zawiera. Każdy anioł wypełnia wszechświat całkowicie. A przecież zastępy aniołów są niezliczone, jak niezliczona jest ilość szarańczy. Aniołowie nakładają się więc na siebie jak wafelkowe rożki do lodów, które łatwo schować, gdy się ich nie używa, lub wyjąć, gdy się do nich nakłada lody. Anioł mieści się też do butelki, ale żeby tam wlazł trzeba mu najpierw położyć ziarnko soli na
ogonie.
38. Po trzecie, aniołowie przemieszczają się z prędkością światła. Nie patrzą nigdy, gdzie lecą, i obijają się ciągle o ściany, co w rezultacie nie pozwala im posuwać się szybko do przodu.
39. Po czwarte, w próżni aniołowie spadają ze stałą prędkością do talerza z zupą.
40. Po piąte, aniołowie mają dwa bieguny - północny i południowy Gdy anioł przelatuje, krąg rodzinny zaczyna wirować w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, a przeciwprostokątna pokrywa się mchem od strony północnej.
41. Po szóste, aniołowie są ssakami, pomimo że mają skrzydła Wieloryb też jest ssakiem, a skrzydła ukrywa skromnie za plecami. Kiedy wsadza się głowę do wody, dokładnie widać, że wieloryby latają do góry nogami. Osioł też jest ssakiem, pomimo że ma dosyć ciężki sposób latania. Aniołowie kpią sobie z osła, ale on ma je gdzieś, ponieważ umie ruszać uszami. Aniołowie nie umieją ruszać uszami. Jedynie osioł i Stwórca umieją ruszać uszami.
42. Po siódme, każdy anioł zanurzony w ukropie jest wypierany ku górze i pędzi w stronę gwiazdy polarnej wrzeszcząc coś w języku aniołów. Woda, w której zanurzono anioła, staje się świecona i ktokolwiek by ją pijał z pominięciem innych napojów, nigdy nie dorobi się czerwonego nosa.
43. Po ósme, z aniołów łączących się podstawami ten stojący tyłem ma całą przyjemność... męczy się ten drugi. WyIać na nich wiadro wody..
44. Po dziewiąte, aniołowie są lżejsi od powietrza. Wynika z tego, że anioł nie zastąpi żelazka przy prasowaniu spodni. Ktokolwiek zaś powiesi sobie anioła na szyi, rzucając się do wody, nie umrze utopiony, ale, ku ogólnemu zdumieniu, powieszony.
45. Po dziesiąte, aniołowie lubią wylegiwać się na nasłonecznionych murkach. Trzeba bardzo uważać z przyklejaniem plakatów, żeby nie uwięzić pod nimi aniołów.
46. Po jedenaste, przyrządzony w potrawce anioł smakuje dokładnie tak samo jak królik. Żeby być pewnym, co się je, trzeba żądać głowy do wglądu.
47. Po dwunaste, aniołowie nie mają potrzeb naturalnych - czysty duch nie miewa potrzeb naturalnych. Aniołowie nie mają więc wstydliwych otworów ani narządów kopulacyjnych. Ich dolna cześć pleców nie jest podzielona na dwoje. Mają po prostu jeden pośladek. Ten pośladek jest całkowicie okrągły, ładniejszy od ludzkiego i łatwiejszy do utrzymania w czystości.
48. Dostrzegając doskonałość aniołów, Stwórca pomyślał w głębi duszy, że lepiej byłby zrobił, przekształcając siebie na podobieństwo Aniołów, niż tworząc człowieka na swój obraz. Ale to już jego sprawa.
49. Taka jest historia aniołów, ich natura i właściwości.


12:56 / 04.06.2002
link
komentarz (0)
ROZDZIAŁ 3


STRESZCZENIE POPRZEDNICH ROZDZIAŁÓW:
Adam spłodził Seta, który spłodził Enosza, który spłodził Kenana, który spłodził Mahalaleela który spłodził Jereda. który spłodził Henocha, który spłodził Metuszelacha, który spłodził Lameka, który z kolei spłodził Noego.


1. I stało się. Rozmnożyli się ludzie na lądzie, i rodziły się im córki.
2. Synowie boży dostrzegli, iż piękne są liczka cór ludzkich
3. I że ich tyłeczki są piękne
4. A także ich cycuszki.
5. I uda.
6. I to coś między udami.
7. Po siedmiokroć tajemne,
8. Po siedmiokroć straszne,
9. Po siedmiokroć rozkoszne,
10. Po siedmiokroć błogosławione,
11. Po siedem tysięcy razy przeklęte,
12. To coś, co lśni w ciemności zaciśniętych ud
13. I pachnie swym zapachem,
14. I woła niemym wołaniem,
15. To coś, co było drogocennym kwiatem ogrodu Eden zrabowanym przez Ewę i ukrytym w jej intymnym wnętrzu dla zmylenia Cherubów, o pałających mieczach.
16. Synowie Boży, przyjrzawszy się dokładnie, wybrali sobie córy ludzkie i wzięli je za nałożnice.
17. Wybrali te najładniejsze to znaczy takie, których tyłeczki były odzwierciedleniem doskonałości boskiej...
18. Pozostawiając ludziom wszystkie obwisłocyce, obwisłobrzuche, koślawe, wolaste, szczerbate, szpotawe, zasmarkane, te obszczymurki, zasrańce, te jajogłowe, kosmatocyce, narowiste, strupowate, trędowate, wzdęte przepukliną, obrzmiałe włókniakami, obrosłe żylakami. te ropiejące i oblazłe muchami.
19. Te, którym trawa rośnie między zębami i te, którym macice zwisają do kolan, te mające podwójną zajęczą wargę i te. które mają dodatkowo zajęczą wargę na sromie, co w sumie daje cztery.
20. Te. które srają przy stole i pierdzą w łóżku.
21. A także mocne w pysku, kąśliwe, warte uduszenia, te o ostrych pazurach.
22. Modliszki, wałkonie. sikające pod siebie,
23. kutasoskoczne, smutnojebki, te kopulujące jak świnie i te kopulujące jak kleszcze.
24. To, co synowie Boży pozostawili ludziom ku ich uciesze i odprężeniu. A było to i tak za dobre dla synów Adama.
25. Ludzie widząc, co ich spotkało, zaczęli tracić pociąg do przyjemności cielesnych.
26. Zamiast spółkować twarz w twarz z tymi koszmarami i butwiejącymi kloakami
27. Skrapiali ziemię nasieniem
28. I kryli się przed przynoszącymi nieszczęście samicami w przepastnych lasach i norach dzikich zwierząt. Niechaj mają za swoje!...
29. Tymczasem synowie Boży przywłaszczywszy sobie córy ludzkie, te najpiękniejsze, najdelikatniejsze. te ulepione z mleka i miodu, delektowali się nimi tak bardzo, jak bardzo można było się delektować nieskończoną ilością sposobów kopulowania.
30. Popróbowawszy wszystkiego, pomyśleli: "To jest dobre".
31. I zaczęli od nowa.
32. Ale od drugiej strony.


02:28 / 04.06.2002
link
komentarz (2)
Rozdział II

*** 1 ***

1. Adam zbliżył się do swojej żony, Ewy, a ona poczęła i urodziła Kaina. I rzekła: "otrzymałam mężczyznę od Pana".
2. Adam doszedł do wniosku, ze takie stawianie sprawy nie było sprawiedliwe - przecież to on odwalił większy kawałek roboty.
3. Stwórca, jeśli nawet brał w tym udział, to na pewno nikt tego nie widział...
4. Po Kainie Ewa urodziła Abla,
5. Tylko dlatego, ze Stwórca nie wynalazł jeszcze telewizji.
6. A wieczory były długie...
7. Abel został pasterzem, a Kain rolnikiem.
8. Po jakimś czasie Kain ofiarował Wszechmogącemu świeżo zebrane płody roli.
9. Abel, widząc to, ofiarował nowo narodzone zwierzęta ze swego stada i ich tłuszcz.
10. Wiekuisty spojrzał na ofiarę Kaina i zobaczył, że były to rzepy, pory, kapusty i różne warzywa spośród warzyw, które rosły na ziemi.
11. I Kain rzekł do Stwórcy: " O Wiekuisty! Zechciej przyjąć pierwsze owoce mojej pracy. Racz schrupać ich miąższ soczysty i cieszyć się ich delikatnością.
12. Stwórca wziął jedno z warzyw - rzepę - i ugryzł.
13. Kain powiedział: "Piękne są moje rzepy, prawda, o Panie? Kosztowały wiele potu i bólu w krzyżach, i podrapanych rak, i poczerniałej twarzy...
14. Ale są piękne, te moje rzepy, i dziękuję ci za nie , i ofiarowuje ci je z całego serca".
15. Tymczasem Stwórca żuł rzepę i miał usta pełne miąższu rzepy, i w zęby właziły mu korzonki rzepy, i po brodzie płynął sok z rzepy, i nos jego pełen był zapachu rzepy.
16. I spostrzegł, ze wcale nie lubi tego paskudztwa.
17. Wcale, ale to wcale.
18. Pfuj!...
19. Splunął rzepą w twarz Kainowi i rzekł: " Nie ofiarowuj mi nigdy więcej takich świństw!. To dobre dla prosiąt. A w dodatku nie podobasz mi się. Zdecydowałem w swej mądrości czuć do ciebie antypatię. Zejdź mi z oczu. Precz!."
20. Kain pojął, że jego twarz nie podoba się Panu i Stwórcy i zmartwił się ogromnie, i zżółkła mu wątroba, i krew stała się jak atrament, i nogi zaczęły mu śmierdzieć, i członek pokrył się wysypka, i twarz mu obwisła jak spodnie wiszące na kołku.

*** 2 ***

1. Wiekuisty spojrzał zaś na to, co przyniósł Abel, drugi syn.
2. A były to delikatne jagnięta o długich rzęsach, nowo narodzone maleństwa ukochane przez matki, czułe owieczki.
3. Z ich małych, białych brzuszków, otwartych nożem unosił się zapach dymiących wnętrzności.
4. Młoda krew wsiąkała w zachłanną ziemię.
5. owce opłakiwały swe nowo narodzone dzieci, ciało ich ciała.
6. Oczy Stwórcy cieszyły się tym widokiem i uszy jego cieszyły się, i nos jego cieszył się, i Stwórca lubił to.
7. Następnie Abel rozpalił ogień z pachnących krzewów i wsadził rożen z twardego drzewa w każdą owieczkę. Rożen wystawał z pyska owieczki i wystawał z drugiej strony owieczki, a oba końce wystawały na tyle na zewnątrz, aby owieczka mogła piec się nad ogniem, nie przemęczając się zbytnio.
8. Zapach pieczonego mięsa pieścił organ węchu Pana na wysokościach, a skwierczenie przypiekanego tłuszczu docierało do jego słuchu.
9. I ślina spłynęła po języku Stwórcy jak wartko podskakujący potok, i język Stwórcy mlasnął o podniebienie jak uderzenie bicza po zadzie leniwej kobyły, a zęby uderzyły o zęby z dźwiękiem, jaki wydają skrzyżowane miecze w największym ferworze walki.
10. Wtedy Abel posypał szczyptą soli przyrumienione owieczki, ukorzył się i zwrócił do Stwórcy: "o Panie! Racz spróbować godnej wyłącznie Ciebie potrawy, którą przyrządził dla Ciebie Twój niegodny sługa".
11. Nic dziwnego - Abel miał dusze lizusa.
12. Wiekuisty wgryzł się w delikatne owcze mięso.
13. Jego twarz rozjaśniła się do granic promienności i radość rozpala mu serce do granic możliwości.
14. Zjadł wszystkie owieczki, do ostatniej, i jego żołądek napełnił się po gardło.
15. Szelki zaś napięły się do granic wytrzymałości.
16. I Bóg rzekł: "To było dobre".
17. Ponieważ gruczoły ślinowe Stwórcy ciągle wydzielały ślinę, jak gdyby miał ślinotok, Abel zarznął kolejne owce i upiekł je, i zarznął starego barana i tez go upiekł.
18. Wszystko to podobało się Stwórcy; zjadł owce, zjadł starego barana i rzekł:" To bardzo dobre".
19. Abel nie miał już nic do zarznięcia, by zaspokoić apetyt swego Pana, i poczuł się zakłopotany.
20. Ale Stwórca powiedział: "Wydaje mi się, że na dzisiaj starczy". I beknął.
21. Było to pierwsze uderzenie pioruna.
22. Bóg wytarł usta broda i rzekł do Abla: "Twoja ofiara przypadła mi do gustu. Przyjmuję ją. Składaj mi często w ofierze owieczki, a ja będę je przyjmował; stare barany tez mogą być, ale proporcjonalnie do ich wieku przedłużaj czas pieczenia.
23. Wtedy sprawię, że spłynie na ciebie deszcz mych łask, i na twych synów, i na synów twych synów...
24. Ale przede wszystkim nie zapominaj dodawać czosnku."
*** 3 ***

1. Kain widział to.
2. I smutek zaćmił mu wzrok. Dusza upodobniła się do rzepy, drążonej przez robaki, serce obrosło szczeciną, z oddechu wylęgły się końskie muchy, a mocz spływając po skale rozgrzał ją do tego stopnia, iż zaczęła wydzielać dwutlenek węgla; wędrowny jesiotr w porze tarła pomylił drogę i popłynął w górę rzeki jego łez, by złożyć w słonych jeziorach oczu kawior o magicznym połysku.
3. A Kain poczuł zmęczenie i ból w rękach.
4. A także w krzyżu, gdyż ziemia była nisko.
5. I zobaczył Abla, rożowiutkiego i całego w loczkach, który siedząc w cieniu drzew grał na fujarce, a jego owce pasły się na ukwieconej łące.
6. I Kain pomyślał: "Nie mam szczęścia. Czemuż nie trafiłem na Boga jarosza?..".
7. Wiekuisty nie lubi stworzeń płaczących i lamentujących na swoim losem. Gdyż Bóg jest autorem wszystkich rzeczy.
8. I narzekać na swój los, to znaczy narzekać na Boga.
9. Nieśmiertelny rzekł do Kaina:" Dlaczego jesteś smutny, dlaczego twarz twoja jest ponura?
10. Jeśli będziesz czynił dobro, nie będzie rozterki w twoim sercu".
11. Kain odrzekł:" Czym jest dobro, o Panie, jeśli nie tym, czego nauczyli mnie moi rodzice, a wiec: czerpać pożywienie z ziemi w pocie czoła i czcić Boga?"
12. Stwórca rzekł: "Dobrem jest to, co raduje serce twego Pana i Stwórcy i rozjaśnia jego boskie oblicze. Rzepy i pory nie są dobrem. Twarze, na których maluje się troska, nie cieszą mego serca, nie są wiec dobrem.
13. A poza tym, zupełnie nie wiem, dlaczego tracę mój boski czas na dyskusje z rudzielcem!
14. Nie cierpię rudzielców!
15. A więc rudzielcy nie są dobrem."
16. I Wiekuisty oddalił się wdychać zapach pieczystego, które przyrządzał Abel, a Kain posmutniał jeszcze bardziej niż przedtem...
17. ...Ponieważ jego włosy rzeczywiście były rude.
18. Właśnie od tego dnia sierżanci, klawisze, belfrowie i bogowie czują od pierwszej chwili antypatie do rudzielców.
19. Natomiast blondyni o główkach pełnych loczków jak greccy pasterze zawsze są ulubieńcami wysoko postawionych osób.
20. Takie jest życie.

*** 4 ***

1. Kain długo układał sobie coś w głowie. Kiedy już ułożył, zwrócił się do Abla, swego brata: "Mam pomysł:
2. Twoje owieczki podobają się Stwórcy, moje jarzyny nie odpowiadają mu. Ale gdybyśmy połączyli w jedno danie moje jarzyny i mięso twoich owieczek, moglibyśmy otrzymać coś jeszcze lepszego niż same owieczki. To by ucieszyło jeszcze bardziej naszego Pana i Stwórcę, który ukochałby ciebie jeszcze bardziej, a mnie polubiłby przynajmniej odrobinkę...
3. Być może..."
4. Ale Abel roześmiał się pięknym, dźwięcznym śmiechem, a jego białe, równe zęby zalśniły w słońcu,
5. I rzekł do Kaina: "Mieszać me delikatne owieczki z sokiem twych włochatych rzep?
6. No nie! chyba nie myślisz tego poważnie?"
7. A Kain: "Pozwolę sobie nalegać, o mój bracie. Coś wewnątrz szepcze mi, że moglibyśmy otrzymać potrawy bardzo smakowite łącząc mięso z warzywami. Na przykład wydaje mi się, że dobrze upieczony udziec barani tylko zyska, gdy będzie się go jadło z fasolką szparagową. Cielęcina pokrojona w kostkę i duszona z mąką pszenną, ze śmietaną, grzybkami i aromatycznymi ziołami byłaby myślę, wspaniałym daniem. Mam również pomysł co do boczku i kapusty..."
8. Abel poszedł sobie, podskakując i przygrywając na fujarce, a Kain poczuł, jak żółć przelewa mu się przez wątrobę,
9. I skrył się za szerokimi liśćmi dyni, która była jedyną jego przyjaciółką, i długo płakał, a czerwone ślimaki myśląc, że to deszcz, pełzały radośnie po jego mokrym, zasmarkanym obliczu, i wpełzły do ust, a Kain nie wypluł ich, bo w nocy nie mógł odróżnić ślimaka od języka.
10. Wiekuisty widział to, lecz wciąż przyjmował ofiary Abla, a nogą odtrącał ofiary Kaina.
11. Miał ochotę zobaczyć, co z tego wyniknie.

*** 5 ***

1. A nastąpiło, co następuje:
2. Kain jeszcze raz zwrócił się do Abla i usilnie prosił go o połączenie obu ofiar tak, aby zapach mięsa wzmocnić zapachem jarzyn i sprawić Stwórcy możliwie jak największą przyjemność, Ale Abel ponownie roześmiał mu się w nos.
3. Wtedy Kain powiedział "Ty wstrętny smarkaczu! wazeliniarzu! obrzydliwy lizusie! Ty pedałku dmuchający nie tylko flecik! Uważaj, bo żółć kipi mi w wątrobie, w żyłach płynie smoła, a śledziona wzdęła się kwasem! Dym wydobywa się uszami, z nozdrzy buchają sztuczne ognie, ze stop wyrastają mi gwoździe i pazury, a kutas kurczy się w sobie i chowa jak ślimak przed burza! Po raz ostatni pytam cię, wstrętny gnoju, zgadzasz się na moją propozycję?"
4. Kain podniósł kij, a kij był ciężki i pełen twardych sęków.
5. Wtedy Abel powiedział "No patrzcie go! Myślisz, że się ciebie boję, ty zasyfiała dupo?! Pan jest ze mną, jestem jego kochasiem,! Spróbuj tylko mnie skrzywdzić, a jego prawica spadnie na ciebie i spuści ci lanie na goły tyłek!
6. Zygu, zygu!...
7.Abel odwrócił się i dmuchnął w piszczałkę z kpiącym wyrazem twarzy.
8. Wtedy Kain podniósł kij i kij spadł na głowę Abla. Abel połknął fujarkę, pisnął cienko i zwalił się na stokrotki - i już nie żył.
9. Kain nie wiedział, że Abel nie żyje. Nie wiedział, że można umrzeć. Nie wiedział nawet, co to jest śmierć. W owych czasach nikt nigdy jeszcze nie umarł. Adam i Ewa nie byli jeszcze starzy.
10. Kain był bardzo zadowolony z nauczki, jaką dał małemu kutasowi. Pomyślał: "Teraz może zacznie myśleć ten dureń".
11. I wrócił do okopywania salsefii.
12. Lecz oto Wiekuisty odezwał się do Kaina: "Kainie! Kainie! Cóżeś uczynił ze swoim bratem?".
13. A głos Stwórcy zabrzmiał jak siedemset dzwonów spiżowych. Kain udawał, że nie usłyszał.
14. Wtedy Stwórca powtórzył: "Kainie! Kainie! Cóżeś uczynił ze swoim bratem?"
15. A głos jego brzmiał tym razem jak siedem tysięcy grzmotów. Kain wciąż udawał, że nie słyszy.
16. Wtedy Stwórca wziął grabie i umieścił je na drodze Kaina, zębami do góry, i Kain nastąpił na grabie. Trzonek walnął go boleśnie w nos, podniósł więc głowę, żeby zobaczyć bałwana, który tak się kretyńsko zabawia, i zobaczył Wiekuistego, Pana i Stwórcę stojącego przed nim.
17. Podrapał się w nos i rzekł:" Spryciarz z Ciebie Panie".
18. A Stwórca na to:" Cóżeś uczynił ze swoim bratem?"
19. Kain: "Nie kazałeś mi go pilnować Panie".
20. Stwórca: "A wiec zabiłeś brata. Krew jego woła ku mnie z ziemi"
21. Kain: "Co to takiego "zabić", o Panie."
22. Wiekuisty: "Zabić to zadać śmierć przed czasem, który naznaczyłem w swej mądrości."
23. Kain: "Czy można zrobić coś, czego nie postanowiłeś w twej mądrości, o Panie?"
24. Stwórca: "Wszystko przewidziałem w swej mądrości, gdyż jestem Wiekuistym Bogiem twoim, i nic nie jest mi nieświadome, i nic nie jest mi niemożliwe".
25. Kain: "Zatem, o Panie, jeśli w swojej mądrości wszystko przewidziałeś, to wiedziałeś, że odrzucenie mych ofiar wzburzy moją krew i serce. Wiedziałeś, że preferujac brata doprowadzasz do tego, co się wydarzyło. I jeśli w swej wszechmocy możesz wszystko, to mogłeś zamienić zło w dobro. A co z tym wszystkim wspólnego mam ja?"
26. Stwórca odrzekł: "Nie bądź taki przemądrzały!".
27. Kain: "To ty dałeś mi rozum, o Panie".
28. Stwórca: " W dodatku buntownik..."
29. Kain: "To Tyś mnie pchnął do buntu, o Panie".
30. Stwórca: "Zabójca!..."
31. Kain: "Nie wiedziałem, co to znaczy zabijać. Nie jestem więc winny. Nawet nie wiedziałem, że ludzie mogą umierać. Ty o tym wiedziałeś, o Panie!."
32. Stwórca: "Będziesz przeklęty, i twoi synowie będą przeklęci, i synowie twoich synów będą przeklęci. Gdy role będziesz uprawiał, nie da ci ona już więcej plonu. Tułaczem i zbiegiem będziesz na ziemi.
33. Kain: "Nie grzeszysz umiarem, o Panie"
34. I Kain błagał: "Litości, o Panie! Miałem nieszczęśliwe dzieciństwo".
35. Wiekuisty: "Masz szczęście, ja nie miałem wcale dzieciństwa".
36. Kain: "O Panie, co ci to da, że mnie przeklniesz. To go nie wskrzesi. A moje dzieci, co ci zrobiły moje dzieci?"
37. Stwórca: "Cóż ci mam powiedzieć? Lubię rzucać przekleństwa.

*** 6 ***

1. I Stwórca rzekł: "Ktokolwiek by zabił Kaina, siedmiokrotną zemstę poniesie". Dał też Pan znamię Kainowi, aby go nie zabił, ktokolwiek go spotka.
2. Wtedy Kain usunął się sprzed oblicza pańskiego i zamieszkał w odległym miejscu, i poznał swoją żonę.
3. A przecież Adam i Ewa mieli tylko dwoje dzieci, Kaina i Abla. Abel już nie żył. Co prawda, mieli też Seta, ale to dużo, dużo później. I on też był mężczyzną. Następnie Adam i Ewa mieli innych synów, a nawet i córki, ale to było jeszcze później, w następnych latach i czasach.
4. kiedy Kain zszedł sprzed oblicza pańskiego, poznał od razu swą żonę.
5. A przecież w całej rozciągłości świata stworzonego przez Boga istniała tylko jedna kobieta.
6. Tą kobietą była Ewa, matka Kaina.
7. Ewa czule kochała obu synów, Abla i Kaina. Ale nieco bardziej kochała Kaina, ponieważ był nieokrzesany, twarz miał podobną do zadu dzika, a włosy na głowie czerwone. Adam, jego ojciec, kpił sobie z niego, a Stwórca gardził nim i karał go.
8. Serce Kaina stało się małe i twarde jak kamień, i Ewa cierpiała cierpieniem Kaina.
9. Gdy Kain zabił Abla, Ewa załkała z rozpaczy i załkała ponownie, gdy Bóg przeklął Kaina i wygnał go sprzed swego oblicza.
10. W ten sposób Ewa nie miała już synów.
11. A Ewa wiedziała, że Adam i ona sama, i synowie, których będzie miała z Adamem, z każdym dniem będą coraz starsi, coraz słabsi i bardziej niedołężni, i coraz ohydniejsi. I ze po walczeniu ze skąpą ziemią o kawałek codziennego chleba umrą na bolesną bądź odrażającą chorobę albo zginą od uderzenia kamieniem w głowę, albo od kłów wygłodniałego wilka, albo utoną w wodzie, albo rozstaną się z życiem w jeszcze inny sposób.
12. Tego chciał Wiekuisty w swej nieskończonej dobroci.
13. Ewa wiedziała również, ze jedynym pocieszeniem dla istoty ludzkiej jest inna istota ludzka.
14. Ewa miała Adama, Adam miał Ewę - żadne z nich nie było samo. I mogli mieć dzieci, które z kolei będą miały dzieci.
15. Kain natomiast był sam. Zestarzeje się sam i umrze sam.
15. Ewa pobiegła w miejsce, gdzie był Kain. Tym miejscem był kraj Nod na wschód od Edenu.
17. Miejsce w którym żył Kain było dzikie.
18. Skórę miał z niemycia podobną do skóry hipopotama wytarzanego w błocie i wyschłego na słońcu.
19. A oko żółte i nos w krostach od plugawego jedzenia.
20. Jego listek figowy był cały podarty i rozplisowany, bo nigdy go nie prał i nie prasował.
21. Ewa widząc to załamała ręce: "Mój biedny mały!"
22. Umyła Kaina, zrobiła mu bulionik, odprasowała listek figowy, uczesała i włożyła na rude włosy wieniec z bluszczu.
23. Gdy nadeszła noc, stała się jego żoną w obliczu Pana.
24. I poczęła i urodziła Henocha.
25. A potem urodziła mu wielu synów i wiele córek.
26. W końcu Ewa odeszła, zadowolona z uporządkowania spraw swego dorosłego syna, i powróciła do Adama, i Adam ucieszył się, ponieważ miał dość kozy, szczególnie w chwilach konwersacji.
27. Potomstwo Kaina zostało zapewnione. Kain poślubił swe córki, a jego synowie poślubili swe siostry, i wszyscy byli fajnymi kompanami i równie dobrymi złodziejaszkami.
28. Henoch spłodził Irada, który potrafił ruszać uszami; Irad spłodził Mechujaela, który miał dwa pępki; Mechujael spłodził Mateuszaela, który wynalazł sztukę gwizdania na palcach; Mateuszael spłodził Lameka, który jadł ser brie z majonezem i dlatego został ojcem Belgów.
29. Lamek wziął dwie żony. Pierwsza zwala się Ada, co znaczy: "Żona, numer jeden". Druga - Silla, co znaczy: "Dostaniesz, jak zostanie".
30. Ada urodziła Jabala, który był ojcem mieszkających pod namiotami i handlujących dywanami na tarasach kafejek lub orzeszkami w czasie meczów piłki nożnej.
31. Jego brat miał na imię Jubal i był ojcem tych, co usiłują grać na skrzypcach i maja duże wąsy do łaskotania pań w szyje.
32. Silla urodziła Tubal-Kaina, który był ojcem robiących przedmioty z brązu i żelaza bez walenia się po palcach.
32 bis. Tubal - Kain spłodził Delfeil de Ton, który do dzisiaj nas zanudza.
33. I wszyscy potargani, zsiniali, w deszcz i spiekotę biegli za Kainem, bo Kain umykał przed Okiem.
Jakim okiem?
Dowiecie się tego w następnym rozdziale.


cdn...


23:59 / 03.06.2002
link
komentarz (0)
Ciag dalszy nastapil... :-,0),0),0)

1. Bóg przyjrzał się wszystkiemu, co zrobił, i uznał, że nie jest to najgorsze, jak na pierwszy raz.
2. I upłynął wieczór i poranek - dzień szósty.
3. Siódmego dnia Bóg odpoczął.
4. Zasadził ogród w Eden na wschodzie i umieścił tam człowieka.
5. I rzekł do człowieka: "Z wszelkiego drzewa tego ogrodu możesz spożywać według upodobania, ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz".
6. Człowiek odrzekł: "Tak, proszę Pana".
7. Bóg pouczył go: "Nazywaj mnie Bogiem".
8. Człowiek odpowiedział: "Tak, Boże".
9. Bóg rzekł mu: "Nie: Boże, bo to niegrzeczne, mów: Mój Boże".
10. Człowiek odpowiedział: "Wypchaj się, mój Boże".
11. Bóg przestrzegł go: "Nie powinieneś do Mnie mówić tym tonem. To niedobrze".
12. Człowiek odpowiedział: "Nie wiem co jest dobre. Nie jadłem owocu z drzewa poznania dobra i zła".
13. Bóg: "To prawda". I pomyślał: "Musi zjeść ten owoc. Wtedy pozna dobro i zło i będę mógł bawić się z nim w grę zwaną dobro i zło.
14. Rzekł więc: "Nie możesz zjeść tego owocu, pamiętaj, nie możesz.
15. Adam odrzekł: "Zrozumiałem, mój Boże. Nie musisz mi powtarzać sto razy".
16. Bóg powtórzył: "Nie powinieneś go zjeść nawet za moimi plecami".
17. Adam: "Przecież powiedziałem Ci: O'key".
18. Bóg: "Nawet jeśli jestem bardzo daleko stąd".
19. Adam: "Rany boskie! na Boga! niech to jasny szlag trafi! Przyczepił się jak tysiąc rzepów do dupy! Zaczyna mnie to wkurzać! Nie, nie ruszę Twoich świńskich owoców! W dodatku nie cierpię owoców! Jeśli nie masz zaufania, nie trzeba było mnie tworzyć"!
20. Bóg pomyślał w duchu: "O! jak on bluźni! Ale nie grzeszy, ponieważ nie potrafi odróżnić dobra od zła. Co za szkoda! Wszystkie te wspaniałe grzechy nie mogą się nikomu do niczego przydać!"
21. I zaraz potem: "Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam".
22. I sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał, wyjął jedno z jego żeber, i zbudował z niego niewiastę, którą przyprowadził do mężczyzny.
23. A Adam, zobaczywszy kobietę, porzucił kozę i przybiegł do niej, i zespolili się w jedno ciało.
24. Jest powiedziane: człowiek opuści ojca swego, matkę swoją i kozę, i pójdzie za kobietą, i będą jednym ciałem.
25. Adam i jego żona byli nadzy oboje i zupełnie nie czuli wstydu, ale było im trochę zimno.
26. Ponieważ ciągnęło po kościach.

* * *

1. Bóg rzekł do kobiety: "Nie będziesz jadła owoców z drzewa poznania dobra i zła. I nie będziesz namawiać Adama, aby jadł, nawet wiedząc, że ja nie dowiem się o tym".
2. Kobieta odrzekła: "Och, nie mój Boże. Nie zrobię nic, co by Ci się nie podobało. Będę robić tylko to, co Ci się podoba. Nawet zacznę od razu. Powiedz mi, czy to ci odpowiada? Czy tak jest dobrze, mój wielki, kochany Boże?"
3. I usiadła mu na kolanach, i zaczęła robić mnóstwo sympatycznych rzeczy, ponieważ Bóg był ładniejszym chłopcem od Adama.
4. I oczywiście dużo większym pod każdym względem...
5. Bóg rzekł: "Ten owoc jest bardzo dziwny. Smak jego nie podobny jest do smaku żadnego owocu. Nikt nie może się oprzeć chęci spróbowania go, ale ty go nie tkniesz, prawda? Nawet gdybyś go zjadła, i tak bym o tym nie wiedział. Mam do ciebie zaufanie. Obiecujesz, że nie dasz go swemu mężowi?"
6. Kobieta odrzekła: "Ależ oczywiście! Po cóż mi jakiś owoc? Po co mi mąż A to ci się podoba, mój duży łobuzie?"
7. Bóg utwierdził się w mniemaniu, że kobieta również nie zje owocu, i pomyślał: "Stworzyłem kobietę ciekawską z natury, ale za dużo jest rzeczy, ku którym zwraca się jej ciekawość. Ona nie zje owocu i nie da go Adamowi, i nie poznają, czym jest dobro i zło, i nie będą mogli grzeszyć".
8. I oddalił się, obdzielając kopniakami planety pętające się pod nogami.
9. Bóg nigdy by sobie z tym sam nie poradził.
10. Ale wąż był bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta lądowe, które Pan Bóg stworzył. Pomyślał: "Wspomóżmy naszego drogiego stwórcę Z pewnością mnie wynagrodzi."
11. I rzekł do niewiasty: "Jeśli zjesz owoc z tego drzewa, to będziesz jak bogowie znała dobro i zło".
12. Kobieta odrzekła: "Bóg nam zabronił".
13. Wąż powiedział: "Nawet jeśli nie będziecie posłuszni, nie zgrzeszycie, nie odróżniacie przecież dobra od zła. Nie możecie więc wiedzieć, że nieposłuszeństwo jest złem".
14. Kobieta powiedziała: "O! masz rację Ale po zjedzeniu będę już wiedziała, co to jest zło".
15. Wąż; "Nie można ci wypominać czynu popełnionego bez świadomości tego, czy jest dobry, czy zły. Po zjedzeniu owocu oczywiście będziesz musiała się pilnować. Ale to będzie proste, bo będziesz już wiedziała, co jest dobrem a co złem.
16. Kobieta powiedziała: "To, co mówisz, trzyma się kupy, choć nie wszystko rozumiem. Bóg, który wszystko widzi i jest nieskończenie dobry, z pewnością nie pozwoliłby, aby jedno z jego stworzeń podjudzało drugie do nieposłuszeństwa".
17. I kobieta, chcąc zrobić przyjemność wężowi, wzięła owoc i zjadła. I dała mężowi, i on też zjadł.
18. Wtedy otworzyły się im oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie bardzo ładne krótkie spódniczki.
19. I usłyszeli głos Boga, który nawoływał: "Kuku! Gdzie jesteś, Adamie?"
20. Ponieważ się kryli, Bóg pojął od razu, iż poznali zło.
21. Rzekł: "Nie zjadłeś przypadkiem zakazanego owocu?"
22. Adam wyznał: "To wina kobiety!" Kobieta rzekła: "To wina węża!" Wąż powiedział: "To wina mego złego instynktu taki zostałem stworzony".
23. Wtedy Bóg rzekł do węża: "Ponieważ to uczyniłeś, bądź przeklęty wśród innych zwierząt! Na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł!"...
24. Bóg nie miał nadmiaru wyobraźni.
25. Tak więc w owym dniu wąż utracił swe piękne długie nogi, z których był niezmiernie dumny.
26. Bóg powiedział do Adama: "Nie posłuchałeś mnie, a zatem w trudzie będziesz zdobywał chleb powszedni, ziemia będzie ci rodzić cierń i oset, a kobieta twoja w bólu będzie rodzić dzieci".
27. Adam odparł: "Ależ wszechmocny Boże, to niesprawiedliwe! Nie wiedzieliśmy, co to dobro i zło. Ty jesteś winien temu, co się stało. Ach nie, to niesprawiedliwe!"
28. Bóg odparł: "A niech tam! to nie ma znaczenia. Tworzę Niesprawiedliwość".
29. I wygnał kobietę i mężczyznę z ogrodu Eden i przed jego bramą postawił cherubów z ognistymi mieczami w dłoniach.
30. Teraz człowiek wiedział już, co jest dobrem, a co złem.
31. A reguły gry ustaliły się następująco: za każdym razem, kiedy człowiek czynił źle, Bóg bardzo dotkliwie go karał.
32. A przecież niezmiernie trudno jest nie czynić źle. Bóg wszczepił człowiekowi ogromny pociąg do lenistwa i przyjemności, które są złem, i ogromną niechęć do pracy i bólu, które są dobrem.
33. Choćby człowiek nie wiadomo jak uważał, to zawsze popadnie w grzech. Zawsze.
34. To bardzo przyjemna zabawa.
35. Pod warunkiem, że się jest Bogiem.
36. A ponieważ wszystko pochodzi od Boga, Bóg więc bez przerwy tworzy nowe grzechy, wymyślne coraz bardziej
38. I podszeptuje człowiekowi, aby je popełniał
39. Po to, aby on, Bóg, mógł karać człowieka zarówno w tym jak i w przyszłym życiu.
40. Ponieważ Bóg ma zawsze ostatnie słowo.
41. I miły jest mu zapach potępionych smażących się na wiecznym ogniu.
Amen

cdn...


21:48 / 03.06.2002
link
komentarz (0)
Wiem, ze jest tego duzo jak na pierwszy raz, ale prosze- przebrnijcie. To jest naprawde super, to "Pismo Nieswiete"! :-D


21:40 / 03.06.2002
link
komentarz (2)
Jest takie zajebiste cos, co sie nazywa "Pismo nieswiete". Autorem jest Cavanna i wiem o nim tyle, co Wy. Jest bodajze satyrykiem francuskim, ale nie jestem pewna, wiec nie bierzcie sobie tego do serca.
Jeszcze pare dni temu powiedzialabym: szukajcie wszedzie, bo warto- mozna umrzec ze smiechu. A dzis jestem w posiadaniu tego cudenka i to w dodatku na komputerku. A wiec przytocze Wam kilka slodkich fragmentow (i bede co jakis czas przytaczac,0), bo to jest po prostu cos. Wspominalam o tym nawet chyba na nlogu, ale jakis rok temu mniej wiecej. ;-,0),0) Tak mi sie wydaje, choc pewnosci nie mam.

Ostrzegam ludzi wierzacych, pruderyjnych i szybko gorszacych sie- to nie dla Was!!! Tu czasem padnie niecenzuralne slowo, wysmiane zostana wszelkie dogamty religijne, wiec... NIE MUSICIE TEGO CZYTAC! Prosze sie nie bulwersowac... To jest naprawde slodkie... Uwaga... Here we go!


Cavanna


Pismo Nieświęte
czyli przygody Boga i małego Jezuska

Stary Testament


Rozdział 1


Mój Boże, Tyś jest największy, Tyś jest najgłupszy

1. Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię.
2. Nie.
3. Nie tak.
4. Zacznijmy od początku.

* * *

1. Na początku był Bóg.
2. I nic więcej.
3. Nie mogło być nic więcej, ponieważ aby coś było, musiałoby zostać stworzone przez Boga.
4. A Bóg niczego jeszcze nie stworzył.
4 bis. Przecież to był początek.
5. By tworzyć, nie tylko trzeba być Bogiem.
6. Ale jeszcze wiedzieć, że się Nim jest.
7. A Bóg nie wiedział, że jest Bogiem.
8. Bo był sam.
9. Aby wiedzieć, że jest się Bogiem, potrzeba przynajmniej dwóch:
10. Pierwszego, który jest Bogiem, i drugiego, który zwraca się do niego: "Mój Boże".
11. Nie można być Bogiem ot tak, po prostu. Można być tylko czyimś Bogiem.
12. A Bóg był sam jeden.
13. Więc nie był niczyim Bogiem.
14. Mam nadzieję, żeście to wszystko zrozumieli.
15. Jeśli nie, wróćcie do początku i przeczytajcie jeszcze raz bardzo powoli...
16. To może trwać bardzo długo.
17. I tak też było.
18. Wszystko trwało bardzo, bardzo, bardzo długo.
19. Tak długo, że trzeba być Bogiem, by to wszystko wytrzymać.
20. Żadnemu innemu stworzeniu na świecie by się to nie udało.

* * *
1. Na samym początku nie było więc ani nieba, ani ziemi.
2. W Bożej głowie nie zrodziło się ani pojęcie nieba, ani pojęcie ziemi.
3. Mógł istnieć tylko Bóg, i to, co Bóg stworzył.
4. A Bóg nie stworzył jeszcze ani pojęcia nieba, ani pojęcia ziemi.
5. Nie istniało nawet pojęcie pojęcia.
6. Ani nie zostało stworzone pojęcie tworzenia.
6 bis. Chyba rozumiecie, że musiał istnieć kiedyś taki moment.
6 ter. No nie?
7. A dlaczegóż Bóg miałby cokolwiek tworzyć? Nie było ku temu żadnej potrzeby. Bóg przecież nie ma żadnych potrzeb.
8. Bóg to Bóg.
9. Żeby móc odczuwać potrzebę, musiałby stworzyć pojęcie potrzeby.
10. Co oczywiście mógłby zrobić z łatwością.
11. Ponieważ Bóg to Bóg.
12. Ale gdyby stworzył pojęcie potrzeby, przestałby być Bogiem.
13. Bóg, który odczuwa potrzebę, nie jest Bogiem.
14. Bóg wiedział o tym, ponieważ jego mądrość jest nieskończona.
15. Wiedzieć to jedno, ale co warte jest bycie Bogiem, skoro nic nie można zrobić.
16. Zdecydował się zaryzykować.
17. I chyba miał rację.
18. Jak dotąd nigdy nikomu to nie zawadzało.
19. Z wyjątkiem niedowiarków i szyderców, ale ci wcale się nie liczą.

* * *

0. A więc tak:
1. Na samym początku Bóg stworzył Sprzeczność.
2. To był dobry pomysł.
3. Teraz wszystko mogło się nareszcie zacząć.
4. I zaczęło się.

* * *

1. Na samym początku - no, prawie - Bóg stworzył niebo i ziemię.
2. Ziemia była bezładem i pustkowiem, ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a duch Boży unosił się nad wodami.
3. Nie było to udane.
4. Bóg przyznał to, a nawet rzekł do siebie: "Pfe!".
5. Wiele by dał, żeby to świństwo nigdy nie zaistniało.
6. Ale nic nie mógł już poradzić.
7. Teraz, kiedy zaistniało, mógłby, gdyby zechciał, odesłać wszystko w niebyt, ale nie mógł spowodować, by nie zaistniało.
8. Tego nawet Bóg nie potrafi.
9. Nikt nie potrafi zanegować przeszłości.
10. Teraz, kiedy stworzył po raz pierwszy, zdał sobie sprawę, że nie jest zupełnie wszechmocny.
11. Zrozumiał, ale zbyt późno, że idea tworzenia jest pułapką na Bogów.
12. Gdyby to był wiedział wcześniej, zająłby się czymś innym.
13. Ale co się stało, to się nie odstanie i trzeba się z tym pogodzić.
14. Ten, kto nawarzył świat, musi go wypić.
15. Pfe!...
16. I Bóg zdecydował, że będzie udawał, iż jest nadal tak wszechmocny jak dawniej. I oczywiście miał rację.
17. Ponieważ nikt nigdy niczego nie spostrzegł.
18. Z wyjątkiem niedowiarków i szyderców, ale ci wcale się nie liczą.

* * *

1. I Bóg rzekł: "Niechaj się stanie światłość", i stała się światłość.
2. Bóg zobaczył, że światłość jest dobra, i ucieszył się.
3. To był szczęśliwy traf. Bo mogła być nieudana. Wiecie przecież, jak to jest, kiedy się tworzy. Czasem wychodzi coś dobrego, a czasem coś zupełnie złego. Czasem jest to łagodne, a czasem aż gryzie. Nic nie daje się przewidzieć z góry.
4. Bóg pomyślał, że gdyby był wiedział, rozpocząłby od stworzenia światłości.
5. Dowodzi to, że musiał się jeszcze wielu rzeczy nauczyć.
6. A przecież Bóg, będąc wszechwiedzący, nie może nauczyć się czegoś, czego by nie wiedział.
7. Pomijając przypadek, w którym by zdecydował w swej wszechmocy, że nie wie tej czy innej rzeczy. W rezultacie nie byłby wszechwiedzący.
8. Czyli nie byłby Bogiem.
9. Ponieważ Bóg może wszystko, może nawet przestać być Bogiem. Może nawet sam siebie unicestwić.
10. Jest to nieco kłopotliwe, no bo co zrobić z nieśmiertelnością?
11. Jeśli jest nieśmiertelny - nie może umrzeć, nawet jeśli tak zdecydował. W takim wypadku nie jest wszechmocny.
12. Bóg ma więc do wyboru: albo nie być nieśmiertelnym, albo nie być wszechmocnym.
13. A w rezultacie w obu przypadkach: nie być Bogiem.
14. Jest to problem nie do rozwiązania.
15. Problem nie do rozwiązania to taki problem, który nie daje się rozwiązać. Jeśli nie ma rozwiązania, nikt go nie może znaleźć, nawet Bóg.
16. A więc problem nie do rozwiązania jest potężniejszy od Boga.
17. Ale problemy nie do rozwiązania, jak i wszystkie inne rzeczy, stworzone zostały przez Boga (chociaż wcale sobie nie przypominał, żeby coś takiego stworzył,0). Stworzenie zaś nie może przewyższać swego Stwórcy.
18. Wszystko to daje do myślenia.
19. W wyniku zastanawiania się nad takimi drobiazgami od początku wieczności Bóg, aby się rozerwać, zdecydował się tworzyć.
20. Ale im więcej tworzył, tym więcej dawało mu to do myślenia.
21. Hmmm...
22. I Bóg zaczął mieć wątpliwości, czy naprawdę jest Bogiem.
23. Ale jeśli Bóg nie jest Bogiem, to kto właściwie jest Bogiem?
24. No kto?
25. Typowa sytuacja bez wyjścia.
26. Bóg stwierdził, że coś tu nie gra.
27. Na szczęście przypomniał sobie, że stworzył Sprzeczność. I rozchmurzył oblicze.
28. Dzięki Sprzeczności mógł odtąd być i nie być zarazem, nie odczuwając bólu brzucha.
29. Nie miał więc żadnego powodu, by się czymkolwiek przejmować.
30. Wystarczyło, że przestał o tym wszystkim myśleć.
31. A nawet myśleć w ogóle.
32. Ponieważ myślenie nie jest najlepszą z rzeczy.
33. Kiedy zaczyna się myśleć, nigdy nie można być pewnym, do czego to doprowadzi. Gdy Bóg zaczyna myśleć, może dojść do wcale niemiłego wniosku: że nie istnieje.
34. A przecież Bóg chce istnieć.
35. Wczujcie się w jego położenie.
36. Jeśliby miał przestawać myśleć za każdym razem, kiedy jego egzystencja staje się logicznym absurdem, nigdy nie byłoby żadnej religii.
37. I żadne stworzenie na tym padole łez nie wiedziałoby co robić w niedzielny poranek oczekując na aperitif.
38. Byłoby to smutne.
39. Na szczęście Bóg nie myśli.
40. Dzięki Bogu!
41. Myślą lewicujący intelektualiści.
4?. Bóg nie jest intelektualistą.
43. Bóg nie jest lewicujący.
44. Bóg jest człowiekiem czynu.
45. Bóg skłania się ku prawicy. W ostateczności - ku centroprawicy.
46. Bóg jest wojskowym uczęszczającym na mszę
47. Przynajmniej musi dawać dobry przykład.

* * *

1. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności.
2. Zobaczył, że ciemności są całkiem czarne. Poczuł się zawiedziony, liczył bowiem, że będą czerwone.
3. Albo zielone.
4. Albo w ostateczności fołkoworóżowe w pomarańczowe kropki, co naprawdę wygląda ładniej.
5. Dlatego nazwał je "ciemnościami", co po hebrajsku znaczy "fiołkoworóżowe w pomarańczowe kropki".
6. W owych czasach Bóg mówił po hebrajsku.
7. I dopiero dużo później stał się antysemitą.
8. Bóg nazwał światłość po imieniu i ciemności nazwał po imieniu. I rzekł do nich: "Witaj światłości", "Witajcie ciemności.
9. Ale ani światłość, ani ciemności nie odpowiedziały mu na przywitanie
10. Nazwał Bóg światłość Dniem, a ciemność nazwał Nocą.
11. Co znaczy absolutnie to samo, ale po polsku.
12. Bóg rzekł: "Dzień dobry, Dniu! Dzień dobry, Nocy! Mówić po francusku? Bardzo dobrze! Paryż dobry! Kochać ciewczynki! "
13. Ale ani Dzień, ani Noc nie odpowiedziały Mu "Dzień dobry, Boże".
14. Dzień i Noc zaczęły gonić się w kółko, zupełnie się Nim nie interesując.
15. Bóg stwierdził, że te stwory nie były jeszcze wymarzonymi towarzyszami zabaw.
16. I upłynął wieczór i poranek - dzień pierwszy.

* * *

1. Bóg nazwał sklepienie - Niebem, co znaczy absolutnie to samo. W ten sposób powstały synonimy. Uznał je za bardzo zabawne.
2. I minął wieczór i poranek - dzień drugi.
3. Bóg stworzył cyfrę dwa. Potrzebował jej do zapisania dni. które upływały. To był bardzo dobry pomysł. W tym miejscu stworzył cmoknięcie z zachwytu.
4. I wpadł na kolejny wspaniały pomysł. Postanowił stworzyć za jednym zamachem wszystkie możliwe cyfry, ażeby mieć je pod ręką, kiedy będzie musiał liczyć dzień po dniu, i jeszcze następny, i tak przez wieki wieków
5. Bóg rzekł: "Niech się staną liczby całkowite!" i liczby całkowite stały się.
6. Ale wnet zorientował się, że ilość liczb jest nieskończona,
i rozgniewał się.
7. Jedynie Bóg jest nieskończony...
8. Ileż arogancji musi wykazywać stworzenie, by przywłaszczać sobie boski atrybut!
9. I zdecydował: "Niechaj ciąg liczb przestanie istnieć! I tak się stało!
10. Wtedy pomyślał: "Stworzę każdą liczbę osobno w odpowiedniej chwili".
11. I buch!...
12. Oto co przydarzało się arogantom usiłującym pierdnąć wyżej niż Bóg.

* * *

1. A potem Bóg rzekł: "Niechaj zbiorą się wody spod nieba w jedno miejsce, i niech się ukaże powierzchnia sucha".
2. Bóg nazwał tę suchą powierzchnię "Ziemią", a wody nazwał "Morzem". I stwierdził, że było ono dobre, choć nieco błotniste po brzegach.
3. Rzekł: "Niechaj ziemia wyda rośliny zielone: trawy dające nasiona, drzewa owocowe rodzące na ziemi według swego gatunku owoce, w których są nasiona. No i jeszcze pęczek pietruszki i główkę czosnku dla smaku". I się stało tak.
4. I upłynął wieczór i poranek - dzień trzeci.
5. Bóg rzekł: "Niechaj powstaną ciała niebieskie świecące na sklepieniu nieba, aby oddzielały dzień od nocy".
6. Stworzył dwa duże ciała jaśniejące, większe, aby rządziło dniem, i mniejsze, aby rządziło nocą.
7. Stworzył źródła światła w dniu czwartym.
8. Choć istniała już światłość, którą Stworzył dnia pierwszego.
9. Tak więc przez dwa dni był dzień, choć słońce nie istniało.
10. Dowodzi to jedynie tego, że Bóg jest bardzo zdolny.
11. Nawet jeśli jest odrobinkę bałaganiarski.
12. I upłynął wieczór i poranek - dzień czwarty.
13. Bóg rzekł: "Niechaj się zaroją wody od roju istot żywych, a ptactwo niechaj lata nad ziemią pod sklepieniem nieba". I tak się stało.
14. Ale Bóg zauważył, że morze nie wydaje żadnego odgłosu, nawet przy największym wzburzeniu.
15. Podniósł muszlę, przyłożył do ucha i usłyszał szum morza.
16. Rzekł do muszli: "Ukradłaś prawowity szum morza. Przeklinam cię wśród wszystkich zwierząt i twoje nasienie będzie przeklęte po wieki wieków. Będziesz pełzać na brzuchu i jedzona będziesz z cebulką i białym winem".
17. I minął wieczór i poranek - dzień piąty.
18. Jak ten czas szybko leci...
19. Bóg rzekł: "Niechaj ziemia wyda istoty żywe różnego rodzaju". I tak się stało.
20. Aż wreszcie rzekł...: "Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam".
21. I Bóg stworzył człowieka na swe podobieństwo.

* * *

1. Teraz z łatwością możemy stwierdzić, jak Pan Bóg wygląda:
2. Wystarczy popatrzeć w lustro.
3. Tacy, jacy jesteśmy, taki jest Bóg. Identyczny.
4. Ale oczywiście w większej skali.
5. Dużo, dużo większej
6. Bóg ma dwie ręce, dwie nogi i jedną głowę.
7. Bóg nie ma ogona.
8. Bóg nie ma trąby.
9. Bóg nie ma płetw.
10. Bóg ma przewód pokarmowy zupełnie taki sam jak człowiek, tylko że dużo większy.
11. Bóg powiedział: "Stwórzmy człowieka na Nasze podobieństwo". Nie powiedział natomiast: "Stwórzmy kobietę na Nasze podobieństwo". Dlatego mężczyzna i kobieta tak różnią się od siebie. A więc Bóg nie jest kobietą. Bóg jest płci męskiej.
12. Ale oczywiście w dużo większej skali.
13. Istnieją ludzie biali i ludzie czarni.
14. Czarni są trochę mniej ludźmi niż biali. Są więc trochę mniej podobni do Boga.
15. Bóg jest więc biały.
16. Kiedy jakiś czarnuch przegląda się w lustrze, nie widzi odbicia Boga.
17. Jeśli chce mieć pojęcie o pięknie Boga, wystarczy, żeby spojrzał na jakiegokolwiek białego.
18. Na przykład na pana Nixona, albo generała Franco.
19. Wśród białych bruneci są bardziej zbliżeni do czarnych niż blondyni, więc są nieco mniej ludźmi.
20. Bóg jest zatem blondynem.
21. Bóg ma niebieskie oczy.
22. Bóg ma dołeczek w podbródku, kiedy się śmieje.
23. Bóg jest ogorzały od świeżego powietrza i opalony.
24. Bóg używa "After Shave" marki Finocchio.

* * *

Isn't it sweet??? :-,0),0),0),0)
Cdn....



16:39 / 03.06.2002
link
komentarz (6)
A ja bym chciala kiedys wiedziec, kto mnie czyta, bo zielonego pojecia nie mam. Prosze sie przyznac, bardzo prosze... ;-,0)

plink01.chello.pl
crawl6.googlebot.com
crawl3.googlebot.com
bloczek.punkt.pl
Toronto-HSE-ppp3677716.sympatico.ca
hobbiton.utp.pl
pa81.katowice.cvx.ppp.tpnet.pl
po131.warszawa.sdi.tpnet.pl
dial-1956.zgora.dialog.net.pl
beta33.gl-jp.digi.pl
pa90.nowy-targ.sdi.tpnet.pl
pb205.bielsko.cvx.ppp.tpnet.pl
NAT.kabaty.2a.pl

16:30 / 03.06.2002
link
komentarz (0)
Dzis, zamiast w szkole, ja i kilka osob z klasy pojawilismy sie w Urzedzie Pracy w pokoju 121, gdzie jest Centrum informacji i planowania kariery zawodowej.
Jest tam cale mnostwo roznych ulotek, wycinkow z gazet i informatorow dotyczacych roznych uczelni oraz kwalifikacji potrzebnych w danym zawodzie.
Rozwiazywalismy tez testy, ktore mialy potwierdzic nasze plany co do przyszlosci lub pokazac nowe sciezki, ktorymi moglibysmy pojsc.
Na poczatku mielismy napisac, co chcielibysmy w zyciu robic, co jest naszym celem i marzeniem. No i na mojej kartce znalazly sie trzy zawody: dziennikarz, rezyser, muzyk.
Nastepnie dali nam cala mase pytan dotyczacych naszych zainteteresowan, kwalifikacji oraz predyspozycji i mielismy sobie podliczyc punkty.
Pan, ktory prowadzil te zajecia, powiedzial nam o podziale, jaki zostal dokonany przez psychologow ukladajacych te testy. Podzialy oczywiscie byly zwiazane z rodzajem wykonywanej pracy i naszym charakterem. W koncu kazdy do czego innego ma powolanie, wiadomo.
Oto typy zawodowe:
A- artystyczny (praca tworcza,0)
S- socjologiczny (praca z ludzmi,0)
P- przedsiebiorczy (zarzadzanie ludzmi, handel,0)
K- konwencjonalny (praca w biurze,0)
R- realistyczny (praca techniczna- czesto fizyczna...,0)
B- badawczy (praca naukowa,0)

W kazdej kategorii podliczalismy swoje punkty, a pozniej mielismy wpisac te trzy, w ktorych punktow mielismy najwiecej. Z tego powstawaly takie kody.
I moj kod to ASP. Proponowane zawody dla mnie to muzyk instrumentalista, tlumacz ustny i nauczyciel jezyka obcego!
Hmm... no prosze! Zgadzaloby sie jak najbardziej, aczkolwiek nauczyciel nie jest moja najwieksza ambicja.

Pozniej pan kazal pozamieniac kolejnosc literek w kodzie i znowu sprawdzic zawody. Oto one: aktor, dyrygent, plastyk, choreograf, agent reklamowy, fotografik, piosenkarz, rezyser (filmowy, radiowy, telewizyjny i teatralny,0), prezenter TV, spiker radiowy i specjalista metod promocji sprzedazy.
No, powiem, ze jestem zadowolona! Wszystko sie pokrylo z moimi oczekiwaniami.
Zreszta, zadna to nowosc. Wiem do czego sie nadaje i co mnie kreci. Ale... chwilowo brak mi wiary w siebie, brak zapalu i weny. Potrzebuje duzo akceptacji i wsparcia, a na pewno mi sie uda! ;-,0)
Jak juz bede slawna, powiem Wam, na jakim kanale mozecie mnie ogladac. ;-,0),0),0),0)


23:56 / 02.06.2002
link
komentarz (0)
Bylam podczas tego weekendu na dwoch swietnych filmach francuskich. To "Plotka" oraz "Gusta i gusciki".
Pierwszy film opowiada o facecie, ktory, zeby nie stracic pracy, mowi, ze jest gejem. Slodka historia. Wysmiewa wspolczesna tolerancje wobec homoseksualistow, ktora bywa czasem do bolu przesadna- tzn. wlasnie smieszna.
Drugi film pokazuje kontrast miedzy elita artystyczna a facetem, ktory przez przypadek sie jest bogaty, a tak naprawde nie ma zadnego wyksztalcenia i na niczym sie nie zna. Film zastanawiajacy. Bardzo fajny.
Polecam oba filmy. A zwlaszcza "Plotke",bo to bardzo optymistyczna, wesola komedia z pozytywnym zakonczeniem.
Idzcie na to koniecznie. Bardzo dobre filmiki!


01:06 / 01.06.2002
link
komentarz (4)
Zapowiada sie straaaaaaasznie milutki weekend!!! Bardzo sie ciesze.
Warszawa da sie lubic... la la la... Hi, hi, hi...
Od rana zobacze Chaferka (moja najlepsza przyjaciolke,0) oraz Nomadiego (jego najlepsza przyjaciolke, a wiec i moja najlpesza przyjaciolke, bo przyjaciele moich przyjaciol sa moimi przyjaciolmi!,0).
No... i czy to nie jest pelnia szczescia??? ;-,0),0),0)

A potem, oczywiscie, przeuroczy weekend for two... Mmmm... ;-,0),0),0),0)


17:09 / 31.05.2002
link
komentarz (4)
Czesc 2
Przed oczami ukazał mu się ten sam mały ogródek, do którego kiedyś tak często przychodził. Wokół pachniały kwiaty, głownie azalie i róże. Stały tez dwie wielkie jabłonie, uginające się pod ciężarem owoców. Z okna sąsiedniego domu dolatywała cicha muzyka, prawdopodobnie 15-sta sonata fortepianowa Mozarta. Niebo było bezchmurne, a powietrze poranne i ostre, a jednocześnie przepełnione tysiącem zapachów.
Szedł piaszczysta dróżką, rześki i wypoczęty na spotkanie z Eliza. Lekko czul się stremowany, był ciekawy, jak wygląda, czy się zmieniła. Przez chwile zastanawiał się nawet, ile teraz ma lat, bo nie pamiętał dokładnie, i czy nadal tutaj mieszka.
Zbliżył się do furtki ogródka. Była teraz świeżo odmalowana, przez moment zdawało mu się, ze czuje zapach farby. Wszedł do środka i wąską, betonowa ścieżką dotarł do drzwi małego domku w kolorze bladej pomarańczy. Drzwi były drewniane i pomalowane na ciemna zieleń. Na nich wisiała dumnie mosiężna kołatka. Tak, zdecydowanie wolał domy w tradycyjnym stylu od tych nowoczesnych i przepełnionych ozdobami.
Zapukał.
Nie musiał długo czekać. Drzwi otworzyły się prawie natychmiast, a za nimi stanęła bardzo ładna kobieta w średnim wieku. Z początku w ogóle jej nie poznał, lecz po chwili jego twarz rozpromieniła się w pogodnym uśmiechu. Przecież to była mama Elizy!
- Dzień dobry pani- ukłonił się nisko.- Zastanawiam się, czy pani mnie pamięta.
Mama Elizy zmierzyła go lekko podejrzliwym wzrokiem.
- Chyba nie.
- Jaka szkoda- westchnął, ale nie zmartwił się jakoś bardzo. Wyciągnął rękę- jestem Filip Bratek. Uczyłem kiedyś pani córkę francuskiego.
Kobieta zmarszczyła czoło, po czym uniosła do góry brwi.
- Faktycznie- uśmiechnęła się.- Pamiętam- podała mu rękę, a on uścisnął ja serdecznie.- Proszę bardzo. Niech pan wejdzie. Pan w jakiej sprawie?
- Ja... w zasadzie to przyjechałem do Elizy.
- Do Elizy...- powtórzyła jej mama, trochę jakby roztargniona.- Ależ oczywiście, proszę tedy.
I ruszyła naprzód, pokonując przy tym dwa pokoje i wąski korytarz.
- Tutaj jest jej pokój- wyszeptała pod drzwiami.
- Tak jak przed laty- odparł Filip pod nosem i wtedy otworzyły się drzwi jej pokoju.
Z początku nie bardzo widział, co jest wewnątrz, gdyż mama Elizy zasłaniała mu wszystko, stojąc w przejściu. Tonem dość obojętnym oznajmiła córce, iż ta ma gościa, po czym wepchnęła go do pokoju.
A pokój był prawie taki sam jak wtedy, gdy zwykł w nim przebywać przez cale popołudnia: drewniana podłoga i ściany, mnóstwo ramek ze zdjęciami i kwiatów, stylowe łóżko z metalowymi zdobieniami u wezgłowia oraz duże biurko tuz przy oknie. A przy nim... Eliza...
Tak jak pokój, prawie nic się nie zmieniła. Oczy miała nadal duże i wesołe, usta pełne i mały, zgrabny nosek. Ścięła tylko włosy, co podkreśliło klasyczny kształt jej szyi. Trochę tez wydoroślała, stała się bardziej kobieca i jakby... ładniejsza. Chociaż w jej twarzy była ta sama świeżość i delikatność rysów.
Na sobie miała letnia sukienkę w kolorze dojrzałych jabłek, co doskonale się komponowała z jej kasztanowymi włosami i lekka opalenizną.
Filip zamknął za sobą drzwi i stanął na środku pokoju. Nie bardzo wiedział, co ma ze sobą począć, gdyż Eliza nie wykazywała wielkiego entuzjazmu na jego widok. Przeszło mu przez myśl, ze może go nie pamięta, ale po chwili jego wrodzona pewność siebie podpowiedziała mu, ze to niemożliwe. Wiec tonem iście teatralnym oznajmił:
- No to jestem.
Eliza chyba dopiero teraz ocknęła się z letargu i zareagowała w jakikolwiek sposób.
- Przepraszam- potrząsnęła głową, jakby odganiając od siebie sen, który nagle ja ogarnął. Wstała zza biurka, ale nie zbliżyła się do niego ani na krok. Przez chwile także nic nie mówiła.
Filip był bardzo zdziwiony jej zachowaniem, ale postanowił poczekać jeszcze chwile i zobaczyć, co się stanie. A stało się mniej więcej tyle, ze usłyszał zaraz bardzo obojętne „cześć”. I na tym koniec.
Nie mógł tego zrozumieć. No, doprawdy, czemu ta dziewczyna była tak niemrawa?
- To tak się witają przyjaciele po latach rozłąki?- rzucił wreszcie, w duchu trochę zniecierpliwiony.
- No... nie...- Eliza wciąż była niepewna, ale, nim zdążyła zaprotestować, przytulił ja mocno i uściskał. Zdziwił się, gdyż nie stała już bierna, tylko tuliła się mocno do jego ramion.
- Czemu nie pisałeś?- spytała nagle, wciąż nie puszczając.
Pogładził ja delikatnie po włosach, po czym odsunął się i usiadł na łóżku.
- Wiesz, jak to jest... Dużo pracowałem, zresztą nie wiedziałem, czy kiedykolwiek jeszcze wrócę i czy jest sens zawracać ci głowę.
Odpowiedział bardzo wymijająco, ale nie miał ochoty na niespodziewane zwierzenia po latach. To były jego sprawy i nie widział sensu się nimi dzielić.
- Jak ci się żyło przez ten czas? Co się z tobą działo? Co robiłeś?- padły kolejne pytania.
Nie dał po sobie tego poznać, ale lekko zirytowała go ciekawość Elizy. Uparcie wiec zaczął obserwować sęki w drewnianej podłodze i znów odpowiedział nieco okrężną drogą.
- Pracowałem to tu, to tam. Głownie zajmowałem się tym, co zawsze. Poznałem tez bardzo mila kobietę, Vivienne. Myślałem o niej poważnie, ale... – urwał i stwierdził, ze nic więcej nie powie.
- Ale?- dziewczyna nie dawała za wygrana.
- Ale... zmarła- odparł sucho.
- Przepraszam...- Eliza spuściła głowę.
„I dobrze”, pomyślał, ale po chwili głupio mu się zrobiło, ze tak bardzo wszystko go niecierpliwi. W końcu sam tutaj przyszedł, a to znaczy, ze chciał to zrobić. Uspokoił się wiec i wymamrotał:
- Nie, nic nie szkodzi.
Uśmiechnął się nawet, żeby dodać Elizie otuchy i dodał:
- Bardzo się cieszę, ze cię widzę, wiesz?
Sam się zdziwił, ze to powiedział. Postanowił wiec zmienić temat na neutralny i rzucił pytanie chyba najgłupsze z możliwych.
- Jak ci idzie francuski?
Eliza spojrzała na niego w lekkim osłupieniu, ale uprzejmie odpowiedziała:
- Dobrze, dziękuję. Chociaż nie ukrywam, ze odkąd nasze lekcje skończyły się, wiele rzeczy uleciało mi z głowy.
- Nous pouvons parler Français!- zażartował, bo uznał, ze może chociaż to rozluźni atmosferę. Ostatecznie bardzo często rozmawiali po francusku, a czasem i w dwóch językach: francuskim i angielskim.
- No, thanks. I’d rather talk in English- usłyszał po chwili i ucieszył, ze nie umarło do końca ich wspólne poczucie humoru.
- Je ne parle pas Anglais, tu sais bien.
- And that’s what makes our talk so funny!
Oboje się roześmiali.
Po chwili odczul na sobie jej uważne spojrzenie i poczuł się lekko skrępowany. Odczekał kilka sekund i przerwał cisze:
- No, a co u ciebie, droga Elizo?- zaakcentował jej imię i rzucił lekko zawadiacki uśmiech, tak na rozluźnienie atmosfery.
- U mnie?- zamyśliła się.- Wiesz, chyba nic się nie zmieniło. Skończyłam szkole, dostałam się na studia, na dziennikarstwo, napisałam książkę.
- Naprawdę?- szczerze się zdziwił.
- Tak, ale jeszcze jej nie wydalam. Dopiero robię poprawki.
- Widzę, ze nie próżnowałaś. To bardzo dobrze. Pewnie czujesz się szczęśliwa i spełniona?
- Tak...- westchnęła ciężko.- Na to wygląda...



15:52 / 31.05.2002
link
komentarz (0)
Przyszedl rachunek za komorke... :->>> No i mam SMSy za ponad 40zl oraz wygadane prawie 100zl, chociaz mam w abonamencie 1h gratis... :->>> No tak... Hmmm...



23:02 / 30.05.2002
link
komentarz (3)
Obejrzalam sobie dzis po raz pierwszy od wielu lat "Slonika Dumbo". Jejku, jaka to przesliczna bajka, budzaca instynkt macierzynski. W ogole zreszta swietna, kochana. Sie wzruszylam bardzo, ale glupio mi bylo plakac, bo obok siedziala Agata... ;-,0),0),0)

A potem sobie gadalysmy o seksie i swtierdzilysmy, ze zycie jest piekne! ;-,0),0),0),0),0)


17:36 / 30.05.2002
link
komentarz (0)
Czesc 1
Wyjrzała przez okno. Powietrze pachniało latem. Kwiaty, które rosły tuz pod parapetem święciły wszystkimi kolorami w porannym, lipcowym słońcu. Drzewa szumiały cichutko na spokojnym wiaterku, który zatańczył sobie nagle w ogródku. Z okna pani Makowskiej, jak co dzień o tej porze, płynęły delikatne dźwięki jej fortepianu. Idealnie komponowały się z magia tego poranka. Było ślicznie. Było wakacyjne. Aż się chciało żyć.
Usiadła za biurkiem, które znajdowało się tuz przy oknie. Zawsze lubiła pisać, będąc blisko przyrody. Kochała śpiew ptaków i wszechogarniającą cisze. I zapach świeżo skoszonej trawy.
Przed sobą położyła plik białych kartek, kałamarz z atramentem oraz duży kubek z mocna herbata earl grey z cytryna. Zastanawiała się, czy nie pisać na maszynie albo jeszcze lepiej- na laptopie. Ale szybko odrzuciła te możliwości, ponieważ żaden komputer nie dawał jej tyle natchnienia, co zwykła, biała kartka.
Napełniła pióro atramentem. To było bardzo ładne, drogie pióro, które przywiózł jej Filip z Francji. Lubiła nim pisać, bo miało bardzo ostra i cienka na końcu stalówkę, wiec pismo od razu stawało się zgrabniejsze i bardziej czytelne.
Wzięła łyk herbaty, odetchnęła głęboko i zaczęła myśleć, jakby tu zacząć kolejne opowiadanie. Nie miała żadnego konkretnego pomysłu. Czuła po prostu nadchodzącą potrzebę przelania swego natchnienia na papier. Czuła, ze musi cos napisać. Lecz niewiele udało jej się stworzyć, gdyż w tym momencie do pokoju weszła mama.
- Elizo, masz gościa.
Dziewczyna spojrzała w stronę drzwi i ujrzała za mamą Filipa.
Bardzo się zmienił przez ostatnie pięć lat. Zmężniał, spoważniał, wyprzystojniał. Wydal jej się taki dorosły, taki dojrzały, tak znający życie.
W pierwszej chwili nawet nie uwierzyła do końca, ze to on- tak była zaskoczona.
Filip wszedł do pokoju, zamknął za sobą drzwi, a ona nadal siedziała za biurkiem, niezdolna do jakiejkolwiek reakcji na jego widok.
- No to jestem...- odezwał się wreszcie Filip, lekko speszony milczeniem Elizy.
- Przepraszam- ocknęła się nagle i wstała zza biurka, podchodząc do niego.
Nie bardzo wiedziała, jak ma go powitać- czy rzucić się na szyje, czy może raczej powiedzieć spokojne „dzień dobry” i spytać „co u ciebie?”.
Filip przez chwile tez wahał się, co uczynić, ale w tym momencie Eliza podała mu rękę, mówiąc chłodno „cześć”. Zdziwił się trochę.
- To tak się witają przyjaciele po latach rozłąki?
- No... nie...- odparła Eliza niepewnie i, nim się zorientowała, już tkwiła w jego muskularnych, dużych ramionach.- Czemu nie pisałeś?- spytała, wciąż trwając w cudownym uścisku.
- Wiesz, jak to jest...- rzucił po chwili, siadając na jej łóżku.- Dużo pracowałem, zresztą nie wiedziałem, czy kiedykolwiek jeszcze wrócę i czy jest sens zawracać ci głowę.
Spojrzała na niego uważnie. Cos ukrywał. Zignorowała jednak jego zakłopotanie i rzuciła kolejne pytanie.
- Jak ci się żyło przez ten czas? Co się z tobą działo? Co robiłeś?
- Pracowałem to tu, to tam. Głownie zajmowałem się tym, co zawsze. Poznałem tez bardzo mila kobietę, Vivienne. Myślałem o niej poważnie, ale... – urwał tutaj i widać było, ze nie chciał mówić więcej.
Eliza tez czuła, ze nie bardzo chce słuchać o kobiecie Filipa. Cos ja zakłuło na dźwięk jej słodkiego, francuskiego imienia. Mimo to nie dala za wygrana.
- Ale?- spojrzała mu prosto w oczy, chociaż on unikał bardzo jej wzroku.
- Ale... zmarła.
- Przepraszam...- Eliza spuściła głowę. Głupio jej było tym bardziej, ze gdzieś głęboko odczula cień satysfakcji.
- Nie, nic nie szkodzi- wymamrotał, a po chwili nawet się uśmiechnął.- Bardzo się cieszę, ze cię widzę, wiesz?
Zabrzmiało to trochę dziwnie w jego ustach. Jeśli faktycznie tak był z tego faktu zadowolony, jeśli rzeczywiście spotkanie z Eliza było mu potrzebne, to czemu nie odezwał się wcześniej? Przecież ona tak czekała. Każdego dnia zaglądała z nadzieja do skrzynki, lecz ona była ciągle pusta.
- Jak ci idzie francuski?- spytał po chwili milczenia.
- Dobrze, dziękuję. Chociaż nie ukrywam, ze odkąd nasze lekcje skończyły się, wiele rzeczy uleciało mi z głowy.
- Nous pouvons parler Français!- uśmiechnął się wesoło.
- No, thanks. I’d rather talk in English- odparła rezolutnie.
- Je ne parle pas Anglais, tu sais bien.
- And that’s what makes our talk so funny!
Oboje się roześmiali. Eliza przez chwile poczuła się jak dawniej, kiedy godzinami mogli tak rozmawiać na dwa języki.
Popatrzyła na niego. Och, jak bardzo się zmienił. Już nie miał gładkiej, chłopięcej buzi. Teraz na jego twarzy gościł spory zarost, skora była ogorzała od słońca, oczy już nie takie rozbiegane, ale mądre i spokojne. No i dłuższe włosy, które- przy tej długości- nagle zaczęły się kręcić. Filip rozrósł się w ramionach i Eliza teraz dopiero dostrzegła, ze nabrał wdzięku, którego kiedyś niewątpliwie mu brakowało, a który ona jedna w nim widziała. Teraz z czystym sumieniem można było stwierdzić, ze zrobił się z niego zupełnie przystojny facet.
- No, a co u ciebie, droga Elizo?- zaakcentował jej imię i rzucił lekko zawadiacki uśmiech.
- U mnie?- zamyśliła się.- Wiesz, chyba nic się nie zmieniło. Skończyłam szkole, dostałam się na studia, na dziennikarstwo, napisałam książkę.
- Naprawdę?
- Tak, ale jeszcze jej nie wydalam. Dopiero robię poprawki.
- Widzę, ze nie próżnowałaś. To bardzo dobrze. Pewnie czujesz się szczęśliwa i spełniona?
- Tak...- westchnęła ciężko.- Na to wygląda...


12:53 / 30.05.2002
link
komentarz (0)
Dzisiaj mialam potworny sen. Bardzo stresujacy. Snilo mi sie, ze zabilam kolezanke. I to taka, ktorej nie widzialam kilka lat! Po prostu nasze mamy sie spotkaly i dowiedzialam sie od mojej, ze Justynka to pojdzie pewnie na politologie, a pozniej na dziennikarstwo... :->
Niewazne. Snilo mi sie, ze bylam psychopatka. Zaczelam Justyne dusic. Nie pamietam czemu. Chcialam ja tylko nastraszyc. Ale gdy puscilam jej szyje, Justyna nie zyla. A ja sobie poszlam.
Dopiero pozniej dotarlo do mnie, co sie stalo, ze beda na jej szyi moje odciski palcow, ze beda slady uduszenia, ze pojde do wiezienia i jak skoncze szkole oraz studia?? Bede do konca zycia miala na swoim koncie morderstwo! Jejku, jakie to bylo stresujace!
No, ale sie na szczescie obudzilam i szybko zaczelam uspakajac, ze to nieprawda... Boze... I po co nam koszmary? Zeby adrenalinka podskoczyla? Brr... Caly czas mi dziwnie...



19:46 / 29.05.2002
link
komentarz (0)
Zawsze zastanawialam sie, jak bedzie wygladalo, moje pierwsze "kocham cie", uslyszane z ust mezczyzny. Ciekawilo mnie, czy bedzie to powiedziane romantycznie, czy zupelnie na powaznie, czy w chwili szalonej i niespodziewanej, czy podczas romantycznej kolacji, z mnostwem kwiatow i swiec. Jako malej dziewczynce pomysly przychodzily mi do glowy najrozniejsze.
Tymczase rzeczywistosc okazala sie brutalna w swoim sarkastycznym wrecz dowcipie. Otoz, prosze Panstwa, moje pierwsze wyznanie odbylo sie... przez telefon! I bylo naprawde filmowe!! ;-,0),0),0),0)
Kojarzycie takie sceny w melodramatach albo serialach brazylijskich, kiedy kobieta jest rozhisteryzowana, placze i sie miota, a facet potrzasa nie i mowi jej, jak bardzo jest dla niego wazna. He, he. Tutaj bylo calkiem podobnie.
Byla to jedna z naszych rozmow telefonicznych. Roznila sie raptem tym od pozostalych, ze akurat dopadl mnie obrzydliwy nastroj (mialam wowczas troche klopotow,0) i zaczelam sie zwierzac. I, jak typowa bohaterka opery mydlanej, zaczelam strasznie histeryzowac, plakac i nie wiem, co jeszcze. Z drugiej strony sluchawki, glos usilowal mnie uspokoic, slyszalam co jakis czas: "Asia...", ktore probowalo sie przebic przez moj slowotok. Ale niestety- ja gadalam dalej.
Wreszcie przerwalo mi energiczne:
- Aska!
Uspokoilam sie troche i zamilklam.
Na chwile zapadla cisza.
- Kocham cie- uslyszalam.

Bum. Nagle. Kocham cie. Masz, co chcialas. A teraz siedz cicho. Hmm...
Na mojej twarzy bylo jednoczesnie: zdzwiwienie, irytacja (nie dal mi skonczyc moich wywodow,0), lekki cien satysfakcji (no, to w koncu milo miec kogos w garsci;,0), a jednoczesnie wielkie rozczarowanie- jak to? to juz? to wlasnie TO? tak dlugo oczekiwane? niee... powiedzcie, ze to nie TO... powiedzcie, ze to nie jest moje pierwsze "kocham"....

Stare i zamierzchle czasy. A jakze zabawne! Jakze glupie, prostackie i w dodatku... nieszczere... :-PPP
No, ale coz. I takie rzeczy sie zdarzaja...


13:09 / 29.05.2002
link
komentarz (0)
Wlasnie na IRCu uskutecznilam sobie rozmowe z pewnym czlowiekiem. Na temat religii. Jejku, jak ja nie cierpie, kiedy ktos mnie na sile probuje nawrocic!!! Nienawidze!!!


21:57 / 28.05.2002
link
komentarz (0)
Ciezko. Tak ciezko, jakby polozyli mi na duszy jakis ciezar...
Duszno, jakby zamkneli wszystkie okna mojej kory mozgowej...
Jak mam to zniesc? Jak mam wytrwac?
Badz silna, slysze codziennie. Ale jak?...


18:16 / 28.05.2002
link
komentarz (4)
Czy przeszlosc odgrywa istotna role w naszym zyciu? Czym ona wlasciwie jest? Czy liczy sie w ogole?
Dla mnie przeszlosc to przeszlosc. Cos, co sie definitywne skonczylo i juz nie istnieje. Oczywiscie, mozna o tym pamietac, czasami trzeba, czasami wrecz nie da sie inaczej, ale nadal- to tylko wspomnienia, wszystko co bylo, teraz jest tylko w naszej swiadomosci.
Jesli przeszlosc byla zla i nie chcemy do niej wracac, a ona mimo wszystko daje znac o sobie w najmniej oczekiwanych momentach, nie powinnismy po prostu zwracac na to uwagi. Czas leczy rany. Wspomnienia niedlugo sie skoncza, a zawsze warto powiedziec sobie: "Ok, bylo zle, ale teraz tego juz nie ma. Moge zaczac wszystko od nowa".
Jesli wspomnienia sa mile, w ogole nie widze sensu w zadreczaniu sie nimi. To chyba dobrze poczuc sentyment na widok kogos lub czegos. To mile i nie ma w tym nic ani dziwnego, ani zlego.
Zdarza sie tez tak, ze wspomnienia sa zbyt mile. Cos skonczylo sie i wlasnie dlatego nie daje nam to spokoju, tesknimy do tego i wolelibysmy wrocic, cofnac czas, jeszcze raz to przezyc. No coz. Tak sie niestety nie da. Trzeba wziac gleboki oddech i isc dalej przez zycie. Zreszta, nie mozna wykluczyc, ze przytrafi nam sie cos sto razy bardziej pozytywnego od tego, co mamy we wspomnieniach. A najwazniejsze to wiara. Nigdy nie wolno zwatpic, bo to niszczy kazde marzenie.
Przeszlosc jest przeszloscia i nie mozna nia zyc. Trzeba sie pogodzic z koncem tego, co bylo, cieszyc tym, czego nauczylismy sie, dzieki roznym wydarzeniom, bo zawsze we wszystkim trzeba widziec pozytywne strony.
Ja tak mam ze swoim zyciem. Jejku, gdybym miala zalowac kazdej chwili, to bym nic nie robila, tylko zalowala! Jest tyle rzeczy, ktorych teraz ponownie bym juz nie zrobila! Ale nie przejmuje sie tym. Co bylo, to bylo. Niektore rzeczy staly sie niepotrzebnie, to fakt. Inne rzeczy z kolei sie nie staly. Ale najgorsze to zalamac sie. Tak nie wolno. Co sie stalo, to sie nie odstanie. I dobrze. Kazda sekunda mojego zycia czegos mnie przeciez uczy. Dzieki kazdemu wydarzeniu, nawet jesli bylo bledem, moglam wysnuc jakies wnioski, czegos sie o sobie dowiedziec i sie zmienic. Dlatego kazda pomylke traktuje jako kolejne doswiadczenie na mojej drodze. A dojrzalosc polega na tym, ze akceptuje to, co mnie otacza i sobie z tym radze. Jak na razie radze sobie srednio. Ale to kwestia czasu, ja to wiem. Teraz troszke stoje na rozdrozu i nie wiem, ktora droga jest wlasciwa. Ale juz niebawem sie dowiem (chyba!,0), podejme decyzje i bede brnac przez zycie dalej. A pewnego dnia osiagne pelna harmonie ze soba, bede spelniona, szczesliwa i spokojna emocjonalnie. Tak, tego sobie zycze z okazji nadchodzacego Dnia Dziecka! :-,0),0),0)
Wam zycze tego wszystkiego takze. :-***


22:00 / 27.05.2002
link
komentarz (8)
Blagam o pomoc! Posprzeczalam sie co do definicji slowa EGZALTACJA. Definicja slownikowa jest nastepujaca: «przesada w wyrażaniu uczuć i myśli; nadmierny zapał, uniesienie».
I sa jej rozne interpretacje. Zeby nic nie sugerowac, prosze w komentarzach napisac swoja interpretacje tego slowa. Bardzo prosze. ;-,0),0)


16:31 / 27.05.2002
link
komentarz (0)
Spaaaaaaaaaaaaaaaaaaac.
Niedobrze miiiiiiiiiiiiiiiiiiiii.
Smutnoooooooooooooooooooo.
23:56 / 26.05.2002
link
komentarz (0)
Impreza u Ewy okazala sie duzo fajniejsza niz sie spodziewalam! Naprawde bawilam sie super. Ludzie byli swietni. Nie to co moja klasa, taka "elitarna", snobistyczna i ogolnie beznadziejna. A tutaj- luzik totalny, a jednoczesnie duza kulturka. Smiesznie bylo, naprawde. Bylo ognisko i biesiadne spiewy, a na koniec kapiel w fontannie o godz. 1:00 w nocy... ;-,0),0),0) Super, naprawde super! ;-,0)

A dzisiejszy dzien takze minal bardzo milo, chociaz dosyc leniwie. Ale jestem zadowolona. Chyba.


22:22 / 24.05.2002
link
komentarz (0)
Jednak pojde do Ewy z Osoba Towarzyszaca. Slonko na szczescie bedzie moglo przyjechac. Bardzo sie ciesze. :-*
Juz chce, zeby bylo jutro! Jejku, jejku... :-,0),0),0),0),0)


18:42 / 24.05.2002
link
komentarz (6)
A dzis sa moje imieninki, Prosze Panstwa! ;-,0),0),0),0)


20:44 / 23.05.2002
link
komentarz (3)
Bo ja jutro mam imieniny. No i moja babcia kupila mi prezent i juz dzisiaj go wreczyla. Powiedziala tak:
- Ja juz nie wiem, co ci mam kupic, Asiu. Wiec dostaniesz cos, co przyda ci sie, jak pojdziesz sobie na rozbierana randke.

I dostalam kusa koszulke nocna na ramiaczka ze sliskiego, blyszczacego materialu w kolorze takim, w jakim teraz to pisze.
Mysle sobie, O kurcze...
Heh. Babcia, widze, idzie z duchem czasu. Chociaz pewna jestem, ze- mowiac to- w pelni zartowala. Gdyby pomyslala, ze ja naprawde moge miec okazje pokazania sie w takiej koszulce, to by dostala zawalu.
Zachichotalam wiec na widok prezentu niczym niesmiala dziewczynka z dobrego domu i babcia poczula sie zapewne ukontentowana. Nie ma jak dyplomacja! ;-,0),0),0),0),0),0)


17:22 / 23.05.2002
link
komentarz (0)
Jesli kiedys bedziecie przejezdzac przez Lodz i, dzwinym trafem, zaplaczecie sie w gaszczu ulic i traficie do starego, pieknego i z tradycjami czwartego LO, a tam... po labiryncie korytarzy bedzie bladzila jakas przerazona postac, ktora udaje, ze jej nie ma... to JA! ;-,0),0),0)

Tak wygladalam wlasnie dzisiaj, kiedy przez pol dnia przemykalam z sali do sali tak, by nie dostrzegla mnie pani od laciny. Och, co to byl za dzien! Ho, ho! ;-,0),0),0)

W sobote osiemnastka u Ewy. Ciekawa jestem, kto bedzie i co bedzie. Ja w kazdym razie pojde niestety sama, gdyz moja osoba towarzyszaca- biedactwo...- musi pracowac.
Poza tym za bardzo nie wiem, co kupic Ewie. No, ale zawsze jakis pomysl wpadnie mi do glowy, jak przejde sie do jednego z tych sklepow z bibelotami. No. ;-,0) Pewnie kupie wreszcie jakas swieczke albo inna ramke na zdjecia. I tyle.


21:53 / 22.05.2002
link
komentarz (0)
Tak wiem, mialam tutaj nie wchodzic, jak nie bede miala co napisac. :-P



14:27 / 22.05.2002
link
komentarz (0)
Snil mi sie dzisiaj calkiem stresujacy sen.
Lecialam samolotem. Razem z moja mama i Ewa. Nie wiem, co w moim snie robila Ewa, doprawdy! No, ale leciala z nami.
Samolot byl przeogromny i wewnatrz przypominal raczej statek kosmiczny.
Gdy ruszal, ja i Ewa wcale nie siedzialysmy na swoich miejscach. Przechadzalysmy sie akurat jakims korytarzem. W momencie samego startu usiadlysmy na chwile na schodach, zeby sie nie przewrocic. Pozniej, jak sie uspokoilo, zaczelysmy sobie spacerowac dalej.
Bylysmy akurat w jakies sali, kiedy nagle... za wielkimi oszklonymi drzwiami przebieglo kilkoro ludzi. Wygladalo to definitywnie na poscig. Usmiechnelam sie pod nosem i powiedzialam do Ewy:
- Oho... Zupelnie jak na filmach! Pewnie zaraz zaczna sie strzelac!
I w tym momencie cos blysnelo (nie wiem, czy przy prawdziwym strzale cokolwiek blyska, ale tak mi sie snilo,0), i uslyszalam strzal.
Zamarlam. Balam sie potwornie.
Ten ktos, kto strzelal, zaczal teraz strzelac na dobre i strzelal doslownie do wszystkiego. Wprawdzie pomieszczenie, w ktorym bylam, juz minal, ale mogl zawsze wrocic, wiedzac, ze tu jestem i jestem swiadkiem morderstwa.
Huk byl potworny, stres jeszcze wiekszy. Szklane drzwi oraz okna, dawno popekaly od kul i halasu. A ja bylam schowana za jakims stolem.
Nie wiem, co w tym czasie dzialo sie z Ewa i czy jakis pocisk ja trafil. Chociaz chwile potem wiedzialam juz, ze zywa zostalam tylko ja.
Nie wiem, czy i mnie wreszcie cos trafilo, aczkolwiek zmienilam sie nagle w... hmm... Ogladaliscie "Gatunek"? Jak ta sliczna pani zmieniala sie w tego potworka... to wlasnie ja takim potworkiem tez bylam. W ogole przenioslam sie do jakies gry pokroju "Aliens versus Predator" (czy jakos tak- nigdy w to nie gralam,0) i widzialam wszystko na fioletowo.
Pamietam, ze chcialam pojsc do mojej mamy, zeby opowiedziec jej o wszystkim, ale... sie obudzilam.

I dobrze. To byl straszny sen.
I wlasnie wtedy przyszedl SMS od Wojtka. Odpisalam mu, ze opowiem mu pozniej moj straszny sen, po czym ponownie poszlam spac.
Bardzo sie przejelam tym, zeby poprzedniego snu nie zapomniec (bo czesto tak bywa,0). A przejelam sie do tego stopnia, ze... przysnilo mi sie, ze spotkalam sie z Wojtkiem i ten sen zaczelam mu opowiadac. Pamietam jeszcze, ze lezelismy na srodku chodnika (to patent z Krakowa!,0) i zulismy gume do zucia o smaku marchewki z zielonym groszkiem!!! Bomba. Ale nie smakowala mi. He, he.


21:11 / 21.05.2002
link
komentarz (0)
Mam dzisiaj naprawde tragiczny nastroj. Chce mi sie plakac. Bede wiec plakac.
:-((((


21:04 / 20.05.2002
link
komentarz (1)
Dzisiaj jakos czuje sie lepiej. I nie wiem, czemu to zawdzieczam, bo nie zdarzylo sie doslownie nic pozytywnego. Co wiecej- poszlam spac w nastroju conajmniej tragicznym. Ale przezylam, obudzilam sie. Ba, nawet postanowilam spoznic sie na pierwsza lekcje i pospac ciut dluzej. Radosnie nastawilam wiec budzik na godz. 8:00, a tu... prosze Panstwa... o godz.7:43 zadzwonil telefon. To mama! Oczywiscie usilowalam brzmiec wiarygodnie- tzn. tak jak czlowiek, ktory ma za 10 minut tramwaj do szkoly, a nie jak ten, ktorego obudzila urocza Nokia 3210 dzwonkiem o nazwie "Indiana Jones". Wysililam sie wiec niesamowicie, by miec normalny, rozbudzony glos i co uslyszalam?...
- Asiu, zapomnialam wziac kluczyka do biurka. Prosze wstan i sprawdz, czy jest w tej niebieskiej torbie. Tak, teraz. Jest? To dobrze. Pamietasz, ze tramwaje nie jezdza? Masz autobus zastepczy. Na 8:06. Dobrze, to jak bedziesz nim jechac, to ja wyjde do Ciebie pod szkole (mama blisko pracuje,0) i odbiore ten kluczyk, dobrze? No to fajnie. To przywiez mi jeszcze kosmetyczke!

Chyba wyobrazacie sobie, co poczulam w tamtej chwili. Mialam 15 minut do wyjscia z domu!!! A jak mam w 15 minut zjesc sniadanie, ubrac sie, spakowac, umalowac, uczesac i jeszcze w dodatku szukac jakiegos miejsca, gdzie "parkuje" autobus zastepczy??
A wiec- uwaga, uwaga!- udalo mi sie!!!! ;-,0),0),0),0) Jestem z siebie dumna jak nigdy dotad. Takiego speeda nigdy nie mialam. Ha!

I tak w towarzystwie kolegi- Michala dotarlam pod szkole, gdzie czekala moja mama. Miala jeszcze resztki wyrzutow sumienia, ze kazala mi isc dzis do szkoly, skazujac mnie jednoczesnie na pewna jedynke z polskiego, wiec spytala, czy bede miala, jak sie pouczyc do klasowki przed lekcja. Odparlam, ze nie wiem, zeby ja troche pograzyc (jeszcze z nadzieja, ze zmieni zdanie,0) i zniknelam w czelusciach mojej szkoly... Tak, tak. Czeluscie to bardzo adekwatne slowo! ;-,0),0),0)

Klasowka z polskiego poszla mi bardzo srednio. Mielismy do rozpoznania fragmenty wierszy i to bylo straszne, bo nawet jesli cos mi mowily, to nie umialam podac tytulu ani autora... Innego polecenia zupelnie nie zauwazylam u siebie na kartce, zajeta przez calkiem banalne inne pytania. Coz. Okaze sie. Chociaz nie ukrywam, ze szkoda, ze spapralam ten sprawdzian, gdyz on sytuacji mojej mi nie poprawi i na czworke raczej nie bede miala co liczyc. Ech... No coz.

Wiecie co? Zacytuje Wam cos, co przypadlo mi do gustu. Jest to fragment manifestu Bruna Jasienskiego. Uwaga!

Manifest w sprawie poezji futurystycznej
Kubizm, ekspresjonizm, prymitywizm, dadaizm przelicytowały wszystkie izmy. Pozostał jeszcze nie wyzyskany jako prąd w sztuce jedynie onanizm.
Proponujemy go na zbiorową nazwę wszystkich naszych przeciwników. Jako uzasadnienie podkreślamy podstawowe momenty sztuki antyfuturystycznej: bezpłciowość, niemoc zapłodnienia swoją sztuką tłumów; spokojny, paseistyczny samogwałt w cieniu melancholijnych pracowni.


Hie, hie.... ;-,0),0),0)
Ogolnie poezja futurystyczna, moim zdaniem, srednio sprawdzila sie w praktyce, chociaz ciekawe miala zalozenia momentami. Np. definitywne odrzucenie wszelkich zasad ortografii.
Absurdem jest dla wyrażeńa jednego i tego samego dźwięku używańe 2 rużnyh znakuw (liter,0). Dlatego skreślamy raz na zawsze z alfabetu polskiego jako zbyteczne litery ó i rz, pońeważ w wymawiańu ńe rużńą śę ńiczem od liter u i ż lub sz i bez szkody dadzą śę pszez ńe zastąpić. Bardźej skomplikowańe pszedtawia śę sprawa z literami c i h, w kturyh wymawianiu fonetycznym zahodźi żeczywiśće pewna bardzo subtelna rużńica. Pońewaź jednak wyrażańe jednego dźwięku dwoma ńic ze sobą wspulnego ńe mającymi znakami (c i h,0), kturych połączeńe w żadnym raźe ńe daje takiego dźwięku h, za jaki go wymawiamy, jest w zasadźe absurdem, pszeto i w danym wypadku połączeńe liter ch z alfabetu polskiego wykreślamy.
(....,0)Dlatego odtąd słowo tszy będziemy pisać zawsze pszez sz, ponieważ dźwięk ten jest w nim całkiem wyraźny i nie ma uzasadnionego powodu zstępowania go jakimś innym.(...,0)Ruwnież pszyrostek psze, pszed (...,0) pisać będźemy nadal w ten sposób, pomimo najszczerszych bowiem hęći ńe możemy śę dopatszyć najmńejszej różnicy międy słowami pszenica i pszenicować, ktura by nam to pierwsze kazała pisać w jakiś odrębny sposób(...,0)


W sumie calkiem to logiczne... :-,0)



23:17 / 19.05.2002
link
komentarz (0)
Kiedys bylam duzo madrzejsza. Na starosc glupieje... Ale dam sobie rade, nie ma wyjscia.


23:34 / 17.05.2002
link
komentarz (0)
Moj wakacyjny dekalog

1. Kontemplowac nad soba (nareszcie trzeba dojsc do ladu z wlasnym ego,0)
2. Chodzic na aerobik
3. Zdrowo sie odzywiac (zero slodyczy, tlustych rzeczy i innych takich,0)
4. Rozwijac sie tworczo (na kazdej plaszczyznie, czyli: skonczyc wreszcie ten cholery scenariusz, cos napisac, cos skomponowac,0)
5. Czytac (wreszcie nadrobic wszystkie zaleglosci i jeszcze wiecej,0)
6. Odstawic komputer!!!
7. Przebywac na lonie natury
8. Troche sie chociaz opalic
9. Zrobic wszystkie rzeczy, na ktore przez caly rok nie mialam czasu oraz na ktore czasu znow przez rok nie bede miala.



15:14 / 17.05.2002
link
komentarz (2)
Dzisiaj poszlam na etyke raczej nieprzygotowana. Nie dosc, ze nie mam uzupelnionego zeszytu, to jeszcze w dodatku nie mialam pewnej pracy, zadanej na chyba juz kilka miesiecy temu... ;-,0),0),0) A praca ta to filozficzny przeklad wiersza... Taaak... jak cos splodze w tej dziedzinie, to moze tu przytocze, cobyscie mieli troche ubawu ze mnie. :-,0)
Magda nie chciala dzis rozpoczac referatu na temat postmodernizmu, bo czula sie srednio do niego przygotowana, wiec pozostala ostatnia alternatywa- dokonczenie lekcji o Fryderyku Nietzsche'm. Najgorsze jednak bylo to, ze na dzisiejsza leckje trzeba bylo, z wybranych fragmentow, wypisac te zlote mysli autora, z ktorymi sie zgadzamy, nie zgadzamy, ktore sa dla nas ciekawe oraz te, ktorych nie rozumiemy (dla mnie to jakies 50%, nic nie ujmujac Nietzsche'mu,0). Oczywiscie zaczelam to pisac kiedys, ale na jakiejs kartce, ktora niefortunnie zgubilam albo o ktorej istnieniu zapomnialam.
Magda wiec rzucila w kierunku pana etyka jedno zdanie, a on przegadal reszte lekcji- sprytna metoda na zajecie czasu, jak sie nic nie przynioslo. ;-,0),0),0)
Ale, ale... dzisiaj z belkotu pana etyka wylowilam kilka cennych mysli i powiem szczerze, ze- jak juz bede miala czas na pelna kontemplacje- chetnie sie nad nimi mocniej zastanowie, bo poruszaja one temat, ktory mnie meczy i to niemalo.
O co chodzi?
Ano Magda dostala od pana etyka ksiazke o postmodernizmie i strasznie sie nanarzekala, ze napisana jest niejasno, zbyt wiele ciezkich pojec, ktorych ona nie zna, wiec musi sprawdzac, a na to wszystko nie ma czasu, poniewaz ma do zaliczania chemie, fizyke, itp. ;-,0),0),0) Potem dodala, ze siegnela do innych zrodel, poniewaz ma braki, jesli chodzi o same podtsawy. Chciala znac przedstawicieli postmodernizmu, itp, itd, a tego za bardzo w owej ksiazce nie znalazla. Ksiazka byla pisania dla ludzi przeintelektualizowanych i w dodatku- bedacych w temacie. I pan etyk rozwinal temat na cala godzine.
Mowil o tym, jak to w zyciu nie mozna miec wszystkiego, a filozofia jest otwieraniem okien, poniewaz inna jest perspektywa z sufitu, a inna z podlogi, a jeszcze inna z lawki. A jak patrze na drzewo z prawej strony, to jest ono zupelnie inne niz z lewej. A kiedy jestem w gorach, wystarczy, ze przesune sie o centymentr, a wtedy mam przed oczami zupelnie inny krajobraz niz przed chwila, a wiec widze inne gory, a sama jest inna lawka. ;-,0),0),0),0)
No, dobra, smieje sie. Ale to calkiem ma sens.
No i kolejna wazna rzecz:
Miara dojrzalosci jest umiejetnosc dokonania wyboru przy jednoczesnej rezygnacji z innej rzeczy. To prawda, wszystkiego miec nie mozna. A dojrzaloscia jest to, ze umiemy to zaakceptowac, ze umiemy wybierac, rezygnowac i cieszyc sie z tego, co mamy. Bo upragnione WSZYSTKO jest nieosiagalne dla nikogo... hmmm... Zapamietam. :-,0)



01:25 / 17.05.2002
link
komentarz (0)
Ostatnio nic innego nie robie, tylko popisuje sie roznymi czcionkami... :-P



22:59 / 16.05.2002
link
komentarz (0)
Chyba chwilowo czuje sie lepiej... Moze dlatego, ze zbliza sie sobota, a na jutro nie mam zadnych lekcji do zrobienia? Mam wolna glowe, a do tego caly czas mysle o tym, ze znow Go zobacze... Mmm...


17:19 / 16.05.2002
link
komentarz (0)
Jedyna rzecza, ktorej powinnismy sie bac, jest strach.

Winston Churchill


17:13 / 16.05.2002
link
komentarz (2)
Boje sie. Ciagle sie boje i nie moge przez to rozwinac skrzydel. Moze powinnam byc dobrej mysli? Ale to nie takie proste. Musze byc cierpliwa. I czekac. Z czasem wszystko sie ulozy, wyklaruje, pouklada. I bedzie dobrze. Jestem tego pewna.


22:18 / 15.05.2002
link
komentarz (0)
Przesiedzialam dzisiaj az 7 godzin w szkole!!! Dawno mi sie to nie zdarzylo- coz za wyczyn! ;-,0),0)
A po szkolce jakos tak nagle mnie wzielo na pojscie do kina. I wybralam sie na Gosford Park. I powiem tak: jest to bardzo inteligentny brytyjski film. Pokazuje zycie angielskiej arystokracji z poczatku XX wieku oraz jej sluzby. Intrygi, skandale, sekrety... A na koniec- morderstwo. Mnostwo podejrzanych, kazdy ma motyw. A to wszystko na tle wszedzie widocznych przywar brytyjskiej smietanki. Urocze... :-,0),0),0) Chociaz nie dalabym nominacji za najlepszy film... Lepsze bywaja.


18:45 / 14.05.2002
link
komentarz (0)
Jestem strasznie okropna i wiecznie sie czepiam. Ale to dlatego, ze sie bardzo martwie i strasznie mi zalezy. Juz nie bede... :-***


16:22 / 14.05.2002
link
komentarz (3)

Czuje sie zdolna i wielce ukontentowana, gdyz jako tako zaliczylam klasowke z matematyki. To prawdziwy wyczyn. Po tak ciezkim dniu mam znow ochote pojsc spac. Bo na jutro specjalnie duzo lekcji nie mam- tylko jakies glupie sentecje z lacinny do wyrycia. Ale to przezyje... ;-,0),0),0)



00:32 / 14.05.2002
link
komentarz (0)

Siedzielismy wczoraj w herbaciarni "Niebieskie migdaly". Gdy weszlismy do srodka, byl zachwycony. Slusznie zreszta. To najpiekniejsze miejsce na swiecie. Tam jest po prostu magicznie. MAGICZNIE...
Usiedlismy przy niziutkim stoliczku, na ktorym stala malutka lampka, srebrna cukierniczka, swieczuszka i wazonik z konwaliami. Zamowilismy herbaty o nazwach Wiosenny Romans oraz Szczesliwa Godzina. A pozniej On napisal dla mnie wiersz. Przesliczny. Tak, jak nie czuje sie szczegolnie "keen on poetry", tak TO mnie jakos poruszylo. Moze dlatego, ze dla mnie? Moze dlatego, ze to Jego? A moze dlatego, ze naprawde ladne?
Nikt jeszcze chyba nigdy nie napisal dla mnie wierszyka. To ja towrzylam swego czasu jakies pokraczne liryki albo ewentualnie pisalam piosenki. Zwykle o nieszczesliwej milosci lub innej tesknocie. Jedna z kolei byla calkiem dziekczynna, ale gdzies zgubilam slowa i nie moge sobie jej przypomniec. Mowila o tym, jak wiele dzieki pewnemu czlowiekowi dostrzeglam. Tzn. chyba, bo przeciez nie pamietam slow. A przez to i melodia wyleciala mi z glowy. Hmm...

A moze i ja teraz napisze wierszyk? Tak sie przymierzam do tego, ale chyba mam ciagle glowe zajeta innymi rzeczami, a potrzebuje pelnego skupienia i spokoju, zeby cos rozsadnego splodzic. Poza tym chyba balabym sie Mu pokazac. Ostatnio cierpie na brak wiary w siebie. I co teraz? Cos moze napisze. Postaram sie. Albo chociaz jakies opowiadanko, co? Asiu... Wez sie do kupy. Niedlugo wakacje. Masz napisac ksiazke! To bedzie Twoja praca domowa! O! ;-,0),0),0)


23:51 / 13.05.2002
link
komentarz (2)

Wlasnie przyszla sobie do mojej mamy kolezanka Lilka. No i kolezanka Lilka ma pare rzeczy do opowiedzenia, poniewaz poznala jakiegos faceta. A ze mieszkam obecnie z mama w kawalerce, to... nie ma gdzie uciec. No, chyba, ze do babci przez sciane, ale jakos nie bardzo chce mi sie. Jestem wiec tutaj z sluchawkami na uszach. A Lilka i moja mama gadaja o seksie!!! Kurcze, co za baby. :-,0),0),0)

Przeczytalam dzis Gaskowi troszke mojego nloga, tzn dzisiejszych dywagacji dotyczacych szczescia. I podobalo jej sie to, jak pisze. A poza tym powiedziala, ze to nie tak latwo byc szczesliwym tak do konca i zebym sie nie martwila. A pozniej pogadalam sobie na GG z kolega Robertem i on z kolei mi powiedzial, ze "Ze wszystkich rzeczy wiecznych - miłosc jest ta, ktora trwa najkrocej. Kochaj i przeznacz cala swoja milosc dla jednej osoby".
Roberciku, jesli to czytasz, to bardzo dziekuje Ci za te slowa. A zwlaszcza za druga czesc wypowiedzi, dotyczaca kochania jednej osoby. Moze niekoniecznie milosc musi trwac najkrocej. Chociaz nigdy nad tym nie myslalam... Ale na pewno warto kochac jedna osobe. Chcialabym, zeby ze mna tak w 100% bylo. Chcialabym miec jasnosc umyslu w tej sprawie. I bede miec. Spokojnie. Mamy czas, mamy czas, mamy czas, czas nie goni nas... ;-,0),0),0),0)

Slucham muzyki z "Casablanci". I wszystko byloby w porzadku, gdyby nie to, ze leci ona na caly regulator prawie i, jakby to powiedziec, glowa mi peka... :-PPP A na dodatek musze co chwila przypominac mamie i Lilce: "Uwaga, przerwa miedzy piosenkami". ;-,0),0) Za chwile kolejny utwor sie zaczyna, a ja wtedy- nie slyszac w ogole swego glosu- krzycze, ze moga mowic dalej. Ech... ;-,0),0),0),0),0),0)


19:55 / 13.05.2002
link
komentarz (2)

Wszystko wreszcie stalo sie jasne- przynajmniej na oficjalnym gruncie. Juz wiem, co jest. A mimo to cos mnie dreczy. I nie umiem sobie z tym poradzic.

Jakos kilka lat temu powiedzialam sobie tak: "O, rany! Przeciez ja nie jestem szczesliwa! Czemu ja sie nie ciesze tak jak kiedys, chociaz mam ku temu miliony powodow?". Przyczyna mego nieszczescia okazal sie brak weny tworczej, ktory na dobra sprawe dreczy mnie az do dzis, poniewaz nim wowczas zdazylam w sobie zapal do pisania ponownie obudzic, sprawilam sobie klopot zwany potocznie komputerem, a on niestety mnie nie mobilizuje do tworczosci literackiej nijak.
Nauczylam sie jednak zyc z tym, ze nie pisze. Wytlumaczylam sobie, ze to okres przejsciowy i tak- w istnej wegetacji- przetrwalam trzy lata, wyzywajac sie od czasu do czasu w wielokilobajtowych mailach, a takze niekiedy tutaj- na nlogu.
Wena do dzis sie nie pojawila. A przynajmniej taka, jaka zwykla mi kiedys towarzyszyc w dlugie wieczory. Nie powiem, ze zimowe, poniewaz towarzyszyla mi doslownie zawsze. Pisanie bylo dla mnie najwyzsza forma rozrywki, taka jak dla niektorych film, muzyka czy gry komputerowe. Telewizja byla marnowaniem Czasu i, choc zdarzalo sie, iz marnowalam sobie Go w ten sposob, to oprocz tego chcialam tworzyc. Niewazne, czy wszystko, co pisalam, bylo w 100% ambitne. Po prostu BYLO. Moje natchnienie, niczym lawa z wulkanu, wylewalo sie ze mnie na biale kartki papieru. I bylam szczesliwa. Spelnialam sie.
Odkad poszlam do liceum, w dodatku calkiem elitarnego, a wiec pelnego indywidualistow, poczulam sie jakas taka "szara". Nie, nie musialam taka byc. Moglam pokazac, co we mnie dobre, co lubie, co robie, kim jestem tak naprawde. Ale nie pokazalam. Nie dalam sie poznac z tej artystycznej, tworczej i aktywnej strony. Za to wyroznilam sie bardzo, nie przychodzac na zajecia. Teraz z pewnoscia moje nazwisko pada na kazdej radzie pedagogicznej i jest "obdyskutowywane" na wszystkie strony i sposoby.
Zamiast zajac sie naprawianiem sobie opinii wsrod nauczycieli, ja wciaz- z dnia na dzien- pograzam sie jeszcze bardziej. Np. w tej chwili powinnam od kilku godzin ryc matematyke, a ja, prosze Panstwa, oddaje sie radosnej tworczosci na jakims sobie nlogu. A dlaczego? Bo sprawia mi to ogromna frajde. I to chyba jedyna literackosc, jakiej sie obecnie podejmuje. I jest dla mnie wazniejsza niz jakies glupie logarytmy i funkcja wykladnicza. :-P

A wiec kiedys powiedzialam sobie "jestem nieszczesliwa". Wszystko byloby w porzadku, gdyby nie to, ze te slowa mnie smiertelnie przerazily. Z dola sie wprawdzie jakos wykaraskalam, co wiecej- nawet raz zaryzykowalam swtierdzeniem, ze moj tragiczny stan duszy minal, ale... tak naprawde on sobie gdzies trwal. A moze wcale nie trwal, tylko raz juz wypowiedziane slowa tak silnie wyryly mi sie w podswiadomosci?
I to wlasnie moj problem. Bo ja do dzis sie z tym borykam. Boje sie powiedziec "jestem szczesliwa", boje sie tak nawet pomyslec pelna para, bo wiem, ze to wielkie slowa, a pojawiajaca sie czasem radosc- w porownaniu z nimi- nie taka znowu ogromna. Wiem, ze takie myslenie doprawdza mnie do kolejnego zatopienia sie w depresje. Wiem, ze po szczesciu oczekuje zbyt wiele. Stawiam sobie zbyt wysokie poprzeczki, ktorych nie potrafie pozniej przeskoczyc i popadam ze skrajnosci w skrajnosc.
Powinnam cieszyc sie drobiazgami, chwilami, a przede wszystkim tym, co mam. Jesli sie takie rzeczy docenia, umysl jest wolny i latwiej osiagnac prawdziwa harmonie ze soba. Tak, tak, ja to wszystko wiem. Cale zycie bylam optymistka. Typowa sangwiniczka, stapajaca twardo po ziemi, zdecydowana i zadowolona z zycia. Nie wiem, co mi sie stalo, ze mi przeszlo. Tzn. ja gdzies w srodku czuje, ze taka jestem nadal. Eeech... Musze nad soba popracowac. Dobrze, ze zblizaja sie wakacje. Bede miala czas na przerozne przemyslenia. Bo najblizszy miesiac jeszcze bedzie pelen stresow.

Najgorsze jest to, ze ja jeszcze nie wiem, kim jestem. Kiedys mialam wszystko jasne poukladane w glowie. Podstawowka byla dla mnie okresem pelnym pogodnych, szczesliwych chwil, blogiej nieswiadomosci co do okrucienstwa tego swiata. Ale podobala mi sie ta moja dziecinna, slodka naiwnosc lub- bo tak ladniej to brzmi- swiezosc umyslu. Chcialabym znow miec tak samo piekne idealy i wierzyc, ze sie spelnia, bo nie byly to rzeczy nierealne do osiagniecia. Wystarczylby wysilek i wola walki, ktora niewatpliwie posiadalam. A to zaniklo. Powodow konkretnych nie widze. :-/
A wiec nie wiem, kim jestem. A najgorsze jest to, ze jestem "stara pupa" i musze podejmowac pierwsze zyciowe decyzje, ktore- to oczywiste- chcialabym podjac jak najlepiej, a ja po prostu nie czuje sie do tego na silach. O co chodzi? Ano np. o wybor fakultetu, ktory nierozlacznie wiaze sie z przedmiotem zdawanym na maturze, a co za tym idzie- ze studiami. Studia to prawdopodobnie moj przyszly zawod, a nawet jesli nie- to przynajmniej kilka lat zmarnowanych na studiowaniu czegos, co nigdy mi sie nie przyda. Ale to wtedy zmarnowane lata, a wymarzonej profesji brak.
Tak czy inaczej- nie wiem, co chce studiowac. Jesli mialabym byc szczera, to szczescie da mi tylko artystyczny zawod, w ktorym nie ma sztywno wyznaczonych godzin pracy, a przy tym czlowiek sie spelnia tworczo, ma pieniedze i popularnosc. I wiecie, co chcialabym robic? Chcialabym tworzyc muzyke. I chcialabym robic filmy. Tak, wlasnie to chcialabym robic. Cale zycie chcialam. I zawsze odkladalam to na "wiele lat do przodu", gdyz bylam za mloda, by decydowac, by cokolwiek robic, by moc przesądzac, co bedzie. A teraz? Powinnam zaczac dzialac. Teraz juz nie wolno mi niczego odkladac, bo nie ma czasu! Ale ja... niestety pogrzebalam wszelkie marzenia, uznalam, ze to niemozliwe i koniec. Koniec. I nie mam marzen. Wiecie, co to znaczy nie miec marzen?! Jak mozna byc szczesliwym nie majac marzen?!

Zeby w pelni odzyskac sily, musialabym odbudowac swoja psychike. Normalnie- format i ponowna instalacja systemu. Ale to wymaga czaaaasuuuu. A skad ja go wezme? Zycie biegnie do przodu. I teraz to juz nie jest truchcik. To juz prawdziwy sprint. A ja nie mam sily. Ech...

Ja chce chciec.


00:17 / 12.05.2002
link
komentarz (3)

Jutro bedzie wspanialy dzien. Tzn mam taka nadzieje. Czekam na niego od tygodnia, a czas mi sie dluzy jak jeszcze nigdy dotad. Te kilka dni od poprzedniej niedzieli byly dla mnie po prostu wiecznoscia... I wreszcie- nadeszla kolejna niedziela. Jaka jestem happy. Znow Go zobacze. Jej! Znow bede mogla przytulic sie tak mocno, z calej sily, a jego zarost bedzie mnie drapal w szyje. Lubie facetow z zarostem- zdecydowanie.

Jutro Go wreeeeszcie zobacze. I boje sie tej chwili i jej pragne. Mam motylki w brzuchu. W ogole cala jestem jednym wielkim motylkiem! :-,0),0),0),0)
See you guys...




19:17 / 11.05.2002
link
komentarz (0)
Momentami tak mi bardzo zle, ze mialabym ochote nie istniec doslownie. Naprawde mam dosc. Pewnego dnia cos sie przeleje, a wtedy postapie bardzo radykalnie. Nie wiem jeszcze tylko jak.


16:04 / 10.05.2002
link
komentarz (0)

Zastanawiam sie, jak to jest z paleniem papierosow. Bo ja wielokrotnie usilowalam wypalic papierosa jak nalezy, ale nigdy mi to odpowiednio nie wychodzilo. Nie, ja wcale nie chce palic. Mnie tojest zupelnie niepotrzebne. Ja pale kilka razy do roku, na jakichs imprezach i to nie wszystkich. Papierosy sa dla mnie czyms, co przyjemnie trzyma sie w reku i fajnie sie z tym rozmawia. Tak, czasami lubie sobie wlasnie rozmawiac z papierosem. Ale i to zdarza sie rzadko, gdyz wole trzymac inne rzeczy... ;-,0),0),0),0),0) He, he, he. Tak czy inaczej, nie rozumiem, jak mozna lubic palenie samo w sobie. Dym dusi. Przynajmniej mnie. I nic na to nie umiem poradzic. Zawsze myslalam, ze to kwestia nauczenia sie. Jak sie czlowiek pare razy zaciagnie, to pojdzie
mu dalej jak z platka. Ale guzik. Juz nie raz udalo mi sie wypalic calego papierosa, a kazde kolejne zaciagniecie drapalo mnie w gardlo niemilosiernie i dostawalam atakow kaszlu. Jak to wiec jest, ze inni pala? Czy mam cos nie tak z gardlem? Pytam z czystej ciekawosci, bo papierosy i tak mnie nie kreca.Aha, no i jak to jest z uzaleznieniem? Jak mozna czuc potrzebe czegos takiego ohydnego jak papieros? To mnie naprawde fascynuje...




15:18 / 10.05.2002
link
komentarz (5)

Kobieta jest jak patelnia, poniewaz zarowno kobiete, jak i patelnie, mozna zlapac za raczke.




Konstanty Ildefons Galczynski




15:04 / 10.05.2002
link
komentarz (0)
A przed chwilka poczynilam sobie z Lancasterkiem uroczy dialog na GG... ;-,0),0),0),0)
Enjoy...

15:02 / 10.05.2002
link
komentarz (0)
Obudzilam sie dzisiaj w nastroju nieco mieszanym- troche mi bylo dobrze, za chwile zle. Chcialo mi sie plakac. Wpadlam znow w nastroj nieco nostalgiczny. Ogarnela mnie niepewnosc, obawa, jakis lęk...

Ale chyba jest juz dobrze...


02:23 / 10.05.2002
link
komentarz (2)
No i chce sie pozbyc zazdrosci.


02:19 / 10.05.2002
link
komentarz (1)
Spac mi sie chce, ale dzielnie czekam na ewentualna rozmowe z Nim. Chcialabym, zeby kiedykolwiek ktos umial zrobic dla mnie choc tyle. I nie dlatego, ze go o to poprosze albo dlatego, ze tak wypada, ale... dlatego, ze tak wlasnie serce mu podpowie, dlatego, ze tak bedzie czul i chcial, calym soba. Nie oczekuje nic wiecej poza tym, co sama jestem w stanie zaoferowac- prawdziwego, szczerego uczucia. Wzajemnosci...


02:07 / 10.05.2002
link
komentarz (0)
Dziwnie, dziwnie, dziwnie. Jeszcze troche wody w rzece uplynie, zanim poczuje dlugooczekiwana ulge i spokoj emocjonalny. Na razie wszystko sie jeszcze gotuje i trzeba poczekac, az bedzie mozna wyjac to na talerz. Ach, dziwnie, dziwnie...

Zastanawiam sie, czy doszukuje sie dziury w calym, czy moze- w calej swej madrosci- mam racje i final bedzie taki, ze wszystkie moje przypuszczenia sie sprawdza. A wtedy kobieca intuicja zostanie okrzyknieta powszechnym szostym zmyslem wystepujacym w przypadku gatunku homo sapiens u samic rasy bialej. ;-,0)

Glodna jestem. Ale to nerwy, to tylko nerwy. O nie, nie pojde nic zjesc!

Wiecznie mi sie chce plakac. Raz z radosci, raz ze wzruszenia, raz ze smutku, a raz ze strachu... Glupota... Jejku, jaki zakret. Mam zszargane nerwy, to prawda... I dosc wszystkiego. To tez prawda. Chyba sie jutro do fryzjera przejde z tego wszystkiego. Poprawie sobie humor. A co! ;-,0),0),0)


18:00 / 09.05.2002
link
komentarz (5)
Wiecie, co jest moim problemem? Ze zwykle angazuje sie w ludzi, ale z ich strony nie ma zbyt wiele odzewu. Pisalam kiedys o tym, ze cierpie na brak inicjatywy ze strony innych ludzi. To prawda.
Nie dosc, ze brak inicjatywy, to czesto takze brak reakcji.
Czy wobec tego angazuje sie w nieodpowiednich ludzi? A moze to ze mna cos jest nie tak?

Np. jesli chodzi o facetow, to... przez cale zycie myslalam sobie, ze jesli bede sama, to powody beda czysto przyziemne- nie spodobam sie nikomu. Guzik prawda. Odkad moje zycie towarzyskie rozkwitlo, okazalo sie, ze dla niektorych facetow moge byc atrakcyjna. Co wiecej, nie narzekam na niedosyt takichze panow. Okazuje sie, ze najwiekszym problemem sa emocje. To jest, jak widac, bariera nie do przeskoczenia. Nie spodziewalam sie tylko, ze mnie to wlasnie spotka. Nie jestem typem cukierkowej blondynki, na ktora leca wszyscy faceci, ale zaden nie chce jej na dluzej, gdyz jest pusta i glupia. Znam swoja wartosc, mam swoje idealy i ogolnie siebie doceniam, ale to wszystko chyba sprowadza sie do zasady: "Tylko ja jestem piekna, tylko ja jestem madra, tylko ja tak sadze"...
Dlaczego, jesli juz mam cos wspolnego z jakims facetem, to ma to podloze czysto fizyczne? Dlaczego, jesli juz ktos chce ode mnie czegos wiecej, to ja go nie chce? Dlaczego, jesli ja czegos chce od kogos, on z kolei nie chce mnie? Dlaczego swiat jest taki niesprawiedliwy i pomieszany?
A poza tym dlaczego pogryzly mnie komary?! Teraz mnie wszystko swedzi! :-P

Nastroj mam wyjatkowo melancholijny. Nic dodac, nic ujac. Laza mi po glowie najrozniejsze refleksje, mecza mnie i nurtuja, nie pozwalaja skupic sie na niczym innynm.

(ide cos zjesc z tego wszystkiego,0) :-P

17:39 / 09.05.2002
link
komentarz (2)
Gdzie ja pojade na wakacje? Co ja bede robic? Byc moze z Agata wybiore sie w gory. Ale to chyba nic pewnego. Tzn bardzo bym chciala. Bo chodzi o Tatry, a dawno tam nie bylam. No i nigdy nie zdarzylo mi sie spac w schroniskach, co tez wlasnie bysmy sobie uskutecznily. Fajnie.

Rozmawialam z Agata i... doszlysmy do wniosku, ze jestesmy kompletnie inne. Ja to jak najbardziej akceptuje, ona chyba tez, ale przykro mi, ze taka byla konkluzja rozmowy, bo to moja naprawde najblizsza przyjaciolka i strasznie ja kocham. I nie chcialabym, zeby miedzy nami cos zaczelo sie psuc. Dlaczego? Gdyz rozni nas najwazniejsza sprawa- podejscie do zycia. Tzn. to nie sa az tak skrajne roznice, bo my pod wieloma wzgledami sie zgadzamy, ale mimo wszystko.
To jest tak: my jestesmy obie bardzo zlozone i lubimy wiele rzeczy. One sie czesto pokrywaja. Ale koncowy efekt jest taki, ze wybieramy rozne drogi. Te drogi ida rownolegle i na tyle blisko, ze widzimy sie, ale co jesli pewnego dnia sie rozejda?
Pociesza mnie jedna rzecz, a wlasciwie jedna cecha, ktora obie posiadamy: tolerancja. Tylko dzieki niej rozumiemy sie tak dobrze, gdyz akceptujemy swoja innosc, swoje odmienne potrzeby, itp. To super. I mnie taki uklad odpowiada. Ale boje, ze Agata bedzie szukala kogos podobnego do siebie. W sumie niech szuka. Nie chce po prostu, zeby cos sie popsulo. Ot.


17:09 / 09.05.2002
link
komentarz (0)
Leniwy dzis dzien. Taki sloneczny, cieplutki, byla u mnie Ewa. Za rok bede o tej porze troche bardziej przerazona, gdyz to ja bede pisac maturke i to dzieki mnie inne klasy z liceum beda mialy wolne... ;-,0),0),0) He, he. A na razie wolne mam wlasnie ja, bo ja jestem ta inna klasa z liceum. Heh. Fajnie. Ale maturki sie zaczynam bac. Jest juz tak blisko. A ja tak strasznie nic nie umiem... Ale przezyje, bedzie dobrze. ;-,0)

Wlasnie zastanawiam sie, jak moge zarobic. Powiedzcie mi: jak? Macie jakies pomysly?
Bo ja chce do Paryza.... Buu....


18:41 / 08.05.2002
link
komentarz (2)
Dzis mialam klasowke z matmy i, chociaz dzial jest jednym z najprostszych, nie zaliczylam jej. Po prostu nie oddalam kartki. Pograzylam sie ogromnie, ale nie dam za wygrana. O nie!

Z chemii musze zrobic kilka rzeczy w domu i przyniesc na poniedzialek, a dostane bez problemu troje. Hurra. Ciekawe, co z fizyka. O biologii i historii nie wspomne. A juz zwlaszcza o lacinie.
No dobra. Przechlapane mam z kazdego przedmiotu, ale chrzanie. Mam swietny humorek.

I wiecie co? Chyba jestem szczesliwa. :-,0),0),0),0),0),0)


18:10 / 07.05.2002
link
komentarz (3)
Nie chce nic zapeszac, ale czuje sie fantastycznie. Mam jakas taka lekkosc w sercu, jest mi tak dobrze, tak fajnie, tak milo... I czuje taka ulge... Ach, jak fajnie... :-,0),0),0),0),0),0),0),0),0),0),0),0),0),0),0)


16:47 / 06.05.2002
link
komentarz (3)
Gwoli informacji- spalilam sie na krakowskim sloncu i skora (na razie tylko z dekoltu,0) schodzi mi platami. Doslownie PLATAMI!!! To okropne i i w ogole, i to, co zostalo pod spodem, boli. :-P

Ide zjesc kanapke z jajecznica. :-P


18:15 / 29.04.2002
link
komentarz (0)
Pani powiedziala, ze zastanawia sie, czy promowac mnie do nastepnej klasy. Bo czasem mozna miec nawet 4 oceny w semestrze i nie zdac- z powodu frekwencji. Hmm... No tak... Szkoda, ze nie stac mnie na danie pani profesor koperty. Wtedy nagle okazalabym sie grzecznym, zdolnym dzieckiem... :-PPPP


14:04 / 28.04.2002
link
komentarz (3)
Kiedy czynilam moj ostatni wpis, bylam mocno nietrzezwa. Dopiero teraz usiadlam przed kompem, zeby sprawdzic, co tez splodzilam. Heh. I tak jak napisalam w komentarzu do Galaxy, dawno tak sie nie spilam. Po 1: wypilam duzo i dokladnie juz nie pamietam czego, po 2: dosc mocno krecilo mi sie w glowie, a momentami msialam bardzo nad soba pracowac, zeby zrozumiec, co sie wokol dzieje. Ale fajnie- wlasnie takiej imprezy mi brakowalo: sympatycznej libacji... :,0),0),0),0),0),0) Mozna niby organizowac sobie na imprezkach muzyke i poskakac, ale... przyznam szczerze, ze zdecydownie wole ten rodzaj spotkania- fajni ludzie, fajne trunki, fajna gadka.

Z ciekawostek: Galaxy spytala mnie, czy pale. Ja, zgodnie z prawda, odpowiedzialam, ze nie, po czym wzielam od niej papierosa! ;,0),0),0),0) No coz- ja tak mam na imprezach.
A pan szanowny Makaron nic nie pamieta- wmawia mi, ze kiedys palilam. No, bezczelnosc. Moze zapalilam, raz najwyzej. Ale nie palilam przeciez. Wiem i pamietam.
Ale Makaron w ogole nie pamieta niczego i plecie, co mu slina na jezyk przyniesie. Do lez rozbawila mnie wiec uwaga, ze nadal siorbie, jak pije piwo! Ach, jej! A ktoz z nas nie siorbie, prosze panstwa?

Ale zadowolona jestem, bo duze spozycie alkoholu sprawilo, ze nie denerwowalam sie ani niczyim widokiem, ani glupota. Tak, bardzo dobrze. Wszystko splynelo po mnie jak po kaczce. O! :,0),0),0),0)

A teraz siedze sobie przed komputerem. A przeraza mnie tylko jedno: balagan, ktory tu pozostal. I pewnie bede musiala cokolwiek pomoc, bo nie wypada siedziec na czterech literach i nic nie robic. Ech.

No nic. Konczyc bede.
Dwa warunki, ktore musza byc spelnione, zebym byla "czynna" po imprezie: kapiel i sen. Pierwse- zrobione. Zasnac tylko nie moge. Kurcze, ja to tylko u siebie spac potrafie...


02:55 / 28.04.2002
link
komentarz (3)
Jstem na imprezie u Mumika, przed chwila dostalam wiadomosc, ze przyszedl Dix, wiec poszlam go przywitac. Zanim to uczynilam dowiedzialam sie, ze przyszedl takze Makaron. Nie uwierzylam, lecz ujrzalam go w przedpokoju... Zszokowalam sie. A potm zaczelam sie smiac na jego widok... Zabawne, doprawdy. Zaczelam sie smiac na jego widok....


21:36 / 26.04.2002
link
komentarz (0)
Dzisiaj stalo sie cos strasznego. Moja pani wychowawczyni na moj widok dorwala dziennik i wszystkie moje nieobecnosci uznala za nieusprawiedliwione.
Teoretycznie jej sie nie dziwie, bo regulamin przewiduje, ze usprawiedliwienie trzeba dostarczyc w ciagu 7 dni. Ale tak sie sklada, ze w naszej klasie tego sie raczej nie przestrzega. Usprawiedliwienia zawsze przyjmuje Kasia, bo to wlasnie ona zajmuje sie dziennikiem w kwestii nieobecnosci, itp. To jej dostarczamy karteczki i to zwykle na dzien przed wywiadowka- za caly semestr, bo kazdy zwyczajnie zapomina wczesniej przynosic.
I ja wlasnie tez zapominam. I przyznam szczerze, ze jeszcze mam jakies zalegle nieusprawiedliwione godziny ze stycznia. I OK- wiem, ze to zle, ze to nieladnie, ale... co mnie wkurza?
Bo ja Wam opowiem, co sie dzis stalo.
Siedzialam z kolezanka na schodach i smialysmy sie. Nie wiem, co mi sie stalo, poniewaz dawno tak sie nie smialam. Zmienilam sie i juz chyba nie miewam takich przyjemnych atakow smiechu. A przynajmniej bardzo rzadko. I dzis wlasnie sie rozesmialam. Nie, to nie byl atak. To w ogole sie w oczy nie rzucalo. Ale tak sie zlozylo, ze po schodach szla moja zacna wychowawczyni. Zanim dojrzala, kto siedzi na gorze, rzucila (calkiem wesole nawet,0) pytanie: "A kto to sie tak smieje?", po czym, jak zorientowala sie, ze to ja, powiedziala, ze to zalosne, spojrzala na mnie tak, jakbym jej conajmniej dzieci zabila i poszla do klasy. A tam, zaraz po oficjalnym "dzien dobry", dorwala wlasnie dziennik i wszystkie moje nieusprawiedliwione godziny podliczyla i dlugopisem wpisala w dzienniku. Czyli ruszyc juz tego nie mozna.
Jak to uczynila, zwrocila sie do klasy: "Podliczylam Trojanowskiej godziny (tu odczytala, ile ich jest w kazdym tygodniu,0). Paru z was (tu wymienila,0) takze ma kilka godzin ze stycznia, wiec proponuje, zebyscie do poniedzialku zrobili z tym porzadek, jesli nie chcecie miec takiej sytuacji jak kolezanka, ktora NA PEWNO bedzie nieklasyfikowana z przynajmniej kilku przedmiotow". Skonczyla i przeszla do lekcji...
Rece mi opadly.
Ja wiem, ja rozumiem. To moja wina, moja bardzo wielka wina. Moglam chodzic do szkoly, moglam przynosic usprawiedliwienia w terminie, moglam we wtorek i srode pojsc na polski, zeby moja szanowna pani wychowawczyni nie przypomniala sobie dzis o mnie. Moglam w ostatecznosci dzis sie na jej lekcji nie pojawiac, chociaz nie wiem, czy to by zalatwilo sprawe.
Tak czy inaczej, zla jestem o to, ze stalam sie przykladem dla innych, jak nie nalezy postepowac i jakie sa tego konsekwencje. Krew mnie zalala, kiedy dowiedzialam sie, ze cala reszta osob bedzie mogla sobie w poniedzialek przyjsc i dokladnie takie same zaleglosci w usprawiedliwieniach nadrobic. Nie wiem, co tej babie dzis odbilo, ze tak wyzyla sie na mnie, bo naprawde ten regulamin o dostarczaniu karteczek w ciagu 7 dni i tak nie jest nigdy przestrzegany. OK. Dzis zaczal byc. I prosze bardzo. To moja sprawa, ze zapomnialam usprawiedliwic tych godzin, moja strata i musze poniesc "kare". Ale dlaczego TYLKO ja???? Wyjdzie na to, ze to JA jestem ta najgorsza, ktora sobie olewa i robi co che, a inne "niewinne baranki" przyniosa usprawiedliwienia i dostana wzorowe z zachowania.
Pomijam, ze bede miec ocene nieodpowiednia. Skutki dzisiejszej furii mojej pani siegaja duzo glebiej. Tak jak powiedziala, moge byc (i pewnie bede,0) nieklasyfikowana za frekwencje. A z nieusprawiedliwionymi godzinami mam przerabane do konca, bo jest to potraktowane jak ucieczka. Koszmar.
Wiec albo nie zdam, albo bede pisac komisa ze wszystkich mozliwych przedmiotow. Albo ewentualnie sie nauczyciele nade mna zlituja, w co bardzo watpie, bo mnie nienawidza.
Po prostu poloze sie na torach i poczekam... To juz koniec. KONIEC.
Do widzenia.
Napisze list pozegnalny, ktory Tu pozostawie, a kopie dam mojej wychowawczyni- niech ma wyrzuty do konca zycia... :-P

16:18 / 25.04.2002
link
komentarz (5)
A teraz cos zabawnego. Weszlam na strone bravo.pl (no comment,0) i tam wlasnie znalazlam przekomiczny Poradnik calowania... Kopiuje wszystko, jak leci. Prosze usiasc i mocno zlapac sie jakiejs poreczy, bo ze smiechu mozna zejsc...

Obawy

* Czy wszystko pójdzie dobrze?
Tak, jeśli sobie ufacie a między Wami istnieją szczere i głębokie relacje.

* Gdzie to zrobić?
Koniecznie w miejscu spokojnym, nastrojowym, w którym czujecie się bezpiecznie.

* Jak długo powinien trwać pierwszy pocałunek?
Dokładnie tyle ile chcecie-:,0),0)

* Co zrobić jeśli ktoś nosi okulary?
Najlepiej zdjąć - nie będzie zbędnego kłopotu.

* Zamykać oczy czy raczej wpatrywać się w partnera?
Raczej zamknąć - nic nie będzie rozpraszać a świat zawiruje tysiącem barw.

Jak to jest?

* Miłe mrowienie
* Delikatna wilgotność
* Szum w głowie
* Szybkie bicie serca
* Radość

Kilka praktycznych rad

* Zadbaj o świeży oddech - nikt nie lub całować się np.: z popielniczką.
* Nie całujcie się na mrozie - nos może spłatac figla.
* Przełknij ślinę - unikniesz zaksztuszenia w chwili zdenerwowania.
* Zaufaj partnerowi.
* Unikaj ciężkostrawnych potraw a także cebuli, czosnku i tym podobnych "kulinarnych pachnideł".


I jak?? Zabojcze, prawda? :-,0),0),0),0),0),0),0),0),0)


16:06 / 25.04.2002
link
komentarz (0)
No i nadszedl kolejny, tak samo nudny, szary i pochmurny dzien. Przepelniony wyrzutami sumienia i lekkim zdenerwowaniem z powodu szkoly oraz walka z sama soba (pojsc do szkoly czy nie pojsc do szkoly?,0).

Ale zeby nie smecic, mam temat, zapowiedziany i rozpoczety wczoraj. Flirt. A wiec dzis, prosze panstwa- czesc druga, o nieco przekornym tytule...

Poradnik uwodzenia
Najpierw chcialabym rozpatrzyc roznice pomiedzy dwoma waznymi pojeciami: flirt i uwodzenie. Chociaz obejmuja one dosc podobne zagadnienia, tak naprawde bardzo sie roznia. Otoz, flirt jest obupolny, zarowno jedna, jak i druga, strona wiedza doskonale, o co chodzi i swiadomie prowokuja sie w rozmowie. Jesli chodzi o uwodzenie, to tutaj jest nieco inaczej. Tu moze zdarzyc sie tak, ze jedna ze stron ulega urokowi drugiej, a ta druga- mowiac brzydko- to wykorzystuje... Final takiego dzialania- do przewidzenia. :,0)
Najpierw o flircie, poniewaz dokladnie przed sekunda mi sie przytrafil i jestem z nim na biezaco. :,0),0),0),0)
Flirt to nie tylko rozmowa, to calosc, to klimat. Mozna go podzielic na rozne czesci. Pierwsza z nich bedzie: ROZMOWA.
Rozmowa musi byc utrzymana w jednej, konkretnej konwencji- oczywiscie erotycznej. Moze dotyczyc dowolnego tematu, ale odpowiednia intonacja glosu lub delikatny podtekst zrobia swoje. I o to chodzi! Kiedys sama prowadzilam taka rozmowe. Pamietam, ze pytalam sie Go, jak ma na imie jego siostra i jego mama. Ale mowilam to takim tonem, jakbym przynajmniej proponowala mu perwersyjny seks. Efekt ten sam, ale przynajmniej wszystko bylo zawoalowane i podtrzymywalo w niepewnosci.
Aluzje w rozmowie moga, a nawet musza sie pojawic, ale musza byc subltelne. Maja dawac do myslenia, ale jednoczesnie nie byc zbyt bezposrednie, bo wtedy flirt traci swoj urok.
Kolejna sprawa to GESTY. Nazwalam to bardzo ogolnie, ale w tej grupie zawiera sie wszystko, co zwiazane jest z naszym cialem.
Po pierwsze wszystko zalezy od tego, gdzie flirtujemy- czy jest to miejsce publiczne, czy moze wrecz przeciwnie- jakis zaciszny, przytulny pokoik (chociaz wtedy lepiej nie ryzykowac! ;,0). Na pewno w kazdym razie przydaja sie dlugie, znaczace spojrzenia, okraszone uwodzicielskim usmiechem. Moze byc to usmiech lekko bezczelny i pewny siebie, ale nie za bardzo, bo nie kazdy lubi "brutali" i wtedy moze zareagowac pazurkami. :->
Ja osobiscie lubie, kiedy mezczyzna o mnie zabiega. Wtedy troche sie z nim podrocze, ale w taki sposob, ze on doskonale sobie z tego zdaje sprawe- i o to wlasnie chodzi. :,0)
Ale wracajac do gestow, dobrze jest czasem- niby niechcacy- dotknac drugiej osoby: w reke, w ramie, w kolano- to niewazne. Chodzi o jakis drobny kontakt fizyczny, ktory (gwarantowane!,0) pobudzi wszystkie zmysly. A do tego podniesie nasza niepewnosc, co tak naprawde jest grane. A to wszystko dlatego, ze ow dotyk nie bedzie oficjalnie zamierzony.
Wazny jest takze glos. Powinien byc lekko sciszony, bron boze- piskliwy!! Musi byc... hm... po prostu namietny, erotyczny, ale nie mozna przesadzic w druga strone i mowic glosem Kasi Figury w sextelefonie (Chafer, zabije Cie za to oszczerstwo!! :,0),0),0).
Czesc trzecia to UBIOR oraz cala ta otoczka, nad ktora mozna popracowac (mowie tu o kobietach,0) kilka godzin przed lustrem. Fryzura musi byc- w miare mozliwosci- dopracowana (na potargane wlosy bedzie jeszcze czas!:,0),0),0). Makijaz? Hmm... I tu posypia sie uwagi od panow, jak powiem, co mysle. Albowiem, ja- na tego typu wieczorne wypady- zawsze maluje sie mocno. Wiem, ze faceci nie lubia zbyt wytapetowanych kobiet, ale... moim zdaniem najgorszy jest nadmiar pudru. Co do reszty, to mozna polemizowac. Ja, w kazdym razie, zawsze podkreslam oczy i usta- najwazniejsze elementy na twarzy.
Tak czy inaczej, makijaz moze byc dowolny, byle uwydatnial wszelkie zalety, a kryl mankamenty.
A samo ubranie? No, na pewno zbyt wyzywajace rzeczy odpadaja. Trzeba zachowac klase. Aczkolwiek lekko obcisla bluzeczka z odpowiednim dekoltem przyciaga spojrzenia... :,0),0),0),0)
A tak naprawde, to obu stronom polecam po prostu elegancje i dobry styl.
Nie mozna tez zapomniec o zapachu- dobre perfumy to pierwszy krok do sukcesu! :,0)
Na koncu wspomne jeszcze o ALKOHOLU, ktory- w niewielkiej ilosci- na pewno sprzyja takiej erotycznej pogawedce.

I teraz- uwaga, uwaga!- rozdzial pt. "Flirt" sie zamyka. Zaczyna sie uwodzenie i prowokowanie, ktore- choc nadal powinno byc subtelne- zawiera znacznie wiecej mozliwosci dzialania, ale... to sie moze "zle" skonczyc. :,0),0),0)

To, co tutaj opisalam, to wszystko to, co zdarza sie miedzy kobieta a mezczyzna, ZANIM do czegokolwiek miedzy nimi dojdzie, a dojsc przeciez nie musi. To po prostu warunki dobrego flirtu- oczywiscie w moim odczuciu. Kazdy ma prawo do wlasnych upodoban. :,0)
Poza tym, gwoli wyjasnienia dodam, ze to tylko jeden z mozliwych flirtow, bo wszystko zalezy od dwojga ludzi, ktorzy sie spotkaja.

No. I to by bylo chyba na tyle. Jak mi sie cos przypomni, dopisze. :,0)


03:43 / 25.04.2002
link
komentarz (0)
Gadalam dzis z Mumikiem na temat flirtow, a to natchnelo mnie, zeby napisac tu kilka slow. A wiec...

"Rozprawa o uwodzeniu"
Dla mnie najciekawszy filrt jest wtedy, kiedy zarowno kobieta, jak i mezczyzna, wiedza doskonale, o co chodzi. Flirt to nie jest nabieranie kogos i zdobywanie. Flirt to obustronna inicjatywa, to rozmowa pelna subtelnych aluzji, usmiechow i spojrzen spod dlugich rzes.
Flirt- niestety- nie moze byc zbyt spontaniczny. Nie wolno nagle wybuchnac niepohamowanych, piskliwym smiechem (albo z chrumkaniem jak prosiaczek :,0). Flirt musi byc wyrafinowany, wywazony, delikatny.
Podczas flirtu lubie przejmowac czasem inicjatywe w rozmowie. Lubie, gdy facet wowczas- swiadomie oczywiscie- daje mi sie owinac wokol palca. Wtedy nie protestuje, nie stawia sie, co jednoczesnie nie zwalnia go od inicjowania kolejnych rzeczy.
Taki flirt z prawdziwego zdarzenia to cos bardzo erotycznego, tajemniczego i niepowtarzalnego. Nie musi on do niczego prowadzic. Ale musi byc na tyle niesamowity, zeby pozostawil w pamieci po sobie slad.
Zdarzyl mi sie nie raz taki wlasnie flirt, o jakim mowie. Potrafilam godzinami rozmawiac po nocach w taki wlasnie sposob, ze pozniej zasnac nie moglam- taka bylam zaaferowana! O! I to jest flirt, ktory zasluzyl na wielkie brawa- bo zrobil wrazenie.

Moze innym razem dokoncze moje dywagacie (np. jutro,0), ale teraz potwornie chce mi sie spac. Buzka! ;-*** Dobranoc!!! :,0),0),0)

18:53 / 24.04.2002
link
komentarz (0)
Strasznie chce mi sie spac, jejku... A jeszcze ta biologia.... Buuu...

17:08 / 24.04.2002
link
komentarz (2)
Przede mna kolejny dlugi dzien- biologia... I znowu ta glupia genetyka. A zeby bylo smieszniej- nieco rozszerzony, ale wprawdzie ten sam- material z pierwszej klasy. I po co to komu??? Nie rozumiem... Jeszcze tylko pare klasowek, jeszcze kilka razy sie poswiecie... i... wiecie co??? Juz nigdy w zyciu wiecej nie spojrze na biologie, chemie, fizyke i geografie!!!! Aaaaa!!!!!!!!

Az nie moge uwierzyc... Jejku... Bedzie mi ich brakowalo... ;-,0),0),0),0)
Dziwicie sie, czemu juz nigdy nie spojrze? No bo skoncza mi sie te durne przedmioty na szczescie juz w tym roku.

Zaleglosci przede mna koszmarne, a czasu coraz mniej. Przypomina mi sie to, co bylo przed rokiem. Nadrabianie calego semestru w zaledwie kilka dni. Boze... Trzeba byc nienormalnym takim jak ja, zeby sie obijac caly rok, a pozniej marnowac cale dnie, zeby wyjsc jako tako z ocenami. Teraz juz do konca roku szkolnego bedzie towarzyszyl mi stres. No, ale trudno. Sama tego chcialam. :-P

Na weekend majowy wyjezdzam. W chwili obecnej (a przeciez wszystko moze sie zmienic,0) ja i Agata planujemy pojawic sie w Krakowie. Ten wyjazd bedzie nieco szalony- jedziemy bowiem zupelnie w ciemno, nie mamy pojecia, gdzie bedziemy nocowac i co jesc. Bierzemy Ochroniarza z namiotem i w droge! :,0),0),0)
A te kilka dni w Krakowie chcemy spedzic jak najbardziej refleksyjnie: bedziemy nad soba pracowac, myslec i dochodzic do harmonii z calym swiatem. Poza tym bedziemy pisac, czytac i gadac, a wszystko to na lonie natury- oby nie padalo. ;,0),0),0)
Zabiore sobie Wladce Pierscieni- po polsku i po angielsku. Po polsku- zeby wreszcie skonczyc pierwszy tom (!!!,0), a po angielsku- zeby meczyc obecnych moim pseudobrytyjskim akcentem. :,0),0),0),0),0)
Poza tym chcialabym wreszcie dokonczyc wraz z Agata scenariusz do naszego filmu. Mam nadzieje, ze Mumik nam w tym pomoze, bo juz jakis czas temu zglaszal swoja chec w wymyslaniu watkow. Bardzo fajnie! :,0),0),0) Chce to wreszcie miec zrobione. A jak nadejda upragnione wakacje, mysle, ze bedzie trzeba juz na powaznie zabrac sie za tworzenie naszego dziela. Och, och! Byle tylko dopisali mi aktorzy! :,0)
14:04 / 22.04.2002
link
komentarz (1)
Fajny ten programik. Podoba mi sie. :,0)
13:58 / 22.04.2002
link
komentarz (0)
w sobote bylam w teatrze na sztuce, pt. "Szalone nozyczki". Jestem pod wrazeniem!
Akcja rozgrywa sie w salonie fryzjerskim o nazwie, ktora jest w tytule. Salon prowadzi wymalowana lala- Barbara Markowska oraz uroczy homoseksualista- Tonio Wzięty. Klientami sa: Edward Wurzel (czyt. wurcel,0)- sprzedawca antykow, pani Dąbek- zona posla, bogata i niezbyt rozgarnieta. Jest takze dwoch innych panow, jak sie pozniej okazuje- tajniakow.
Wlascicielka kamienicy, w ktorej jest zaklad, jest niejaka pani Izabela Rychter, pianistka. W trakcie sztuki dochodzi do jej morderstwa. Wtedy wlasnie ujawniaja sie dwaj policjanci i zaczynaja dochodzenie. Z poczatku prosza o rekonstrukcje wydarzen- widownia moze pomagac, jesli dokladnie wszystko pamieta. Pozniej widzowie moga kierowac pytania bezposrednio do podejrzanych. Decyzja, o tym, kto zabil pania Rychter, podejmuja wlasnie ludzie.
Najbardziej powalil mnie niezaprzeczalny i ogromny talent aktorow, ktorzy musieli prawie caly czas improwizowac, zwlaszcza w momencie, gdy rozmawiali z publicznoscia. A przeciez nadal musieli zachowywac sie tak jak grani przez nich bohaterowie.
Sztuka byla swietna. Dawno sie tak w teatrze nie ubawilam. Uwazam, ze wszystkie oklaski (od ktorych rozbolaly nas rece,0) byly w pelni zasluzone.
Polecam wszystkim.
A zainteresowanych moge jeszcze poinformowac, ze graja te sztuke w Lodzi w Teatrze Powszechnym.


13:42 / 22.04.2002
link
komentarz (0)
Nie poszlam dzis do szkoly i czuje sie z tym obrzydliwie. Moze dlatego tak bardzo mi niedobrze?
Ale to ostatni raz. Dzisiaj nie mialam waznych lekcji, a musialam sie wyspac. :,0),0),0),0),0),0),0),0),0),0),0)

A teraz powaznie: zaraz sie biore za chemie. Babcia powiedziala, ze da mi pieniadze na wakacje, jak nie bede miec zadnej dwoji. Wiem, az wstyd pisac. Bo co to za problem nie miec dwoji? Ano problem, jak sie okazuje. Wystarczy zalapac jakas jedynke z klasowki i nie miec pozniej zadnych ocen. I ja tak mam z trzech przedmiotow. A z dwoch- oceny nie mam zadnej. Coz... Musze brac sie do roboty. Mam teraz jakis w tym cel. Poza tym to wstyd miec dwoje. Ba! Troje to wstyd czasami, a dwoje? A fe! Nigdy sie tego po sobie nie spodziewalam! Jestem be. Ide sie uczyc.

Ale czemu mi tak niedobrze i boli mnie glowa??? :-(((


20:35 / 21.04.2002
link
komentarz (5)
Wracalam wlasnie od cioci do domu i na podworku przed moim blokiem zauwazylam grupke bawiacych sie dzieci. Dwoch chlopcow i dwie dziewczynki. Grali w pilke nozna. Wszyscy byli bardzo zaaferowani, ale najbardziej mlodsza z dziewczynek, gdyz jej przypadlo w udziale sedziowanie. Trzymala wiec w reku gwizdek i gwizdala nim co chwila. Przypuszczam, ze na tym polegala cala zabawa. Dziewczynka nadymala sie strasznie i gwizdala tak glosno, ze echo odbijalo sie od bloku. Byla bardzo dumna z tego, ze to wlasnie ona moze gwizdac.
Fajnie...
Przypomnialo mi sie moje dziecinstwo, moje zabawy na podworku, to zaaferowanie i podekscytowanie. Czasem tez chcialabym isc i pograc w gume. Dzis widzialam tez dwie dziewczynki skaczace przy trzepaku. Ale fajnie... :,0),0),0) Chce byc dzieckiem... :,0),0),0),0),0),0),0)


18:32 / 18.04.2002
link
komentarz (0)
Tyle spraw mnie meczy. Np. to, ze nie mam poczucia obowiazku. Musze sie wziac za siebie, jejku. I zaczac od najprostszych spraw. Jak mi sie uda, bedzie dobrze. Heh... Czuje sie slaba i beznadziejna. :-(


19:55 / 16.04.2002
link
komentarz (2)
Mialam dzis ciezki dzien. Nie spodziewalam sie, to musze przyznac. Po pierwsze sie nie wyspalam, ale to chyba najmniejszy problem. W kazdym razie, odkad sie obudzilam, dreczyly mnie rozne sprawy. I wlasnie przez caly dzien jestem spieta i zdenerwowana. Dopiero teraz nerwy ze mnie opadaja i czuje sie taka wypluta, zmeczona i oklapnieta. Ale do tego stopnia, ze doslownie nie bardzo wiem, co sie dzieje, a momentami zapominam, jak sie nazywam.

W sądzie toczy sie sprawa karna przeciw mojemu ojcu za grozby i znecanie sie psychiczne na mojej mamie. Bylam swiadkiem. Czekalam prawie trzy godziny, strasznie dlugo wszystko sie ciagnelo.
Sala byla troche inna niz na sprawie rozwodowej. Jakas taka mniej przyjazna, troche wieksza. W ogole czulam sie strasznie i musialam mowic powoli, zeby protokolantka nadazyla z pisaniem. To mnie wybijalo z rytmu, bo musialam co chwila sie zatrzymywac. Poza tym jakos ogolnie szlo mi dosc opornie, ale wszystko juz za mna. Nie chce wiecej o tym myslec. To koniec mojej misji w tej sprawie. Ciesze sie. Jestem zmeczona...

Zaraz po sprawie poszlam na korki, na ktorych tez nie bardzo moglam sie skupic. Do teraz rece mi sie trzesa. Nie, to nie przez sąd. Jakos mam nerwy z innych powodow. Drecza mnie rozne glupoty. Sama juz nie wiem, czeog ja chce. Ogarniaja mnie ciagle jakies watpliwosci, zaczynam glupiec. Jestem zakolowana jak nigdy, naprawde.

Ide sobie z babcia pogadac. A co! ;,0),0),0),0),0)


21:44 / 15.04.2002
link
komentarz (3)
Mam straszna treme, moze przejdzie?... Ech....


21:29 / 15.04.2002
link
komentarz (0)
Boje sie. Musze przemyslec wiele rzeczy. Poza tym jutro czeka mnie niezbyt przyjemny dzien.


23:25 / 12.04.2002
link
komentarz (1)
Totalnie nie wiem, co napisac- jak zwykle ostatnio.
Przede mna tydzien wolnego oraz jutrzejsza impreza. Zastanawiam sie, jak bedzie. Jejku, mam taka treme. To idoityczne.

A rano czeka mnie jeszcze francuski... wrrr... :-/


22:24 / 10.04.2002
link
komentarz (0)
Nie bylo mnie dzis w szkole i z tego powodu jest mi obrzydliwie. Jutro powinnam pojsc napisac klasowke z laciny. Nie wiem, czy to zrobie.
To walka z moja slaboscia. Idiotyzm. Moglam dzis byc w szkole, bo nic strasznego nie bylo. Glupia jestem. Pojde wiec jutro. O!


21:41 / 09.04.2002
link
komentarz (7)
Ostatnie dni byly naprawde ciekawe. Mam nadzieje, ze uda mi sie przytoczyc to, co sie dzialo w taki sposob, by zrekompensowac moje dlugie milczenie.

Przez jakis czas tu nie zagladalam, gdyz zwyczajnie nie mialam, co pisac, a poza tym przygotowywalam sie do olimpiady filmowej. Szlo mi to dosc opornie, ale sam konkurs, mimo chwil nieco stresujacych, wspominam niezwykle milo.

3 kwietnia, w srode, ja, Magda i szalona pani P. wsiadlysmy do pociagu o trasie: Lodz Kaliska- Gdansk Glowny. Droga, o dziwo, minela dosc szybko i calkiem sympatycznie. Pani P., choc faktycznie dosyc niezrownowazona, ogolnie zrobila na mnie dobre wrazenie. Jest bardzo mila i smieszna. Ale do rzeczy.
Jeszcze w pociagu dostrzeglysmy "kolegow" z pierwszego LO. Nietrudno bylo sie domyslec, gdyz zacne ich lica prezentowaly sie wybitnie "jedynkowo", a poza tym na ich kolanach spoczywala dumnie ksiazka Przylipiaka, "Kino punktu zerowego", lektura przydatna na konkursie.
Magda zawolala: "To chyba oni!" i zaczela sie smiac. Nie powiem, zeby tego nie uslyszeli. Ale nic to.
Na przystanku okazalo sie, ze jest on niewlasciwy i tramwaj jedzie w druga strone. Tez szczegol.
Gdy po dlugich bojach dotarlysmy do internatu przy ul. Lastadia 2, okazalo sie, ze dostalysmy pokoj 3-osobowy, w ktorym bylysmy same. Oczywiscie final byl taki, ze wyladowalysmy- w ramach zamiany z trzema przyjaciolkami- w pokoju czteroosobowym z dwoma pannami z Hajnowki, ktore w zeszlym roku byly laureatkami konkursu. Nie wiem wiec, po co tym razem sie tu pojawily. Chyba dla jaj. Ale z drugiej strony- gdyby nie one, bylybysmy w pierwszej dziesiatce (ja i Magda,0), ale coz...

Gdy bylysmy juz na miejscu, postanowilysmy sie przejsc nieco po Gdansku. Z okna mialysmy widok na Motlawe, a ul Dluga, vel. Dlugi Targ, byla oddalona od naszego internatu o raptem jakies 100 metrow.
Pospacerowalysmy troszke ulicami przecudownego Gdanska. Jest naprawde piekny. Taki, bym rzekla, "zagraniczny"! :,0),0),0),0) Ulice sa czyste, zadbane i w wiekszosci odnowione. Ale Dlugi Targ pobija wszystko.
Mialam tez okazje spotkac sie na troszke z Kamilka, ktora poznalam w Paryzu na wakacjach'99 i od tej pory nie widzialam. Wprawdzie spotkanie potrwalo marne 30 minut, ale zawsze ja zobaczylam i bardzo sie ciesze. Wygladala strasznie "laskowato", w przeciwienstwie do mnie. Mialam polar, bylo mi zimno i w ogole.
Na kolacje, ku mojej rozpaczy, byla do wyboru: biala kielbasa albo watrobka. Obu nie znosze. Ale wzielam to drugie i milo sie zaskoczylam.

Ania i Ewa z naszego pokoju okazaly sie bardzo mile, a i zamiana wyszla nam na dobre, poniewaz mieszkalysmy dzieki temu pietro nizej, a poza tym do dyspozycji mialysmy lazienke damska, a nie koedukacyjna... ;,0),0)
Do godziny 1:00 w nocy ja i Magda usilowalysmy wkuc ostatnie informacje na temat kina polskiego, ale niestety pozna pora i ogolne zmeczenie zrobily swoje. Ja w kazdym razie nie bardzo wiedzialam, co czytam.

Spalo mi sie dobrze, ale za krotko. Obudzilam sie nieprzytomna, a dzien zapowiadal sie pracowicie. Od rana zaprowadzili nas do kina Neptun, a tam puscili trzy filmy Zanussiego. Na pierwszy ogien poszlo "Zaliczenie". Film krotkometrazowy z Olbrychskim w roli glownej. Byl wtedy jeszcze mlody, ale nic mu to nie pomoglo. Brzydki jak kupa.
Drugi film to (o ile sie nie myle,0) debiut Zanussiego "Struktura krysztalu", a jako trzecie dzielo puszczono nam "Ilmuminacje". To juz bylo naprawde ciezkie, filozoficzne i poruszalo problemy egzystencjonalne. Bardzo mi sie podobalo.
Potem- po obiedzie- mielismy pierwszy etap olimpiady: test z kina polskiego. Byl fatalny, trzeba bylo znac filmy, nie tylko historie kinematografii. Pozniej- fragmenty muzyki filmowej. I w tym przypadku troche wiedzialam. Najbardziej mi sie podobalo, jak puscili poczatek "Indiany Jones'a" Johna Williamsa- chyba nie bylo osoby, ktora by nie wiedziala, co to jest, bo przeszedl po calej sali szmer. Nie mialam tez watpliwosci co do "Hooka", "Bliskiego spotkania trzeciego stopnia" i "Harry'ego Pottera". Reszte trzeba bylo dedukowac. :,0)
Na koniec byla praca pisemna, w ktorej zaczelysmy niechcacy propagowac komercje w przypadku "American Beauty".

Wieczorem poszlismy na najpierwsza premiere "Suplementu", ktory bardzo mi sie podobal. Mam pare zastrzezen, ale ogolnie film byl OK.
Wyszedl pan Zanussi na srodek, dostal kwiaty i poszedl, gdyz niestety byl chory i mial goraczke.
Wieczor spedzilysmy na gadaniu, a kolejnego dnia znow czekaly nas w kinie dwa filmy Zanussiego: "Constans" i "Cwal". W przerwie miedzy nimi bylo spotkanie z rezyserem. Trwalo ono zaledwie 45 minut, podczas ktorych pan Zanussi odpowiadal na nasze pytania. I musze powiedziec, ze jest moim autorytetem. Zrobil na mnie wrazenie, ale nie jako rezyser (bo swoj talent przeciez pokazuje w filmach,0), tylko jako czlowiek. Jest bardzo sympatyczny, mily i skromny. Buduje przepiekne zdania i widac, ze jest czlowiekiem wyciszonym, stabilnym emocjonalnie, szczesliwym i spelnionym. Tego mu zazdroszcze, ale jednoczesnie nie martwie sie, bo i ja kiedys to osiagne. Jak to powiedzial pan Zanussi: dojrzalosc jest duzo piekniejsza niz mlodosc, bo wtedy czlowiek nie ma juz tylu rozterek, pytan, nie podejmuje tylu waznych decyzji. To prawda. Szkoda tylko, ze i mnie sie przytrafia to wszystko. Ze musze tyle o tym wszystkim myslec. No, ale coz. Powoli chyba jednak dochodze do jakiejs harmonii ze soba. Ot co. I dzieki Zanussiemu stwierdzilam, ze chyba jednak bede probowac swoich sil jako rezyser. Nie mozna sie poddawac z gory. I dlatego, skoro ostatnio tak bardzo zwatpilam we wszystko, sama postanowilam sobie wybrac cel- bedzie nim film. :,0) Chyba. I muzyka. :,0)

Po obiedzie byly trzy kolejne etapy konkursu: test z kina swiatowego, fragmenty filmowe i praca z estetyki filmu. Test poszedl nam lepiej niz poprzedniego dnia. Kino bylo wyjatkowo wredne. To dwuminutowy mix, z ktorego raczej nic nie wynikalo. Coz. Estetyka poszla nam bardzo dobrze- w tej konkurencji zajelysmy czwarte miejsce. Pan Przylipiak nas docenil. :,0),0)

A o 22:30 znow do kina. Tym razem na iranski film "Kolory raju"- dzielo tworcy "Dzieci niebios", Majida Majidu. Rewelacja. Po prostu sztuka.

No, a trzeci dzien to byl final. Pozniej puscili nam "Avalon"- film fajny, refleksyjny, z przeslaniem, chociaz momentami sprawia wrazenie nudnego i tandetnego, ale to moze dlatego, ze niezbyt przemyslane sa dialogi.
Po filmie obiad i koniec. Do pociagu. Po wszystkim.

Ogolnie zajelysmy 11 miejsce wsrod 36 druzyn, co, biorac pod uwage ich roczne i nasze miesieczne przygotowanie, jest calkiem nie najgorszym wynikiem.

Na dworcu podeszla do mnie dziewczyna i prosila o kase. Byla tak nacpana, ze chyba nie wiedziala, co sie dzieje. Miala obrzydliwie czerwone powieki, bo tarla je non stop reka, a oczy uciekaly jej "na druga strone" tak, ze nie mogla nad tym zapanowac. Byl to ohydny i przerazajacy widok. Jejku, ze niektorzy potrafia zejsc na samo dno... Straszne i szokujace...

To tyle mojej historii. A co teraz? Chyba nic. Mysle, jak by tu sie zmobilozowac, zeby zaczac sie wreszcie czeos uczyc czy w ogole cos robic, bo jak na razie tylko gadam. Zero praktyki. Jak tak dalej pojdzie, minie mi wena na rezyserie, przestane sie tym interesowac, szykowac i guzik. Skoncze jako nauczycielka angielskiego. Albo w zasadzie jako pani wozna. :,0),0),0),0),0),0)


18:10 / 29.03.2002
link
komentarz (8)
Ten nowy wizerunek nloga, jak juz pewnie zauwazyliscie po braku moich wpisow, skutecznie rozwial resztki mojego natchnienia. Doslownie oklaplam. Juz pomyslow na nic nie mam.
Zreszta, coz ja moge pisac? Zadnych powaznych refleksji nie bede tu zamieszczac, bo zanim ktokolwiek je przeczyta i skomentuje, ja sie powiesze.
Tak, refleksje mam coraz bardziej dolujace, wiec staram sie nie myslec, a swoj wolny czas (ktory powinnam poswiecic cennej jak zloto nauce,0) poswiecam przyjemnosciom, np. czytaniu Wladcy Pierscieni. Tak, to jest debest.
A Agata zainspirowala mnie i napisalam muzyke do jednej z piosenek zawartych w ksiazce. Musze troche to jeszcze dopracowac, zeby nie bylo monotonne, bo piosenka jest calkiem dluga (spiewal ja Frodo w gospodzie "Pod rozbrykanym kucykiem", w Bree,0). A zreszta, po co ja sie zajmuje pierdolami? Kto to dla mnie zaspiewa? Potrzebuje choru... Przynajmniej 5 osob... I potrzebuje instrumentow. :,0) Najlepiej: fletu, gitary, cymbalek, skrzypiec i wiolonczeli. :,0) O!
Ma ktos? I umie obsluzyc? :,0) No dobra, pierwsze trzy moge pbsluzyc ja! :,0) Ale to wszystko.

Kurcze, wszystko jest fajne i w ogole. Do momentu... gdy pojawia sie pytanie "po co?". No wlasnie. Po co ja to wszystko robie? Janse, dla rozrywki. Ale ona jest pracochlonna, czasochlonna i energiochlonna! I potrzeba do niej ludzi. A ludzie nie chca. :( Nie maja czasu, zapalu i ochoty... A nawet gdyby chcieli?
Nie, no, gdyby chcieli, to super! :,0) Wtedy super. :,0)
Ale nie chca...

W srode jade do Gdanska na konkurs filmowy. Nic nie umiem. Powiesze sie. Powinnam siedziec dzien i noc nad ksiazkami- od tygodnia przynajmniej... :-///



20:50 / 23.03.2002
link
komentarz (0)
Bylam dzis w kinie po raz trzeci na Wladcy Pierscieni. Nie, nie jestem na tyle szalona, zeby za to placic. :,0),0),0) Po prostu ja i Ewelinka poszlysmy sobie do kina, a tam leci "WP"- zaczal sie 15 minut temu. Poza tym pusto, nikt nie patrzy. Wiec weszlysmy. A co! :,0),0),0),0),0) I znowu film mi sie podobal jeszcze bardziej niz poprzednio. Heh... A teraz mam na plytce.... Och, och... :,0),0),0),0),0),0),0),0),0),0)


22:33 / 22.03.2002
link
komentarz (1)
Nic.
Nic.
Nic.
21:40 / 21.03.2002
link
komentarz (1)
Bylam dzis na obrzuconym nominacjami do Oscara filmie, pt.: "Piekny umysl".
Bardzo mi sie podobal. Nie bede zdradzala szczegolow, tak, gdyby ktos to chcial obejrzec, ale... bardzo fajny film- wzruszajacy, wciagajacy i niezwykle smutny. Przypomina nam o tym, jak wazna jest rzeczywistosc, od ktorej tak czesto uciekamy... Rzeczywistosc moze i jest brutalna, ale to, co nie istnieje, a nam sie przytrafia, jest jeszcze gorsze. Ciesze sie, ze nie jestem chora psychicznie. Moj Boze...
Polecam film. Zwlaszcza tym, ktorzy lubia uciekac do swojego little imaginary world. Jak zobaczycie zycie genialnego czlowieka, Johna Nasha, odechce sie Wam- gwarantuje... :,0),0),0),0)


21:14 / 21.03.2002
link
komentarz (0)
Faktycznie. Nie podoba mi sie teraz za bardzo. Glownie z uwagi na kolor. Wtedy bylo jakos z jajem. A teraz tak flegmatycznie... Bez obrazy, ale zupelnie jak na blogu! A dopiero na niego "bluznilam", no! :,0),0),0)

22:09 / 20.03.2002
link
komentarz (3)
Mialam dzis ciezki dzien. Bylam glodna, niewyspana i w ogole zmeczona, a w dodatku zarzucona zostalam natlokiem informacji co do klasowek, ktore musze zaliczyc, przy- tak przy okazji- sumiennym przygotowywaniu sie do konkursu filmowego. Przeraza mnie to wszystko.
Musze odpowiadac z polskiego- z calego modernizmu. Nastepnie klasowka z historii- wiosna ludow, powstanie styczniowe i Bog wie, co jeszcze. A na koniec lacina- okolo 250 czasownikow, w tym 3/4 nieregularnych. A jak sa nieregularne, to- wierzcie mi- ich odmiana niczego nie przypomina. Kazde slowo wtedy jest inne. Mozna doslownie sie zabic.
Ale co najwazniejsze: olimpiada filmowa. Mam do przeczytania cztery tluste ksiazki. Na razie, przypuszczam, ze jeszcze jakas lekturka w miedzyczasie dojdzie. Nie moge wyjsc na idiotke, musze cos umiec!!! Zalamac sie mozna... Ech...
A jak wroce do szkoly po dwoch tygodniach... bede musiala zaliczyc matematyke i chemie... Ja sie zastrzele do tego czasu. I bede miec to z glowy. :-p
Dzis wiec jest jedyny dzien, kiedy moge sobie poczytac "Wladce Pierscieni". Wlasnie sie obudzilam, przyszlam TUTAJ sie odmeldowac i znikam zaraz jesc kolacje i czytac ksiazeczke. Tak, dla rekreacji. Chociaz jeszcze obrzydze sobie wszystkie ksiazki na swiecie przez te dwa ciezkie tygodnie... "Kino stylu zerowego" , "Sto filmow angielskich", "Wspolczesne kino polskie" i cos tam jeszcze... Moj Boze...
Jesli bym sie nie odzywala przez dlugi czas, to tylko znaczy, ze umieram. A jesli przez bardzo dlugi- znaczy, ze sie zastrzelilam. Wtedy (napisze to w liscie, przed smiercia,0) moja mama wejdzie tu i Wam powie o mojej smierci- bedziecie tak sobie mogli ustawic grafik, zeby- podczas nieustannej pogoni za pieniadzem i kariera- wpasc po drodze na moj pogrzeb. :,0),0),0),0)
W sumie to jak na tak tragiczne wizje co do mojej bardzo niedalekiej przyszlosci, to mam bardzo, ale to bardzo (!!!,0), dobry humor! :,0),0),0)
Dobra, ide sie polozyc i porelaksowac. Przede mna dlugie dwa tygodnie. A jutro kino: "Piekny umysl". No, zobaczymy, jak piekny jest moj umysl i jak pojemny... Khm, khm... :->>>>>>>


00:29 / 20.03.2002
link
komentarz (10)
Ja przepraszam, ze tak malo... Ja sie czuje winna, ze nie wnosze na tego nloga nic pozytecznego, naprawde... Az mi glupio i w ogole...

Widzialam zdjecia Maderka. :,0) Och, Pawelku, wytnij Ty mnie z polowy tych fotek... Prosze... Jejku...


22:12 / 19.03.2002
link
komentarz (1)
Byla u mnie Agata i troszke wytlumaczyla mi zaleglosci z matematyki. Znow sie posmialysmy na mysl o przeszlosci.
Poza tym tradycyjnie mam mase rozterek, ale nawet nie jest mi szczegolnie zle. Troche tak jestem rozbita i nie mialam jeszcze czasu zaczac czytac Wladcy Pierscieni.
Galaxy, Mumik- przepraszam, ze nie odezwalam sie na GG, ale nie bylo mnie przy komputerze, kiedy zagadaliscie (w podobnym zreszta czasie,0). He, he. :,0),0),0),0)


00:15 / 19.03.2002
link
komentarz (4)
Piwo Gulczas. Jejku... Ile taki Gulczas kasy za to zgarnie! Ach....


00:09 / 19.03.2002
link
komentarz (3)
Brak weny, brak wiary w siebie, brak samozaparcia, brak wartosci. Pustka. Nawet nie bol. Po prostu pustka...



19:17 / 18.03.2002
link
komentarz (9)
Wczoraj mi sie snilo, ze ja, Mumik, Agatai jeszcze pare osob chcielismy zalozyc uzdrowisko. Najpierw jednak trzeba bylo pojsc na rozmowe kwalifikacyjna z naszymi szefami. Miala sie ona odbyc w malym domku w lesie. I... poszlismy tam cala grupa, ale niestety Mumik nie bardzo chcial rozmawiac, zachowywal sie dziwnie. Mial na glowie kapelusz (to pewnie z powodu tej Twojej imprezy,0) i caly czas uciekal tym sympatycznym ludziom, ktorzy zadawali nam pytania. Musieli go ganiac wokol domku. :,0),0),0) Fajny sen, nie?

A dzis dostalam propozycje, od bardzo- nowo- poznanego jegomoscia (lat 37,0), spotkania sie i... no, troche... sobie... umilenia czasu... jakby to delikatnie powiedziec... :,0)
Co za glupek. Po pierwsze nigdy bym nie poszla z kims do lozka z premedytacja!!! A po drugie on i tak mi sie nie podoba, wiec nawet flirtowac mi sie z nim nie chce. Ech... facetom w pewnym wieku odbija i nagle maja ochote znow umawiac sie z nastolatkami. Jezu... A w mailu tak gornolotnie pisal o przyjazni itp. Czy on mysli, ze ja jestem glupia i uwierze w takie bzdury? Jeszcze rok temu- owszem. :,0) Ale natknelam sie na paru takich i dziekuje bardzo- znam Was dobrze! ;,0),0),0) Poza tym znowu warszawiak! To jakas klatwa doslownie! ;,0),0),0),0) He, he.

Ale kiedys bylam inna- szkoda mi bylo stracic jakiejkolwiek chwili, ktora potem moglabym z lezka w oku wspominac. Nie zignorowalam zadnej znajomosci, poniewaz za bardzo sie balam, ze moze strace cos ciekawego. Teraz nie. Mam grono znajomych i koniec. I jestem wybredna. Teraz, zebym w ogole miala ochote kogos poznac, to musi on byc naprawde wyjatkowy. Nie gadam z byle kim- jestem cieta, pewna siebie i nieufna. I bardzo dobrze. Tak trzeba wobec nieznajomych 37-latkow z Warszawy!!! ;,0),0),0),0),0),0),0),0),0)


21:34 / 17.03.2002
link
komentarz (0)
Wrocilam wlasnie od Agaty. Ach, znow sobie powspominalysmy stare, dobre czasy. Jejku... Podtsawowka byla super. To, jak na razie, chyba najfajniejsze lata mojego zycia. Wprawdzie zycie towarzyskie dla mnie wowczas prawie nie istnialo- ograniczalo sie tylko do szkoly, ale... wszystko bylo takie super, takie magiczne... Musze poczytac moj wczesniejszy pamietnik. A to dlatego, ze dzis Agata czytala mi swoj i bylo tam najsmieszniejsze na swiecie zdanie: "Moze zrobimy podczas ferii impreze u Goski. Wtedy wywalimy jej rodzicow i zaprosimy nowopoznanych chlopakow. Trzeba tylko wyrzucic jej rodzicow. I poznac chlopakow..." :,0),0),0),0),0),0),0),0),0),0),0) Czyz to nie urocze? :,0),0),0),0),0),0),0)


00:01 / 17.03.2002
link
komentarz (7)
Wlasnie dzwonil do mnie Chaferek.
Slaweczku, bardzo dziekuje za telefon z przystanku. Byles dzis wyjatkowo gadatliwy. Czyzby to za sprawa trunkow? :,0),0),0),0),0),0) Przyznaj sie. Piles! :,0),0),0),0),0),0),0),0),0),0),0),0),0) He, he...


21:36 / 16.03.2002
link
komentarz (0)
Moja mama, podczas zazartej dyskusji, oznajmila mi, ze nie o to chodzilo, ze ja mialam nie isc na impreze, ale ze mialam nie jechac do Krakowa. Konkretnie.
Myslalam, ze ja zabije! Bo gdybym wiedziala, to siedzialabym sobie teraz w Warszawie na imprezie u Lancastera. Aaaa!!!!


19:44 / 16.03.2002
link
komentarz (0)
Uprzejmie informuje, ze mialam na glowie cos pomaranczowozoltego (i to niestety nie w kaczym kolorze,0) i postanowilam to zamalowac. Tak, kupilam sobie szampon koloryzujacy. Kolor: bordo.
I faktycznie wyszlo mi bordo i to bardzo ciemne. Troche to braz, troche wisnia, w swietle blyszczy na czerwono, ale generalnie wlosy sa baaaardzo ciemne. Heh. Podobaja mi sie. :,0),0),0)


14:30 / 16.03.2002
link
komentarz (0)
Przepisane z podartej kartki papieru


Godz. 10:45
Siedze w McDonaldzie. Nie poszlam na francuski. Coz. Nie mialam sily. Spac mi sie chce do tego stopnia, ze nie moge wyrobic.
Jeden stolik przede mna siedzi dwoch chlopakow. Nie wiem, le moga miec lat. Moze sa w moim wieku? Moze ciut mlodsi? No wiec siedza sobie. Jeden z nich je frytki.
Przed chwila przechodzily obok nich dwie dziewczyny. Zaczely sie szeroko usmiechac. Myslalam, ze sie znaja, ale po pierwsze dziewczyny przeszly obolk, a po drugie chlopak, do ktorego sie usmiechnely, zaczal sie rozgladac, czy to przypadkiem nie do kogos, kto siedzi za nim. Pozniej dziewczyny znow przeszly kolo stolika chlopakow i jedna z nich zabrala mu frytke. Hmm... To sie nazywa pewnosc siebie...

Teraz wprawdzie okazalo sie, ze sie znaja, a jedna z panien ma na imie Agnieszka, ale i tak cale zajscie sklonilo mnie do refleksji.
Przypomnialam sobie, jak bylam kiedys w McDonaldzie z dwiema kolezankami. Mialysmy wtedy jakies 12 lat... Przy stoliku niedaleko siedzialo kilku chlopakow. Ciekawa jestem do dzis, czy robili sobie jaj, czy wpadlysmy im w oko, w kazdym razie, na naszym stoliku wyladowala po chwili pestka wisni, ktora w dodatku przypominala zeba, iwec najpierw poczulam wielkie obrzydzenie, a za moment- wybuchnelam smiechem. Nie minelo kilka minut, a chlopcy, przechodzac obok naszego stolika, zarzymali sie, powiedzieli, ze jestesmy laski i spytali, czy moga sie przysiasc. Oczywiscie postapilam bardzo feministycznie i z oburzeniem krzyknelam: NIE!
Wiec sobie poszli. :,0)
Gwoli wyjasnienia dodam tylko, ze oni byli oblesni i brzydcy. Chociaz... przypuszczam, ze - tak czy inaczej- "dalabym im kosza". W koncu niech sobie nie mysla! He, he... ;-,0)

Tak, zmienilam sie. Jeszcze kiedys, nawet gdybym dala sie zagadac przez faceta na ulicy, umarlabym ze wstydu i w ogole zestresowala sie, i plotla glupoty. Bo ja zawsze wole mowic niz milczec. I czasem sie przez to osmieszam, ale coz...
Wiec wracajac- zmienilam sie. Naprawde nie boje sie ludzi. Nie boje sie z nimi rozmawiac, nie boje sie zartowac, flirtowac i mrugac rzesami w przyspieszonym tempie. Bo w koncu czemu bac sie ludzi?! To tylko ludzie!!! Ach... :,0)


Ale czasem sie jednak boje... Czasem trace wiare w siebie i wydaje mi sie, ze sobie nie poradze. Na szczescie nie trwa to dlugo. Zawsze w takich chwilach mowie sobie: "No, Aska, tylko spokojnie. Dasz sobie rade. Jak chcesz, to mozesz. Uda ci sie, zobaczysz. Pokaz im, na co cie stac". I zwykle to dziala. Wystarczy, ze jedna osoba mnie doceni, a nerwy znikaja i juz jest OK.
Ale nie lubie takich sytuacji. Wole takie, kiedy pewna siebie jestem od razu. :,0) O wlasnie. Na szczescie w wiekszosci przypadkow tak wlasnie jest. Uff... :,0),0),0),0)


00:05 / 16.03.2002
link
komentarz (2)
Wracalam wlasnie z kina. Stanelam na przystanku i podszedl do mnie bardzo sympatyczny chlopak i spytal, gdzie mozna kupic bilet. Zaczelam sie zastanawiac, bo wszystko wokol bylo juz zamkniete. Chlopak sie milo usmiechal i w ogole byl mily. Wreszcie udzielilam mu informacji, po czym nadjechal moj tramwaj i powiedzialam mu "pa, pa" i wsiadlam. A potem sie zastanawialam, co by bylo, gdyby nie bylo tak zimno, gdybym zaproponowala chlopakowi zaprowadzenie do kiosku, gdybym nie byla z kolezanka. Poczulam sie jakbym znow miala 12- 13 lat. Wtedy wlasnie miewalam takie rozterki... :,0),0),0) Heh..

A Wladca Pierscieni spodobal mi sie jeszcze bardziej- lepiej pamietam i lepiej rozumiem. :,0) Lepiej sie wczulam.


17:17 / 15.03.2002
link
komentarz (2)
Siedze sobie (jak zwykle,0) przed komputerkiem i pije pyszna kawe z mlekiem. I przez caly czas sciagam coraz to nowsze i coraz to fajniejsze empetrojki. :,0) Np: piosenki z filmu "Zakonnica w przebraniu". Jejku, to jest swietne. Uwielbiam gospel! :,0),0),0) A zreszta, jest tyle rzeczy, ktore uwielbiam, ze chyba bym nie zliczyla.
Jak chocby?- spytalby teraz Osiolek. A ja bym mu odrzekla: Jak chocby nocne gadanie przez telefon. Chociaz dzisiaj nastapilo lekkie przegiecie. Poszlam spac o 4:40. :,0) Jejku...
Ale co tam. Od tego wlasnie jest zycie, zeby robic takie malutkie glupotki, a pozniej sie z nich cieszyc.
Zaraz ide na WP :,0) czyli Wladce Pierscieni, wbrew roznym skojarzeniom co do tych dwoch liter. :,0)


14:17 / 15.03.2002
link
komentarz (12)
Zainspirowana wpisem Vertigo, postanowilam zastanowic sie przez chwile nad pieknem zenskiej czesci populacji. Mowilam, co podoba mi sie w mezczyznie, ale nigdy nie wspomnialam o kobiecie. Jasne, to co innego. Ale podam kilka typow wsrod tzw. celebrities, zeby kazdy dobrze wiedzial, o co mi chodzi.
kolejnosc przypadkowa

- Sandra Bullock - jest sliczna, ma niesamowity usmiech i oryginalna urode
- Kathleen Turner - jak byla mlodsza
- Sharon Stone - niby taka klasyczna i nienadzwyczajna, ale piekna
- Nicole Kidman - ma bardzo wiele twarzy
- Britney Spears - mowcie sobie co chcecie. Wiem, ze wymieniajac to nazwisko, wzbudzam zapewne wielkie kontrowersje, ale naprawde i szczerze- uwazam, ze Britney jest bardzo ladna. Jasne, zrobiona, umalowana. Ale gdyby byla faktycznie brzydka, makijaz nic by nie pomogl. A ona ma warunki. Ma po prostu ladne rysy twarzy. Aha, poza tym cholernie podoba mi sie jej brzuszek- szczuplutki, a jednoczesnie meciutki. Nie lubie takich twardych, plaskich brzuchow jak np. u wokalistki No Doubt czy chociazby Christiny Aguilery.
- Alicja Walczak z pierwszej edycji Big Brothera (byla po prostu piekna,0)

I na tym zakoncze, bo doznalam zaniku pamieci... Hmm... Jak sobie przypomne nazwiska kobiet, ktore mi sie podobaja (bo na pewno takie sa!!!,0), to dopisze... :,0),0),0),0),0),0)

21:59 / 14.03.2002
link
komentarz (1)
Siedze z recznikiem na glowie. Bede miec na wlosach kolor pod tytulem: owoc granatu. Heh. Opowiem wrazenia za dwie godziny.

Chcialabym dalej pisac, ale niestety wszystko mi przeszkadza. Kazdy dzwiek. I nie moge sie skupic. I nie bede pisac. :-p

17:33 / 14.03.2002
link
komentarz (0)
No! To ide zarabiac! :,0),0),0),0)
14:05 / 14.03.2002
link
komentarz (0)
Boze, nie mam natchnienia na pisanie czegokolwiek. Nasiedze sie najpierw przed tym ohydnym komputerem, a pozniej nie wiem, co sie dzieje, bo mam az ciezka glowe od patrzenia w monitor.


23:37 / 13.03.2002
link
komentarz (6)
A wiec tak: ja jestem na 9 zdjeciach. Krishna tez. Jesli by to kogos interesowalo. :,0),0),0),0)

Jak zeskanuje (postaram sie w ten weekend,0), to zamieszcze najlepsze na nlogu- oczywiscie z odpowiednim komentarzem. He, he... Prosze mnie tylko poinstruowac, jak to zrobic. :,0) Bo zdjec wklejac tu nie umiem.


23:17 / 13.03.2002
link
komentarz (0)
Dzisiaj znowu uczylam Kacpra matematyki. W miedzyczasie zadzwonila moja mama (martwila sie, gdzie jestem,0) i wysluchala od mamy Kacpra samych pochwal na moj temat. he, he... :,0),0),0),0) Podobno jestem super. No, ale co tam. Dostalam 50zl i od razu postanowilam wrzucic to na ksiazeczke- tam duzo latwiej zbiera sie pieniadze, a ja sie kurzylam wreszcie, ze non stop trwonie kase na glupoty. Koniec tego dobrego! Bede zbierac na wakacje. A nawet jesli nie na wakacje, to forsa sie zawsze przyda.

Ogladam teraz jednym okiem "Krolewne Sniezke". A po niej bedzie "Piotrus Pan".

Sciagnelam sobie troszke nowej muzyki filmowej- cuuuuudowna!!! Zwlaszcza z "Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka". (Tak, wiem. Tytul jest troche tendencyjny... Hie, hie... :,0)


01:43 / 13.03.2002
link
komentarz (6)
Obejrzalam "Miecz w kamieniu". Bardzo fajna, smieszna bajka. :,0) Lubie bajki. Amen.


23:17 / 12.03.2002
link
komentarz (3)
Zaczelam pisac. Nie powiem na razie nic. Bo nie chce zapeszac. Ale mam natchnienie. I to mnie cieszy ogromnie.


22:07 / 12.03.2002
link
komentarz (7)
Mam juz zdjecia, moje Mordy Kochane! Mam Was wszystkich! Reddiga tylko jakos malo. Jest na jednym zdjeciu 1/4 jego twarzy. A oto i reszta osob, ktore mam z uwzglednieniem, na ilu zdjeciach sie znajduja:
Chafer- 7
Mumik- 9
Mader- 7
Dix- 4
Dorran- 3 (no, chyba, ze Cie interesuje takie jedno, gdzie nie masz glowy :,0)
Smiech- 3
Liriel- 6
Lomion (?,0)- 1
Cyklon- 2
Lancaster- 3 (jedno to TO, o ktore tak sie klociles, a o dwoch pozostalych nie wspomne na forum, ale wyszly slodko! :,0),0),0),0),0)

Postaram sie jak jajszybciej wszystko zeskanowac, a co za tym idzie- przeslac Wam!


14:52 / 12.03.2002
link
komentarz (10)
Nie mam weny. Wczoraj obejrzalam sobie "Kopciuszka" by Walt Disney. Bardzo fajnie.
A w piatek ide na "Wladce pierscieni". O.


22:33 / 11.03.2002
link
komentarz (4)
Jak bylam na tym badaniu krwi, to w kolejce czekala sobie pewna rodzinka. Mieli niewiele ponad dwadziescia lat i male dziecko. Mlodociany tatus caly czas ustawial biednego malucha, a w normalnej rozmowie przewinelo sie sporo przeklenstw.
Mlodociana mamusia z kolei byla w ciazy - i to wybitnie ogromnej. Poza tym byla brzydka i zmarnowana.

Az mi sie slabo zrobilo. Popatrzylam na to biedne dziecko i pomyslalam sobie, ze na pewno wyrosnie z niego cos patologicznego. :-/ Moze to zabrzmi okrutnie, ale takim rodzicom, jakich widzialam dzisiaj, powinno sie zabronic miec dzieci. :-p Szkoda, zeby sie rodzily kolejne istotki i wyrastaly na kolejnych takich, jak ich rodziciele, ludzi...


20:48 / 11.03.2002
link
komentarz (0)
Delektuje sie muzyka filmowa, miedzy innymi z "Wladcy pierscieni", ale i tak kupie sobie plyte.


18:40 / 11.03.2002
link
komentarz (0)
Bylam dzis na badaniu krwi. Pani wbila mi w reke duza igle i do teraz boli mnie zyla. O.


23:56 / 10.03.2002
link
komentarz (6)
Ech.... Jest mi dziwnie. Slucham muzyki filmowej sobie... A poza tym mi dziwnie... Musze pare rzeczy porzadnie przemyslec, a pare obgadac. Dreczy mnie tyle rzeczy... ech... Poza tym musze sie wpisac do pamietnika, bo zaniedbalam go przez tego bloga.
:-p

Buuu... Stoje przed pewnym wyborem. I wprawdzie na razie nie podejme jeszcze decyzji, bo musze pewne rzeczy omowic i obmyslec, ale... w sumie zadne z rozwiazan mi nie odpowiada. Boze, dlaczego zycie bywa takie pokomplikowane? Po jaka cholere????


21:18 / 10.03.2002
link
komentarz (0)
Tereska miala tego pecha, ze urodzila sie w prostej, biednej i prymitywnej rodzinie. Ojciec ciagle pil, matka moze nie, ale nie bardzo potrafila wychowac swoich corek: Tereski i jej mlodszej siostry.

Tereska chciala isc do liceum plastycznego, ale- jak to kazdy mowi- nie dostala sie z braku miejsc. Poszla wiec do szkoly krawieckiej. :-/

Pewnego dnia dostala od ojca 50zl na szkolne wydatki. I tak sie nieszczesliwie zlozylo, ze zostala okradziona. Jedyna osoba, ktora wsparla ja psychicznie stala sie Renata. I tak sie zaczela ich przyjazn i sprowadzanie Tereski na zla droge.

Papieroski, browarki, jabole i "niezle" towary w postaci osiedlowych chlopaczkow- przyszlych przestepcow. :,0)

Tereska miala przyjaciela w osobie Edzia, ktory byl portierem i mial sparalizowane nogi. Czesto do niego przychodzila, potrafila sie przy nim otworzyc. On jednak nigdy nie potrafil sie opanowac, gdyz widzial w niej kobiete. Ona byla zamknieta w sobie. Miala piekne i romantyczne wizje milosci, ktore brutalnie zburzyla rzeczywistosc...
Tereska cala swa bezsilnosc i gromadzona wewnatrz agresje wyladowywala wlasnie na Edziu. Odgaszala mu na nodze papierosy, bila go kijem (w te nogi nieszczesne,0), po czym uciekala, gdy on chcial ja pocalowac.

Kolo Tereski krecil sie niejaki Jas. Taki sobie kibic, chuligan i w ogole. Jedyne, co robil, to namawial Tereske, zeby z nim zrobila TO. Ona sie ciagle wykrecala, gdyz chciala, zeby ktos ja kochal. Poprosila wiec, by zlal jednego faceta, ktory rzekomo usilowal ja zgwalcic. Wskazala na pierwszego z brzegu goscia, a Jas i chlopak Renaty poszli i sprali Bogu ducha winnego czlowieka. To mial byc dla Tereski dowod milosci.

Pewnego dnia Jas zaprosil Tereske do domu. Byl niby bardzo mily, ale za chwile polozyl Tereske na podlodze i zgwalcil.

Wieczorem Tereska spotkala sie na papierosku z Renata. Pogadaly o pierwszym razie, po czym Renata wsiadla do autobusu. Tak sie jednak stalo, ze wypadlo jej kilka rzeczy z plecaka- w tym, skradziony na poczatku, portfel Tereski...

Tereska, lekko zdesperowana, poszla do Edzia. Powiedziala, ze zrobila TO i zaczela zmyslac, jak to chlopak poprosil ja o reke, dal kwiaty i lezeli razem na ogromnym lozku... Rozmarzyla sie... Ale jeden niewlasciwy krok Edzia spowodowal, ze zaczela okladac go kijem. Cala nienawisc do zycia, swiata, rzeczywistosci wzbudzila w niej niewyobrazalna agresje. Coz... Tereska zabila Edzia.

Czesc, Tereska...


* * *


reżyseria: robert gliński
scenariusz: jacek wyszomirski, robert gliński
zdjęcia: petro aleksowski
montaż : krzysztof szpetmański
dźwięk: lech brański
kierownictwo produkcji: lidia gibas
producent: filip chodzewicz
obsada: ola gietner (tereska,0), karolina sobczak (renata,0), zbigniew zamachowski (edek,0), małgorzata rożniatowska (matka,0), krzysztof kiersznowski (ojciec,0) oraz viola arlak, elżbieta kijowska, sławomir orzechowski


* * *

Nagrody:
1,0) Nagroda Specjalna Jury 36. MFF w Karlowych Warach;
2,0) Korona Króla Kazimierza nagroda publiczności 7. Festiwalu Filmowego i Artystycznego Lato Filmów w Kazimierzu dla najlepszego filmu polskiego;
3,0) Wielka Nagroda XXVI FPFF "Złote Lwy" dla najlepszego filmu


* * *


Film podobal mi sie bardzo. Byl niezwykle artystyczny, a poza tym dobrze oddawal rzeczywistosc i codziennosc trudnej mlodziezy. Akcja mnie wciagnela. Podobala mi sie gra profesjonalnych aktorow, a takze amatorow- bo Tereska i Renata zadebiutowaly. I doskonale widac, ze one nie graly- one byly soba. Prostackie, wulgarne, osiedlowe.
Ten film byl momentami bardzo brutalny, szokujacy. Bo przypominal o tym, jak przerazajace jest zycie niktorych warstw spolecznych. Ach... Polecam!!!

22:39 / 08.03.2002
link
komentarz (0)
Umieram. Ale to nic.

20:31 / 08.03.2002
link
komentarz (0)
Dzisiaj ja i Agata duzo wspominalysmy. Nie tylko wspolna podtsawowke, ale takze nasze rozne przezycia damsko-meskie. To niesamowicie smiesznie wychodzi, bo pod tym wzgledem stanowimy dokladna sprzecznosc. Zawsze, jeszcze kilka lat temu, marzylysmy sobie, ze, jak pojdziemy do liceum, bedziemy miec wspolnych znajomych, bedzie miec chlopakow (niewspolnych!,0) i bedziemy sie razem spotykac i w ogole bedzie cudownie. Ulozylo sie nieco inaczej. Wprawdzie- owszem- poszlysmy do jednej szkoly, ale momentalnie nasze drogi sie rozeszly. Nadal utrzymywalysmy kontakt, ale duzo rzadziej. No i jesli o facetow chodzi, takze nie sprawdzily sie nasze wizje. Tzn moja.
Agata, jesli moge prac jej brudy publicznie :,0), poznala pewnego jegomoscia i byla z nim bardzo dlugo- prawie dwa lata. Przez moje zycie natomiast przewinelo sie mnostwo imion i nickow, ale zadne z nich nie zagrzaly miejsca na dluzej. A szkoda.
Dziwnie wiec bylo dzisiaj rozmawiac na ulubiony babski temat: FACECI, poniewaz Agata nie ma porownania, a ja z kolei porownanie mam, ale praktycznie niewielkie pojecie o zwiazku. Glupio.
Nie, nie zaluje niczego. Nie narzekam na moje zycie. Ale nie ukrywam jednoczesnie, ze brak mi jakiejs stabilizacji, poczucia bliskosci, bezpieczenstwa i calej masy bajerow, ktore towarzysza zwiazkowi. Ano.
Nie, nie jest mi przykro. Troche szkoda. Ale nie popadam w obled z tego powodu. Juz tak przywyklam do samotnosci (przerywanej co jakis czas przelotna znajomoscia,0), ze to, co mam, to dla mnie codziennosc. Zapomnialam, ze mam prawo domagac sie wiecej.

Z okazji Dnia Kobiet dostalam od chlopcow z naszej klasy rozyczke. Jak i kazda dziewczyna. I mam te rozyczke dokladnie w nosie. Zaden gest, zaden wysilek. Przymus, bo wypada. Juz wole SMSa od Chafera, zebym sobie SAMA kwiatek kupila! :,0),0),0),0),0) Poezja! :,0) Niestety, Chaferku, nie kupilam. Kupilam za to chinszczyzne. Heh... :,0),0),0)


00:57 / 08.03.2002
link
komentarz (10)
Zaraz zwymiotuje- w tej edycji BB ludzie sa tak prymitywni, ze... doslownie szkoda gadac. Boze, gdybym tam byla, zrobilabym doslownie rozrubei wyleciala w pierwszym dniu. :,0) Nie moge patrzec na tych prymitywow! O jaaa....


00:19 / 08.03.2002
link
komentarz (1)
Jestem spiaca- kiedy ja sie wreszcie porzadnie wyspie?? Czuje sie tak idiotycznie niepotrzebna, jak nigdy. Az bez sensu doslownie... Heh... Az pisac mi sie nic nie chce...


21:42 / 07.03.2002
link
komentarz (2)
Wlasnie w Big Brotherze byla pokazana rozmowa Frytki i Kena. Och, jak mi przykro- Ken zapomnial, jak sie Frytka nazywa... Oooo....

21:22 / 07.03.2002
link
komentarz (7)
Bylam dzis na korkach u ludzi, u ktorych nie bylo mnie juz dawno. Oskar, o dziwo, pamietal bardzo duzo. Natomiast z Martyna wlasciwie cala godzine przegadalam. Opowiedziala mi o swoim Sylwestrze i jak to rzygala przez balkon. Potem przyznala sie, ze od pol roku pali. Wbila mnie tym w fotel. Dziewczyna ma niecale 14 lat...
Jak ja bylam w siodmej klasie, nawet specjalnie nie czulam potrzeby, zeby sie upijac i lazic na imprezy. Pamietam, jak kiedys wypilismy w piec osob jedno piwo i dwoch chlopakow nawet usnelo! ;,0),0),0),0) To byly czasy...
A teraz, chociaz nie minelo wiele lat, bo raptem cztery, jest jakos inaczej. Z roku na rok zaobserwowalam duzo wieksze uswiadomienie ludzi w niektorych sprawach. Wszystko zaczyna sie wczesniej! A to odbiera caly urok dziecinstwu. A wlasciwie to juz nie dziecinstwo, ale wiek nastolatkowy. I on jest fajny, kiedy jest niewinny. Na wszystko w zyciu jest czas. Pic, palic, itp. zaczyna sie pozniej. A niektorzy nigdy nie zaczynaja i tez jest dobrze.
Ja sie osobiscie bardzo ciesze i nie zaluje, ze wlasciwie cala podstawowke spedzilam w towarzystwie kolezanek. Ja i Agata, razem z taka Ewa, spotykalysmy sie kilka razy w tygodniu i wieczorami zapalalysmy swiece, i zwierzalysmy sie sobie. Bylo super. Do konca zycia nie zapomne tego i calej masy innych rzeczy. Podstawowka byla super. Pod kazdym wzgledem. I teraz dopiero, po latach, okazuje sie, ze bylismy naprawde calkiem zżyci. Jak przypadkowo kogos spotkam, to od razu ten ktos sie mnie pyta, kiedy zrobie znowu spotkanie klasowe- bo jakos na mnie kazdy liczy w tej kwestii, hehe.
Cale moje zycie podtsawowkowe wlasciwie ograniczalo sie do szkoly i kolezanek z klasy. Ale bylo super. Z lezka w oku wszystko wspominam.
Zycie towarzyskie rozkwitlo duzo pozniej i ciesze sie, ze sie z tym nie spieszylam. Wszystko ma swoj urok i na wszystko bedzie pora.
A Martyna chyba troche sie spieszy. Ludzie z jej rocznika pala papierosy, trawe... Jejku, ja w jej wieku nie mialam o tym zielonego pojecia.

Ale widac czasy sie zmieniaja- z roku na rok...


21:43 / 06.03.2002
link
komentarz (2)
Dzisiaj dwoje malych dzieci powiedzialo mi "dzien dobry". Jejku, czy ja wygladam tak staro??

Wkurzylam sie na babsko od historii. Postawila mi jedynke. Zapisalam cale cztery strony. Fakt, jedna rzecz totalnie pomylilam, zgdadzam sie. Ale nie wszystko! Dwa dni robilam notatki, bo to bardzo obszerny material!
Pytanie brzmialo: okolicznosci powstania listopadowego. Co rozumiemy przez slowo "okolicznosci"?

◊ Zbieg, splot okoliczności «przypadkowe powiązanie różnych wydarzeń, faktów, warunków zewnętrznych»

Wiec jesli mowa o wydarzeniach powiazanych z powstaniem listopadowym, to takze o jego przyczynach, czyz nie? Przyczyny mozemy podzielic na posrednie i bezposrednie. Do posrednich nalezy np. nieprzestrzeganie przez cara konstytucji Krolestwa Polskiego, ktora gwarantowaly nam ustawy z czasow kongresu wiedenskiego. Ale bezposrednim powodem podjecia dzialan zbrojnych byla chociazby wiesc o tym, jak to car chce stlumic rewolucje w Belgii (ktorej to Polacy mieli pomagac,0), a glowna motywacja okazala sie "wygrana" rewolucja lipcowa we Francji.

Te wlasnie informacje znajduja sie w naszej slicznej, duzej, zielonej ksiazce do historii. A co glupie babsko zrobilo? Podkreslilo mi to na czerwono i powiedziala, ze pisze herezje. Probowalam cos wyjasnic, ale ona nie dala mi dojsc do slowa. Jeszcze rozmawiala ze mna jak z idiotka i to w dodatku tak, zeby slyszala cala klasa. Powiedziala mi, ze no tak... widac, ze sie przygotowalam, ale... niestety napisalam same bzdury.
Bylam tak wsciekla i bezsilna, ze myslalam, ze sie rozplacze na srodku. Nawet nie chcialo mi sie pokazywac tego, co jest w ksiazce. Wiem, powinnam byla to zrobic. W koncu mialam racje. I w kazdej innej sytuacji zrobilabym to, bo zawsze potrafilam walczyc o swoje, bylam pewna siebie i nie balam sie klocic z nauczycielem. Ale nie w tej szkole... Naprawde ogromnie stracilam wiare w siebie. Wole sie nie wychylac i jakos przetrwac do konca. Jak bym zaczela sie z baba klocic (a ona jest wyjatkowo wredna i glupia,0), to by mnie tepila do konca zycia i uwzielaby sie. A oceny i tak by nie poprawila. Wiec dalam spokoj. Ale nigdy nie daruje jej tego, jak musiala mnie upokorzyc przed cala klasa. Poczulam sie teraz nawet nie jak len, ktoremu sie nie chce zajrzec do ksiazki, ale jak glupia, niedorobiona dziewczynka, ktora nie rozumie historii. Samo stwierdzenie nie ma sensu- jak mozna historii nie rozumiec?! Po prostu trzeba sie jej nauczyc i juz. A ona mi wyskakuje z tekstem, ze moze powinnam sobie wziac dodatkowe lekcje... Normalnie wytrzeszczylam oczy...
Nienawidze tej szkoly.
Godzine pozniej podeszla do mnie wychowawczyni i powiedziala, ze slyszala, ze nauczyciele sie na mnie skarza. Rece mi opadly. Ledwo wrocilam po chorobie do szkoly i juz o cos im chodzi- ja nawet nie wiem, o co!!! Za chwile sie wydalo, ze to szanowna pani od historii. Ludzie, ja juz nie moge! Co za kretynska szkola!
Ja sie czuje artystka, a jestem traktowana jak uposledzone dziecko. Jak to ma mnie zachecic do pracy?! Jak mam nie miec dola?! Jak mam wierzyc w siebie, jesli czuje sie gorsza od beznadziejnej kujonki, ktora moze i ma lepsze oceny, ale zadnych wartosci, zadnych glebszych refleksji, zadnych zainteresowan! Chcialabym sie odegrac i pokazac im, na co mnie stac. Ale nie mam sily i motywacji, kiedy widze, jak mnie traktuja. To mnie nie mobilizuje, niestety. Mam podciete skrzydla. W kazdym momencie pobytu w tej szkole. W ogole w kazdym momencie mojego zycia.
Mam wrazenie, ze do niczego sie nie nadaje. A najbardziej sie boje, ze to nie stan przejsciowy, spowodowany moja frustracja, tylko nieodwracalna zmiana. A co, jesli juz nigdy nie poczuje sie szczesliwa? Co jesli juz nigdy nie bede tworzyc, miec celu, wiary w swoje mozliwosci? Nic dziwnego, ze uciekam, ze mam mase znajomych w internecie (byle nie ze szkoly,0). Oni patrza na mnie inaczej. Oni ze mna rozmawiaja, maja okazje mnie poznac, zrozumiec, a nie spojrzec w dziennik i znielubic za frekwencje czy stopnie. To idiotyczne.
Wiem, ze robie zle. Ale, do jasnej cholery, jestem wartosciowa osoba i nie chce, by widzieli we mnie czlowieka bez zadnych zdolnosci, ambicji i planow. To oni sa beznadziejni, pusci i jednakowi. Szara masa pospolitych ludzi. Bleee....


00:06 / 06.03.2002
link
komentarz (3)
Kurcze, jak ktos mnie zmobilizuje do powaznej rozmowy, moge sie rozgadac. A co! Ale jak sama siadam przed moim wlasnym nlogiem, to nie wiem, co napisac. Pomozcie.

A w ogole to pomozcie mi zapomniec. Jest kilka takich rzeczy w moim zyciu, ktorych nie chce pamietac. Milych i niemilych. Ale po prostu nie chce. Wywoluja u mnie bol zoladka. hmm...

Uwielbiam serek plesniowy...


17:17 / 05.03.2002
link
komentarz (3)
Za moja wersje koncowki "Chlopow" dostalam czworeczke. Pani skomentowala to wypracownie: inny klimat, inny styl, inni ludzie, ale niezle. Hmm... A potem powiedziala mi, ze fabula calkiem ciekawa, a ta czworka to nie dlatego, ze to ja, ale dlatego, ze stac mnie na cos wiecej... Hmm... Udam, ze tego nie slyszalam.

Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo nienawidze tej szkoly i tej klasy. Ci ludzie mnie zreszta tez nie. To banda tepych debili, kujonow, masa szarych, pospolitych istnien. A ja jestem indywidualistka. Oni mnie nie znaja! Nie maja pojecia, jaka jestem i jakie wyznaje wartosci, ale dla nich licza sie oceny. I koniec. Maja klapki na oczach. Chce juz skonczyc te szkole, bo sie w niej dusze. I tak naprawde, to dopoki w niej bede, nie minie mi zaden dol. Ot. :-p

Byla klasowka z fizyki- mialam odpowiedzi. Bedzie dobrze. :,0)
A referatu z biologii nie wyglosilam. Dopiero w czwartek. Uff... :,0),0),0),0)


21:52 / 04.03.2002
link
komentarz (0)
Jutro osmiesze sie przy wyglaszaniu na biologii referatu o inzynierii genetycznej. Szukam jeszcze ostatnich szczatkow informacji na temat zmutowanych genow bakterii, ale nic...


19:36 / 04.03.2002
link
komentarz (4)
Dzisiaj po raz pierwszy przejrzalam wpisy 2lazy2die, przede wszystkim ze wzgledu na ilosc odwiedzin. I... jestem w szoku. Co za klimat. :,0) Heh, troche chory, ale niepowtarzalny...


15:54 / 04.03.2002
link
komentarz (4)
Jest u mnie Agata (jak zawsze,0). Obgadalysmy caly rod meski. Ale nie opowiemy o wnioskach, bo byscie sie wszyscy powiesili, drodzy Panowie. :,0)
Starczy.

00:17 / 04.03.2002
link
komentarz (7)

Wczoraj z Agata
bawilysmy sie niesamowicie, co mozna wywnioskowac z jej loga... :,0),0),0),0) Pozniej przytocze moje filozoficzne wywody spowodowane polonistyczno- aktorska jazda. Kurcze, cos niesamowitego. Totalne oderwanie od rzeczywistosci. Po raz pierwszy czulam sie tak psychodelicznie. A poza tym jestem pod wrazeniem tego, jak bardzo ja i Agata wczulysmy sie w role, ktore odgrywalysmy- a dzialo sie to zupelnie bez sensu, bo gadalysmy w caly swiat. Udawalysmy dwoch pedalow, na zmiane placzac i sie pocieszajac, odgrywalysmy przed soba jakies filmowe scenki, cos... nie do opisania. Istne RPG. Magia. Poruszylysmy tyle tematow, ze nawet nie sposob wszystko spamietac, dlatego tez nie pamietam. :,0) Ale bylo smiesznie, naprawde. Agata pisala jeszcze nloga, a ja poszlam spac, bo nie moglam juz wytrzymac. Rano nie moglam sie z kolei podniesc...
A dzisiejszy dzien spedzilam z Agata, Chaferem i Dawidem. Zaczelo sie dosc kulturalnie, wypilismy herbatke i zagralismy w szachy. :,0)A potem wlasciwie przez caly dzien gralismy w karty. Bylo bardzo fajnie. :,0)
Lodz pozdrawia Warszawe! :-***
he, he...




23:02 / 02.03.2002
link
komentarz (0)
Jest u mnie Agata (krishna,0). A ja odczuwam wielka niemoc tworcza. Jestem... hmm... jestem... jakas niemoja. Jakas obok. Jest mi dziwnie. Wczoraj znalazlam obrzydliwego pajaka w wannie i teraz przy kazdej wizycie w lazience, mam ciarki na plecach. Ba, ja sie wrecz boje obok lazienki przechodzic! Poza tym czuje sie dziwnie- naprawde nie umiem tego zidentyfikowac. Chce i nie chce. Jestem i mnie nie ma. Zyje i nie zyje. Jestem zawieszona w prozni, pomiedzy radoscia a smutkiem. Obok. Obok wszystkiego. Nie ja. Bez sensu.

Wczoraj zaszalalam i popelnim kolejna desperacje, tym razem finansowa- zadzwonilam do Dorrana :,0) i pogadalismy sobie ciut ponad godzinke... :,0),0) He, he... No, bardzo milo i w ogole, ale chyba sie zastrzele- no, nie potrafie oszczedzac, nie potrafie!

A jutro bedzie bardzo mily dzien, poniewaz mnie i Agatke odwiedzi Chaferek i Dawidek. :,0) Bardzo milutko. O.
Zreszta i dzisiaj zapowiada sie ciekawa noc. Postanowilysmy z Agata zaaplikowac sobie jakas uzywke (pomyslimy jeszcze jaka,0), a potem powymyslac sesje RPG... :,0),0),0) he, he... No, poza tym wejsc na IRCa. Bo smiech to nasza specjalnosc. :,0)

Agata dala mi wlasnie pol pomaranczki i jest slodziutka!

Z Agata to ja mam faze bez niczego. Jejku.

Kolejna polowka (pomaranczy, prosze nie kojarzyc z polowka litra, jak mi tu podpowiada Agata,0). Dziekuje. :,0)

A na wlosach mam kokardke od Madera.
I to by bylo na tyle, "prosze ja Was" - jak powiedzial ksiadz na slubie krolewny Fiony i lorda Farquada.
Amen.

23:17 / 01.03.2002
link
komentarz (1)
Popelnilam desperacki czyn. Ulzylo mi przez chwile, ale teraz czuje sie debilnie. To tyle.


22:31 / 01.03.2002
link
komentarz (0)
Nie wiem, co mam zrobic. Jestem w kropce. Czuje sie obrzydliwie, zawsze w takich chwilach jest mi niedobrze. I teraz tez mi jest. Zawsze wtedy sobie chce darowac. Ale potem zaluje, potem znowu chce brnac dalej.
Czysta paranoja. Powinnam sie zabic. Aaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!


19:53 / 01.03.2002
link
komentarz (0)
Ide sobie umalowac paznokcie. A co! ;,0),0),0),0)


23:39 / 28.02.2002
link
komentarz (3)
Kurcze, taka mialam wene, zeby cos napisac, ale... jestem bardzo spiaca...
I smutno mi troche. Mama wyjechala- niby fajnie. Ale... nawet nie moge tego czasu wykorzystac, bo nikogo nie ma na IRCu... Chyba zrobie cos desperackiego i do kogos zadzwonie. To desperacja, bo mialam oszczedzac! ;,0),0),0),0)


20:53 / 28.02.2002
link
komentarz (6)
A ja Wam powiem, co mnie podnieca w mezczyznie. Podobnie jak Mumik (w ktoryms z komentarzy,0) rozrozniam dwa typy podobania sie: jedno budzace uczucia, drugie- budzace pozadanie.

Typowy facet do flirtu czy do romansu powinien byc wysoki, dobrze zbudowany, miec zadbane wlosy, uwodzicielski usmiech i przenikliwe spojrzenie. Niewazne, czy to blondyn, czy brunet, chociaz nie ukrywam, ze zdecydowanie wole brunetow. No, ale powiedzmy, ze to nie takie wazne.
Ogolnie u facetow podobaja mi sie dlonie, ramiona, tors. Duza uwage zwracam na usta. Poza tym podobaja mi sie faceci z zarostem. Bardzo dziala na mnie rowniez glos- cieply, niski, zmyslowy.
No, generalnie to taki typ amanta. Mlody Sean Connery czy inny Marlon Brando. Ale tacy faceci, uwodzicielscy i seksowni dobrzy sa na krotka mete. Nie umialabym z nikim takim byc. To pewne.

I teraz drugi typ podobania sie, ktory budzi uczucia. I tutaj musze cos zaznaczyc. Ze ten typ podnieca mnie duzo bardziej, mimo ze nie zawsze jest idealny.
Facet, z ktorym chcialabym byc, musi miec sympatyczna twarz, cieply usmiech i musi mi ogolnie dawac poczucie bezpieczenstwa, co wprawdzie nie zalicza sie do wygladu, ale... ja nie umiem napisac, czego potrzebuje w mezczyznie, ktorego kocham. Musi ogolnie zrobic na mnie pozytywne wrazenie, ale i tak najbardziej liczy sie cala reszta- charakter, zachowanie, gesty. W tym tez sie mozna zakochac. I to tez moze podniecac. No i oczywiscie zapach. Znow Mumik mial racje. Zapach tez jest wazny.
A facet, ktorego sie kocha, budzi duzo wieksze pozadanie niz "najseksowniejszy" amant. O!


17:54 / 28.02.2002
link
komentarz (0)
Wczoraj pan doktor nie powiedzial nic odkrywczego na temat mojego stanu zdrowia, ale polubilam go, bo dal mi zwolnienie do konca tygodnia.
A dzis bylam na przeswietleniu zatok. Wow. :->

Poza tym moja mamencja wyjechala. Na miejscu wyslala SMSa, ze dotarla szczesliwie i wtedy sie dowiedzialam, gdzie jest. He, he. W Ciechocinku. A ja mieszkam teraz sama. Do niedzieli. Och....


17:36 / 27.02.2002
link
komentarz (5)
Gosia nie odzywa sie podobno do Magdy, bo ta nie poczekala na nia przed wejsciem do kina, kiedy polowa szkoly szlismy na "Wladce pierscieni". Swoj gniew argumentowala nastepujaco: "Jestes okropna! Przeciez wiesz, ze ja nie wjade ruchomymi schodami sama!"... ;,0),0),0),0),0)
Tak, Gosia miewa rozne fobie. Na przyklad agorafobie. Jak bylismy na wycieczce w Slowacji, Gosia dostala ataku histerii w jednej z jaskin, kiedy to... faktycznie... szlismy waziutkimi schodami w dol po srodku ogromnej, mozna powiedziec- komnaty... A byla naprawde wielka- wzdluz, wszerz i w gore. A biedna Gosia nie miala po zadnej stronie sciany, wiec czula sie niespokojnie i musialysmy ja sprowadzac za reke. Ale na tym nie koniec. Chwile potem Gosia przerazila sie do tego stopnia, ze zlapala sie pewnego glazu (do dzis fascynuje mnie to, jak mozna zlapac sie plaskiej powierzchni i tak mocno do niej przylgnac!,0) i nie chciala sie oderwac. Wreszcie pomogl nam pan przewodnik (slowacki, notabene,0) i Gosia zeszla. Taka to byla przygoda, ktora pozniej opowiadalysmy na angielskim jako: "Gosia and her beloved rock"... ;,0),0),0),0)

A "Wladcy pierscieni" w bibliotece niestety nie bylo... Eech... Wszyscy sie teraz na to uwzieli... Poprosze Magde, zeby mi przyniosla...

A wiec jednak pomecze znow te przepiorki...

Tak bardzo chcialabym cos napisac. Ale co?? Podsuncie mi jakis pomysl, a umieszcze Was w literach koncowych! :,0) Obiecuje! No i 1% zyskow dla Was! Za inspiracje! ;,0),0),0)
A propos, ogladal ktos moze "The muse"? Calkiem zabawny film z Albertem Brooksem, Andie McDowell i Sharon Stone. Ta ostatnia pani wygladala w filmie doslownie przeuroczo! Sliczna jest i jej bardzo zazdroszcze.

Tak sie dzisiaj zastanawialam nad tym, co facetom podoba sie w kobietach. Niby utarlo sie, ze nogi, biusty i inne posladki, ale... co tak faktycznie sie liczy? I co JA moge panom zaoferowac wsrod tylu widocznych mankamentow?
Nie, no... Nie powiem, ze jestem jakas szkaradna ("W dzien pieknoscia, w nocy zas szkarada..."- to cytat. Nagroda dla tego, kto odgadnie, a odgadnac strasznie latwo przeciez!,0). Nie jestem jakas brzydka, ohydna i odrzucajaca. No dobra... Jak mnie ktos podpusci, powiem nawet, ze jestem ladna. A- jak dobrze pojdzie- nawet bardzo ladna (hehe,0). Ale mnie nurtuje pytanie, co facetow kreci? Czy kreci ich "idealna" twarz i "idealna" figura czy moze... kobieta, ktora po prostu ocieka seksem.
Hmm... No, ja na pewno "idealna" nie jestem. W kazdym razie nie wedlug utartych kanonow. Wiec czy mam w sobie sex appeal? No... moim zdaniem nie. Mowie to szczerze, bez kokieterii. Tak mysle. Ale z drugiej strony za co wiec podobalabym sie facetom?? Mysle, mysle, mysle... I nadal nie wiem. Nie rozumiem facetow, ktorym sie podobam. Naprawde. Nie, no... Ja wiem, ze jestem bardzo fajna i te sprawy- ja w ogole sie lubie i raczej nie mam kompleksow. Ja wiem, jak dzialam na ludzi. Ale... zwyczajnie sie dziwie. Przyjmuje to do wiadomosci, ale sie dziwie... :,0),0),0) Dziwne, nie? :,0)
Ale ja mam problemy... Dajcie spokoj... Jak egzaltowana panienka: "Czesc, jestem szalona 13-latka spod znaku Lwa. Slucham Backstreet Boys. Bardzo lubie podrozowac. Interesuje sie zwierzetami. Kolekcjonuje puszki po piwie. Czekam na Wasze listy. Wiek i plec nie graja roli!"... Boze... Koszmar... :,0),0),0),0),0) Nie, chyba sie nie cofam do takiego poziomu?... :,0),0),0) He, he...

Ide do lekarza.


16:33 / 27.02.2002
link
komentarz (0)

Obejrzalam dzis
"Elizabeth". Nawet calkiem przyjemny film, chociaz (o, ja glupia...,0) nie zrozumialam koncowki i, wybaczcie moi drodzy,
ale doprawdy nie mam pojecia, czemu krolowa Elzbieta nagle obciela wlosy i pomalowala sie na bialo. Nie wiem, co to mialo oznaczac. Moze to bylo za madre przeslanie jak dla mnie? A moze przegapilam jakis wazny moment? Tak, to mozliwe. Ciagle cos zaklocalo moj cenny spokoj. Poza tym jestem chora i mam pelne prawo nie rozumiec koncowek. :-p
Co jakis czas poczytuje te nieszczesne "Przepiorki w platkach rozy". Jezu, przeciez to jest tak cienka ksiazka, ze powinnam ja w godzine poczytac! Ale ja ciagle nie mam czasu albo nie mam glowy... Eech... No coz...Ale za to mam glowe do "Wladcy pierscieni". A poniewaz nie stac mnie chwilowo (splacam mame i dwie kolezanki,0) na kino, to postanowilam oddac sie lekturze tejze trylogii. Powiedzialam mamie, zeby zajrzala do takiej jednej biblioteki, jak bedzie wracala z pracy, ale pewnie zapomni, znajac zycie... No coz... Ja dzisiaj nie bede siedziec przed komputerem. No, chyba, ze z powodow tworczych (watpie,0) lub odgornych, takich jak szkola. Ano tak. Jutro powinnam sie w niej pojawic, bo czeka mnie referat z etyki na temat wolnosci. Musze jeszcze przejrzec pare informacji, ktore mam na dysku, zeby jutro moc cokolwiek zaczac. Jakies pomysly? A moze jakies ciekawe linki? Hmm? Bylabym wdziewczna... :,0),0),0),0)

Aha... Skoro juz przy prosbach jestesmy... Bo mam taka jedna- i to dosc duza... Otoz chodzi o "Atlantis 2". Uprzejmie wczoraj poinformowalam, ze ja i Agata zabieramy sie za te gre i... szczerze mowiac... no tak, zebralysmy sie! Ale... nie ruszylysmy sie ani o krok dalej. Probowalysmy isc z opisem, jasne. Ale wszedzie (na roznych stronach,0) opis byl ten sam. Przy jednym z nich byly screeny nawet, co teoretycznie powinno nam pomoc, ale... nie. Cos jest nie tak. A my juz nie mamy sily probowac dalej, bo to zmudne, a za kazdym razem nie dzieje sie doslownie nic. A wiec: BLAGAM!!! Jesli ktokolwiek gral w
"Atlantis 2" lub zna kogos, kto gral, baaaaaardzo prosze o kontakt. Strasznie mi zalezy, bo chce te gre przejsc. To moja ambicja! Jak mam zaczac trzecia czesc, jesli nie skoncze drugiej? Tak nie moze byc! ;,0),0) A wiec prosze, raz jeszcze, jesli ktos w TO i gral i przeszedl (no, a przynajmniej etap w Chinach,0), to niech napisze do mnie na kaczuszka21@wp.pl. Bardzo chce przejsc dalej. Spedzilam nad tym z Agata kolejne kilka godzin i nic!!! Koszmar doslownie...




23:19 / 26.02.2002
link
komentarz (0)
Przez katar nie czuje smaku kanapki. :,0)
Cholera, no! ;,0),0),0)

18:05 / 26.02.2002
link
komentarz (4)

Jest u mnie
Agatka. Zaraz bedziemy graly w Atlantis II, bo tak dawno nie
gralysmy razem. :,0),0),0)Wiem, ze to reklama, ale chcialam tylko
powiedziec, ze panna Agata po raz pierwszy dzisiaj zalogowala sie na nlogu pod nickiem krishna. Wszystkich
zainteresowanych serdecznie zapraszam do przeczytania. :,0),0),0),0)




21:58 / 25.02.2002
link
komentarz (0)
Jestem chora i sie zle czuje. Tak.
Klade sie do lozka i bede czytac "Przepiorki w platkach rozy".

Dzis bylam ze szkola w teatrze na spotkaniu ze Zbigniewem Zapasiewiczem. Ale fajny koles z niego. Bardzo fajnie i ciekawie gadal. :,0)

Przepraszam, ze dzis znow tak malo, przepraszam za brak sil i weny (to z powodu goraczki- malej wprawdzie, ale zawsze,0), przepraszam wreszcie sama siebie, ze marnuje czas na nloga, jesli i tak nie zapisuje w nim nic sensownego. Nlog powinien miec przeslanie. A moj nie ma. Dziesiejszy zwlaszcza.
Nienawidze bzdurzenia o niczym- tak jak teraz- bez ladu i skladu. Ale coz... Jutro moze skrobne wiecej... Ech...
Pa, pa.


01:09 / 25.02.2002
link
komentarz (2)
Kurcze... I jak tu byc optymista? Jak kochac zycie? Zawsze kiedy juz sie cos zaczyna udawac, kiedy wreszcie czlowiek mysli, ze bedzie szczesliwy... nagle staje sie cos takiego, co wszystko burzy... Mam dosc... :(((((((


19:04 / 24.02.2002
link
komentarz (0)
Boli mnie gardlooooooooo!!!!!!!!!

Spac mi sie chce.

Musze zrobic sobie sciage z geografii. Eech... Buuu...

Tak ogolnie to mam dobry humor. No, w kazdym razie nie najgorszy. Ale jakos mi dziwnie, tak nijak. Powinnam poczytac ksiazke!!!
Napisalam dzis dwa maile, co w moim przypadku jest nie lada wyczynynem...

Wlasca pierscieni. Musze to przeczytac. Oj koniecznie. ;,0)


11:37 / 24.02.2002
link
komentarz (1)
Znow boli mnie gardlo. Ja nie wytrzymam, pojde sobie je wyciac doslownie.

Snilo mi sie dzisiaj, ze kradlam ze sklepu picie. Ciekawe, co to oznacza? :,0),0)


00:12 / 24.02.2002
link
komentarz (7)
Jasna pogoda, ale mam dobry humor!!! :,0),0) Kurczaczek! Ja chce tak zawsze miec taki humor! :,0)

Spotkalam sie z Agatka. Spoznila sie 10 minut, a ja stalam tak i snieg padal. Wreszcie przybyla i powitala mnie okrzykiem: "Czesc, balwanie!". He, he. No tak. Nie mylila sie. Bylam cala biala, bo proszyl sobie sniezek.

W herbaciarni bylo cudownie. Tam jest tak pieknie, ze sie nie da opisac, w zwiazku z powyzszym wszystkich tam zapraszam. Chocby dzis. :,0)

W herbaciarni ja i Agata zaczelysmy snuc wizej zorganizowania wlasnej sesji RPG w plenerze. Trzeba by to jakos dopracowac i w ogole i nie wiem, co z tego bedzie, ale przynajmniej pomysl fajny. Tzn. sam pomysl wyjazdu. :,0)
A jak na to wpadlysmy? Bo ja powiedzialam, ze powinni organizowac wakacje w swiecie fantasy (ja to powiedzialam! Ja- przeciwniczka!,0). Np. zbudowac osrodek wczasowy stylizowany na wioske hobbitow, chociazby. A organizatorzy wszystko trzymaliby w kupie. :,0) Uwazam, ze super. Takie wakacje bylyby niezapomniane. I stad wzial sie pomysl wyjazdu w plener i zrobienia kilkudniowej sesji RPG. Heh... ;,0)

Ale mam humor- o jaaa... Jak mi fajnie! Te wakacje zapowiadaja sie naprawde ciekawie.
A poza tym fajny tez bedzie weekend- przyjezdza Chaferek. Huurrra!!!

No. To tyle. :,0) Pa, pa. I'm so happy! Ide pogadac z mamusia. :,0)


13:18 / 23.02.2002
link
komentarz (3)
Wlasnie wrocilam z kina z "Wladcy pierscieni". I.... jestem w szoku. Zaczne od tego, ze bylam bardzo uprzedzona (do dzis:,0) do gatunku fantasy. Z przykroscia stwierdzalam, ze nie interesuja mnie elfy, gobliny i inne smoki.
Jak poszlam do kina i zaczal sie film, to... pomimo iz od razu sposobala mi sceneria calej akcji (sliczna i basniowa,0), to nadal jakos nie wzruszaly mnie te skaczace po trawie hobbity.
Ale... akcja toczyla sie dalej... i tak mnie wciagnela... ze zanim sie zorientowalam, minely dwie godziny.
Z zalem oznajmuje, iz nie czytalam ksiazki (chyba musze to nadrobic, bo sie nie doczekam zakonczenia!,0), ale nawet w filmie daje sie zauwazyc, jak obszerna jest fabula. No i duzo zwrotow akcji. W wielu filmach sa one naciagane i po pewnym czasie nudza, a widz zaczyna sie zastanawiac, kiedy wreszcie glowny bohater dojdzie do celu i ile jeszcze razy zmierzy sie z "main evil character", po to by i tak na koncu zwyciezyc.
Tutaj jest inaczej. Tutaj kazda przeszkoda staje sie (mam wrazenie, bo przeciez nie wiem,0) kolejnym watkiem, kolejnym klockiem w ukladance. Przypuszczam, ze zakonczenie bedzie dobre, ale i tak warto zarowno przeczytac te trylogie, jak i obejrzec.
Co mnie urzeklo w filmie? Hmm.... Zdjecia, na przyklad. Film jest przepiekny wizualnie. Kazdy widoczek doslownie powala z nog. I nie tylko widoczek. Kazde doslownie miejsce ma swoj niepowtarzalny klimat. Cos pieknego. A to wszystko uzupelnione jest niesamowita, magiczna i niepowtarzalna muzyka Howarda Shore'a. Cos rewelacyjnego. Jestem pod wrazeniem. Musze miec soundtrack z tego filmu. Po prostu musze! Stane na rzesach, zeby sobie go kupic! O!
A moze ktos ma nadmiar gotowki? Bo ja bym chetnie tak sobie, wiecie... :,0),0),0) moge dostac w prezencie, jakby ktos chcial mi kupic. Ale plyte poprosze, nie kasete. :,0),0),0),0),0) He, he.
Dobra, ide spac. Mam 1,5 godziny. Potem korki, a potem najsliczniejsze miejsce na swiecie- herbaciarnia "Niebieskie migdaly"... :,0),0),0),0),0)


19:24 / 22.02.2002
link
komentarz (0)
Dzien dobry.
Dzisiaj przezylam szok niesamowity, gdyz okazalo sie, ze ja i Magda (jako druzyna,0) przeszlysmy do dalszego etapu naszej olimpiady filmowej. A dalszy etap jest etapem ogolnopolskim, ktory- notabene- odbywa sie w Gdansku.
To tyle, jesli chodzi o sprawy organizacyjne.

Zaczelam sie zastanawiac, jaka naprawde jestem. I... jedyne, co moge powiedziec na swoj temat, to: SPRZECZNOSC. Przede wszystkim jestem sprzeczna. Moja pewnosc siebie miesza sie z kompleksami, sila ze slaboscia, itp. Lubie byc silna, lubie dzialac, pomagac, pocieszac- wtedy sie w jakis sposob spelniam. Ale lubie tez byc slaba, bezbronna i krucha. Chce, zeby ktos mnie przytulil i wysluchal mojego marudzenia, chce, zeby zrozumial, poglaskal, pocalowal w czolko. Tak slodziutko i fajniutko.

Pewna osoba (ktora zwraca sie do wszystkich per "Misiu Uszatku",0) oznajmila mi, ze jestem strasznie tajemnicza- chorobliwie wrecz. Jejku... Nadal sie dziwie, do dzisiaj. Nikt jeszcze mi tego nie powiedzial nigdy. To pierwszy tego typu zarzut. Gwoli wyjasnienia dodam, ze ja jestem bardzo otwarta i moge odpowiedziec na kazde pytanie, ale co do tego, Misiu Uszatku, chyba juz nie masz zadnych watpliwosci... ;,0),0),0),0)
Poza tym nie jestem tez- wbrew temu, co pewnie myslisz- przesadnie ostrozna w stosunku do ludzi. Nie. To wlasnie moj problem, ze ja nie potrafie podchodzic do nich z dystansem, ze ja za szybko ufam, ze za bardzo i za szybko sie otwieram. No, a jesli do pojedynczych jednostek podchodze inaczej, to tylko kolejny dowod na to, ze jestem sprzeczna.

A skoro juz jestesmy przy otwartosci i zwierzeniach, to powiem tylko, ze odbylam wczoraj bardzo sympatyczna rozmowe przez telefon, zahaczajac o bardzo sympatyczne aspekty naszego ziemskiego, grzesznego zycia. Ot. ;,0),0),0)



22:42 / 19.02.2002
link
komentarz (6)
Sa dwie mozliwosci: albo sie zupelnie wyspowiadam ze wszystkich "grzechow" i wygarne prosto z mostu, co mysle, i wykrzycze, co mnie dreczy, albo ja sie w ogole wypisuje, poddaje. Mam dosc. Meczy mnie wszystko.

Chcialabym skonczyc definitywnie z internetem. Jejku, jakie zycie nagle staloby sie proste...
Dzisiaj rano mialam taki nastroj, ze szkoda gadac. Dobrze, ze przytrafila mi sie olimpiada wiedzy o filmie, wiec moje wlasne problemy odeszly na drugi plan. Odstresowalam sie. I zjadlam sniadanie po poludniu. :-/ Coz...
Ja naprawde mam dosc. Ja juz wiecej nie chce. Ja jestem u kresu wytrzymalosci. I jestem bliska zrobieniu czegos radykalnego. No nic. Zobaczymy. Bo ja naprawde mam dosc. Wybitnie dosc.
W glosnikach slysze znany dobrze dzwiek. Taki, ktory zwykle poprzedza otrzymanie SMSa. Ale niestety nic. Nikt do mnie nie dzwoni, nikt nie odpisuje nawet. Ano szkoda.
I jak tu nie czuc sie samotnym?
No, nie ma jak.

Pojde lepiej spac. Mam dosc zycia. Wszystko sie wiecznie wali, nic nie wychodzi. Ja tak nie chce!!! Mamo... pomoz... Ja chce, zeby wreszcie cos mi w zyciu wyszlo.

Ja sie naprawde dziwie, ze w zasadzie jestem optymistka. To w ogole jedna wielka skrajnosc, bo ja jestem wiecznie zdolowana optymistka! ;,0),0) Tylko jakim cudem optymistka w ogole, jesli tak naprawde nic znaczacego mi sie jeszcze nigdy w zyciu nie przytrafilo? Nic. W zadnej kategorii. Co wiecej, ja zwyczajnie sobie zdaje sprawe, ze poki co- nie wyjdzie. Boze, ze ja jeszcze sie nie powiesilam. Przy takim podejsciu (calkiem zreszta uzasadnionym,0) zycie po prostu nie ma najmniejszego sensu. Hmm... A ja jestem cholerna optymistka... Histerycznie sie smiejaca... Jak glupi do sera. Taaaak... Tak sobie tlumacz, Asiu, ze wszystko bedzie dobrze...


19:57 / 19.02.2002
link
komentarz (0)
Od niedzieli utrzymuje tradycje jedzenia sniadania w porze obiadu. Wow.
I to tyle. Nie mam nic wiecej do powiedzenia. Niedobrze mi. :-p


23:35 / 17.02.2002
link
komentarz (3)
Tak... Najbardziej adekwatnym stwierdzeniem na dzisiaj bedzie stwierdzenie: jestem szczesliwa. Humor tak mi dopisuje, jak chyba nigdy. A przynajmniej nie pamietam. I jesli kiedykolwiek tak sie czulam, to musialo to byc bardzo dawno... :,0),0),0),0) Czuje rozpierajaca radosc. Taka, ze mam ochote skakac, tanczyc, krzyczec i... plakac... I tego akurat nie rozumiem, ale coz... :,0),0),0),0) To bylyby chyba lzy wzruszenia. :,0)

Chce podziekowac wszystkim kochanym Stworkom, ktore pojawily sie u Mumika i wprawily mnie w ten ekstatyczny wrecz nastroj. Impreza byla wspaniala i prawie bezalkoholowa, ale... kurcze... wlasnie stwierdzilam, ze dosc mam alkoholu. Pozniej kazdy snuje sie po chalupie, nic nie pamieta, a na koniec ma kaca. Po cholere? Jesli alkohol, to kulturalnie. Tak, zeby nadac klimacik i rozluznic nieco atmosfere.
Swietnie mi sie gadalo z wieloma osobami, naprawde. I bylo wrecz za krotko, bo... nie zdazylam sie kazdym nacieszyc. Ale nie czuje niedosytu. Jestem ogolnie bardzo zadowolona. A Mumik ma fajny widok z okna! ;,0),0),0) Samoloty lataja sobie... :,0),0),0),0)

Na pociag mnie i Agate odprowadzil Mumik, Lan i Maderek. Na pozegnanie pomachalismy sobie chusteczkami higienicznymi, a gdy pociag ruszyl ja i Agata dramatycznie upuscilysmy nasze chustki, zeby powiewaly na wietrze, no i w ogole! :,0),0),0),0) Ach, kurcze, bylo super.
Super.

Kurde, ale mam ubogie slownictwo.
A wiec bylo: niecodziennie, sympatycznie, milo, ciekawie, fajnie, ekstra, zajebiscie, interesujaco, przyjemnie, cieplo (kaloryfery grzaly jak szalone!,0), itp, itd... :,0)
A teraz pragne powiadomic, ze ide spac, gdyz czuje lekkie zmeczenie po przespaniu raptem trzech godzin na twardym fotelu. Ot. :-p


18:18 / 17.02.2002
link
komentarz (0)
Suuuuuuuuuuper!!!!!! ;,0),0),0),0),0) Zaraz bedziemy jesc jajecznice, a potem niestety trzeba isc na pociag...

Bylo super, naprawde super. :,0),0),0),0),0)


00:01 / 17.02.2002
link
komentarz (0)
Witajcie! ;,0),0),0) Zgadnijcie, gdzie wlasnie jestem! Nie zgadniecie, wiec powiem krotko: jestem u Mumika. Jest zajebista impreza!!!!!!!!!!!!! Poznalam mase cudownych ludzi i nie chce, zeby ten dzien sie konczyl! ;,0) Jestem po paru piwach, wiec przepraszam za malo oryginlny tekst. ;->>>
I am happy!!!!


23:06 / 15.02.2002
link
komentarz (1)

I dzien dobiegl
konca. No, a jutro bedzie baaaaaaardzo fajnie. Nawet nie wiecie,
jak sie ciesze!! Zobacze tyle kochanych mordek, ze juz sie doczekac nie moge!!! Aaaaaaa!!!!! Wymienilabym chetnie nicki, ale moze ktos chce pozostac "nietkniety" przeze mnie na forum. ;,0),0),0)Ach! I'm so happy!!!



15:04 / 15.02.2002
link
komentarz (3)
Witam. :,0)
Wlasnie siedzi obok mnie szannowny pan Mader. :,0),0),0),0) Pozdrawia wszystkich. Ja zreszta tez.
I to by bylo na tyle. :,0),0),0),0)
Odezwe sie wieczorem i go obgadam! :,0),0),0),0),0),0),0),0)


19:34 / 14.02.2002
link
komentarz (0)
Musze napisac zakonczenie "Chlopow". Co sie stalo z Jagna po tym, jak ja wywiezli ze wsi na wozie pelnym gnoju? No co? Ech, no mam jeden pomysl, ale nie do konca i wcale nie jestem pewna, czy jest dobry...


00:02 / 14.02.2002
link
komentarz (0)
Wlasnie czytam swietna meksykanska ksiazke "Przepiorki w platkach rozy". Jest po prostu sliczna i taka magiczna... :,0),0),0) Ma niesamowity klimat i az sie nie mozna oderwac- powiedziala Asia i sie oderwala, wedrujac natychmiast w strone komputera i logujac sie na nlogu.

A co!


17:52 / 13.02.2002
link
komentarz (0)
Dzisiaj byla rozprawa w sadzie. Ale jakos bez wrazen, moze dlatego, ze nie zeznawalam tym razem. Babcia sie troche zdenerwowala, ale nawet dobrze jej poszlo i juz jest chyba spokojna. Jest OK...

Dziekuje, Chaferku, za telefon. :-,0),0),0)
Bardzo mily z Ciebie Zajaczek. :-*

Chyba poczytam dzisiaj ksiazke. Albo cos napisze. :,0)


01:38 / 13.02.2002
link
komentarz (0)
Obejrzalam wlasnie "Przelamujac fale"... I Boze... Co za chory film! Mam sprany mozg doslownie. Czuje sie troche jak po obejrzeniu "Dancer in the dark", chociaz tamto wlasciwie bylo jakies takie bardziej dolujace.
"Breaking the waves" opowiadal o Bess, ktora byla bardzo dobra dziewczyna. Lekko jakby niedojrzala psychicznie i niezrownowazona, ale bardzo dobra. Miala meza, Jana, ktoremu poswiecila cale swoje zycie. Poswiecila siebie.
Nie bede opowiadac koncowki, na wypadek, gdyby ktos chcial obejrzec ten film. Zwlaszcza, ze koncowka byla typowa dla pana Triera- tragiczna. No, czasami ewentualnie jest chora.

Lars po kazdej czesci "Krolestwa" daje monolog. Nie zapomne, jak po chorym i przerazajacym zakonczeniu jednego z odcinkow, wyszedl sobie pan rezyser i zyczyl wszystkim widzom dobrego wieczoru. :,0) No, jaka schiza.

Dzisiejszy film nie byl, o dziwo, chory. Byl po prostu ciezki i meczacy. 2,5h historii glupiutkiej, poczciwej Bess.
Film mocno przygnebiajacy. Nie wiem, co powiedziec...


20:55 / 12.02.2002
link
komentarz (0)
Od 1991 roku Von Trier pracuje nad pewnym projektem. Zamierza go skonczyc w 2024 roku... Przez caly ten czas stara sie co roku nakrecic 3-minutowe ujecia w roznych miejscach Europy. To sie nazywa: miec cel i motywacje... ;,0),0),0),0)


20:23 / 12.02.2002
link
komentarz (0)

Pozyczylam od Magdy mase filmow. Nie, no... Nie taka mase... :,0) Ale kilka kaset. "Elisabeth", "Cudowni chlopcy" i jakas tam komedia z Brandanem Fraserem, bo mama Magdy na jego punkcie szaleje. Oprocz tego wypozyczylam sobie film Larsa Von Triera "Przelamujac fale". No, trzeba sie w koncu doksztalcac, zwlaszcza, ze Von Trier jest jednym z moich ulubionych rezyserow.
No.Przede mna caly polmisek faworkow vel. chrustow. Ale juz mie niedobrze po kilku. Za tluste to.




17:58 / 11.02.2002
link
komentarz (2)

Przed snem mam miliony pomyslow, co by tu napisac. Jak tu wreszcie trafaiam, to jestem padnieta, po kilku godzinach IRCa. Dzisiaj postanowilam uczynic eksperyment. Wlazlam na jeden z tych bezplciowych, miastowych kanalow pod nickiem facet_25. Typowo, idiotycznie. Od razu widac po takim nicku totalny brak inwencji tworczej. A ze zagadywalam do roznych Mariolek20, Lolitek13 i innych Madzi19, to efekt byl przewidywalny- rozmowa sie nie kleila i uwiesc nikogo mi sie nie udalo. Ano. I love Shrek. I jestem zbulwersowana, ze wszyscy wokol- slusznie zreszta- zachwycaja sie Jerzym Stuhrem w roli Osiolka. No, ja sie zgadzam i w ogole, bo Osiolek byl smieszny jak nie wiem. Ale przeciez i sam Shrek- bohater tytulowy- mial po prostu swietny dubbing! I nikt jakos, dziwnym trafem, nie wspomina, ze Shrekiem byl... Zbigniew Zamachowski!!!
Boli mnie glowa, a czeka mnie cale popoludnie przed komputerem... Eeech...Ide obejrzec "Klan"! ;,0),0),0),0)




03:29 / 10.02.2002
link
komentarz (0)
Wlasnie gralam z mama w "The Sims". Ona normlanie oszalala na punkcie tej gry... :,0),0),0),0)
Ale mnie tez sie podoba! :,0),0)
Stworzylysmy Murzyna- skate'a, ktory nazywa sie dosc niefortunnie, bo Wieslaw Pryk. :,0),0) Ale w niczym to mu nie przeszkadza. A poniewaz dalysmy mu w osobowosci maksimum punktow za schludnosc, sam po sobie sprzata. Prosze, prosze... :,0),0) No i postawilysmy na wyksztalcenie. Nasz Wieslaw jest wirtuozem fortepianowym w tej chwili, a przy tym... bardzo charyzmatycznym! :,0),0),0)
Bardzo nie lubi sie z pewna para, w ktorej sklad wchodza: Julia Kotek i Stefan Babol. :,0) Za to Wiesiek zakochal sie z wzajemnoscia w Annie, ktora poznal... na ulicy... :,0),0),0) Anna jest nietypowa, albowiem ma humory. Nie lubi przytulac sie po przyjacielsku- woli intymnie. Nie przepada za calowaniem po rekach, ale jesli ma sie obsciskac, to owszem. :,0)
W "The Sims: Randka" jest masa nowych mozliwosci. Jesli jest opcja "zabawiaj" to sa tam trzy odnosniki: zartuj, zongluj, zabawiaj maskotka. :,0),0),0) Podoba mi sie tez laskotanie. A odnosniki do tego sa nastepujace: po bokach oraz... do granic wytrzymalosci! :,0),0),0) A wiec, jako Wiesiek, laskocze Anne do granic wytrzymalosci. I... niestety Anna, chociaz smieje sie bardzo glosno i nigdy sie nie obraza, to- juz dwa razy po zaaplikowaniu jej takiej dawki laskotek- zesikala mi sie na dywan. :,0),0),0),0) Coz... Mam nauczke- nie nalezy laskotac Anny po jedzeniu. Ano. :,0),0),0)



21:46 / 09.02.2002
link
komentarz (2)
Staram sie wlasnie napisac opowiadanie. Heh... I pisze, ale sama jeszcze nie wiem, co... Nie bardzo mi idzie. Ech... Muzo, muzo... Natchnij mnie, prosze...


19:42 / 09.02.2002
link
komentarz (1)

Spotkalam sie dzisiaj z Jola. Jola jest bardzo fajna. Postawila mi kawe i pogadalysmy sobie na temat studiow. I tak sie napalilam, ze juz sie normalnie doczekac nie moge. Sama nie wiem, co ja bede studiowac i gdzie. Chcialabym wyjechac do Warszawy, jasne, i moja mama dobrze o tym wie, ale nie wiem, jak bedzie z kasa.
Sprawa wyglada tak, ze moze wcale nie bede miec alimentow. Tak, tak, drogie dzieci, czytajcie, co pisze, bo to Wasze ostatnie podrygi za pieniazki z alimentow. Jesli ojciec ma prace, to placi, a i owszem. Ale w momencie, gdy przestaje byc wyplacalny, urzad alimentacyjny sie nie fatyguje. Jesli zarobki matki sa
wystarczajace (tzn. wychodzi 900zl na czlonka rodziny brutto,0), to
alimenty sa zbedne... :-/ Wkrotce ma wyjsc nowa ustawa. Alimentow nie bedzie juz od 600zl brutto...Odliczmy jeszcze wszystkie podatki, no i ile zostaje? Tyle, zeby ledwo przezyc. Niestety ja juz teraz, przy obecnej ustawie, na alimenty nie zasluguje. Wiec kiedy tylko moj ojciec straci prace, co przy jego mozliwosciach jest bardzo prawdopodobne, adijos... Beznadziejnie.Dlatego nie wiem, czy bedzie mnie stac na studia w Warszawie, bo jednak musialabym sie jakos tu utrzymac... :-( Ale bede sie starac, nie wiem jeszcze jak... Ale... No, zobaczymy...
Jola jest na filozofii i to bardzo fajny kierunek. Kazdy student ma obowiazek zaliczyc tzw. fakultety z jakiegokolwiek innego wydzialu. Np. bedac na filozofii, moze sobie robic fakultet z informatyki. :,0) Super sprawa. Bede musiala to przemyslec. Mam pytanie do warszawiakow: czy to prawda, ze u Was przyjmuja kserokopie swiadectw maturalnych? Tak mi powiedziano.








23:47 / 08.02.2002
link
komentarz (0)
Nie no... Ja mam jednak dola...
Ja jednak nigdy nie znormalnieje...

Wpadlam jakis czas temu na pomysl, zeby sie odciac od wszystkiego. Skonczyc definitywnie z IRCem, nlogiem, GG i innymi takimi. No, w ogole z internetem. Czego oczy nie widza, tego sercu nie zal.
Chyba tak zrobie.
Szkoda moich nerwow na prozno.
Koniec. Nie ma sensu.
Nic juz nie ma sensu...
Zaraz wezme jakas tabletke na sen i pojde spac. Nie chce juz myslec. Prosze... tylko nie to...


23:35 / 08.02.2002
link
komentarz (1)
Chcialam isc dzisiaj do kina, ale nie sprawdzilam programu i... nie bylo tego filmu o tej godzinie i coz...
Idac na przystanek spotkalam mojego bylego... korepetytora! :,0),0),0) Piotrek sie nazywa i... wkurza mnie strasznie, bo od roku utrzymuje, ze bardzo mu sie podobam i w ogole, jak mnie tylko widzi, to cos usiluje, ale potem za korki zdziera kupe kasy. Pisalam juz chyba kiedys o nim, nieprawdaz?? :,0),0),0),0),0)

No i spotkalam go. Zestresowalam sie jak zwykle jego widokiem, nie wiem czemu. Poza tym znow mnie wkurzyl, gdyz chcialam mu dac buziaka w policzek na powitanie, ale on sie odwrocil w ostatniej chwili i... trafilam w usta. Niby tylko cmokniecie, ale wkurzylam sie bardzo.
Ostatnio widzialam go jakos w pazdzierniku...
Potem dostalam SMSa w Sylwestra z zyczeniami i propozycja spotkania. Odpowiedzialam po osmiu godzinach, ze... tez zycze wszystkiego najlepszego w Nowym Roku... :,0),0),0),0)
Tak, tak, zbylam go. A co!

No i juz mialam nadzieje, ze go wiecej w zyciu nie zobacze, ze bede miec spokoj i w ogole... az tu nagle spotkalam go znowu. No, niby sie ucieszylam, ale tak zwyczajnie, jak na widok zwyklego znajomego. Tak po prostu, neutralnie.
I oczywiscie znow zaproponowal, ze sie spotkamy, juz zaraz, dzisiaj. Boze... Chyba zglupial!
Tak, spotkam sie z nim i powiem mu wszystko, co mysle. Ze jesli zgarnia 50zl za jedne korki, po czym oswiadcza, ze chcialby sie ze mna spotykac, to... niech sie pocaluje w nos! O!
Nawet glupiej herbaty mi w pubie nie postawi!
A dzisiaj poczulam sie jak na jakims filmie.
Sceneria: ulica, dzien zimny i brzydki, glowni bohaterowie w strugach deszczu.
Bohaterowie: Piotrek, Asia.
I nagle ON rzuca pytanie: "A moze bysmy sie spotkali?"
A ja odpowiadam obojetnie: "No... moze..."
No tak... moze... heh... Ale on nie daje za wygrana i pyta bezczelnie: "A moze wpadlabys do mnie?"
Spogladam podejrzliwie (co on knuje?,0) i z lekkim oburzeniem, wiec Piotrek szybko dodaje: "Nie, no... Bedzie babcia...".

Heh... A co to ma za znaczenie? Dla mnie zadnego, bo i tak spotkanie bedzie w 100% kolezenskie. No.

Filmu nie bylo, wiec poszlam do Gaska. Gasek jest bardzo fajna. To jedna z moich blizszych kolezanek. Rozczesala mi moje krecone wlosy i wygladalam jak lew.

Tez sie dzisiaj zle czulam. Niedobrze mi bylo i w ogole. Mama powiedziala, ze zle sie odzywiam i w ogole, ale oswiecilam ja, ze to nie od tego, ze to za pewne z nerwow. Wiec dano mi tabletke uspakajajaca i zobaczymy, czy mi przejdzie. Ech...
Glowa mnie boli. Juz nie mam sily... Nie, jak nie mysle, to nawet nie mam dola, ale czuje ten stres. Ale musze stawic mu czola. Dam sobie rade.
W koncu raz na wozie, raz pod wozem. Czasem jest zle, ale potem jest dobrze. Bedzie wiec dobrze. Kiedys bedzie dobrze. Stres minie. I nadejdzie pewnego dnia szczescie. Oby...


12:27 / 07.02.2002
link
komentarz (2)
Nienawidze calego swiata! O! I nie bede z nikim gadac! Chce cierpiec w milczeniu. Koniec z otepianiem sie! To ucieczka! Nie bede uciekac! Poradze sobie sama! Dosyc z dlawieniem w sobie smutku! Musze wycierpiec co moje. Zeby poczuc wartosc szczescia, ktore mnie cale zycie omija.
Bo jak zaczne sie pocieszac, to cierpienie bedzie mniejsze. Ale i radosc potem bedzie mniejsza. Zatra sien granice pomiedzy szczesciem a rozpacza. A tak byc nie moze.

A wiec dzisiaj jestem nienawiscia. Bolem. Cierpieniem. I nie ma mnie dla nikogo!

KONIEC!!!


12:00 / 07.02.2002
link
komentarz (1)
A wiec sama odpowiem sobie na pytanie.
Cierpienie, owszem, ma sens, jesli w efekcie prowadzi do dobra. Cierpienie z definicji jest zle i nieprzyjemne, a jesli ktos je lubi, przestaje byc dla niego cierpieniem.
Cierpienie przytrafia sie nam po to, bysmy zrozumieli, jak wazne i potezne jest szczescie, bysmy docenili je, kiedy nadejdzie. Bo jesli nadejdzie, to warto cierpiec. Nawet bardzo dlugo. Jesli ma to byc wynagrodzone czyms niewyobrazalnie pieknym, to ja sie na to pisze. A co!
Ale jesli szczescie ma i tak nie nadejsc, to po co marnowac czas na kretynskie cierpienie?! Na cholere przezywac nieopisany bol duszy i walic glowa w sciane? Po co? Jesli mozna sie troche otepic, zapomniec albo znalezc sobie jakies ciekawe zajecie, ktore odciagnie nas od myslenia.
Jest wiele sposobow, zeby nie cierpiec. Ja tak potrafie- nie cierpiec. Ale wtedy tak naprawde odrywam sie od rzeczywistosci. Nie przezywam tego, co mi dane i ide dalej- ale to bardzo plytkie.
Kazdy w zyciu musi zaznac troche szczescia i troche cierpienia. Sukcesem jest, jesli wytrwamy i osiagniemy przy tym swoj cel. Ale uciekanie od tego, co i tak JEST wokol nas to bzdura. Bo to i tak JEST. I nawet jesli bedziemy sie oklamywac, ze tego nie ma, to i tak to BEDZIE.
Czasami lepiej powiedziec sobie cos wprost, posluchac siebie, uwierzyc. Tak, to boli- ja wiem. Ale trwanie w bezsensownym klamstwie boli jeszcze bardziej. Zwlaszcza potem. Bo prawda i tak WYJDZIE na jaw. Bo JEST prawda. JEST rzeczywistoscia. I nikt, i nic tego NIE zmieni.

Tak. Takie cierpienie ma sens. Ma, w kazdym badz razie, duzo wiekszy sens niz otepianie sie i trwanie w nieprawdzie.
Dlatego cierpie. Chociazby. Na przyklad.

Nie, nie tylko dlatego. Najgorsze jest to, ze ja nie wiem do konca, dlaczego.
Znow dzisiaj dopadl mnie obrzydliwy stres. Od samego rana jest mi niewyobrazalnie niedobrze.
Nie, nie, nie, nie jestem w ciazy- jesli ktos tak pomyslal... :-,0),0),0),0),0)

Chce miec nadzieje, chce wierzyc, ale... realnie. Nie chce sie ludzic.Dlatego cierpie. Chociazby. Na przyklad.

Nie, nie tylko dlatego. Najgorsze jest to, ze ja nie wiem do konca, dlaczego.

Chce, zeby moje zycie sie poukladalo. Dosc mam rozterek, rozmyslan, dolow, smutkow, a za chwile radosci i potem znowu rozpaczy. Mam dosc tej hustawki. Niech to wszystko sie ulozy. Jakkolwiek. Dlatego cierpie. Chociazby. Na przyklad.

Nie, nie tylko dlatego. Najgorsze jest to, ze ja nie wiem do konca, dlaczego.




20:59 / 06.02.2002
link
komentarz (2)
Umieram. Zapraszam wszystkich na pogrzeb. Bedzie wielka stypa. Ogrooooomna!!!


20:48 / 06.02.2002
link
komentarz (0)
Czy cierpienie ma sens?


17:46 / 06.02.2002
link
komentarz (1)
Pojechalam dzisiaj do cioci Heni. Dalam jej malutkiego kwiatka w doniczce i bardzo sie ucieszyla. Pogadalysmy sobie troche.
Ciocia, chociaz ma okolo siedemdziesiatki, orientuje sie na biezaco w roznych sprawach. Moglam wiec bez problemu pogadac z nia o filmach. Opowiedzialam o Davidzie Lynchu czy Nicole Kidman. I ciocia ich zna! :,0),0)
Pozniej, gdy wracalam, cos mnie naszlo i nie wysiadlam na swoim przystanku, tylko pojechalam na koniec Lodzi. Na Nowe Sady. Nigdy tam nie bylam. Mialam zamiar wracac piechota, ale te Nowe Sady faktycznie okazaly sie sadami i stwierdzilam, ze nie bardzo gdziekolwiek trafie. Posiedzialam wiec w autobusie i tym samym wrocilam do domu.
Mialam ochote wylaczyc sie pomyslec. Bo bardzo dobrze mysli mi sie w roznych srodkach komunikacji miejskiej. No i przed zasnieciem, ale poniewaz wtedy najczesciej zasypiam, taki autobus jest chyba duzo lepszym rozwiazaniem.
No i spedzilam w nim ponad godzine. Nic wprawdzie madrego nie wymyslilam, ale i tak bylo fajnie.
Bo ja dzisiaj jestem jakas strasznie zestresowana, w ogole mi niedobrze i mam wstret do wszelkiej zywnosci. :,0) Wszystko sie we mnie gotowalo, az wreszcie mama wrocilam do domu, a ja sie wyplakalam i mi przeszlo.
Teraz tez jeszcze mam mokre oczy, ale to raczej z ogolnego rozzalenia, bo nerwy juz chyba opadly. Zjem cos.

Lubie ostatnio patrzec na niebo. Jest piekne. Troszke mnie przeraza, jest takie ogromne... Ale jest piekne... I te chmury...
Pare dni temu, skads akurat wracalam, byly przesliczne. Wygladaly jak mocno zmrozone lody, po ktorych ktos przejechal lyzeczka. :,0) Sliczne. I tyle kolorow... Niebo jest piekne...
Il cielo e bello. :,0)

03:07 / 06.02.2002
link
komentarz (1)
Obejrzalam Shreka i uwielbiam go ponad wszystko!!!

Gadalam dwie godziny z Chaferem... Wow... Chafer, jestes super! :,0),0),0) O! ;,0),0)


19:38 / 05.02.2002
link
komentarz (1)
Powinnam cos napisac po tak dlugiej przerwie, ale totalnie nie mam weny. Mam kupe pracy odlozonej na ferie, a nie mam sily doslownie, zeby zabrac sie za nia.
Chyba pojde sobie obejrzec Shreka. To najlepszy film ever!


21:55 / 04.02.2002
link
komentarz (0)
Zla jestem. Mama mi truje. :-p


22:09 / 02.02.2002
link
komentarz (1)
Wrocilam!!!!

Jutro napisze wiecej. :,0),0),0)
Hurra.


23:17 / 19.01.2002
link
komentarz (3)
Witajcie, Moi Wierni Wielbiciele! :,0),0),0)

Tak, wiem, zgrzeszylam, nie bylo mnie tu sporo czasu, bo az kilka dni. :,0),0),0),0) No, ale mam problemy z internetem chwilowo i z niego, sila rzeczy, nie korzystam. Odezwe sie na dluzej, mam nadizej, po weekendzie. Na razie siedze u kolezanki- dobrejk duszy, ktora uzycza mi swego internetu. :,0)
Ale nie moge naduzywac jej goscinnosci, wiec jjuz powoli sie stad usuwam. Pa, pa, pa.


18:35 / 15.01.2002
link
komentarz (10)
Mam dzis strasznie duzo roboty. Cholera, szkoda. Przyszlam ze szkoly i polozylam sie spac.
A teraz wstalam i... prosze bardzo- tak spedzam wolny czas.

NIENAWIDZE KOMPUTERA!!!!!!!!!!!!

Chafer, przestan przesadzac. Mozesz pisac nloga. Jesli potraktujesz to jak nalog, faktycznie sie nim stanie. Ale jesli bedziesz pisal, bo lubisz z ogolnie luznym nastawieniem, to nie ma mowy, zebys sie uzaleznil.
No, ale nie mam czasu sie rozpisywac. Ot.

Poza tym, jak ja pisze na forum, to wlasnie mniej sie otwieram. Co nie znaczy, ze pisze nieprawde. Nie, wrecz przeciwnie. Ale na pewno nie pisze wszystkiego do konca. I podobnie jak Mumik traktuje czytanie moich nlogow czy komentowanie ich jako wyznacznik popularnosci. W koncu po to wszystko pisze na forum. Moglabym przeciez nie pisac. Mam pamietnik.


17:35 / 14.01.2002
link
komentarz (1)
Mialam nie wlaczac komputera- wlaczylam. Mialam nie jesc- jadlam, mialam isc na wszystkie lekcje- "zaspalam", mialam poczytac ksiazke- nie czytam.

Co sie dzieje??? Koniec. Juz! Amen.




22:03 / 13.01.2002
link
komentarz (0)
Bylam dzis u Agatki. Obejrzalam raz jeszcze "Fakty i akty"- swieeeetny film. Jak zwykle pod wrazeniem. Natomiast troche sie zawiodlam wczorajszym "Amistad".
I nie wiem, co jeszcze powiedziec.

Aha, chcialam tutaj zaczac kogos gloryfikowac. Tym kims jest Chynaa. Nie wiem, czy czytasz moje nlogi, szalowna Chyno, ale musze stwierdzic, ze jestes moja muza. Jak na razie przejrzalam kilka Twoich wczesniejszych wpisow i... ale Ty masz charyzme! :,0),0) Ach, i ta lekkosc piora... Swietnie piszesz. I tu wlasnie pragne nadmienic, ze dalas mi natchnienie, zeby cos stworzyc. Po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna usiadlam nad czysta, biala kartka papieru (formatu A4, bo nad taka sie najlepiej mysli:,0) i cos napisalam. Nie bylo to wiele, bo gdybym przesadzila po tak dlugiej przerwie, jeszcze wyszloby mi jakies badziewie. Ale napisalam cos! Z radoscia i wena! :,0),0),0) Ach...
Chynaa, swietna z Ciebie babka. Masz w sobie to cos.



20:57 / 12.01.2002
link
komentarz (0)
Wlasnie udzielam Chaferowi reprymendy.... :-p



19:39 / 12.01.2002
link
komentarz (2)
I co ja mam napisac? Jakos nie moge sie z tym nlogiem rozstac. Wlasciwie to skad nazwa nlog? Hmm...

Chcialabym miec duzo charyzmy. I chcialabym miec znowu wene. I chcialabym czuc sie utalentowana.


18:54 / 12.01.2002
link
komentarz (0)
Witajcie znowu, moje Misie Patysie. :,0),0),0),0)
Pani profesor wlasnie skonczyla wyklady. :,0)
Tak, bylam wlasnie na korkach. I nawet bylo nie najgorzej. Stwierdzam, ze praca z podrecznikiem jest duzo prostsza. Rok temu uczylam praktycznie z glowy. Przynosilam jakies materialy, slownictow, itp., bo uwazalam, ze podreczniki sa takie sztuczne i ograniczone, no a przede wszystkim nudne. Ale to chyba nie do konca prawda. Lekcje prowadzone w oparciu o podrecznik sa lepiej zorganizowane. Nie trzeba myslec nad cwiczeniami, ktore przeciez i tak trzeba wykonac. Trzeba cwiczyc i juz. A w podreczniku sa gotowce. Poza tym sa gotowe czytanki, testy, no i w ogole. Nie trzeba tyle myslec. Jest latwiej i juz. :,0),0),0)



14:52 / 12.01.2002
link
komentarz (0)
Chce mi sie spac. I nie wiem, co tutaj napisac jeszcze. Powinnam sie troche francuskiego pouczyc, zeby nie zapominac pozniej, jak sie co mowi. Glownie zapominam ciagle odmiany czasownikow nieregularnych. No i takie tam rozne... :-/
Dzisiaj znow pogadalam z Basia z francuskiego i znowu stwierdzam, ze jest bardzo fajna.
Poznala podczas ferii swiatecznych chlopaka z Wroclawia, bodajze. Ale caly czas jest nieufna i boi sie, ze to nie przetrwa. Poza tym twierdzi, ze chyba i tak nie jest gotowa na staly zwiazek, bo nie jest w stanie poswiecic koni dla zadnego faceta.
Dla mnie tez. :-p Dlatego ciagle nie mozemy sie spotkac.

Jutro jade do Agatki. Bardzo sie ciesze. Tak, to moja najlepsza na swiecie przyjaciolka. Tak do grobowej deski. Jest super. Nie ma mowy, zebysmy sie klocily. Nawet gdybysmy przebywaly ze soba 24 h na dobe przez kilka tygodni. Zbyt dobrze sie znamy nawzajem i akceptujemy, zeby sie klocic. Sa pewne rzeczy w Agacie, ktore kiedys mogly mnie irytowac, ale zbagatelizowalam je. I vice versa. Na pewno ja tez z czyms wkurzam Agate- z tym, ze czasem za duzo mowie. Ale ona nie traktuje tego jak czegos zlego, bo mnie dobrze zna i lubi. Dlatego nawet gdybysmy spedzily ze soba mnostwo czasu razem, to bysmy sie na pewno nie poklocily, bo... jakbysmy mialy ochote gadac, to bysmy gadaly, a jak nie- to bysmy milczaly. I juz. Zbyt zazyla jest nasza przyjazn, zeby sie klocic. Nie mialoby to sensu. My sie po prostu bardzo szanujemy- jak para staruszkow, ktorzy spedzili ze soba cale zycie. Ooo, tak jej wlasnie powiem. :,0) Jutro.
Wtedy tez pogadamy o filmie i dostarcze Wam kolejnych plotek. :,0)


14:41 / 12.01.2002
link
komentarz (2)
Bonjour. Je suis a la maison apres le cour de Francais. Je vais donner des lecons particulier a trios heure.
Je suis en peu malade. :-p


20:02 / 11.01.2002
link
komentarz (5)
Bylam dzis u laryngologa i strasznie zblazowana pani doktor wygladala tak, jakby robila wielka laske, ze mnie bada. A jak mnie zbadala, niewielu udzielila mi informacji na temat mojej choroby. Przepisala jakies dwie rzeczy i to wszystko. I prawie nic nie raczyla powiedziec.
Pozniej poszlam do pani okulistki dobrac sobie nowe szkielka. Okazalo sie, ze wada mi podskoczyla o 0,75 dioptrii w ciagu dwoch lat, czyli nawet nie tak zle. Inni maja dioptrie wiecej co pol roku. Nie jest najgorzej.
Mam teraz na prawym oku 2,25 a na lewym 3,5. I widze idealnie! :,0),0) Nareszcie rozpoznaje ludzi na ulicy! :,0)
Mam specjalne szkla z powloka antyrefleksyjna i przez to sa troszenke blekitne pod swiatlo. Ladnie to wyglada.

Obejrzalam sobie wlasnie po raz kolejny film, pt. "Murder to death" (o ile nie pomylilam tytulu,0), co tlumaczone bylo jako "Zabity na smierc". Swietny film!
Bardzo podobaja mi sie niektore posatcie i wlasnie na nich chce sie wzorowac w moim filmie. Nie, zeby cos plagiatowac. Bron Boze! Po prostu mam mniej wiecej podobna wizje co do sposobu zachowania sie niektorych osob. :,0)

Kurcze, jutro ide na francais i... wcale mi sie to nie podoba. Bede musiala rano wstac, a potem bite trzy godziny zegarowe siedziec na lekcji, ktora... no, nie jest zbyt ciekawa... :->>
Najbardziej denerwuje mnie to, ze tam praktycznie nie ma, z kim pogadac. Tzn. jest taka fajna Basia i Jola. Z Jola bylam na festiwalu choralnym w listopadzie, a z Basia siwetnie mi sie gada i smieje. Jest duzo fajniejsza niz wydawalo mi sie na poczatku. Ale... ona jest zakochana w koniach i codziennie z nimi spedza cale godziny i w ogole. A wiec nigdy nie mamy czasu sie spotkac. A 15 minut tygodniowo to za malo. A tyle wlasnie trwa przerwa. ;,0),0),0)

Bo ja zauwazylam, ze zawsze tak jest. Ludzie nie potrzebuja konatktu tak bliskiego z innymi. A moze po prostu ze mna? Nie wiem. Ale zawsze tak mialam. Z kim nie chcialabym sie spotkac, to zawsze ja musialam takie spotkanie inicjowac. :-/ Wreszcie, po jakims czasie, mialam wrazenie, ze sie narzucam i tak to sie konczylo.
Glupio... Szkoda, ze ludzie nie chca. No, a na tym francuskim, to juz w ogole jest do bani pod wzgledem towarzyskim.
Jeszcze kiedys, jak bylam w podstawowce, chodzilam na angielski. Przez cztery lata. I co roku nawiazaywalam bliskie przyjaznie. I kazdy rok pamietam pod jakims wzgledem.
Np. taka Monika, u ktorej bylam na imprezie w grudniu- znam ja wlasnie z angielskiego. Dwa razy bylysmy na wakacjach. Teraz chodzimy razem do szkoly.
Albo taki Piotrek i Kuba- to bracia. Moi naprawde siwetni koledzy. Znam ich od ponad szesciu lat. Jak sie poznalismy, Kuba byl w 7 kl., Piotrek- w 6, a ja- w 5. A teraz? Kuba jest na pierwszym roku prawa, Piotrek za kilka miesiecy zdaje mature. Boze, jak ten czas leci... Az glupio...
Przeraza mnie to i troche przerasta...
Moj wczorajszy sen sprowokowal mnie do wielu refleksji. Hmm...


23:47 / 10.01.2002
link
komentarz (1)
OK- skrocona wersja.

1. Albert sie odezwal, napisal SMSa i bardzo mi sie zrobilo milo. Jak zwykle.

2. Snilo mi sie dzisiaj, ze urodzilam dziecko. Byl to piekny sen, az mi sie budzic nie chcialo. Poczulam taka ogromna milosc do tego malutkiego dzidziusia. I taka wielka radosc.
Przytulilam go do siebie i to bylo cudowne uczucie. Az dziwne.
Czy myslicie, ze bylabym dobra mama?
Aha, maly problem- nie wiem, kto w moim snie byl tatusiem... :,0),0),0)

3. Nadal czytam "Dzikie labedzie" i ciezka to troszke ksiazka, bo duzo dat, nazwisk, szczegolow. Mozna sie pogubic.

4. Jestem ogrooooomnie wsciekla, bo ten wlasnie nlog jest beznadziejny. Pisze go na "odwal sie", bo jestem zla. :-p Takiego fajnego loga napisalam, no... Jasna cholera. Life is brutal. :-p


23:34 / 10.01.2002
link
komentarz (0)
Ale jestem wkurzona!!!!!!!!!
Aaaaaaaaaa!!!!!!!!!
Napisalam strasznie dlugiego nloga i mi sie skasowal!!!! Aaaaaa!!!!!!! Zabije wszystkich!!!!


16:21 / 10.01.2002
link
komentarz (0)
Chora nadal. Ide poczytac "Dzikie labedzie- trzy cory Chin". Bardzo fajna ksiazka.


19:21 / 09.01.2002
link
komentarz (1)
Chora jestem. Mam katar... I mi zle. Buu...
Chce, zeby mnie ktos przytulil i podal ciepla herbatke... :((



21:06 / 08.01.2002
link
komentarz (12)
I co ja mam napisac?

No, robie film. Jestem ciekawa, ile mi faktycznie z tego wyjdzie. Zainteresowanym powiem, ze ma to byc kryminal, a jednoczesnie komedia a la Monthy Python. To drugie to raczej nadzieja niz plan, bo przeciez M.P. to klasyka moim zdaniem i ciezko ja podrobic.
Tak czy inaczej, zafascynowana swoim wlasnym pomyslem, stworzylam juz dwa kawalki w ramach muzyki filmowej. :,0),0) Motyw ten sam w obu utworkach, ale przeciez to wlasnie na tym polega: zeby jeden motyw przewijal sie przez caly film... :,0),0) Beda oczywiscie rozne urozmaicenia tego motywu, zeby nie bylo glupio i nudno, no ale... wiadomo. Kurcze, zadowolona jestem. Szkoda, ze nie mam kabelka, zeby polaczyc keyboard z komputerem- moglabym wtedy od razu rejestrowac na dysku swoje "dziela", bo w keyboardzie mozna zapisac tylko dwa. A ja mam tyyyyyyyle pomyslow!!! No i w ogole ogarnela mnie jakas mania- mam wene na stworzenie piosenki takiej troszke, bym rzekla, afrykanskiej. Bez zadnych slow, totalne wykorzystywanie glosu. Do tego tylko jakies bebny, moze bas? O jaaa... Ale faza. Potrzebuje tylko duzo wolnego czasu i duzo chetnych ludzi. Ech. Czyli nici z moich planow. :-/

A filmu normalnie nie moge sie doczekac. Teraz, z uwagi na to, ze to jednak nie bedzie przedtsawienie, tylko film, trzeba troszke zmienic scenariusz, tzn. rozbudowac go glownie. Mamy to ulatwienie, ze starozytna zasada trojjendnosci moze sobie pojsc do kąta. Bardzo fajnie. :,0) Nie trzeba sie martwic, ze wszystko dzieje sie w salonie. Teraz akcja moze przeniesc sie w kazde miejsce- nawet w plener. :,0) To jasne. Ach, ach.

Nie mamy tylko kamery......... :,0),0),0),0),0),0),0),0),0),0),0),0),0),0),0),0)




13:07 / 07.01.2002
link
komentarz (3)
Nie poszlam dzis do szkoly. Obudzilam sie rano i stwierdzilam, ze nie jestem w stanie nic robic, nigdzie isc i w ogole, wiec polozylam sie z powrotem spac. Oczywiscie caly czas stresowalam sie, ze babcia- ktora mieszka przez sciane- nagle ni stad ni zowad- wejdzie i zobaczy, ze jestem w domu. I tak sie jakos balam podswiadomie, ze snily mi sie koszmary. Obudzilam sie po niecalych dwoch godzinach i nie bardzo wiedzialam, co sie dzieje. Bolal mnie brzuch, bylo mi niedobrze i w ogole...
Aha, zbuntowalam sie i zalozylam nowa skrzynke, prosze na nia pisac:
kaczatko_@poczta.onet.pl

Ostatnio doszlam do wniosku, ze chyba jestem chora psychicznie. To dopiero poczatki, ale... na przyklad jade tramwajem i zamyslam sie.
Tak, bardzo czesto sie zamyslam w tramwaju. Bo sa dwa momenty w ciagu dnia, kiedy sie zamyslam. Wlasnie w tramwaju oraz tuz przed zasnieciem. W ciagu dnia tez mysle, to jasne, ale nie az tak intensywnie. Nie skupiam sie na tym do konca, bo robie inne rzeczy. I wlasnie dopiero, kiedy zasypiam lub kiedy jade tramwajem, mam czas sie wylaczyc i myslec.
Wiec jade tym tramwajem, mysle sobie i nagle... spogladam przez okno, zaczynam rozgladac sie nerwowo i zastanawiac, gdzie jestem. No tak, w tramwaju. Ale ktory to przystanek?! Wyglada znajomo... czy ja wlasnie na nim chce wysiasc? Gdzie ja jade?! Gdzie ja jestem?!
I dopiero jak sie skupie i zastanowie, to przypominam sobie, ze jade do szkoly i zostaly mi jeszcze dwa przystanki.
Ale czasem nie zdaze i jade za daleko... :,0),0),0),0)
Czy to jest normalne?

No i weny nie mam... A moze nie tyle weny, co silnej woli, by wreszcie wylaczyc ten glupi komputer, poczytac, stworzyc cos... Eeech...
Trzeba sie wziac za siebie.
Mam pomysl na film. Tzn nie konkretnie. Na pare roznych ujec. Trzeba by pomyslec ogolnie nad watkiem. Ojej... :,0),0),0),0) To mnie troszke cieszy chociaz... :,0)


23:22 / 04.01.2002
link
komentarz (1)
Jestem taka nijaka. Gadalam kupe czasu z kolezanka. Troche omowilysmy moj problem, ale... nie rozwiazalysmy go. Musze to mocno przemyslec, bo najgorszy jest konflikt z sama soba. Trzeba cos wymyslec. Buuu.....



22:52 / 03.01.2002
link
komentarz (1)
Jesli szybko nie rzuce tego wstretnego komputera, to na zawsze strace wene do pisania.... To potworne...

Chafer... mowisz, zebym sie wziela do kupy, tak jak Ty. Oj, zawsze mi to wychodzilo, ale... narobilam sobie zaleglosci, a teraz praca domowa jest za duza- ja nie mam sily wstac i poukladac na raz wszystkich spraw...

eeech....

Do niedzieli...



22:43 / 03.01.2002
link
komentarz (1)
Chaferku kochany!!!

Bardzo zem sie wzruszyla i ucieszyla Twoimi ciepymi slowami w moim kierunku. :,0) Ja tez Ci dziekuje, bo jestes kolejna fajna osoba poznana przez intenrnet i kolejnym dowodem na to, ze przez IRCa mozna poznac ciekawych ludzi. :,0),0),0) Jak ktos Wam powie, ze nie- wysmiejcie go! :,0),0),0)

Z kolei, drogi Slawku, Twouj wpis w momencie, kiedy miales dola, sklonil mnie do refleksji:

1. Boze, ile ludzie maja w sobie weny i potencjalu, jak sa zdolowani.
2. To nieprawda, ze ktos tajemniczy intryguje. Mnie nie. Jesli intryguje, to tym, ze ... no, czym innym- to dluuuga historia i pogadamy wkrotce na ten temat. :,0),0),0),0)
3. Tak, szczerosc to podstawa.
4. Faceci maja, moim zdaniem, mnostwo komplekow, czy o tym mowia, czy nie... :,0),0),0),0)
5. a teraz nie na temat: stracilam wene do pisania i oby ona szybko minela, bo wpadne w kolejnego dola. To wszystko przez ten wstretny internet!


21:24 / 01.01.2002
link
komentarz (1)
No i po Sylwestrze. Było fajnie. :,0) Tak, moge tak powiedziec...


23:01 / 30.12.2001
link
komentarz (1)
Byla u mnie Magda.
I podzielilysmy dume na dume osobista i dume spoleczna.
Ta pierwsza to wlasnie taka godnosc.
Ta druga to ta ambicja- chec posiadania dobrego wizerunku w spoleczenstwa. No to tak dla wyjasnienia...




14:37 / 30.12.2001
link
komentarz (1)
No i jest mi dziwnie. Moje zycie niewatpliwie zaczyna nabierac tempa i dzieje sie dokladnie to, co rok temu o tej samej porze. Wszystkiego jest duzo, bardzo, no i w ogole. Pewnie niedlugo znow sie w tym pogubie. Na razie jeszcze nie. Na razie nurtuje mnie calkiem inny problem.
Bo... tak, no dzieje sie to, co przed rokiem, ale... ja juz mam nowe doswiadczenia, zmienilam sie od tamtego czasu. I w zwiazku z tym to wszystko nie jest takie proste. Kiedys bylam bardziej naiwny dziewczatkiem, a teraz patrze na to, co mi sie przytrafia, przez pryzmat calego roku 2001. Wiele sie zmienilo. Ja jestem inna. Ciut jakby madrzejsza. Ale nie do konca, bo wciaz targaja mna skrajne emocje, wciaz przezywam rozne rozterki i nie jestem niektorych rzeczy pewna.
Z jednej strony chcialabym to, bo jest to zgodne z moim ego, a z drugiej- wiem, ze to nie najlepsze rozwiazanie, bo... no, po prostu wiem. :,0) Cos mi mowi, ze nie powinnam.
I teraz mam takie rozterki. Rozsadek czy emocje? Co wybrac? Zawsze sie kieruje emocjami i zawsze zle na tym wychodze. Wniosek: zrobic cos madrego. Ale... to tez pociaga za soba pewne konsekwencje. Bo rozsadne posuniecie wyklucza szalenstwo, tajemnicza niepewnosc, no i to ulubione przeze mnie ryzyko... :,0),0) Heh... I to moj dylemat.
No, ale gdyby chodzilo tylko o to, to pol biedy. Najgorsze jest to, co nazywamy duma. Dlaczego najgorsze? Bo czasami latwiej byloby ujac sie honorem, dac sobie spokoj, poczuc wewnetrzna wyzszosc nad kims tam, kto- powiedzmy- zrobi nam wbrew. Tak byloby latwiej: stwierdzic "I tak ja mialam racje. Niech sie maly robaczek cieszy zwycieztwem, ale ja wiem swoje". Tak byloby latwiej. Ale tak NIE jest!!!
Bo istnieje DUMA. Bo ludzie za wszelka cene chca zwyciezac, chca sie dzielic na lepszych i gorszych, na wygranych i przegranych, na sprytnych i flegmatycznych. Eeech...
Gdyby nie chodzilo o dume, wszystko byloby prostsze. Byloby latwiej.
Wtedy spokojnie mozna by postepowac zgodnie ze swoimi emocjami, szalec, robic wszystko nagle. Bo nawet, gdyby cos sie nie udalo, czlowiek by sie nie przejmowal, tylko szedl sobie dalej przez zycie i cieszyl sie chwila, i wprowadzac w czyny najpiekniejsze motto: carpe diem.
Ale nie. Istnieje DUMA- taki wewnetrzny hamulec, ktory nie pozwala robic niektorych rzeczy, bo co bedzie, jesli przegramy?
Kit z tym, ze przegramy! Czy wszystko trzeba kalkulowac, oceniac, doszukiwac sie zyskow i strat? Przeciez to glupota!
Nie ma wygranych i przegranych. Postepujemy wedlug swojego sumienia, bo chcemy zyc w harmonii z samym soba, chcemy byc szczesliwi! Tu nie ma dobra czy zla. Dobre jest to, co jest dobre dla nas. Wiec sie ku temu sklaniamy. Ale bladzic jest rzecza ludzka. Mamy prawo sie pomylic. A moze nie tyle pomylic, co... pechowo trafic... na jakies niesprzyjajace okolicznosci. To nie zawsze nasza wina, jesli cos pojdzie nie tak. A jesli nie nasza, to czym sie przejmujemy? To wlasnie DUMA sprawia, ze czujemy te porazke, ze zamiast rozesmiac sie na cale gardlo i krzyknac: "No coz... Nie udalo mi sie- jutro bedzie lepiej!", my co robimy? Jestesmy wsciekli na siebie, na caly swiat, bo cos nam nie poszlo. I nie mozemy spokojnie usiedziec. Bo ta wlasnie zakichana DUMA to taka ambicja, zeby wygrywac, zeby zawsze byc gora, zeby zdobyc sobie szacunek innych, ich aprobate i sympatie. Bzdura! Czy jesli popelnie blad, to nie znajde przyjaciol? Eeeeee tam.

No dobra. Ja sie zgadzam- duma w ogole jest OK. Duma w sensie- szacunek dla siebie samego, poczucie wlasnej wartosci, jakas godnosc. Ale TO, co czasami nami kieruje, to koszmar, a nie duma. To jakas chora duma, chora ambicja, chore COS.

I co ja mam zrobic?




13:50 / 29.12.2001
link
komentarz (1)
No wiec tak: wczoraj na randke z erotomanem nie poszlam, bo... nie mogl. :-p Rzekomo jechal po tate do Warszawy. Moglam sie zabrac! :,0),0) He, he. Na pewno mialabym kogo odwiedzic! :,0) Liczba moich znajomych w stolicy stale sie powieksza.

No, ale z powodu niespotkania sie wreszcie z niejakim Tomkiem specjalnie nie plakalam, gdyz po pierwsze go nie znam, a po drugie: mialam co robic. Gralam z Agatka w "Atlantis 2". Pozniej poszlam na korki i znow tlumaczylam matematyke Kacprowi... Boze... :,0),0) Ja to jestem uniwersalna.
No, dobrze. Na poziomie szkoly podstawowej rozumiem matematyke. :,0) Bo ja bym ja w ogole rozumiala, gdybym wiecznie nie miala zaleglosci.
Boze, jeszcze sie okaze, ze jestem umyslem scislym! :,0),0),0),0),0) Nie, no, nie wierze po prostu!

Co poza tym? Ano wrocilam z korepetycji i przyszedl do nas znajomy mojej mamy- Pawel, zeby cos zdzialac z moim komputerem szalonym. Pawel ma 23 lata i pracuje z moja mama, i to bardzo glupio. Bo on jest w moim pokoleniu, a mimo wszystko to kolega nie moj, a mojej mamy. Wiec nie tyle bedzie dystans (bo sie razem tak usmialismy jak dwa wariaty,0), co po prostu... no, nie przypuszczam, zebysmy zostali znajomymi. A szkoda, bo Pawel to supergosc. Swietnie sie gadalo.
A tak na marginesie, to Pawel fajnie wyglada. :,0),0),0),0),0) No, ale to na marginesie. Tylko.

Ide dzis z Witkiem na lodowisko. :-/




01:32 / 29.12.2001
link
komentarz (1)
Mam lagi na IRCu... No i w ogole...
Dostalam dzis w prezencie "Atlantis 2" i jestem najszczesliwszym czlowiekiem na swiecie!

DZIEKUJE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!




00:30 / 28.12.2001
link
komentarz (1)
Eeech.... No nudzi mi sie....

Nie wiem, co mam ze soba zrobic... Wrrr..... Ksiazke bym poczytala, ale zmeczona jestem za bardzo i najadlam sie- niedobrze mi. Wiec nie moge czytac. :-p




16:01 / 27.12.2001
link
komentarz (1)
Umowilam sie na randke z erotomanem.
Po pierwsze: nienawidze slowa "randka", bo jest glupie, jakies takie... lewe. No nie wiem. Nie lubie go. Moze jest jakies przestarzale? Przeciez nie mowimy nigdy, ze idziemy na prywatke, tylko na impreze, chociaz to dokladnie tak samo.
Ale jakby tak sie zastanowic, to ja przezylam mnostwo takich randek w swoim zyciu. Tylko, ze zawsze nazywalam to zwyklym spotkaniem. No, ale tak na dobra sprawe- to przeciez wlasnie byly randki. Bo jesli uklady nie byly jasne ani na 100% przyjacielskie, no to nigdy nic nie wiadomo. I wtedy to chyba wlasnie jest randka.
A jutro spotykam sie w wybitnie nie-przyjacielskich ukladach. To znaczy to nic powaznego emocjonalnie. Powiem wrecz, ze to emocjonalnie nie istnieje. A spotkanie- to znaczy randka...-ma charakter czysto... flirtowy.
Ale to brzmi idiotycznie! :,0),0) No, ale tak. Spotykam sie w celu rozrywkowym. O Boze... To brzmi jeszcze bardziej idiotycznie! :,0)
Ciekawa jestem, jak w ogole to spotkanie bedzie wygladalo. No, bede musiala wziac ze soba gasnice, zeby ugasic goracy nastroj tego delikwenta. He, he. Bedzie smiesznie. :,0)

Zaraz po nowym roku zbieram pieniadze. Na nowy procesor i plyte glowna. Jak sprzedam jeszcze te moje smieci, a mamusia troszke dolozy, to za jakies dwa miesiace... :,0) ach, nie odejde od komputera juz nigdy. Potem juz tylko karta graficzna, obudowa, no i tak dla bajeru- myszka, klawiatura, glosniczki... Ach, zapomnialam o karcie dzwiekowej! No, oczywiscie! :,0)
RAMu sobie troszke dokupie, no bo co w koncu doprawdy?! :,0)
No, czyli za jakies 10 lat dorobie sie w miare znosnego komputera... :,0),0),0),0)


20:54 / 26.12.2001
link
komentarz (1)
NIkogo..... Pusciutenko.......




19:20 / 26.12.2001
link
komentarz (1)
Drugi dzien swiat. Jest u mnie rodzinka. A ja jestem TU. Zimno mi tylko strasznie, ech...
Co poza tym? Ano ogladam jednym okiem "Anastazje", a drugim jestem na IRCu. A trzecim- tutaj. ;,0),0),0)
I nic sie nie dzieje.
Wzruszam sie na wszystkich komediach romantycznych, a nawet bajkach. Wlasnie np. "Anastazja", "Herkules", a wczoraj "Addicted to love" z Meg Ryan, ktora ostatnio uwielbiam. :,0),0) Ona jest idealna w takich filmach.
Obejrzalam "Francuski pocalunek". Och, jaki sliczny film. Cudowna sceneria i w ogole cala historia. To znaczy jestem troszke zdziwiona i siebie nie poznaje, nigdy takich filmow nie lubilam, gdyz zwykle mozna przewidzec zakonczenie i motyw jest ten sam- ona (lub on,0) ma wyjechac, ale w ostatniej chwili wybiega z samolotu (tudziez innego pojazdu,0) i biegnie do ukochanego. I to jest moze kiczowate, moze glupie, ale... jednoczesnie prawdziwe. Bo taka jest milosc, pelna niespodzianek, smutkow, radosci, poswiecen. Tak. Milosc. Ten temat jest piekny, a ja sie chyba starzeje. :,0) Staje sie sentymentalna... :,0),0),0),0),0)


11:40 / 26.12.2001
link
komentarz (1)
Spac mi sie chce.. i troche pisac mi sie odechcialo. Kto to bedzie czytal?? Albo nikogo nie ma, albo mnie nie znaja, albo im sie nie chce (coz, zreszta, w tym dziwnego?,0).

Czasami tak mam, ze kiedy klade sie spac wieczorem, zaczynam wspominac. Zwykle sa to mile rzeczy, o ktorych lubie myslec. I nawet jesli wiem, ze one juz nigdy nie powroca, to je lubie. Bo przez kilka tych sekund przed zasnieciem ludze sie, ze to prawda, ze to rzeczywistosc. Tak, wspomnienia sa fajne.
Ale ostatnio postrzegam to nieco inaczej. Napadl mnie znow taki nastroj, ze wieczorami sobie wspominam. I codziennie przychodzi mi do glowy to samo, ta sama osoba, te same chwile. Co najdziwniejsze, to moje jedne z najpiekniejszych wspomnien, a jednak boje sie ich. Wole usnac niz sobie przypominac. Dziwne, nie wiem czemu.

Przeciez dobre wspomnienia z zalozenia sa fajne i calkiem przez nas pozadane. Do niedawna zylam tylko takimi wspomnieniami, bo nic pozytywnego w moim zyciu na biezaco sie nie dzialo.
Teraz nic sie nie zmienilo. W moim zyciu nuda.
Wspomnienia mile, a moze nawet jeszcze milsze, bo... bardziej gornolotne, bardziej istotne pod wzgledem emocjonalnym, piekniejsze juz na biezaco od tych poprzednich.
A mimo to... boli mnie, kiedy o tym mysle. Ciezko mi. Nie powiem, ze zle- bo to mocne slowo, a ja zwykle w trakcie myslenia usypiam... :,0),0),0) ale mimo wszystko dziwnie mi. Staram sie zacisnac mocno oczy i nic nie widziec, zupelnie, jakby to moglo cos dac. Ale... i tak wszystko widze, czuje, pamietam. To samo do mnie przychodzi. Nie chce. Boje sie.
Boze... Czlowieku, tak mnie zmieniles...

Juz. Koniec.
Mam inna nowinke.
Wysylalam szablonowe (przyznaje bez bicia,0) SMS-ki z zyczeniami swiatecznymi. I wiecie, co zrobilam? Wyslalam SMSa do NIEGO- tzn. do Rocha. :,0) Taki impuls, przypadek, bym rzekla. Oczywiscie Roch tradycyjnie nie odpowiedzial, ale mam go w nosie. Uwazam, ze zachowuje sie jak palant. Nie odzywa sie. Przeciez to glupie i dziecinne. Chyba przestane jednak go pamietac- nie warto. Moze wlasciwie sie pomylilam?
Glupio, ze tak sie porobilo. Bo ja bym chetnie zwyczajnie sobie z nim pogadala, zapytala, co slychac, jak leci, itp. No, ale przeciez on od razu sie przestraszy, pomysli, ze ja nie mam nic innego do roboty, i ze bede go przesladowac swoja osoba. Ha, ha, ha! Niech sobie tak nie schlebia.
Ale i tak Roch jest fajny. Glupi, ale fajny.

A wlasnie- trzeba sie francuskiego by pouczyc... Eeech...



13:42 / 25.12.2001
link
komentarz (1)
PIerwszy dzien swiat. Wszedzie bialo i slicznie- dawno nie bylo tak pieknego Bozego Narodzenia- kocham snieg...

Dostalam na Gwiazdke nowy monitor- ale jazda!

A tak w ogole bardzo milo mi minal wczorajszy dzien. Zebralismy sie w ciut mniejszym gronie niz co roku, bo 9-osobowym. BYlo super.
Oczywiscie po zupie grzybowej, pierogach i grzybach w ciescie juz nie mialam sipy sprobowac nawet karpia, ryby w galarecie czy po grecku, czy jeszcze innych przysamkow, bo pekalam w szwach.
Z prezentow jestem zadowolona- szczegolnie z ksiazek. Mniej ze slodyczy, bo bedzie trzeba je zjesc. :,0),0),0),0)

Fajnie bylo wczoraj, bo wzielam swoj keyboardzik i wszyscy spiewalismy koledy. Suuuper.
Denerwuje mnie tylko, ze kazdego dnia spotykamy sie w tym samym gronie- raz u babci, raz u wujka, raz na kolacje, a raz na obiad. Boze... Monotonnie troche. A tyle fajnych rzeczy w TV... Czemu zawsze na swieta, kiedy ludzie nie maja czasu nic ogladac?

Dziekuje wszystkich za zyczenia. To najbardziej lubie podczas swiat, sylwestrow i innych okazji- ze ludzie PAMIETAJA. To piekne. Dziekuje. :,0),0),0)


13:07 / 22.12.2001
link
komentarz (1)
Chaferku, a czy jestem jedna z tych dwoch osob? :,0),0),0),0),0),0)



23:19 / 21.12.2001
link
komentarz (1)
Dzisiaj mialam Wigilie klasowa. Dostalam w prezencie lalke-bobasa, nie ma pojecia, od kogo. Ale to dobrze, bede cwiczyc opieke nad dziecmi. :,0) Co poza tym?
Wlasnie dostalam niespodziewany telefon z zyczeniami swiatecznymi. Fajnie.
Spiaca jestem. Padam. Pohulalam sobie dzis z Agata i Magda po szkole... A pozniej przyszlam do domu i rzucilam sie na lozko. I spalam.
Potem korki- znow tlumaczylam matematyke i zarowno Kacper, jak i jego mama, byli zachwyceni. Dostalam od nich na Gwiazdke czekoladki i sobie poszlam. Chcialam obejrzec wreszcie bajke, ale ciagle cos mi innego sie zdarzalo. Az wreszcie wlaczylam komputer. Ot, moj dzien.
Beznadziejnie zimno- umre chyba.


00:28 / 21.12.2001
link
komentarz (1)
Coz za zbieg okolicznosci, Mumiku. Pisales dzis cos o przeklinaniu. A ja wlasnie mialam juz wczoraj zamiescic swoje dywagacje na ten temat. Bo tez mnie to nurtuje.
Oj, bo ja rozumiem- powiedziec czasem, zeby tak ulzyc sobie, jak najdzie zly humor. Albo kiedy sie opowiada dowcip, albo kiedy nie da sie czegos inaczej nazwac, bo slow brakuje. :,0) Ewentualnie dla zartu.
Ale to wszystko jest zamierzone. Natomiast nigdy nie zrozumiem, czemu ludzie wkladaja miedzy kazdy przecinek przerozne slowa na "k", "j", "ch" i chociazby "p". To prostackie. Ot. I przez to nie lubie jezdzic tramwajem.

Wiec nie rozumiem, czemu ludzie bluznia.
Ale juz najbardziej nie rozumiem, czemu ludzie nie wchodza na Gadu Gadu! :->>>>

A w wakacje bede au-pair. I obudzi sie we mnie instynkt macierzynski. och! :,0)


22:43 / 19.12.2001
link
komentarz (1)
Monika robi Sylwestra. he, he, he... W tym samym gronie. Niewykluczone, ze pojde (nie bedzie jej brata!:,0).
Ale nie, nie, nie... nie chce... Nie moge. Lepiej nie...

Nie wiem, co mam napisac. Ostatnio po prostu czuje silna potrzebe przebywania TU. He, he.


19:50 / 19.12.2001
link
komentarz (1)
MIalam dzis z Ewelinka polazic po sklepach. No wiec poszlysmy sobie na Piotrkowska.
Wstapilysmy miedzy innymi do biura organizujacego wyjazdy au-pair. Tak sie chcialysmy tylko spytac mniej wiecej, jak to wyglada i za ile lat bedziemy mogly na cos takiego pojechac. No i mialysmy tez spytac sie, czy nie ma jakiejkolwiek innej pracy za granica, bo my mamy taki problem, ze w wakacje nie bedziemy miec jeszcze osiemnastu lat... Ja skoncze w lipcu, a Ewelinka w padzierniku... Wiec chcialysmy wiedziec, czy oni patrza na dokladna date urodzenia czy rocznikowo. No i tak gadamy tej pani biednej i marudzimy, itp.
A ona patrzy na nas zdziwiona i mowi: ale wy przeciez mozecie jechac!
Rece nam opadly doslownie.
Okazalo sie, ze nie bedzie zadnego problemu, ze mozemy jechac jak najbardziej, ze wystarczy tylko, ze mamusia potwierdzi, itd. Alez sie ucieszylam normalnie! ;,0),0)
Na razie pewna jest Irlandia oraz byc moze Anglia. Suuuper. Oplaca sie pod kazdym wzgledem. Place w porywach 2500zl za wszystko (jesli wymagany jest na miejscu kurs angielskiego- jesli nie, place o 1200zl mniej,0), a mam trzy miesiace wakacji za darmo- bo rodzina mnie zapewnia mi zakwaterowanie i wyzywienie oraz jeszcze na dodatek placi. Boze... :,0)
Pensja niby nie duza bo ok. 60 funtow tygodniowo, ale jak dla mnie- calkiem wystarczajaca. :,0) Och jej... Musze pogadac o tym z mama! :,0)



18:53 / 19.12.2001
link
komentarz (1)
Mam fatalne oceny, ale wszystko mi jedno. To na szczescie nie koniec roku, lecz pierwszego semestru. Poza tym ciesze sie, bo juz koniec klasowkowego stresu, koniec zaliczania, martwienia. No, moze biologie albo lacine jeszcze. I musze przepisac zeszyt z polskiego.
Wiec jesli przezyje jutrzejszy dzien, przezyje wszystko. :,0) I spokojnie dozyje konca roku. :,0)
Boze, ciaglae zapominam, ze juz rozpoczal sie XXI wiek. Do nowego roku latwiej sie przyzwyczaic, a takze latwiej odzwyczaic, bo i tak co roku jest inny. Ale wiek jak na razie- przez cale moje zycie- byl ten sam! I nagle... XXI.

Dobra, dokoncze pozniej.


02:50 / 19.12.2001
link
komentarz (1)
Drogi Chaferku! Wlasnie przeczytalam sobie Twojego loga i... hmm... po czesci sie zgadzam. Ludzie w istocie kojarza tylko nicka, no chyba, ze z dana osoba laczy ich jakas zazylosc, ale... wowczas znajomosc rozwija sie do rangi telefonicznej lub osobistej, itp. Rozne sa te rangi... :,0),0),0),0)
Ale fakt, ze jesli z kims nie masz wiekszego kontaktu, pozostanie w pamieci tylko nick. To smutne.
Kiedys sie dowiedzialam, ze moj nick jest calkiem intrygujacy, no a przynajmniej zwracajacy uwage. Ok, no moze faktycznie. Ale przeciez polowa ludzi na kanale nie rozmawia ze mna. Wiedza, ze jest jakas kaczuszka, ale nie maja zielonego pojecia, kim jestem. Coz...
Ale nie mow, ze nigdy nikogo nie zainteresuje to, czy jestes, czy nie. :,0)
By the way, czy jestesm jedna z trzech osob? :,0) Hieh... No, ja mysle! Nawet nie probuj zaprzeczac! ;,0),0)

Dobra, koniec. SPAC!!!!



02:41 / 19.12.2001
link
komentarz (1)
Spac mi sie chce jak jasna anielka. :,0)
Ale co tam. Trzeba zostawic cos dla potomnosci. :,0)

When I fall in love
it will be forever
or I'll never fall in love
in restless world like this is
love is ended before it's begun
and too many moonlight kisses
seem to cool in the warmth of the sun
When I give my heart
it will be completely
or I'll never give my heart
At the moment
I can feel that you feel the way
too
it's when I fall in love with you

La, la, la... Taki mam spiewajacy nastroj... A to jedna z moich ulubionych piosenek. Ale mam spi, wiec ciii.... ja tez juz ide spac. Dobranoc, Kochani. :,0),0)



20:39 / 18.12.2001
link
komentarz (1)
Sliczna dzisiaj pogoda. Taka, ze az nie moge o niej nie wspomniec. Bo generalnie uwazam to za bzdure, bo kogo to obchodzi, ze u mnie pada deszcz czy swieci slonce? No kogo? Kto to bedzie czytal? Tak mowie, jakbym miala tlumy "czytaczy"... :,0),0),0)
No, ale tak czy inaczej- pogoda jest dzisiaj cudowna, a wspominam o tym miedzy innymi dlatego, ze nastroila mnie bardzo pozytywnie. Proszy przesliczny sniezek. Jest tak bialo wszedzie, ze az jasno, mimo ze wieczor. Dawno nie bylo tak pieknej zimy. Grube platki sniegu spadaly mi na okulary, kiedy wracalam do domu i patrzylam w niebo. Jest cudownie...
Koniec z moimi dolami. Jak mozna przejmowac sie czymkolwiek, jesli swiat moze byc taki sliczny? Wiec jesli przyroda jest piekna, to masa innych rzeczy- takze. Nie mozna sie martwic, zaszywac i smucic. Trzeba sie usmiechac. Bo nawet kiedy jest zle, to musi minac. Faktem jest, ze od nadmiernego usmiechania sie boli twarz... ale chyba warto! W koncu tak wiecznie wykrzywiony czlowiek rozsmiesza innych swoim wygladem, a wiec sprawia, ze sa szczesliwsi. A jesli uszczesliwia innych, to na pewno po czesci i siebie. :,0) Z takiego zalozenia nalezy wychodzic.
Nie wiem, skad we mnie tyle optymizmu, zwlaszcza, ze dowiedzialam sie dzis, ze mam na semestr bardzo brzydka ocene z fizyki. Po prostu chyba ja juz jestem tak zapropgramowana, ze moj organizm musi miec jakis bilans. Jesli iles sie nacierpialam, to musi sie wlaczyc alarm przeciwdepresyjny. Mam w sobie jakis czujnik, ktory mi nie pozwala smucic sie zbyt dlugo.
A moze ja po prostu jestem urodzona optymistka?
Dzisiaj jakos swiat wydaje mi sie piekny, Pewnie mi przejdzie niedlugo, bo nie mozna byc cale zycie szczesliwym, ale pocieszam sie, ze po takim dolku, znow kiedys bede szczesliwa. Trzeba wiec lapac ten dorby humor za rece i tanczyc, poki nie zmeczy sie i nie odplynie.

W poniedzialki i srody udzielam korepetycji Kacprowi. To dyslektyk, ale- moim zdaniem- bardzo zdolny. Uczy sie duzo wiecej niz przecietne dzieci i na kazda ocene uczciwie pracuje. Z pewnoscia ma wiecej wiadomosci niz przecietny piatkowy uczen, ktory leci na opinii.
Kacpra ucze angielskiego. Ale juz jakis czas temu zaznaczylam, ze gdyby mial problemy z np. jezykiem polskim, to nie ma sprawy, bo ten przedmiot zawsze byl moja mocna strone. No i faktycznie- przydalam sie, gdyz zdazylam Kacprowi wypracowanie juz napisac oraz tlumaczyc mu rozbior logiczny zdania, ktory zawsze w podstawowce wprost uwielbialam! ;,0)
Jakis tydzien temu pomagalam mu w geografii, a dzis... robilismy matematyke!!! To mnie normalnie rozwalilo... Jestem wszechstronna, moj Boze... :,0),0),0) kto by pomyslal?
Co wiecej, Kacper ma korki z matmy i to u mojego kolegi, ale mama Kacpra stwierdzila, ze ja tlumacze duzo lepiej, jasniej, wolniej i od samych podstaw, noi w ogole, ze mam podejscie i jestem wspaniala! :,0),0) I sie tak dowartosciowalam i ucieszylam, ze moglam sie komus na cos przydac, ze ojej! No i dostalam troche pieniazkow z gory... ;,0),0),0)
Super. Stwierdzam, ze nie jest ze mna tak zle. Ze moglabym rownie dobrze tlumaczyc matematyke na duzo wyzszym poziomie, pod warunkiem, ze sama nie mialabym zaleglosci.
Jestem z siebie dumna. Jestem zdolna i madra. I jakbym chciala, to bym miala bardzo dobre oceny. Ale jakos na nowo mam wene do wszystkiego. Och, oby to nie minelo.

Ida swieta. Bardzo sie ciesze. Nie moge sie doczekac wspolnego, rodzinnego koledowania. Nigdy wprawdzie nie mialo ono miejsca, ale kiedys musi byc ten pierwszy raz! Szkoda, ze moja rodzina nigdy nie byla bardzo jakos zzyta. Ale co tam! Bedzie fajnie. Ogromnie sie ciesze, I mysl o Wigilii napawa mnie autentycznie wielkim szczesciem. I po raz pierwszy od dawna (chyba dziecinnieje,0) nie moge doczekac sie prezentow, bo wiem, ze beda fajne. Poza tym- w tym roku sie postaralam i obdarowalam rodzinke, wiec jestem kwita. No i kupilam tez prezenty dla moich przyjaciol, wiec dodatkowo sie ciesze. Ze umialam zagospodarowac tak swoje pieniadze, zeby mi na wszystko starczylo.
Ojej... wystarczy jedna mala sprawa- a tak podnosi na duchu... :,0) Jak sobie postawie jakis malutki cel i go spelnie, bedzie mi latwiej z nastepnymi. Tak musze zrobic. Trzeba rozpoczac rok 2002 inaczej.
Pisalam to w zyczeniach swiatecznych Maderkowi: rok, ktory nadchodzi to 20 i 02. Czyli jakas odwrotnosc. Ten rok wiec musi byc tak samo przewrotny, pelen zmian, nowosci i roznych ciekawych rzeczy. Licze na to. A wazne, by w cos wierzyc- wtedy na pewno sie uda. :,0) Amen.


23:05 / 17.12.2001
link
komentarz (1)
Nie moge sobie znalezc miejsca. Nie wiem, co mam ze soba zrobic. Przede mna dluga noc. Bede sie "uczyc". Tzn mam taki zamiar. Ale watpie, by cos weszlo mi do glowy.
Przezywam teraz typowo romantyczny bol istnienia. No, ewentualnie modernistyczny.

I boli mnie jeszcze srodek dloni. To chyba jakis nerwobol.
Boze, nigdy nie sadzilam, ze moge tak silnie odreagowywac stresy. Ze moge z jakichs tam moich powodow przezywac TAKIE cierpienie. Myslalam, ze tylko istotne sprawy powoduja lek czy stres. No i prosze.
Moja mama twierdzi, ze ja- jak mam dola- to jestem nie do zycia. Totalnie przestaje funkcjonowac. I to jest racja. Jestem desperatka i jest mi wszystko jedno.
Wiem, ze moge sie wziac do kupy, moge wstac i pojsc, gdzie tylko zechce, ale musze miec motywacje, musze dosiegnac totalnego dna. A teraz sama nie wiem, gdzie ja jestem. Gdzies pomiedzy dnem a swiadomoscia...

????

A gdzie to jest???

Ide. Koniec. Juz. Do. Widzenia.


22:42 / 17.12.2001
link
komentarz (1)
Odbylam wlasnie bardzo sympatyczna rozmowe, ale wcale mi to nastroju nie poprawilo... Uslyszalam, ze jestem "cieplymi kluchami", co nie wiem, czy mialo byc komplementem, czy obraza. Hmm...
Bo ja ostatnio tak strasznie potrzebuje ciepla... Szukam tego w ludziach i ciezko mi znalezc... Eeech.
A ja sie tego slowa pozbywac nie bede, bo idealnie potrafi oddac moj nastroj. Takie odpowiednio zaakcentowane "ech" moze wystarczyc za dlugi monolog. Jedno "ech" i juz wiadomo, ze jest zle! ;,0) Nie trzeba zbednych slow. :,0)
Eeech...
Jestem slaba. Przechodze taki moment w zyciu, ze czuje sie, jakbym nie miala skory, jakbym byla narazona na wszystkie urazy jeszcze bardziej. Wszystko podwojnie czuje, bardziej, mocniej. Jestem na wszystko podatna...
Zle mi... Zimno i goraco, i strasznie.
Boje sie.
19:21 / 17.12.2001
link
komentarz (1)
Stwierdzilam, ze jestem nienormalna. Glupia. Beznadziejna. Czuje w stosunku do siebie pogarde.
Co innego mysle, co innego mowie, a jeszcze co innego robie. Bleeee... Niedobrze mi na mysl o sobie.


21:17 / 15.12.2001
link
komentarz (1)
Od nikogo sie nie zarazilam mysleniem. To niczyja wina ani zasluga. Ja tez czasami mysle. Tez czasami mam dola, tez czasami jestem pesymistka.
A moze zwyczajnie otworzylam oczy na swiat? Chociaz nie sadze, zeby on byl az taki zly. Po prostu w to nie wierze i nawet w okresie najwiekszego dola- wierze, ze bedzie lepiej. Zawsze. Zawsze wiem, ze to kwestia czasu. Placze po to tylko, by ulzyc sobie. Zreszta, sama juz nie wiem...

Ech, dobra niewazne. Dosc. Nie chce znow myslec. Nie chce, nie chce, nie chce. To BOLI !

Boli mnie gardlo.
Mam wypieki.
A jutro impreza. Polowinki. I, jak ktos nie wie, co to jest (bo ostatnio spotkalam sie z tym, ze wiele osob nie wie,0), to wyjasniam, ze to w pewnym sensie impreza szkolna z okazji polowy szkoly. :,0) Tzn. malo ona bedzie szkolna, gdyz bedzie w klubie studenckim, a rozpoczyna sie jutro, w niedziele o 20:00. Wiec potrwa pewnie dlugo i nikt z naszego rocznika nie pojawi sie w poniedzialek w szkole. :,0),0),0),0) he, he.
Nie mam pojecia, co sie bedzie dzialo, ale mam przeczucie, ze zapowiada sie swietna impreza.... :,0),0),0),0) No! Zobaczymy! :,0)



20:17 / 15.12.2001
link
komentarz (1)
Dostalam keidys od Moniki na urodziny ksiazeczke ze zlotymi myslami. To w zasadzie nie zlote mysli, lecz "maly skarbczyk porad zyciowych: o radosci".
Jednym slowem jest tu troche rad, jak byc szczesliwym. Musze pare zacytowac, bo mnie maksymalnie rozsmieszyly... ;,0),0),0)
Oto niektore z nich:

Pojdz z dzieckiem do zoo.

Spraw komus radosc- oplac myto na autostradzie za kogos, kto jedzie za toba.

NIe zaluj sobie prawdziwego syropu klonowego.

Podrap psa po brzuchu.

Przytul krowe.

Odmawiaj modlitwe przed kazdym posilkiem.

Kiedy wynajmujesz samochod na kilka dni, zaszalej i wez lincolna.

Pomasuj komus plecy.

Niech ktos ci pomasuje plecy.

Spiewaj pod natryskiem.

Umyj samochod.

Umyj samochod zony.

Gwizdz.

Zabierz dziecko do remizy strazy pozarnej.

Pomodl sie za wroga.

Nos smiala bielizne pod najbardziej konserwatywnym ubraniem.

Odwiedz swoja stara szkole i przedstaw sie dyrektorowi. Spytaj, czy mozesz posiedziec na kilku lekcjach.

Raz w zyciu spraw sobie kabriolet.

Napsiz list z podziekowaniem do nauczycielatwojego dziecka.


Niezłe, nie? To chyba naprawde jest dla ludzi ograniczonych... :,0) albo Amerykanow... :,0),0),0),0),0)
Jedno tylko mi sie podoba:
Kazdej jesieni zgarnij wielka kupe lisci i rzuc sie w nia z kims, kogo kochasz.
To jest ladne... :,0),0),0)


20:36 / 14.12.2001
link
komentarz (1)
Mam dola. Jest mi zle. Nienawidze swiata. Nienawidze zycia. Nienawidze niczego. Pustka. Zlosc. Rozpacz. Smutek. Gorycz. Zal. Bezradnosc.
I nie pytajcie dlaczego. Nikomu nie powiem. Nie chce z nikim rozmawiac, nic nie chce. Nie chce myslec, nie chce byc. Wlacze sobie zaraz bajke, przynajmniej myslec nie bede. Obejrzalam dzis "Herkulesa". Zaraz obejrze "Anastazje".
Nie byc.
Nie byc.
Nie byc.
Nie byc.
Nie byc.

Musze to przeczekac. Bedzie lepiej. Wiem, ze bedzie lepiej. Pewnego dnia dla mnie tez zaswieci slonce. Ale dzis sa chmury, wiec musze to przetrwac, zaszyc sie gdzies, na dnie mojego umyslu. I nie myslec. Tylko nie to. Byle tylko nie myslec. A moze zle robie? Moze niepotrzebnie odsuwam to od siebie? Moze powinnam przezyc najlglebsze cierpienie, zeby moc odbic sie od dna?
Jestem okropna. Jestem niekonsekwentna. I jestem ZLA. Jestem pospolita i okrutna jak przecietny smiertelnik.
Nigdy takich detali nie widzialam. A teraz dostrzeglam i chyba calkiem niepotrzebnie, bo tylko przez to mi ciezej, gorzej.
Ide w niedziele na polowinki. Bedzie impreza.
Bedzie okazja zapomniec. O wszystkim.
NIc mnie nie cieszy, nie umiem byc szczesliwa. Co sie ze mna stalo?? Ja tak nie chce. To juz koniec. Koniec mnie.
Ja nie potrafie tak zyc. Nie potrafie cierpiec, nie nauczono mnie tego.
Dzis dla nikogo mnie nie ma. Chce bys sama. Nie Ma Mnie. Amen.
19:37 / 14.12.2001
link
komentarz (1)
Wlasnie robie cos, co nie zdarza mi sie nigdy: uzywam muzyki jako tla. Wlaczylam, leci sobie, a ja przy komputerze. To straszne. Nie mozna tego robic muzyce. Muzyka jest zbyt piekna, zeby sobie byla na drugim planie. Nie wolno jej tak lekcewazyc! Trzeba sie nia delektowac, sluchac jej, zachwycac sie kazda nuta, podziwiac, medytowac.
Wiec pytanie: czemu robie cos wbrew tej zasadzie? Otoz, tak sie rozmedytowalam, ze wpadlam w dola i musialam tu przyjsc. Zawsze najlepiej tworzy sie w afekcie. Wprawdzie troszke emocje juz opadly, zanim uruchomil sie komputer, ale zawsze. Poza tym muzyki nie wylaczylam, gdyz mam do niej sentyment. Zaraz powiem, czemu. A jest to soundtrack z filmu "Ksiezniczka Mononoke". To manga, podobno uznana przez prawdziwych fanow za kicz itp. Nie wiem- nie ogladalam. Ja tylko muzyki sluchalam. A... jest czego sluchac... Wprawdzie jest nieco zeuropeizowana i, ze tak powiem, filmowa, ale mimo wszystko da sie wyczuc te japonskie motywy. To cos cudownego.
I juz mowie o moim sentymencie.
A wiec... ta plyta kojarzy mi sie z majem tego roku. Kiedy zamykam oczy, widze moj pokoj- jeszcze ze stara kanapa. Tak, byla stara, pewnie starsza ode mnie i rozlatywala sie. Ale miala w sobie to cos. :,0),0) Tzn. byla w ogole brzydka, ale milo ja wspominam. He, he...
No wiec- gdy zamykam oczy, widze ja. Widze moja stara kanape. Widze otwarty balkon i tanczaca na wietrze firanke. Slonce wdziera sie do pokoju. Jest cieplo i slicznie. Za oknem zieloniutkie drzewa. Listeczki szumia. Moje perfumy o zapachu zielonej herbaty. I bialy sufit. Dlaczego? No bo lezalam i patrzylam na bialy sufit! :,0),0),0)
Och, ilez to wtedy mysli przeszlo przez moja glowe.
Tak, ta plyta kojarzy mi sie z Wielkanoca, kojarzy mi sie z moim kolega Witkiem, bo wtedy jakos czesciej do mnie przylazil. Poza tym to on mi przegrywal te plyte. Kojarzy mi sie z ksiazka "Wyznania gejszy", bo na zmiane delektowalam sie wowczas tymi dwoma rzeczami.
No i wreszcie: kojarzy mi sie z R. Ciagle mu opowiadalam o tej plycie, a jak go odwiedzilam, zalowalam, ze nie wzielam jej ze soba.
Pamietam jak dzis kazdy szczegol. Pamietam, jak razem z Monika pojechalysmy do Ani. To byl 1 maja. Pogoda z dnia na dzien sie zmienila. Bylo goraco jak w srodku lata. Mialam na sobie czarne spodnie i czerwona koszule (to z uwagi na poglady polityczne! :,0). Siedzialysmy w jakiejs knajpce, a ja caly czas bylam zestresowana mysla o spotkaniu z R., ciagle sie balam. Pamietam to dokladnie.
I pamietam, jak ja i Ania odprowadzalysmy Monike na pociag, jak zadzwonilam do Niego i czekalam, az przyjedzie po mnie. I pamietam ten moment, kiedy przyjechal. Szedl w moja strone usmiechajac sie. Ania rzucila mi sie na szyje w ramach goracego pozegnania. Gdy mnie puscila, R. stal tuz obok.
Pamietam wszystko... powitanie, pozegnanie. Gdy R. odprowadzal mnie na pociag, mial na sobie jeansy i biala koszulke, a w drodze na dworzec rozmawial przez telefon w sprawie sluzbowej. Heh... :,0),0)
A zreszta. To bylo dawno i nieprawda. To puste wspomnienie. Nawet mile, chociaz przywolujace lzy.
Wczoraj Ktos :,0) mi powiedzial, ze lzy dobrze robia na oczy. Moze i tak, pod warunkiem, ze nie ma na oczach tuszu, ktory moglby do nich wplynac i je... popsuc. :,0),0),0),0),0)

16:37 / 12.12.2001
link
komentarz (1)
Podly mam nastroj, bo nie poszlam dzis do szkoly. Niby nic az tak tragicznego sie nie stalo, ale to takie brniecie coraz w dalej w wielkie bagno pod tytulem zaleglosci. Musze sie natychmiast wziac w garsc, zeby nie miec nic na sumieniu. Najgorsze jest to, ze przechlapane mam z najglupszych przedmiotow- laciny i polskiego... :,0),0),0),0) Kurcze blade. na jutro skroty uzytkowe z laciny i- nie ma gadania- bede umiec spiewajaco! O! Poza tym naucze sie na klasowke z biologii, bo biologie lubie :,0) i czworeczka mi wyjdzie, jesli nie zawale tej klasowki. W przyszlym semestrze postaram sie o piatke, bo w koncu to idzie na maturalne...
OK. Wziac sie do kupy- to moj cel. Jesli osiagne ten jeden malutki, glupi cel... to... nabiore moze wiecej zapalu i checi do wszystkiego, i bede smialo mogla realizowac sie dalej w czyms ambitniejszym niz klasowka. Ale to fakt... od ponad dwoch lat ciezko mi cokolwiek ze soba zrobic, sama juz nie wiem, czy to kwestia szkoly, czy to ja sie zmienilam... Wiem, ze musze poczuc sie doceniona, ze miec sile pracowac dalej. Wiem tez, ze sama musze sobie na wszystko zapracowac, a nie potrafie sie zebrac. Wszystko przez internet. Od dzis wiec nienawidze internetu! O wlasnie! ;,0)

Wlasnie dostalam maila od czlowieka, ktorego poznalam na IRCu jakies 2 miesiace temu. Odezwal sie nagle spytal: "Czesc, czy nadal masz ochote na seks?". Rozesmialam sie na glos przed monitorem. A mialam kiedykolwiek???
Faceci sa niesamowicie pewni siebie, niektorzy....

Co poza tym? Dzisiaj odpuszczam sobie IRCa chyba. Postanowilam sie ukulturalniac. Poczytam ksiazke. Tzn watpie, zeby cos z tego wyszlo, ale taki mam plan.
Trzeba bedzie jakos zabic ten czas, ktory sie bedzie dluzyl i dluzyl, bo nie bedzie z kim pogadac.
I moim tradycyjnym "ech" (bo ono jest MOJE!,0) zakoncze dzisiejszy, a przynajmniej tenże wlasnie, wpis na nlogu. Pa, pa.
23:15 / 11.12.2001
link
komentarz (1)
Slucham plyty Anny Marii Jopek, pt.: "Bosa" i stwierdzam, ze to jest po prostu arcydzielo. Rozni sie bardzo od poprzedniego jej albumu. Jest bardziej jazzowe, bardziej w ogole alternatywne. To juz nie piosenki, ale utwory.
Podoba mi sie. :,0)

A z IRCem nie moge sie polaczyc... buu...
23:03 / 10.12.2001
link
komentarz (1)
przez jakis czas nie moglam sie tu zalogowac. wreszcie... :,0),0),0),0)
17:43 / 01.12.2001
link
komentarz (0)
Jeszcze jestem.
Pociag mam na 18:40.
Zastanawiam sie, w co sie ubrac i jak uczesac. Chociaz ladnemu we wszystkim ladnie. :,0),0),0),0) Po co sie trudze? Hi, hi...
15:33 / 01.12.2001
link
komentarz (0)
Spiesze sie, wiec nie napisze duzo.
Wlasnie zmykam na korki, a pozniej pedze na 18-stke kolezanki. Troche mi sie nie chce, ale w sumie powinno byc fajnie, bo Monika preferuje kameralne i kulturalne imprezki. OK. A wiec sie ciesze. Hurra. Ide do Moniki. Pekam ze szczescia. Nie moge sie doczekac. Ja chce do Moniki. Monika, Monika, Monika. Ja chce isc na impreze.
:-/
18:51 / 30.11.2001
link
komentarz (0)
siedze wlasnie na IRCu. I jedna reka tu pisze, a druga rozmawiam... ;,0),0),0)
21:25 / 29.11.2001
link
komentarz (0)
Dzien dobry.
Mam treme. Heh, nie wiem, czemu. Ostatnio w ogole mam treme w sytuacjach zupelnie do tego nieadekwatnych. No, zeby sie stresowac glupim nlogiem? To juz trzeba byc wariatem albo mna. Hie hie...

Co dzis? Ano dzis, wyobrazcie sobie, My Dear Imaginary Readers, ze mialam dosc ciekawy dzien, jesli o szkole chodzi. Moze dlatego, ze nie posiedzialam w niej dlugo.
Otoz, poszlam sobie na pierwsza lekcje, jaka byla etyka i- jak zwykle- bylo fajnie. Kontynuowalismy dyskusje na temat hedonizmu.
W ogole etyka w tym roku wyglada dosc zabawnie, gdyz z naszej klady chodze ja i pewna Magda. I mamy etyke polaczona z klasa IVa, czyli z dwoma Piotrkami (S. i W.,0). :,0),0),0) Ale tak jest tylko w czwartki. W piatki etyke mam tylko ja i Magda. A jutro tylko ja, bo Magda jest chora.
Ale nie o tym chcialam. Otoz, Piotrki nasze sa bardzo smieszne. :,0),0) Piotrek S. jest bardzo zywiolowy, mowi szybko, szybko mysli i jest takim troche zwariowanym filozofem. Natomiast Piotrek W. jest jego totalnym przeciwienstwem. Jest bardzo statyczny, mowi z takimi dlugimi przerwami, ze nie wiadomo, czy skonczyl, czy tylko mysli. :,0),0) Poza tym smiesznie gestykuluje.
Obaj sprawiali wrazenie wyjatkowo inteligentnych i oczytanych, tak ze mialam nawet kompleksy. Ale juz tak nie mysle. Oni- owszem- reprezentuja soba jakis poziom, ale bez przesady. Nie musze sie stresowac. :,0)
Dzis Piotrek W., ktory prowadzi lekcje na temat hedonizmu, powiedzial mi wlasnie, zebym nie zadawala takich trudnych pytan, jak tydzien temu, bo on wyjdzie z klasy. :,0) Ucieszylam sie strasznie i dowartosciowalam. Zwlaszcza, ze P.W. troszke mnie smieszy, bo... na kazdej lekcji on jest zwolennikiem innych pogladow. Kiedy omawialismy zalozenia pacyfizmu i ahimsy, Piotrek twierdzil, ze cierpienie jest najwyzsza wartoscia, ze ma sens i tylko dzieki niemu mozemy byc szczesliwy. Dzisiaj juz oznajmil, ze jedynym sensem jest przyjemnosc.
No, jedynym jego usprawiedliwieniem jest to, ze takie bylo zalozenie dyskusji: on jest skrajnym hedonista, a my jego przeciwnikami. Ciezkie to zadanie, gdyz ja w pewnym stopniu sklaniam sie ku hedonizmowi. A juz na pewno bardziej sie sklaniam niz nie. :,0) Wiec wymyslanie kontrargumentow do zalozen tego nurtu jest nie lada wyczynem, ale podolalam! :0 I'm very proud of myself.
Natomiast Piotrek troszke sie gubil w zeznaniach i sam sobie co chwila zaprzeczal. Oczywiscie, wszystko za moja sprawa. Kolejny sukces, prosze panstwa. :,0)

Co pozniej? Ano pozniej mielismy spotkanie z Gustawem Holoubkiem. Jednak nie w teatrze, ale w Urzedzie Miasta Lodzi. Tez dobrze. Nie bylo lekcji. :,0)
Byla za to TV, byl pan Holoubek, ktory mowil nawet ciekawie, ale bez przesady- spac mi sie zachcialo troszke. :,0),0)
A tematem jego wywodow byl nasz piekny jezyk, ktory- ostatnimi czasy- przestal byc taki piekny. :,0),0),0) Bo ludzie uzywaja go niewlasciwie itp, itd. Jego dywagacje byly dosc rozlegle, albowiem poruszyl temat moralnosci oraz tego, czy pewne cechy mamy zakodowane genetycznie, czy tez wszytko jest wplywem otoczenia. Coz za paradoks, ostatnio akurat na temat rozmawialam. "Tabula rasa" i te sprawy. :,0),0)
Po wykladzie poszlam z Gosia do "Sphinxa". Dobudowali pieterko i jest tam przeslicznie.
Poza tym troche jestem zbulwersowana jej poczynaniami. Tzn. Gosi.
Bo ona jest z takim Areczkiem. Areczek jest przystojny, a jakze, ale w ogole Gosi nie kreci, gdyz jest za dobry, zgadza sie z nia na kazdym kroku i za bardzo sie lepi, i jest zbyt cieply, jak kluska. Jej sie podoba... Maciek. Nie bede wymieniala z nazwiska, ale Maciek jest kims dosc waznym w Radzie Miejskiej. Tez znam tego Macka i potwierdzam: facet ma w sobie cos, ale to typowy uwodzieciel. Jest, owszem, inteligentny, obyty, elegancki, ma kase, stanowisko i... to robi wrazenie. Ale... nie warto sie zadawac z takim brutalem. Sek w tym, ze Gosia takich brutali bardzo lubi. Rozumiem ja, bo tacy faceci potrafia uwodzic, "komplemencic" i czarowac, ale nie nadaja sie do niczego wiecej poza flirtem czy romansem. A Gosia co? Gosia zgadza sie ze mna, Gosia nie chce z nim byc. Gosia chce... khm... "poflirtowac" z nim. Majac Areczka!!!
Ona ma drastyczne podejscie do zwiazkow. Uwaza, ze malzenstwo to czysty uklad i ze mozna miec na boku innych partnerow. Generalnie dopuszcza zdrade. Za meza chce kogos, kto bedzie siedzial pod jej pantoflem, a do calej reszty "rozrywek" bedzie szukala sobie innych panow. To straszne. Szkoda mi Areczka.
17:57 / 25.11.2001
link
komentarz (0)
No wiec jestem. Skina wybralam przypadkowo, gdyz mam czarno-bialy monitor i nie bardzo widze, jak to wyglada. Ale co tam. :,0)
Jestem. Jestem. Jestem.
Bardzo sie ciesze, ze JUZ to dziala. Jest co i gdzie napisac. :,0)

Uff... To bylo powitanie po latach. :,0)
Zerknelam na moj ostatni wpis i... pochodzi on z wakacji. Bosh...

No, ale do rzeczy. Powinnam chyba cos napisac. Hmmm.... No i pojawia sie problem: co by napisac?
To moze opisze pogode, bo tak sie sklada, ze jest calkiem ciekawa. Otoz, sloneczko przybralo kolor pomaranczowy. Zdziwilam sie na poczatku, zupelnie zapomianajac, ze przeciez jest 15:30, wiec slonce ma jak najbardziej prawo juz zachodzic. W koncu zima sie juz zaczyna. Zima lubi dzieci najbardziej na swiecie. :,0) No i wlasnie sloneczko zrobilo sie pomaranczowe, takie jak taki jeden moj plastikowy talerzyk.
Resztki sniegu leza na trawnikach, ale nie wyglada to zbyt urodziwie. Za duzo przeswituje ziemi. Niebo jest blekitnorozowe.
Celowo nie napisalam tego koloru z myslnikiem, gdyz niebo nie jest i niebieskie, i rozowe, ale sie przeplata. Jeden kolor wpada w drugi. Troche tez widze zoltego...
A sloneczko juz sie chowa powoli.

Musze sie uczyc geografii. Nie chce mi sie... Nieeeee....

Wole juz posiedziec tutaj i pobzdurzyc troche. Hmm... Nie wiem, co napisac. Sa dwie mozliwosci: albo bede serwowac wszystkim moje wynurzenia (co ja mowie?? jakim wszystkim? Kto w ogole bedzie moje wpisy czytal??,0) i psuc nastroj, albo dalej moge o pogodzie.
Tak, chyba pogoda bedzie bezpieczniejszym rozwiazaniem. A bezpieczenstwo jest najwazniejsze! ;,0),0),0) Teraz na szczescie mam znow co mowic, gdyz jest juz 16:00.
(Nie dziwcie sie, ze tak wolno pisze. Po prostu ja mam wieczne zaniki pamieci, wylaczam sie na chwile i zamyslam i patrze w jeden punkt- coz, kazdy ma cos takiego; na te okolicznosc zacytuje fragment piosenki dla dzieci: "Kazdy ma jakiegos bzika, kazdy jakies hobby ma. A ja w domu mam chomika, kota, rybki oraz psa". La, la, la.. :,0),0),0) he, he...,0)
A wiec, skoro juz zaczelam o tym, ze godzine mamy 16:00, to, gwoli dokonczenia watku, powiem, ze niebo nadal jest blekitne, nizej zolte, ale tam, gdzie bylo rozowe, teraz jest fioletowe. Czyz to nie jest wspaniale? :,0),0)

O! Wlasnie moja mama zaczela narzekac, ze nie umie grac na zadnym instrumencie (po godzinie robienia halasu moim keyboardem,0), po czym stwierdzila, ze zawsze kochala muzyke, ale wolala plastyke. Nastepnie powiedziala, ze ze mna jest odwrotnie i ja sie, oczywiscie zgodzilam, gdyz- jak mam natchnienie- kocham rysowac, ale muzyke wole milion razy bardziej.
No, ale moja mama mnie wlasnie wielce natchnela do namalowania czegos. Powiedziala, ze musi sie wreszcie przejsc dom sklepu plastykow i kupic jakies porzadne kredki, pastele, a moze i farby? A potem powiedziala, ze namaluje moj akt...
och! Oczywiscie tylem. Tzn. ja bede tylem, nie ona. I w sumie bede troche ubrana :,0), ale zawsze jakas tam modelka bede, a mama uchwyci odpowiednio padajace swiatlo i te inne glupoty, ktore latwiej zobaczyc niz sobie wyobrazic.
A potem portret calej mojej postaci zawisnie w pokoju i bedzie straszyl gosci, hehe :,0),0),0),0)
Ale z kredek, nie ukrywam, sie ciesze. Wreszcie, po kilkuletniej przerwie, i ja cos sobie stworze. Tez by sie jakis portrecik przydal, gdyz najwieksze mam do tego natchnienie i najlepiej mi to wychodzi. I tak wlasnie wpadlam na pomysl, ze pojde za przykladem mamy- namaluje siebie. ;,0),0),0),0),0)
Tak, tak wlasnie zrobie. Namaluje swoj autoportret. Hurra. :,0)

Chcialabym sobie pograc w "Atlantis", ale jutro klasowka z geografii. Eee... Kurcze, szkoda. Dawno nie gralam. Zacielam sie w pewnym monecie i tak to zostawilam. A gra jest naprawde swietna. Podobno lepsza jest druga czesc. No coz, jeszcze nie widzialam, ale trudno mi wyobrazic sobie cos lepszego. No, ale skoro wszyscy tak mowia, cos w tym rzeczywiscie musi byc. Ach, chcialabym to zobaczyc. :,0)
Ale najpierw czeka mnie przejscie "jedynki". Cztery plytki. Na razie jestem na drugiej, chociaz wlasciwie na pierwszej, gdyz z powrotem sie ja uzywa, bo rzecz sie dzieje znow w pierwszej planszy, moza powiedziec.
Swietna fabula, akcja wartko idzie do przodu, ciekawe filmiki, sliczna sceneria, grafika- swietna, genialna muzyka. Wszystko. No... po prostu poezja! Palce lizac! ;,0),0),0)
A tu niestety jakas glupia geografia i jeszcze w dodatku nie mam zielonego pojecia, z czego tak klasowka ma byc! :,0) Wrrrr!!!! Zla jestem. Nie chce, nie chce, nie chce. Wole zostac tutaj. Tak danwo mnie tu nie bylo, ze az sie stesknilam. :,0) Zal mi wychodzic.

Wczoraj sobie zasiadlam przy keyboardzie i tak sobie (jakby to powiedzial Marcin Daniec,0) plumkac zaczelam. :,0) No i tak mi nagle wyszlo cos fajnego, takiego- bym rzekla- japonskiego. Ustawilam wiec, jako instrument, shamisen albo koto (juz nie pamietam,0) i zagralam to sobie. Kurcze, swietnie. Jak to dobrze miec keyboard.
A niedlugo (mam nadzieje!!!,0) bede wreszcie miec lekcje gry na tzw. fortepianie, co mnie tak cieszy, ze az ojej! Nareszcie, nareszcie! My dreams are going to come true! ;,0) Och, wtedy to ja juz tak sie za siebie wezme i tak sie zbiore do kupy, ze nic mnie nie powstrzyma. Bede tak pilowac granie z nutek (gdyz teraz idzie mi to troche opornie,0), ze w srodku nocy je rozpoznam! I wreszcie bede mogla powiedziec, ze cos umiem, bo GDZIES sie uczylam. KTOS- profesjonalista- mi to tlumaczyl. A nie- wiecznie wszystkiego musialam uczyc sie sama. Dosc. Nareszcie cos zaczne ze soba robic.

Zaslonilam okna, zeby nie bylo widac w bloku z naprzeciwka, co sie u mnie w pokoju dzieje. Tzn. nic sie nie dzieje, ale... kiedys jedna pani, wlasnie z bloku naprzeciwko (ktora znam, bo uczylam jej dzieci angielskiego,0), spytala mnie, czy to wlasnie tutaj mieszkam. Odpowiedzialam: "Tak, tak. To tutaj. A co? Widziala mnie kiedys pani?". W tym momencie pani spuscila oczy i zawstydzona odparla: "Taaaak... Kiedys taaak....".
Nie mam pojecia, co ona mogla widziec, gdyz nic niemoralnego jeszcze sie w tych czterech scianach nie zdarzylo, no ale poczulam sie glupio. No bo kto wie? Moze widziala, jak sie przebieram albo jak gadam do siebie? :,0),0),0) Moze gestykulowalam, a obok nikogo nie bylo? Nigdy nic niewiadomo. :,0),0) Wiec teraz profilaktycznie zaslaniam okna. Odruchowo. Kiedy tylko gasnie slonce i zapala sie lampka.

No, ale mialam o czyms innym. To powyzej to jedna z moich slynnych dygresji, do ktorych bedziecie musieli przywyknac. :,0),0)
A teraz tak: mowilam cos u muzyce i chcialam cos spytac. Bo czy ktos z Was slyszal o festiwalu PUPA? To coroczny festiwal artstyczny, na ktorym mozna sie zaprezentowac, ze tak powiem, z kazdej strony. Mozna opublikowac wiersze, powiesci, opowiadania, mozna odegrac scenke, zaspiewac, wystapic z kabaretem, baletem czy rysunkiem. Slowem- mozna tam wszystko.
No i ja, wraz z moja kolezanka, sie bardzo podpalilysmy, zeby jechac na taki festiwal z zespolem. Zespolu, rzecz jasna, nie mamy, ale wszystko da sie zrobic dla potrzeb jednorazowego wystepu. Chodzi o to, by sie gdzies pokazac.
Wizja nasza jest taka, by stworzyc chor. No, tak... Bo ja kocham chory. :,0),0),0) I... hmm... moze gospel to juz za wysokie progi (przede wszystkim ze wzgledu na ludzi, ktorzy moga sie wstydzic pokazac swoje talenty ukryte,0), ale odspiewanie piosenki na trzy glosy to chyba nic strasznego.
A wiec- oglaszam wszem i wobec- jestem w trakcie tworzenia. Slowa sa z internetu- to wiersz (niestety,0) o Bogu, bo wlasnie zalozenie mojej piosenki to gospel. :,0) Ale nie przeszkadza, jak wiekszosc rzeczy po angielsku.
W tej chwili mam prawie polowe. Tzn polowe tekstu, ale przeciez trzeba wziac pod uwage wszystkie dodatki w postaci: "Oooh, oh" itd., ktore fajnie sie gospeluje. No i w ogole. Wena. gdzies zniknela mi. :,0) No, ale bedzie trzeba wszystko skonczyc.
Hmm... Najgorsze jest to, ze napisalam maila do organizatorow PUPY i nikt mi nie odpowiada!! Musze sie szybko rezejrzec za jakims innym festiwalem, no bo- jak juz mowilam- cos trzeba ze soba zrobic. Jak usiade na stloku, to sie nic nie stanie.
Brak mi do tego wszystkiego jakiejs werwy, nie wiem, czemu. Oklaplam. Moja szkola mnie dobija. Ja juz nie chce.
Ale tez tak gadam, a zeby sie dostac na studia- musze sie przeciez porzadnie zaczac uczyc! Przede wszystkim trzeba sie wziac za historie. Eeech. Nie cierpie historii przeciez! Ale trzeba- trudno. Lepsza historia niz geografia. ;,0),0),0)

A przeciez jeszcze mam ochote posluchac sobie muzyki z "Quo vadis". NIe mialam jej chyba przez miesiac albo dluzej. Dzisiaj wpadl do mnie kolega oddac mi to wreszcie. Jejku, jak sie ciesze. :,0),0),0) Nareszcie! Zaraz siadam i slucham, a geografia- pozniej. :,0) Moze uda mi sie namowic kolezanke, zeby zrobila mi sciage, jesli bedzie ja robic na komputerze. W koncu co za problem wydrukowac drugi egzemplarz malenkiej karteczki? :,0)

No i prosze bardzo- jak to sobie dobrze poradzilam z pisaniem o niczym, a jednoczesnie poruszajac tyle tematow i opozniajac moment zasiadniecia do lekcji o prawie 2 godziny. :,0),0),0),0)
Wspaniale. Teraz, kiedy pomyslow na glupoty juz brak, z czystym sumieniem moge isc posluchac plyty. Rzadko w koncu slucham muzyki.
Koncze na dzis.
Pa, pa. :,0)


02:40 / 05.08.2001
link
komentarz (1)
Jutro wyjezdzam na dwa tygodnie w Gory Stolowe. Poza tym nic. Poznalam swietnego goscia- Michala. Tak zajbiscie dawno mi sie z nikim nie rozmawialo. Dzis przegadalismy dwie godziny przez telefon. A skonczylismy tylko dlatego, ze aparat zaczal mi sie rozladowywac. :,0),0)
Koles jest super.
Anuluje Macka. Michal jest fajniejszy. He, he. :,0),0),0),0)


02:29 / 30.07.2001
link
komentarz (1)
Poznalam bardzo fajnego Macka... Jeszcze sie za dobrze nie znamy (tzn. tylko przez net na razie,0), a poza tym nie chce nic przesądzac, ale mam nadzieje, ze ta znajomosc nie bedzie jednospotkaniowa. Oby, oby. W ogole to na razie nie czuje takiej euforii, jaka chyba powinnam czuc przy takiej znajomosci. Moze podchodze do tego zbyt desperacko? W kazdym razie, juz raz tak mialam i to zla wrozba. No, ale coz. Zobaczymy.
02:28 / 30.07.2001
link
komentarz (1)
Poznalam bardzo fajnego Macka... Jeszcze sie za dobrze nie znamy (tzn. tylko przez net na razie,0), a poza tym nie chce nic przesądzac, ale mam nadzieje, ze ta znajomosc nie bedzie jednospotkaniowa. Oby, oby. W ogole to na razie nie czuje takiej euforii, jaka chyba powinnam czuc przy takiej znajomosci. Moze podchodze do tego zbyt desperacko? W kazdym razie, juz raz tak mialam i to zla wrozba. No, ale coz. Zobaczymy.
23:51 / 25.07.2001
link
komentarz (1)
Tak bardzo chcialabym pojechac ten zlot kolo Zakopanego. W sumie jedzie tylko 14 osob, ale to rownoczesnie az 14 nowych osob! Bardzo bym chciala, ale nie wiem, czy bede miec kase. Buuu.....


22:12 / 18.07.2001
link
komentarz (1)
Bylam dzis w Warszawie. Calkiem fajnie, ale jestem taka zmeczona, ze nie mam sily myslec, wiec napisze wiecej jutro. Baj, baj ju ol.
Asia


00:25 / 18.07.2001
link
komentarz (1)
Dzis spotkalam sie z Gaskiem i doszlam do wniosku, ze ona jest spoko. Wycofuje wszystko, co o niej mowilam. Dziewczyna jest git. To na Ewce sie niezle przejechala. Oj, Ewka zachowala sie fajnie. Takie maniany odwalala, ze szok. Nic to. Na dzis tyle. Wczoraj uzewnetrznilam sie tak bardzo, ze starczy za kilka wpisow. ;,0),0),0)

Ktos z Lodzi czyta moje logi!!! Ktos, kto ma internet przez TOYE!!! Ktoz to taki??? Prosze sie przyznac. :,0),0),0) Bo chyba sie nie znamy. Albo nie kojarze, nie wiem, z jakich powodow...
03:25 / 17.07.2001
link
komentarz (1)
Kiedy tu bylam po raz ostatni, nekal mnie jeszcze problem pana R. To wszystko dawno minelo z roznych przyczyn.
Niewazne.
Skonczyl mi sie rok szkolny. Zaczely sie cudowne wakacje. Cenzurka nie najlepsza (czyt. beznadziejna!!!,0), ale coz moge zrobic? No... chyba wziac sie do pracy w przyszlym roku.
Poczekajcie, ide cos zjesc.

Juz jestem. Boze! W tym domu nic nie ma. Zjadlam ciasteczko.

Dobrze. Zeby nie nudzic i nie namacic, zadam sobie konkretne pytanie:

Co zmienilo sie w moim zyciu???



Napiszmy to w punktach. Oto kategorie:
1. Dom
2. Szkola
3. Przyjaciele
4. Sztuka, kultura i inne takie
5. Milosc

Ad 1. Zmienilo sie po pierwsze to, ze chwilowo nie mieszkam u siebie. Nie dosc, ze w ogole nie mieszkam zupelnie u siebie, bo mieszkam u babci, to jeszcze na dodatek nie mieszkam u babci.
To akurat dobry pomysl, bo bylo ciasno, niewygodnie i troche mozna sie bylo zmeczyc i stracic nerwy. Niestety daleko mnie nie wywialo, bo do mieszkania obok- przez sciane. Ale zawsze jest jeden pokoj wiecej i troche tej niezaleznosci. Chociaz czujne oko Wielkiej Babci nadal mnie obserwuje... :,0),0),0) Ale to juz nie to samo.
Zawsze mam ten swoj kąt, swoje mieszkanko. A jest to... skromna kawalerka.

Ad 2. Szkola sie skonczyla. Na szczescie zdalam. :,0),0),0) Mialam byc nieklasyfikowana za frekwencje z geografii, ale facet okazal mi dobre serce i jeszcze sie zemsci w przyszlym roku. He, he. Poza tym narobilam sobie w szkole tykle zaleglosci, taka opinie, ze az mi glupio we wrzesniu bedzie wracac do mojego "kochanego" LO. Najgorsze mimo wszystko jest to, ze w tej szkole autentycznie nic mnie nie trzyma. Nie ma ani jednej rzeczy, dla ktorej bym chetnie tam siedziala. Niektorzy przynajmniej sa w szkole dla towarzystwa. A ja nawet z tego powodu nie mam ochoty tam chodzic. Moja klasa to balwany. Jest raptem kilka osob, z ktorymi sie dogaduje, ale przeciez zawsze mozna bylo isc z nimi na wagary, wiec to kolejna wymowka. Nauczyciele mnie nie znosza, klasa uwaza za idiotke. A najgorsze jest to, ze u nas wszyscy widza tylko oceny i wedlug nich oceniaja ludzi. A przeciez to takie glupie i przyziemne i naprawde nijak sie ma do inteligencji. Wiekszosc mojej klasy to frajerzy albo puste, plytkie "mariolki" w rozowych plastikowych ciuszkach i torebkach wielkosci kosmetyczki. Wszystkie totalnie jednakowe, ale "modne"!!! :->>>
Tak wiec do ludzi mnie w mojej szkole nie ciagnie. Innych powodow nie widze. Tak wiec wagary staly sie dla mnie szara codziennoscia, autentycznym nalogiem, z ktorego na koniec roku musialam zrezygnowac. I dobrze mi to zrobilo. Stwierdzilam, ze w szkole nie jest tak zle i odpuscilam sobie caly ostatni tydzien. :,0),0),0),0),0),0),0)

Ad 3. Z przyajciolmi tez roznie bywalo. Raz lepiej, raz gorzej. Na pewno moge z czystym sumieniem stwierdzic, ze moja przyjaciolka byla, jest i bedzie Ewelina. To jedyna osoba (procz Agaty, z ktora przyjaznie sie od lat,0), na ktora wiem, ze moge liczyc. Fakt, jest troszeczke naiwna zyciowo, popelnia wciaz te same bledy, nie potrafi zawsze wysnuwac wlasciwych wnioskow z tego, co jej sie przytrafia, ale... podjelam sie zadania: wyprowadze ja na ludzi. Zreszta, najwazniejsze jest to, ze ona ma dobre serce, jest oddana i wierna przyjaciolka. Do grobowej deski.
Tak tez myslalam o Gasku (to dziewczyna,0), ale... moze nie tyle przejechalam sie na niej, co doszlam do wniosku, ze ludzie inteligentni sa groznymi przeciwnikami. NIe zawsze specjalnie, ale tak juz jest. Ten, kto ma rozum, potrafi byc perfidny. To oczywiscie powiedziane jest w przenosni, ale to wielka prawda.
Kolejna moja friend to Ewa. Jak zlapiemy faze, to gada nam sie tak zajebiscie jak nigdy i nikomu. Niestety Ewa "frunie" z informacjami dalej i to jest przykre. Ale coz... Chyba nie mozna jej do konca ufac.
Witek. Jest jak najbardziej moim przyjacielem, a nawet bym rzekla: kumplem, bo przyjazn to cos wiecej. A to tylko kolega. Ale poniewaz on do tego inaczej podchodzi, bedzie o nim wiecej w punkcie ostatnim.

Ad 4. I tu Wam powiem, co nowego obejrzalam, co mnie zachwycilo, co polecam. Bedzie tez troche innych bzdur.
No wiec obejrzalam przede wszystkim "The Cube", ktory mnie normalnie rozwalil. Jest genialny i zajebisty i polecam go doslownie kazdemu. Ale, moim zdaniem, trzeba miec silne nerwy. To film, ktory mnie zestresowal na maksa i dlatego miedzy innymi wart jest obejrzenia. Film jest naprawde dobry, jesli wzbudza silne emocje. "The Cube" definitywnie do takich nalezy.
Bylam tez w kinie na czterech amerykanskich produkcjach (chociaz obiecywalam sobie totalne odamerykanizowanie,0) i powiem szczerze, ze nie polecam zadnej. Pierwsza to "Traffic". Hmm... Tematyka mnie w ogole nie interesowala, poza tym film mial byc na sile wartosciowy- nie wyszlo mu troche.
"13 dni". Typowy. Amerykanski. Stany w niebezpieczenstwie, ale madry pan prezydent uratuje ludzkosc- w tym przypadku przed, bodajze, trzecia wojna swiatowa. Glupota, ale film ogladalo sie ciekawie.
"Sila i honor". No, to bylo calkiem w porzadku. Swietna rola Roberta De Niro, ale nic poza tym, bo wątek- choc w miare gleboki- przedstawiony w typowo amerykanski, kiczowaty sposob. Łzawy, wzruszajacy i naiwny. Ale i tak chyba najlepszy.
"Proba sil" z Kim Basinger. Hmm... No, tez sie ogladalo calkiem fajnie. Film miewatpliwie trzymal w napieciu, ale niestety- motyw przerabiany tak czesto i tak dokladnie, ze zadnej nowosci na ekranie nie ujrzalam.
I ostatnio obejrzany "Human traffic". Kurcze!!! To bylo cos! To dopiero film. I absolutnie nie biore pod uwage tysiaca smiesznych scen i tekstow. Ten film autentycznie mial przeslanie. Byl genialny, wspanialy i... jesli ktos go jeszcze nie widzial, namawiam goraco- zwlaszcza w wersji oryginalnej (wsluchajcie sie w ten piekny, brytyjski akcent...,0)!!!! ;,0),0),0),0)
"Bridget Jones". Niezly, chociaz spodziewalam sie czegos wprost genialnego. Ale jego glowny plus to- znowu!!!- akcent oraz ta... "nieamerykanskosc".
Dobra, kawalek sztuki mamy za soba. A teraz swiat ksiazki.
Moi drodzy, na poczatku polecam "Wyznania gejszy"- cos tak magicznego, pieknego, niesamowitego, cudownego, nieziemskiego, z niepowtarzalnym klimatem jak nic na swiecie. To autentycznie najlepsza pozycja, jaka mialam okazje miec w swoich rekach. I po raz pierwszy brak mi slow, by wyrazic swoj zachwyt. Po prostu to powinna byc obowiazkowa lektura.
"Pismo nieswiete". Autorem jest Francuz o pseudonimie Cavanna. Pisze dlatego, iz naprawde warto zdobyc te ksiazke i poznac jej specyficzne, absurdalne, swietne i nie do podrobienia poczucie humoru. Chyle czola takze tym, ktorzy to przekladali, bo to istny majstersztyk. Momentami przypomina mi "Mikolajka". Tylko te teksty sa nieco bardziej ostre, dobitne i dla doroslych. ;,0),0) Wazna uwaga: jesli jestescie wierzacy, nawet sie za to nie bierzcie, bo ta ksiazka- mowiac bardzo delikatnie- parodiuje Biblie (stad tez tytul...,0). Ale jesli znajdzie sie jakis zainteresowany tytulem ateista, to... polecam!!! Nie wiem tylko, jak to znalezc. Ale... szukajcie, a znajdziecie... ;,0),0),0),0),0)
Ostatnia pozycja to "Alechemik". O Boze, co za kicz!!! NIe dosc, ze ksiazka przypomina swa zabijcza gruboscia raczej broszurke, to jeszcze w srodku nie ma zadnej wartosci i zadnego przeslania. O, przepraszam... Przeslanie jest, ale takie, ktore zostalo odkryte setki lat temu. Poza tym autor jest cholernie wierzacy i w swojej powiesci nie sugeruje sie niczym innym. Jest bardzo zamkniety, ma kiepskie porownania, a cale to jego "dzielo" nadaje sie do recytowania najwyzej w Radiu MARYJA. Bez obrazy dla radia. :,0),0),0) Tak wiec moje ostatnie slowo w tej sprawie brzmi: NIGDY TEGO NIE CZYTAJCIE albo ewentualnie czytajcie, zeby moc sie na ten temat wypowiedziec, bo swojego wroga trzeba znac. :,0),0),0)
I ostatnia sprawa, ktora nie wiem, do czego zaliczyc. To oddzielny dzial: POLITYKA. Otoz, moi kochani towarzysze, Wasza Kaczuszka stala sie partyjna. He, he. No, niezupelnie. Jak na razie (z racji wieku, stazu i doswiadczenia,0) zapisalam sie do jednej z funckjonujacych mlodziezowek: SML. To, jak sie domyslacie, Sojusz Mlodej Lewicy. Jestem tam najmlodsza, wiec momenatmi czuje sie obco, zwlaszcza, ze nie jestem- do tego stopnia, co cala reszta- zorientowana w temacie. No, ale mimo wszystko jest tam calkiem fajnie i tutaj buziaczki dla

Modzela

, ktory udziela sie w konkurencji: SMLD!! ;,0),0),0),0)

Ad 5. Wreszcie. A jestem juz taka zmeczona i tak mnie boli kregoslup, ze predzej umre niz napisze cos madrego. MOja szyja.... Kurcze, przydalby mi sie masaz. Jesli ktokolwiek z Was jest dobrym masazysta, bardzo prosze o szybki kontakt!!! ;,0),0),0)
Do rzeczy.
Zacznijmy od poczatku. Roch sie skonczyl. Nie z mojej winy ani nie z mojej checi. Po prostu zabraklo w naszej znajomosci tej iskierki z jego strony. A moze ta iskierka byla wczesniej, ale wygasla? Jejku, jak ja sobie pluje w brode. Naprawde... I do dzis, chociaz emocje juz dawno ostygly, wiem i zdania nie zmienie: Roch to genialny facet i ta, ktora bedzie go miala, bedzie najwieksza szczesciara. Ja nia bylam tylko przez chwile. Szkoda mi tylko, ze ta znajomosc urwala sie. Po czesci to hyba moja "zasluga", ale w sumie dlaczego to ja mialabym sie obwiniac? Chcialaybm jeszcze kiedys go zobaczyc, uslyszec, porozmawiac z nim.
To moze dziwne, ale pomimo iz nie odzywamy sie do siebie wcale, ja sie nie boje. Ja naprawde wierze, ze to stan przejsciowy. Nie mowie o zadnym zwiazku czy czyms takim. O zwyklej przyjazni raczej. Mysle, ze bedzie ona mozliwa. Zreszta, juz raz przemilczelismy kupe czasu, bylam pewna, ze to koniec... a tu prosze, przede mna bylo najciekawsze... :,0),0),0) Wazne, zeby nie zginal ten sentyment, ale faceci nie sa chyba az tak sentymentalni, zeby wspominac (i to z rozczuleniem,0) w zasadzie calkiem zwykla znajomosc. Bo dla niego chyba nie byla ona nadzwyczajna, chociaz... kto wie? Mysle, ze na pewno Roch mnie zapamieta. Nie mial w zyciu wiele dziewczyn, wiele przygod ani doswiadczen, wiec tym latwiejsze to zadanie. :,0),0) Ach, tak sobie tlumacz, glupiutka, naiwna Asiu. Bedzie Ci latwiej to przelknac (o fuck! No comment!,0). :,0),0),0),0),0),0),0),0) Only one person knows what I mean... ;,0),0),0),0) Don't you, sweetheart? ;->>>>>

Zeby latwiej zapomniec o niemozliwym, czyli Rochu, zaczelam sie glebiej zajmowac epizodami imprezowymi. Jednym z nich byl niejaki Krzys. Nitk specjalnie istotny w moim zyciu, aczkolwiek odkad go znam, to na niego lece. Absolutnie tylko fizycznie. Facet dziala na mnie jak jeszcze zaden na swiecie. Wielu bylo fajnych kolesi w moim krotkim zyciu- nie powiem. Ale zaden tak mnie nie podniecal. No, w kazdym razie zawsze mialam na niego ochote i wreszcie nadarzyla sie taka okazja- impreza. I chociaz Krzys byl w calowaniu technicznie dosc przecietny, to jego wyglad nadrobil straty. No i zapomnialo sie troche o Rochu.
Co poza tym? Ano moich przezyc zwiazanych z facetami doszukiwac sie nie bedziemy, bo takowych nie mialam. Tzn. przezycia byly, ale nie emocjonalne. Trafil sie jakis koles na imprezie, ktorego widzialam pierwszy raz na oczy. Teraz, jako geniusz informatyczny, pomaga mi przy sprzecie. Poza tym Witek. Moj kumpel.
Poznalam go przez IRCa, bo- bedac pewnego dnia w dolku psychicznym- stwierdzilam, ze pora kogos poznac i to z Lodzi. No i wlasnie poznalam Witka, z ktorym zakolegowalam sie praktycznie od razu, bo to czlowiek szalenie otwarty, wesoly i sympatyczny. Cieszylam sie jak dziecko, ze wreszcie mam prawdziwego kumpla: zero podtekstu erotycznego, zero czegokolwiek. A mimo to swietnie sie dogadujemy, lubimy sie i widujemy czesto. Wymarzona sprawa. Niestety przeliczylam sie z tym zerem i szybko wyszlo na jaw, ze kolega Witek sie we mnie zakochal. Wiec- szczerze powiedziawszy- mam niemaly problem, bo naprawde Witka lubie i nie chce go w zaden sposob zranic. Ach, zycie jest takie glupie... A (cytujac Rocha,0):

Wiesz dlaczego wyginęły dinozaury? Bo kiedy ona chciała, to on nie chciał, a kiedy on chciał, to ona nie chciała. Trochę mi się nasza znajomość przy tym przypomina.

. No i tu sie w pelni zgadzam. Ludzie sa jak dinozaury. Ciagle nie moga sie pogodzic, trafic na siebie, polaczyc sie wlasciwie. Kurczaczek... Life is cruel i full of zasadzkas. Niestety.

No i, prosze panstwa, dobrnelam szczesliwie do konca tego loga. Padam ze zmeczenia, ale czuje, ze spelnilam dobry uczynek. Wreszcie sie pojawilam, wyzylam literacko i wyspowiadalam z grzechow. Teraz mam szerszy dostep do internetu, wiec bede tu czesciej.
Buzka duzaaaaaaaa.
Pa, pa, pa.
Bye, bye (dzis z rozpedu zegnam sie z angielska,0)... ;,0),0),0)

Duckie




00:48 / 17.07.2001
link
komentarz (1)

Glupio mi troche, jak tutaj weszlam, bo swoj ostatni wpis poczynilam 13 maja, czyli ponad dwa miesiace temu. Jakos nie mialam weny, a nie chcialam lac wody i pisac jakichs bzdur bez sensu. Mimo wszystko uwazam, ze wpisy tutaj powinny trzymac sie kupy. NIe po to sa n-logi, zeby ladowaly sie coraz wolniej, ale po to, by zostawic tu cos po sobie- dla tzw. potomnosci. :,0),0),0)
No, dobrze. To, co pisze w tej chwili, tez powoli zaczyna byc glupie. Koniec. Zaczynamy kolejna

SPOWIEDZ



13:04 / 13.05.2001
link
komentarz (1)
To już jest uzaleznienie. Doslownie nic innego bym nie robila, tylko pisala do NIEGO maile. Za kazdym razem, kiedy chce mu cos powiedziec (a to się zdarza non stop,0), siadam przed komputerem (co tez się zdarza non stop,0) i pisze. A potem zasypuje go slowotokiem swoich mysli. Wlasciwie pisze, bo pisze. Żeby pisac. Nic konkretnego. Ale żeby w ogole przelac na klawiature moja obecnosc, zaznaczyc to, ze mysle, jestem, pamietam. To tak jak w rozmowie. Czasami gada się o niczym, ale mimo wszystko nie konczy się rozmwoy. I ja w ten sam sposób. Wczoraj np. zaczelam opisywac muche, która usiadla na kaloryferze. Bomba, nie?
Poza tym bardzo, bardzo, bardzo, ale to bardzo bym chciala wybrac się gdzies z nim na wakacje. Ale popierwsze to chyba niemozliwe, a po drugie: coraz bardziej zaczynam watpic w to, ze pojechalabym gdziekolwiek tylko z nim. Nie sądze, żeby on chcial organizowac sobie wakacje wylacznie w towarzystwie mojej osoby. Z drugiej jednak strony wypad z innymi ludzmi nie bylby taki zly. Okazuje się, ze już kiedys pan Roch wybral się na wakacje z czworka znajomych (to były dwie pary,0). Niewykluczone, ze- jadac z nim- bylabym traktowana jako bądź co bądź osoba towarzyszaca. ;,0),0) he, he... Sama nie wiem.
A może wcale nie będzie miał z kim pojechac? A może wcale nie będzie chcial pojechac ze mna? Tzn. w sumie dlaczego nie? Przeciez mnie lubi. (Boze, jaka paranoja!,0).
Tak sobie mysle, co by było, gdyby nie en kochany Internet! W ogole smiac mi się chce, bo w tej chwili 90% moich znajomych to wlasnie ludzie z sieci. Może wlasciwie nie powinno mnie to tak bawic? W koncu to staje się coraz bardziej powszechne. Nie jestem jedyna. Hmm...
Wczoraj (wlasciwie to już było dzis,0) o 0:44 wyslalam Rochowi SMSa, ze pewnie już spi, ale ja się wlasnie klade i zycze mu milych snow, itp. Uznalam, ze nie spi, ale odwalilam taka mala scieme. Sciszylam troche komorke na wypadek, gdyby odpowiedzial. Ale telefon siedzial cicho, wiec wzielam go z powrotem do reki, żeby ponownie zglosnic (musz rano budzik slyszec!,0) i nagle zaczal dzwonic mi w rekach. Wystraszylam się jak cholera. A okazalo się, ze dzwonil Roch. Nie gadalismy niby dlugo, ale zawsze liczy się fakt. Wiec chyba jednak mnie lubi, tak?! ;,0),0),0),0),0),0)
Popadam w obled. Tak, tak. Na pewno mnie lubi. Wprawdzie chodzi mi o cos innego, ale to się da zrobic. Chyba.
Ciagle sobie robie nadzieje. Ciekawam tylko, czy sluszne. Hmmm....



16:30 / 07.05.2001
link
komentarz (1)
Jednak to strasznie nie mieć internetu. Przez to zaniedbalam wpisy tutaj. W zasadzie napisalam cos tydzien temu, a dopiero teraz mogę to tutaj puscic. Coz...
Powiem krotko. Ostatni pobyt w Warszawie odmienil moje zycie.
Pojechalam tam z moja kolezanka do naszej wspolnej znajomej. Ania (ta znajoma,0), kiedy tylko mnie ujrzala, rzucila mi się na szyje, zupelnie zapominajac o tym, ze obok stoi Monika. No, ale zaraz one tez się przywitaly i postanowilysmy isc na Stare Miasto. A tam... okazalo się, ze jest wlasnie pochod 1-majowy. Powiem szczerze, ze ucieszylam się, gdyz jak najbardziej odpowiada mi lewica, jeśli chodzi o polityke. Pochod przeszedl, a my zasiadlysmy w ogrodku jakiejs knajpki niedaleko Krakowskiego Przedmiescia. Było bardzo milo. A potem postanowilysmy isc na Starówke, wiec skierowalysmy się w strone Placu Zamkowego. Oczywiście ta czesc Warszawy jest naprawde przesliczna, wiec az milo było przechadzac się uliczkami Starego Miasta. Ja i Monika stwierdzilysmy zgodnie, ze przypomina ono troche Wieden oraz (momentami,0) Wenecje.
Potem (tzn. duzo potem,0) poszlysmy cos zjesc. Ceny daly nam po kieszeni, ale w koncu zyje się raz! ;,0),0),0)
Nastepnie zblizala się pora powrotu do domu. Monika jechala do Koluszek (niedaleko Lodzi,0), a Ania miala poczekac na rodzicow, którzy wezma ja z powrotem do Legionowa. Jedynie ja mialam zostac tego dnia w Warszawie, ale o tym za chwile.
Pojechalysmy wszystkie na dworzec centralny, skad Monika miala jechac do domu. Trafilysmy tam bez problemu autobusem 175. Musialysmy oczywiście kupic sobie bilety, które nieco zaskoczyly nas swoim wygladem- przypominaly paryskie bilety do metra. U nas w Lodzi sa inne! ;,0),0),0),0)
Na dworcu ja i Ania pozegnalysmy Monike, po czym ona zadzwonila po rodzicow, a ja... po Rocha. No wlasnie. A ktoz to taki? Chyba cos o nim wspominalam, ale nie jestem pewna. No w kazdym razie, mialam u Rocha nocowac. Bo na poczatku mialam się po prostu z nim spotkac, ale zaproponowal mi nocleg, zebym nie musiala po godzince rozmowy wracac do domu. ;,0),0),0) Tak wiec Roszek przyjechal po mnie w umowione miejsce, pozegnalam się z Ania (która znow wisiala mi godzine na szyi,0) i pojechalam do Rocha. Chate ma swietna. To poziomowe mieszkanko. Przede wszystkim duze. A mnie osobiscie zawsze brakowalo w moich miejscach zamieszkania przestrzeni. Także zazdroszcze mu baaardzo... ;,0),0),0)
Co dalej? Ano usiedlismy sobie i zaczelismy gadac. Z poczatku poruszane były raczej takie oficjalne tematy, typu polityka, aborcja, homoseksualisci, ale ja tam nie narzekalam, bo lubie sobie czasem podyskutowac.
Pilismy sobie przy tym piffko, a pozniej drinki. Obejrzelismy w miedzyczasie Big Brothera. Pozniej znow gadalismy. Chyba do 3:00 nad ranem. Az wreszcie wyszlo na to, ze Rochowi nie bardzo poszlo z ta Dorotka, a ja raczej nadal mysle o nim i... no i... ;,0),0),0) dalszy scenariusz wieczoru jest chyba latwy do przewidzenia... ;,0),0),0)
Tak wiec, jak już mowilam, ten pobyt w Warszawie odmienil moje zycie. Z wielu rzeczy zdalam sobie sprawe, wiele zrozumialam. Ale najgorsze jest to, ze (na dzien dzisiejszy przynajmniej,0) nic nie będzie z tej znajomosci. Tzn. będziemy oczywiście przyjaciolmi, to się nie zmieni. Ale chyba nic poza tym... Buu... ;((( Roch cos wspomnial o przyjazni erotycznej, ale ja mam ciarki na sama mysl. Nie wiem, co mam robic. Jak na razie jestem zalamana, bo Roch to czlowiek wspanialy pod kazdym względem. Wiem, ze pisalam już o wielu facetach tutaj. Miedzy innymi o niejakim Filipie, ale w sumie tak: nasza znajomosc (choc podobna do romansu,0) miala charakter czysto wirtualny. Nigdy nawet się nie widzielismy. Troche bylam zafacsynowana na nowo Filipem w lutym czy w marcu (nie pamietam,0), kiedy to rozmawialam z nim przez telefon. Ale pzreciez wiadomo, ze to uczucie zawsze było platoniczne. Jeśli chodzi o Rocha, to także wielkiej milosci nie czuje, bo na to jeszcze za wczesnie. Ale poznalam tego czlowieka i wiem, ze jest genialny. Poza tym jest mistrzem, jeśli chodzi o TE sprawy. Nie to, co inni faceci, których znalam.
Kurcze. Może nie powinnam wywlekac na wierzch tylu rzeczy? Hmm...
Dobra, koncze. Przepraszam wszystkich za opoznienia w pisaniu. Poza tym: Ewa, co się dzieje? Czemu nie piszesz? Mumik, wybacz... Ja w ogole nie chodze do kafejki. ;,0),0),0)
Buzka dla wszystkich.
16:30 / 07.05.2001
link
komentarz (1)
Oto moj wpis sprzed tygodnia...

Postanowilam tu zajrzec wreszcie, bo az mi się glupio robi, jak sobie pomysle, ze na tak dlugi czas zniknelam.W zasadzie to calkiem sporo się u mnie zmienilo. Nie wiem, od czego zaczac. Hmmm...
Moze od tego, ze nic sie nie dzieje w moim zyciu prywatnym. Po prostu wegetuje sobie jakos. Nic. Kompletnie nic.
W szkole bede miala lekkie klopoty, ale postaram sie jakos wyjsc na prosta. W koncu wszystko zalezy ode mnie i jak wezme sie jeszcze do pracy w tym ostatnim momencie, moze bedzie OK.
Tak jakos ostatnio mam pecha, jesli chodzi o przyjaciol. Nie wiem, czemu niektore znajomosci urywaja sie. Jest np. taki ktos, o kim wspominalam kiedys. Ten, co dzwonil i mowil, ze chce ze mna byc i w ogole. To u niego ostatnio bylam w Warszawie. Oczywiscie probowal zastosowac swoje sztuczki na mojej osobie, ale nie udalo mu sie. Zaczelam sie z nim troche droczyc pozniej i chyba powiedzialam mu za duzo prawdy: ze nie moze zniesc tego, ze mowie NIE. Wtedy on chyba sie troszke wkurzyl. No bo jak to? Dziewczyna mu podksakuje? I to jeszcze mlodsza o te 12 lat?! No wiec napisal mi pare rzeczy, po ktorych zrobilo mi sie przykro. Myslalam, ze polkne monitor razem z calym komputerem ze zlosci. Jak on mogl? Bylam rozgoryczona. Bo jakby tak porownac nasze zaangazowanie w te znajomosc, to wyszloby na to, ze ja sie naprawde do niego przywiazalam (tzn. tak, jak do przyjaciela,0), a on do mnie wcale. Owszem, lubi mnie, ale w zasadzie nic poza tym. I nie potrafi odroznic momentu, kiedy zartuje od tego, kiedy mowie powaznie. Nie umie docenic mojego oddania. Kurcze, ten facet kiedys dal mi wszystko, czego kobieta pragnie- sprawil, ze pozbylam sie kompleksow, poczulam sie wyjatkowa, moglam w dowolny sposob manipulowac cala znajomoscia, moglam owijac go sobie wokol palca, a on przyjmowal to z usmiechem. To byl przemily flirt, gra, ktorej ja nadawalam tempo. Dal mi wszystko. I nagle wszystko odebral. Jednym listem, kilkoma slowami. I nawet nie wie, jak sie teraz czuje. Oszukana, upokorzona, zla. A on ma to gdzies. Coz... No to ja go tez.
Inna historia to Roch. Ach... Juz dawno temu dalam mu kosza, co bylo najwiekszym bledem mojego zycia. Przez caly czas tego zalowalam i zastanawialam sie, co by bylo gdyby. I ostatnio postanowilam powiedziec wprost, co czuje i mysle. Napisalam mu wszystko. Cala prawde i moja wersje naszej znajomosci. Jednak, tak jak sie spodziewalam, Roch jest zbyt ambitny. Poza tym poznal pana A., ktorego (slusznie zreszta,0) uznal za totalnego idiote.
A. usiluje byc ekspertem w kazdej dziedzinie, lecz niestety zawsze blefuje. To sie da zauwazyc, nawet bedac niezorientowanym w temacie. A jak juz sie czlowiek orientuje, to tym bardziej wymadrzanie sie A. staje sie smieszne, prymitywne i glupie. I tak np. Roch orientuje sie w muzyce klasycznej, wiec nie omieszkal skomentowac slow A. na temat Pogorelicza (to najbardziej oklepana i znana opinia,0). Poza tym sam sposob zachowania. Hmm... No niestety, A., same kwieciste slowa nie wystarcza. Musza miec jeszcze sens. Ale prawda jest taka, ze pan A. preferuje przerost formy nad trescia. Taaak... Inteligencja to umiejetnosc wykorzystywania wiedzy w praktyce. Ale trzeba jeszcze te wiedze miec, prosze Pana! Bo przez Pana oraz Pana glupote Roch mnie posadzil o bycie malo interesujaca osoba. No bo jak ktos moze wytrzymac chocby minute z tak prymitywnym, pustym czlowiekiem? Nie wiem. Sama sie sobie dziwie. Tak wiec Roch ujal sie ambicja i zajal pewna mloda dama, odstawiajac mnie na drugi plan oraz znow nazywajac mlodsza siostrzyczka. Moze to i dobrze? Moze lepiej miec takiego brata, przyjaciela? Zawsze dobrze miec kogos, kto szczerze doradzi i aseksualnie przytuli. Moze zobacze go na chwilke, jak bede w Warszawie?
Bo 1 maja jade odwiedzic stara znajoma, ktora poznalam 2 lata temu w Paryzu. Alez sie ciesze!!! ;,0),0),0)
Co jeszcze? Ano wczoraj bylam w kinie na naprawde wspanialym filmie “Zatrute pioro”. Nie spodziewalam sie, ze to bedzie taki cudowny film. Raczej myslalam, ze to cos w stylu “Rozwaznej i romantycznej”. Bo wiecie... Kate Winslet, te sprawy. A tu prosze bardzo... Taki szok. Juz w pierwszej minucie filmu da sie slyszec glos narratora: “Teraz opowiem Wam bardzo sprosna historie...”. I juz widz jest zainteresowany. Od samiusienkiego poczatku. A pozniej tylko utwierdza sie w tym, ze to wspanialy film i cieszy sie, ze na niego sie wybral.
To opowiesc o pisarzu (a dokladnie markizie de Sade,0), ktory (z woli zony,0) znajduje sie w zakladzie dla oblakanych, chociaz jest calkowicie normalny. Jedyne, o co mozna go posądzic, to maniakalna wrecz obsesja na punkcie seksu. Pisze o tym caly czas. Opowiada o najwiekszych perwersjach i najbardziej intymnych szczegolach, ale w sposob tak poetycki, tak malowniczy, spiewny, melodyjny, ze ma sie wrazenie, jakby opisywal cos najpiekniejszego na swiecie.
Nie bede opowiadac Wam, o czym jest film, bo uwazam, ze trzeba go po prostu obejrzec, a im mniej o filmie sie wie, tym bardziej ma on szanse sie spodobac. Bo niczego sie czlowiek nie spodziewa. Tak jak ja wczoraj. I to jest super.
Mowie powaznie- wybierzcie sie na ten film. To jest po prostu arcydzielo. Naprawde. No i uswiadomil mi, ze seks rzadzi calym naszym zyciem. Niestety. A moze stety? W kazdym razie, taka jest prawda. Tak jasna jak to, ze Ziemia krazy wokol Slonca, a nie odwrotnie (choc szanowny pan Walesa ma na ten temat swoje zdanie... ;,0). Ten film to wlasnie taka gleboka refleksja nad naszym zyciem. Nad tym, ze seks mu wciaz towarzyszy, ze jest pokusa, ze jest kwintesencja wszystkiego. A przedstawione jest to w tak piekny, artystyczny sposob, ze w czlowieku nie rosnie wcale pozadanie, ale chec sluchania tych przepelnionych erotyzmem opowiesci. Seks jest tu pokazany jako cos po prostu pieknego, romantycznego, choc perwersyjnego (ale jedno nie wyklucza drugiego!;,0). Az chce sie czlowiekowi kochac... ;,0),0),0)
No, ale dosc juz o tym. Zobaczcie film, to podyskutujemy. Moze sie okaze, ze odbieram go zupelnie inaczej niz inni. Ale... podoba mi sie takie opetanie seksem. ;,0),0),0),0),0) He, he.
A wiecie co? Poznalam ostatnio na IRCu bardzo fajnego kolesia- Witka. W sumie znamy sie krociutko, ale znajomosc od razu przybrala fajny, kumpelski wymiar i wlasciwie mam wrazenie, jakbysmy znali sie od lat. ;,0),0),0) He, he.
Dobra, spadac bede. Odezwe sie po swietach ;,0),0),0),0),0) i napisze, jak bylo w Warszawie. A wlasnie! Wesolych swiat! ;,0),0)
15:29 / 27.04.2001
link
komentarz (1)
Wow.... No to mnie dlugo nie bylo. Niestety bede rzadko, bo nie mam juz internetu w domu. Buu...
Co u mnie? Hmmm.... A doly i doliny. Wiecznie cos mi nie wychodzi, a pamietacie tysiace historii o wagarach? No to podliczyli moje nieobecnosci... Bede miec klopoty. Ale zobaczymy...

1 maja pojawie sie w Warszawie. Jade tam z moja kolezanka do innej kolezanki, z ktora staramy sie spotkac juz od dwoch lat prawie. ;,0),0),0) No wiec wreszcie wypadaloby to uczynic. ;,0),0),0)

Mumiku... Wiem, ze mialam sobie zarezerwowac chwilke czasu na spotkanie z Toba, jak znow bede w stolicy, ale... nie martw sie. Pamietam o tym i juz niedlugo przyjade do Wawy tylko po to, zeby z Toba pogadac. Ja tez chce!!!

Po prostu nie bede tym razem sama, a poza tym nie chce poswiecic Ci np. jednej godzinki, bo to bez sensu. Jedna godzinke to my przez telefon gadalismy.
A (jesli oczywiscie pamietasz mnie jeszcze i nadal chcesz,0) pogadac po prostu musimy. Jestes typem czlowieka, z ktorym rozmawia mi sie fantastycznie, no i w ogole chetnie opowiedzialabym Ci sporo rzeczy, bo doskonale pasujesz do roli powiernika. ;,0),0),0)

Buzka duza. Odezwe sie juz niedlugo, prosze panstwa na wiecej. ;,0),0),0)
papa

21:53 / 10.04.2001
link
komentarz (1)
Dzien dobry. Dzis ufarbowalam sobie wlosy. Na mahon. Oczywiście (zgodnie z moimi oczekiwaniami,0) otrzymalam kolor czerwony. Czuje się wyjatkowo... ;,0),0),0) Przynajmniej widac mnie z daleka i w pochmurny dzien żaden samochod mnie nie przejedzie. :,0) Cos wspanialego!

What else? Bylam dzis u moich dzieci uczyc je angielskiego. Troche się jednak zdnerewowalam, bo te mlotki nie chca się uczyc i nie pamietaja rzeczy przerabianych wczesniej. Wrrrr.... Będę gryzc! ;,0),0),0)
Tata dzieci, pan Piotr- bardzo przystojny i calkiem jeszcze mlody jegomosc- zapytal mnie jak jego pociechy, a ja powiedzialam, ze tak sobie, chociaz przykro mi było, bo pociechy to slyszaly. No, ale może to je zmobilizuje. ;,0) W koncu angielski to ich przyszlosc!
Oj, jak ja lubie cos tlumaczyc. No, nic nie poradze- mam powolanie... ;,0),0)

Ostatnio jakos moje rozne plany się wala. I to bynajmniej nie z mojego powodu. Po prostu moja kolezanka Ewelinka ciagle rezygnuje z jakichs tam przedsiewziec, które sobie razem zaplanowalysmy. Najpierw była opcja, ze pojedziemy po szkole na rok do Stanow na tzw. „au pair”. Ale wreszcie panna E. zmienila zdanie. No wiec postanowilysmy jechac na studia do Warszawy, ale w tej chwili watpie, żeby się to spelnilo- przynajmniej jeśli chodzi o nia. Zla jestem, bo nie wiem, czy wybierac się w zupelnej samotnosci na tak szerokie wody. No niby mam troszke znajomych w Wawce, a do tego czasu będę miala jeszcze wiecej, ale... nie wiem, czy dam rade. To cholernie ciezkie: zarabiac i studiowac jednoczesnie. No i wszystko na wlasna reke, bez takiej przyjaznej duszy Ewelinki obok. Nie wiem, nie wiem... Z drugiej strony tylu ludzi wlasnie tak robi i zyje! ;,0) Daleczego wiec ja mialabym sobie nie poradzic? Nie rozumiem, doprawdy... ;,0),0),0)
Poza tym perspektywa pozostania w Lodzi mnie przeraza. I doszlam do takiego wniosku: po szkole jednak jade do Stanow. Nie wiem, czy na „au pair”, ale na pewno do pracy i na pewno na rok. Tak, taki mam plan. Co mi z niego wyjdzie, zobaczymy, ale faktem jest, ze Ameryka mnie bardzo ciagnie. Tak, wiem. Ten kraj to szczyt destrukcji czlowieka i jego mentalnosci, ale jestem za bardzo zafascynowana jezykiem angielskim (w wykonaniu Amerykanow,0), ze nie dostrzegam tych drobnych mankamentow. Zycie tam nie przeszkadzaloby mi, a ja i tak mam swoje wartosci i nikt mi nigdy nie wmowi, ze wartosciowa jest wlasnie Ameryka. To niemozliwe, choc zdarza się (bardzo rzadko,0).
Anyway, chcialabym tam troche poprzebywac, podszlifowac jezyk, bo go uwielbiam ponad wszystko, no i w ogole. ;,0),0),0) Ale zobaczymy. Time will tell, jak to zwykl mawiac... pewien pan... :-ppp

Dobra, spadam. I wesolych swiat zycze wszystkim. ;,0),0),0),0),0),0),0),0) Baj, baj!!!


17:22 / 08.04.2001
link
komentarz (1)
Alez tu dawno nie zagladalam.... kurczaczek...
Bede musiala cos wiecej od siebie skrobnac, bo az normalnie nie wypada takna slowko sie pojawiac...
Bylam wczoraj w Warszawie. Bardzo milo spedzilam dzien. Baaardzo... ;,0),0),0) Bylam w kinie, tzn. na filmie! ;,0) No i byla taka sliczna pogoda, poczulam sie troche jak na wakacjach, zwlaszcza, ze mialam ostatnio 2 tygodnie totalnej laby...



17:02 / 27.03.2001
link
komentarz (1)
Wszystkich, do ktorych jakis czas nie pisalam, bardzo przepraszam, ale mialam problemy z komputerem. Postaram sie nadrobic zaleglosci jak najszybciej. Buziaczki for everyone!!!


22:51 / 20.03.2001
link
komentarz (1)
Co dziœ? Częœciowe waksy. Jutro za to idę do szkoły- w końcu Dzień Wagarowicza. ;,0),0),0)

Moje zapiski z wczoraj.
Wlasnie jest burza. Blyska sie i slychac grzmoty. Ale z chmur pada snieg... Dziwne... ;,0),0),0),0)

Ostatnio ja i Ewelinka szalejemy coraz bardziej, zaczyna kantowac wszystkich naokolo. To nasz kolejny nalog. Boze! To juz nie jest normalne. ;,0),0),0) Pare dni temu bylysmy w McDonaldzie- jak zwykle bez grosza przy duszy- i... poniewaz byl tlok i zamieszanie... podeszlysmy do kasy i powiedzialysmy, ze zamawialysmy dwa Big Mac’i, ale jeszcze ich nie dostalysmy. Pani przy kasie bardzo sie zmartwila i natychmiast wreczyla nam dwa Big Mac’i, ktore grzecznie na kogos czekaly... ;,0),0),0)
No i jedzonko za darmo! Alez byly jaja! ;,0),0),0)

No, ale dzis juz przegielysmy. Bylysmy w Pizza Hut. Zamowilysmy duza pizze Pepperoni, a potem lody. I co? I wyszlysmy...zostawiajac przy rachunku 15gr... Uczciwie- wszystko, co mialysmy. Fakt faktem, ze mamy jak zwykle farta, ale tym razem nabawilam sie tez niezlego stresu i wyrzutow sumienia. Moze i dobrze, ze troche przegielam? To mnie chyba powstrzyma na przyszlosc.

Ale trzeba przyznac otwarcie- szczescie to my mamy ogromne. Moze powinnysmy razem obstawiac jakies wyscigi konne albo wysylac kupony Toto Lotka? Moze naprawde mamy w sobie jakas moc? Hie, hie... Czarodziejki z Lodzi... ;,0),0),0),0) Kurczaczek...

A jak sobie pomysle o Filipie, to w zasadzie wpadam w dola, bo sie boje, ze nic z tego nie bedzie, a on jest taki slodziutki....



17:33 / 18.03.2001
link
komentarz (1)
Wczoraj byl fantastyczny dzien, a wlasciwie wieczor. Postanowilam zadzwonic do F. Wreszcie sie odwazylam, choc z tym zamiarem nosilam sie od paru miesiecy. Zawsz jednak szukalam pretekstu. Wczoraj takiego nie bylo, ale naszlo mnie i juz. I dobrze zrobilam.
Oczywiscie F., nie wiem, jakim cudem, domyslil sie, ze to ja dzwonie. W kazdym razie pogadalismy chwilke i... bylo super. Odstresowalam sie zupelnie. F. ma cudowny glos. Juz chyba wszystkim o tym zdazylam powiedziec. Ale taka jest prawda. Glos ma obledny, wspanialy, cieply i seksowny. Zwlaszcza, ze musial szeptac, zeby nie obudzic kumpli (mieszka w bursie,0).
Ta nasza krociutka rozmowa wiele mi uswiadomila.
Z niektorych rzeczy sama zdawalam sobie sprawe juz wczesniej, ale wczorajszy telefon utwierdzil mnie tylko w tym przekonaniu. :,0),0),0)
Tak sobie ostatnio myslalam i doszlam do wniosku, ze F. jest wlasciwie pierwsza osoba, z ktora tak bardzo zaprzyjaznilam sie przez internet. Pozniej byla cala masa innych znajomosci, ale F. byl na samym poczatku. Co wiecej, wszystkie moje znajomosci sie urywaly, zaczynaly nowe. A z nim kontakt utrzymuje nadal. I to jest niesamowite.
Czytalam sobie ostatnio moj pamietnik. I... zupelnie zapomnialam, ze az tak bardzo lubilam F. Ale z moich wpisow wynika, ze ja sie w nim wrecz zafascynowalam. Z tym, ze on nagle przestal pisac- mial ograniczony dostep do sieci. Wtedy ja zaczelam popelniac bledy mojego zycia- poznalam sporo roznych innych facetow, na nowo sie pozakochiwalam, z F. dalam sobie spokoj, bo doszlam do wniosku, ze mnie olal. Ale kazdego nowopoznanego goscia porownywalam wlasnie z nim i wiecznie zadawalam sobie pytanie: co by bylo, gdyby w moim zyciu znow pojawil sie F.? Jasne, pewnie nic, bo ja tez mam swoje ambicje. Ale tak naprawde cos mnie do niego ciagnelo. Wiedzialam o tym dobrze przez caly czas. Jeden facet, drugi, a ja wiecznie wracalam myslami do niego...

Kontakt sie jako tako odnowil. A to wyslalam mu kartke na urodziny, a to on napisal jakis liscik, a to nadeszly swieta, wiec i okres milosci do zwierzat- znow kartki z tej okazji i masa zyczen. Az wreszcie dostalam od niego SMSa. Dzieki temu mialam jego numer na komorke. Super. W Sylwestra chcialam zadzwonic, ale nie odbieral- pewnie nie slyszal. Coz... Zyczenia zlozylam wiec nieco pozniej. Na pismie, ofkors.
I jakos kontakt sie calkiem ladnie i zgrabnie odnowil. Tym razem na plaszczyznie czysto przyjacielskiej. On mial dziewczyne, ja- faceta. Bylo spoko. Nawet wyslalismy sobie walentynki, ale znowu- tylko kolezenskie. Tez mi sie to spodobalo, bo F. nadal wydawal mi sie wspanialy i wyjatkowy i przyjazn z nim byla interesujaca. Zaproponowalam spotkanie, do ktorego jeszcze wprawdzie nie doszlo, ale to kwestia czasu.
Bylo fajnie. Zwierzylam sie F., ze rozpadl mi sie wlasnie zwiazek, a on w ramach pocieszenia dodal, ze tez sie wlasnie rozstaje z dziewczyna. To byla dla mnie jakas szansa, ale kolejny mail przyniosl niezbyt radosne wiesci- F. i ONA jednak sa razem. Coz... Pomyslalam, ze jednak jest mi pisane byc Jego przyjaciolka...

Ale, ale! Niedlugo potem definitywnie zerwali. F. zaczal tez pisac cos, ze zaluje, ze miedzy nami ten kontakt jakos tak sie urwal. Hmm... Dalo mi to domyslenia, zapytalam go tez w liscie, co myslal o mnie w okresie wakacji. I, jak to ujal, bylo to cos wiecej niz chec spedzenia ze mna kilku przepojonych namietnoscia chwil. :,0),0) No to ja hurra! (chociaz to jeszcze o niczym nie znaczy,0) postanowilam zadzwonic.
Jak juz powiedzialam, rozmawialo sie super. To jest cudowny, IDEALNY czlowiek. Kropka nad i, na ktora czekalam. Dawno nie odnioslam tak pozytywnych wrazen po rozmowie z kims, zwlaszcza tak krotkiej. Zwlaszcza pierwszej i z kims, kto tyle dla mnie znaczy.

Doszlam do wniosku, po tej rozmowie, ze przez caly czas mialam do niego ogromny sentyment i mimo, iz go nie znalam, czulam do niego wielka sympatie.
Alez sie uzewnetrznilam... :,0),0),0) Lepiej mi.




23:10 / 15.03.2001
link
komentarz (1)
Ale dzis mam dola... Normalnie na tabletkach jestem. tzw. uspakajajacych.
Ewa, dzieki za wszystko, co piszesz. Jestes debest. :,0),0),0) A swoja droga, I'm really fine. :,0),0)


23:03 / 13.03.2001
link
komentarz (1)
Dol..... Kurcze. Bede plakac. Mam jednego z tych stresow, ktorych nie cierpie. Buuu.... :((((


09:50 / 12.03.2001
link
komentarz (1)
Hmm.... Co ja moge napisac? Jestem troche znudzona zyciem. Nic mi sie nie chce. Moze niedlugo bede miala stale lacze, to wtedy bede mogla powrocic do nalogu IRCa. He, he.
Kurcze, musze sia brac za nauke. Bo sie normalnie na studia nie dostane! ;,0),0)


16:48 / 11.03.2001
link
komentarz (1)
Zazdroszcze czasem takim szczesciarzom jak Mumik. Dla niego idzie wiosna i jest mu caly czas zielono... Jak w piosence Osieckiej.
A mi nudno, szaro, smutno. Buuuu...


12:02 / 09.03.2001
link
komentarz (1)
No wiec tak: kolejne wagary. Boze, jak ja nie lubie mojej szkoly. Doslownie kiedy tylko sie w niej pojawie, od razu mysle o tym, jak by tu z niej wyjsc. Nalog? Tak. Obok niego jest komputer. Trzeba isc na odwyk normalnie. ;,0),0),0)
Nie. Wlasciwie to nie jest kwestia komputera! Ja jestem po prostu uzalezniona od wakacji... od wolnego czasu, robienia czego sie chce. :,0),0),0) Taaaak.... Przeciez ja moge robic cokolwiek, byleby tylko miec tzw. wolne. Chcialabym poczytac jakies ksiazki, ale niestety nie mam czasu... ;(( Buuu... No i co w zwiazku z powyzszym? Mam sie przejsc do pana ministra? A kto sie za mna wstawi? Wstawicie sie?



20:07 / 07.03.2001
link
komentarz (1)
Dlaczego ja nie moge wystepowac w programie BIG BROTHER??? Ja tez lubie byc podgladana!!! ;,0),0),0)


10:42 / 07.03.2001
link
komentarz (1)
Jestem chora!
Siedze wiec sobie w domu i mam (prawie,0) swiety spokoj.
A ten ktos wciaz dzwoni i miauczy...



10:53 / 05.03.2001
link
komentarz (1)
Czuje sie troche zakrecona. Wczoraj ktos do mnie dzwonil i strasznie miauczal, ze chce ze mna byc. Jejku... Jestem zdezorientowana i nie zamierzam skladac zadnych deklaracji. Zwlaszcza, ze calkiem dobrze mi w celibacie. Stalam sie stworzeniem aseksualnym i wystarcza mi przyjaznie. Mam teraz bardzo duzo meskich przyjaciol. Kazdy z nich ma dziewczyne i bardzo dobrze. :,0),0),0) A ja jestem chwilowo tym wszystkim zmeczona. Nie chce sie w nic angazowac, bo zabiera mi to 100% energii- czasem na prozno. Nie chce sie zakochiwac, po czym zapominac.
W ogole smiac mi sie chce, jak sobie pomysle, co mi sie ostatnio przytrafia. :,0),0),0) Taki totalny zakret. Chyba napisze ksiazke, a potem nakrece telenowele. ;,0),0),0)
Aaaa..... Slyszalam, ze impreza sie nie udala... ;,0),0),0),0),0),0) Jak mi przykro... ;>>>


19:00 / 04.03.2001
link
komentarz (1)
Mumik!!!!! :,0),0),0),0),0),0),0)
Ale mi sie fajnie z Toba gadalo!!! :,0),0),0) Hi, hi...
12:04 / 04.03.2001
link
komentarz (1)
Wczoraj bylam w kinie na ‘Aimee & Jaguar’. Jejku..... jaki super film!!! Normalnie to byla taka kropka nad ‘i’. Dawno film nie zrobil na mnie takiego wrazenia. A podobno to jest debiut! Wiec juz sobie wyobrazam kolejne dziela tych tworcow. To będzie cos!
A jak na razie- zapraszam wszystkich na to do kina, bo warto!
21:11 / 01.03.2001
link
komentarz (1)
Shut your fucking face, unclefucker!
You're the one who fucked your uncle, unclefucker
You're an unclefucker, yes it's true
Nobody fucks uncle just like you
South Park.... Wlasnie obejrzałam i zgłupiałam... ;,0),0),0),0) Nie spodziewałam się, że to może mi się kiedykolwiek spodobać... ;,0),0),0) Hi, hi...
20:01 / 27.02.2001
link
komentarz (1)
What a weekend... W sobotę byłam na Straconych duszach. Nawet fajne, ale w zasadzie spodziewałam się czegos lepszego. Hmm... Własciwie ten film ratowały zdjęcia, bo- co by o reszcie nie powiedzieć- były wspaniałe.
A w niedzielę? Dancer in the dark. Musiałam ten film obejrzeć, bo naczytałam się tyle fantastycznych recenzji na jego temat i nasłuchałam tyle opowieœci, że dosłownie nie mogłam już. No i poszłam.
I słów nie mam. Na żadnym filmie jeszcze tak nie płakałam. Aż mi głupio było, bo przecież jak ja musiałam potem wygladać- jak z kina wychodzilam? Jak potwór! ;,0),0),0) Poza tym i tak się powstrzymywałam, bo dosłownie miałam ochotę wybuchnać wielkim płaczem, pełnym żalu nad głównš bohaterka. Normalnie przeżyłam katharsis. A potem mnie od płaczu bolała głowa.
Swietny film. I jesli ktos spróbuje zaprzeczyć, to posadzę go o prymitywne i płytkie spojrzenie na sztukę i jej prawdziwe wartosci. Bo ten film był po prostu debest. DEBEST!!! Obejrzyjcie go, ludzie!
11:09 / 26.02.2001
link
komentarz (1)
Nudzi mi sie. Nic sie nie dzieje. Co to w ogole ma znaczyc???
10:38 / 23.02.2001
link
komentarz (1)
Modzel, przepraszam... Jest mi glupio, ze tak wyszlo. Prosze, nie gniewaj sie na mnie. Nie chcialam zawiezc Twojego zaufania.
Naprawde przepraszam....
21:21 / 20.02.2001
link
komentarz (1)
A dzis znowu bylam na wagarach. Postanowilam jednak wrocic do szkoly na francuski. No i pani wydala dziki okrzyk, jak mnie ujrzala, bo mnie nie bylo na fr. juz trzy miesiace. Taaak... W ogole prawie nic nie rozumialam.
Musze nadrobic zaleglosci.
22:17 / 19.02.2001
link
komentarz (1)
No wiec sobie wlasnie zdalam sprawe z tego, iz jest IRC Party. Hmm... A najgorsze jest to, ze mama mnie puscic nie chce. Kloce sie z nia- poszlo juz nawet na noze. Tzn wiem, ze ona sie bedzie o mnie martwic, ale chcialabym poznac tych paru fajnych ludzi, z ktorymi mialam okazje gadac. Ale nie puszcza mnie, nie mam na co liczyc...
Jestem wsciekla i zaczynam wpadac w dola. Normalnie mam ochote gryzc. Wypelnia mnie furia. Nienawisc. Zlosc. To nawet dobrze- czuje wtedy w sobie wiecej energii. :,0),0),0),0)
What‘s up??? Dzwonie do niego i nie odbiera. Kurcze, ile on ma tych komórek? Co to ma znaczyc?! ;,0),0),0),0)
20:58 / 19.02.2001
link
komentarz (1)
Bo ja udzielam korepetycji z angielskiego... :,0),0),0) I wlasnie wrocilam z jednych. Szlam tam normalnie jak na skazanie, bo nie cierpie tych dzieci z poniedzialku, ale coz. Zarabiac trzeba, zwlaszcza na rachunek telefoniczny.
No jak poszlam, to sie zdziwilam, bo akurat u Pauli, ktora ucze, byla taka Sonia (ktora tez ucze,0), a do tego wszystkiego przyszedl brat Pauli- Patryk (ktorego tez ucze,0) i cala wesola gromada zaczela sie ze mna bawic. Najfajniejsze jest to, ze ja naprawde wsrod nich mam autorytet! Az sie nie spodziewalam. Hie, hie.
A co w ogole? Ja i Ewelinka podjelysmy decyzje: bedziemy studiowac w Warszawie. Podoba nam sie to miasto i juz. A poza tym w Lodzi nie ma italianistyki, na ktora prawdopodobnie bedziemy sie wybierac. No, chyba, ze cos innego sie napatoczy, ale tak czy inaczej w Warszawie. Ewelinka ma po prostu malo tolerancyjna mamusie i nigdy nie bedzie miala zandej wolnosci, poki bedzie mieszkac w domu. A ja wolnosc to niby mam, ale chce miec jeszcze swiadomosc, ze jestem zupelnie samodzielna i niezalezna, ze nikt mi nie powie, ze wydaje na mnie pieniadze, a ja tego nie doceniam. Bedzie QL.
Juz sobie wszystko zaplanowalysmy. :,0),0),0),0),0) Oczywiscie to sie nam milion razy zmieni, ale co tam. Plany juz mamy. :,0),0),0) He he.
17:55 / 18.02.2001
link
komentarz (1)
I znow natchnelo mnie na pisanie. Ciekawe, ile tak naprawde mi z tego wyjdzie, ale checi mam jak najlepsze.
Wlasnie zjadlam obiadek i poudawalam grzeczna coreczke i wnuczke, choc sczczerze mam tego dosyc, bo chcialabym sie zamknac w jakims miejscu i miec swiety spokoj. O taaak... Swiety spokoj. Marzenie... A jak juz bym miala ten swiety spokoj, to wykorzystalabym go na znajomych. Mam w sobie jakas niespozyta energie i chcialabym jak najwiecej szales i wariowac. Cos mnie naszlo. Ironiš jest jednak to, ze akurat teraz, kiedy mam taki natsroj, nie ma takich ludzi, z ktorymi szalec by sie dalo. Poza tym czuje sie ograniczona i przeszkadza mi fakt, ze:
1. chodze do LO, a wiec obecnosc na zajeciach jest obowiazkowa, a poza tym trzeba z lekcji na lekcje cos umiec (co mi sie nie zdarza,0)
2. nie mam 18 lat ani nie mieszkam zupelnie sama, wiec nie moge robic wszystkiego, na co mam ochote.

Wkurza mnie to wszystko. Czuje sie na znacznie wiecej lat niz mam. Dlatego, jesli mama zabrania mi czegos, wydaje mi sie to niedorzeczne, bo przeciez to moje zycie. Jestem na tyle duza, aby byc za siebie odpowiedzialna i ponosic konsekwencje swoich czynow. Nikt nie musi mna kierowac, ja chce sie uczyc na swoich bledach, a nie z gory wiedziec, co jest dobre, a co zle. A dol- taki powazny- mi nie grozi, bo ja sobie sama ze soba doskonale radze. Umiem sobie wiele rzeczy wyperswadowac i jesli czegos naprawde chce, robie wszystko, aby tego dokonac.
Ale nie o to w tym wszystkim chodzi. Prawda jest taka, ze nie moge robic polowy rzeczy, ktore bym mogla w normalnych okolicznosciach. A to dlatego, ze pewne fakty, z mojego zycia wziete, zmusily mnie i moja mame do zamieszkania u babci. A babcia, tak sie sklada, jest osoba histeryzujaca o byle co. I oboje z mama nie chcemy miec jej na sumieniu, wiec w wielu kwestiach oklamujemy ja dla jej wlasnego dobra.
Pominawszy to wszystko, i tak sie czuje ograniczona. Nie moge szlajac sie po nocach z fajnym towarzystwem, bo wiem, ze sie w domu beda o mnie martwic. Nie moge robic dokladnie tego, co chce, bo zawsze cos. Dlatego- juz postanowilam- bede studiowac w innym miescie. Razem z kol. Ewelinka, ktora tez ma w domu przekichane. Tzn ja nie mam, ale rozumiecie sprawe.
Boze, jak ja nudze! Spac mi sie zachcialo normalnie.
Wlasnie doszlam do wniosku, ze zycie jest takie glupie, ze az smieszne (i zaczelam sie smiac,0). Moze to juz histeria (kto wie?,0), ale sarkazm, jaki zycie okazuje nam na kazdym kroku, jest oslabiajacy, wrecz zabawny. Ha, ha, ha!!! Jak sobie pomysle o tylu zakreconych rzeczach, ktore mi sie przytrafily, jak sobie przypomne rozne zagmatwane zwiazki, w ktorych najpierw on nie chcial, potem ja, potem znowu on, itd... to...usmiecham sie tylko glupkowato do monitora i wzdycham gleboko. Niemniej jednak, nie konczylam nigdy takich znajomosci. Urywanie kontaktow, bo cos nie wyszlo, wydaje mi sie dziecinne i glupie. A przyjaciol zawsze warto miec. Hmmm... To taka mala dygresja od tematu, ktorego wlasciwie... na dobra sprawe nie ma. Taaaa....
Koncze, bo zaczynam marudzic i sama juz nie rozumiem sensu tej wypowiedzi.
13:29 / 18.02.2001
link
komentarz (1)
Dziwnie mi. Spadl snieg. Dochodze do roznych wnioskow, niekazdy z nich mnie zadowala, ale wlasciwie juz mi wszystko wisi. Łeee...
Co jest? No co jest, Asiu? Łaj masz taki humorek? Idzie wiosna (no, snieg w sumie spadl,0), a ja mam taki nastroj. Zaraz mi sie polepszy. Pogram w Tomb Raidera 5.
Nudzi mi sie- pogadalabym z kims przez telefon, ale nie moge dzwonic, bo ostatni moj rachunek wyniosl 420zl i jesli obecny nie bedzie mniejszy, mama zabierze mi komorke, a tego bym nie przezyla. Ludzieeeee!!!! Zadzwoncie do mnie!!!!! Ja chce pogadac!!!!!!
00:20 / 18.02.2001
link
komentarz (1)
Hmm... Siedze sobie w domu i pisze tego n-loga. Wreszcie wypadaloby cos wiecej powiedziec, chociaz czy ja wiem? Ktoz to bedzie potem czytal? Ale ryzykuje. Poczytalam pare logow znajomych i nieznajomych i troche niektore mnie nastroily niepozytywnie. Czuje sie glupio, Caramoon. Bo patrzac na Twoje wpisy od mniej wiecej 10 stycznia oraz maile od 10 stycznia, widze roznice. Ale nie jest to sprawa do roztrzasania na tzw. forum.
Jedno mnie martwi w mojej skromnej osobie- ciezko mi zapomniec, a chcialabym. Ciezko porzucic mi sentyment. Tzn jest to podswiadome. Bo tak naprawde to ja nie pamietam, nie rozmyslam, nie analizuje, nie zastanawiam sie. Ale gdzies w podswiadomosci pozostalo dokladnie wszystko. WSZYSTKO.
Jaka ja w ogole jestem? Na pewno (to juz zauwazylam,0) mam w sobie jakis pierwiastek meski, bo umiem oddzielic uczucie od sfery, jakby to powiedziec, dotykowej. Owszem, lepiej jest sie kochac, gdy sie kocha. Lepiej sie trzymac za reke, gdy towarzyszy temu uczucie, ale spostrzeglam ostatnio, ze wcale nie musi. Zdziwilam sie, kiedy sobie z tego zdalam sprawe, bo sie naprawde tego po sobie nie spodziewalam. Dlaczego pierwiastek meski? Bo nie spotkalam faceta, ktory powiedzialby, ze seks z piekna kobieta, do ktorej nie czuje nic, go obrzydza. Zreszta, niewazne.
A wiec jak latwo zaszalec jest bez milosci, choc wydawalo mi sie to takie trudne, wrecz niemozliwe. To milosc jest trudna. Zauwazylam, ze moje bariery maja podloze czysto emocjonalne. Bardzo dlugo angazuje sie w jakis zwiazek. Tzn dlugo to pojecie wzgledne, ale zajmuje mi to sporo czasu, refleksji i jest to ciezkie, bez watpienia. Ale kiedy juz przelamie te bariery, kiedy zaakceptuje drugiego czlowieka, to na dlugo, naprawde. Jest to wtedy mocne i silne uczucie. I przede wszystkim chec dawania czegos z siebie. Zawsze przeczuwalam, ze bede gotowa do poswiecen, ale nie spodziewalam sie, ze w rzeczywistosci sie to sprawdzi. Ostatnio jednak moge powiedziec mialam taki... jakby przedsmak czegos takiego. Ale byl to tylko przedsmak, nie mialam szansy sie wykazac. Ale wiem, ze chcialam, bo uszczesliwianie drugiego czlowieka sprawia radosc i mnie. Jejku, jakie to piekne kochac. Mnie o malo to wyszlo. Dosiegnelam prawie czegos, co mozna nazwac prawdziwa, gleboka, dojrzala miloscia. Ale ciesze sie, ze tylko prawie, bo inaczej nie bylabym zdolna pisac o tym wszystkim tak lekko. Jakos jednak ochlonelam. Juz mi normalnie. Teraz wydaje mi sie, jakby to wszystko bylo bardzo, bardzo dawno temu. Mile wspomnienie, ale lekko juz przykurzone. Sentyment, ale zanikajacy. Zlosc na sama siebie, troche zalu, momentami- obojetnosc i zrezygnowanie. Wlasciwie- po prostu kolejne doswiadczenie w moim zyciu, mozna z niego wyciagnac jakies wnioski na przyszlosc. Czasami nawet mam satysfakcje. Ale ona szybko mija, bo przypominaja mi sie slowa mojego kumpla, ze ja- jako mloda dziewczyna- mam niewiele w zwiazku do zaoferowania, a facet- z jakims chocby minimalnym doswiadczeniem- bez trudu wypowiada slowo “kocham”, bo mowil je juz nie raz i nie jednej. Troche prawdy w tym jest, ale ja zupelnie inaczej na to patrze. Co ja moge zaoferowac w zwiazku? Uczucie. A przeciez nic innego w zamian nie wymagam. A ze ktos juz wiele razy mowil “kocham”... Coz.... Najgorsza jest rutyna. Boze, ze ja sie na tym potknelam...
Ale co tam. Nie bede tego roztrzasac. W zasadzie to juz na dzien przed “tragiczna” rozmowa, ktora doprowadzila do finalu, usilowalam na IRCu uwiezc kumpla. He, he. Jakos tak w kumplostwie pozostalo. I jestem zdziwiona kaczka (to, tak by the way, cytat z Kaczora Donalda,0), bo juz dawno nie bylam w sytuacji, w ktorej to ja musialam sobie kogos darowac. Przywyklam przez ostatnie pol roku do surowego oceniania i kaprysnego wybierania. To nie ja sie martwilam, choc emocji bylo tyle, ze doprowadzaly mnie juz one do skrajnosci i musialam sobie ograniczyc kontakty wszelkie z nowymi samcami, bo sie zmeczylam nowosciami. To bylo w styczniu. Teraz musze odnowic te znajomosci, bo czas sie dowartosciowac. O nie! Nie bede miec kompleksow!!!

Tak patrze na to, co napisalam i mysle sobie, ze duzo tego... kurcze... A to dopiero byl wstep. He he!

Wpadlam w melancholijny nastroj, przyznam szczerze. Siedzialam dzis na IRCu i gadalam z kumplem. Cholercia, balwany chcial na kanale lepic, a ja totalnie nie czulam klimatu. Potem sie lagi jakies glupie porobily i w ogole sie na tym zakonczylo. Pozniej wracalam z kolega z kafei i zastanawialismy sie, czy nas napadna czy nie, bo Lodz o tej porze (chociaz nadal bylo wczesnie,0) jest romantycznie pusta. Kreca sie ewentualnie jakies zule, ktore lubia biegac za Toba przez pol miasta i zabrac raptem 20gr, ktore masz przy sobie. Taaaak...
A w czwartek odwalilam jedna z najbardziej szalonych rzeczy w moim zyciu. Tylko ja moglam wpasc na taki pomysl. Tzn moze to nic nadzwyczajnego, ale mnie naprawde to rajcowalo. Otoz pojechalam na wagary do Warszawy. Tak, niby nic szczegolnego, gdyby nie to, ze nie mialysmy (ja i Ewelinka,0) ani grosza.
W siedem minut pokonalysmy pol miasta i wpadlysmy w ostatniej chwili do pociagu. Nastepnie zadowolone z siebie udalysmy sie do “szalenie czystej” toalety, gdzie spedzilysmy reszte podrozy. Bylo bardzo fajnie, a na scianie pozostawilysmy nasze maile- moze sie kiedys na nie natkniecie?!
Poszlo tez pare SMSow do roznych moich warszawskich znajomych, ale nie bardzo wypalilo jakies spotkanie, zwlaszcza, ze w stolicy pobylysmy z Ewelinka raptem godzine... :,0),0),0),0),0),0),0),0),0) A swoja droga, LANcaster!!! Mogles zrobic gluchego, jak otrzymales ode mnie wiadomosc, skoro tez byles na wagarach, wiesz?! A tak? Doszlo, gdy bylam w pociagu, ale podczas powrotu...
Anyway, kiedy wysiadlysmy na Warszawie- Centralnej za bardzo nie moglysmy (tzn glownie ja,0) uwierzyc, ze sie tam znajdujemy. Ale wreszcie uwierzylysmy i jakos sobie te krotka chwile zorganizowalysmy. Bylo calkiem smiesznie. W drodze powrotnej- znowu w kiblu. Fajnie, bo jak sie tam chowalysmy, przy WC stal jakis facet. A my nie dosc, ze weszlysmy tam obie, to jeszcze nie wychodzilysmy jakies 30 minut. No to pan, dziwnym trafem, dostal sie do lazienki. Spytalam, czy chce skorzystac, ale on odparl, ze sie po prostu martwil. Wiec uspokoilam go i powiedzialam, ze nam sie tam dobrze rozmawia, ale on zrozumial to opacznie, bo z oblesnym usmiechem spytal, czy moze sie dolaczyc. Powiedzialam mu, ze nie i zamknelam z powrotem drzwi.
I taki to byl dzien. A w domu bylam na 17:00, wiec bez zadnych podejrzen. Hie, hie... A wieczorem pogadalam sobie z LANcasterem jakies 40 minut (niestety na moj koszt,0) i bylo strasznie fajnie. Buziaczki, Krzysiu, Ci przesylam!!! :***
No, to bede juz konczyc mimo wszystko, bo sie rozpisalam, ze tak sie wyraze.
Pozdrawiam Aazziego, Modzelka oraz kogos, o kim mnostwo slyszalam od Caramoona- Mumika. Otoz, Szanowny Mumiku, cholernie spodobaly mi sie Twoje logi i w ogole chyba do Ciebie maila napisze. :,0),0),0)
I w ogole pozdrawiam wszyyyyyystkich, no i witam sie ladnie “Dzien dobry”, bo sie tu dzis pojawilam po raz tzw. pierwszy. Duza buzka. Si ju lejter.
19:33 / 17.02.2001
link
komentarz (1)
Taaaa.... No to jestem tu ppo raz pierwszy... Nie wiem w zasadzie, co mam pisac, poniewaz oddaje swoje slowa Wam wszystkim i kazdy moze sobie to obejrzec i przeanalizowac we wszystkie strony. A nie wiem, czy to jest good idea, szczegolnie jesli chodzi o pewne osoby. No coment.
A tak a propos, o tej stronce po raz pierwszy slyszalam od Caramoona (jak siedzialam w pociagu i do niego jechalam i czytal mi nawet fragment swojego wpisu,0), ale tak dokladniej powiedzial mi o niej Lancaster- chyle wiec czola i jestem wdzieczna (czyt. dźwięczna,0).
Co o mnie. Hmm... Tutaj chetnie rzucilabym szablonowy opis siebie, ale zbyt duzo osob go czytalo i nie wypada.
Co ja wiec moge o sobie? Siedze w tej chwili na IRCu i jednoczesnie gadam z best kumplem Vigridem, wiec nie bardzo sie moge skupic na pisaniu. Moze next time cos skrobne o mnie? Moze nawet za chwile?...