04:21 / 27.05.2004 link komentarz (11) | Day After Tomorrow
Byłem na pokazie przedpremierowym:
plusy:
+ oczywiście FX. Przez jakąś jedną trzecią filmu miałem szczękę otwartą, a oddech wstrzymany. Sceny, takie jak szalejące tornada w LA są po prostu przepiękne. Zresztą realizowane z wyobraźnią, co prawda chwilami widać, że to komputerki latają, ale mimo wszystko wrażenie jest niesamowite, zwłaszcza w kinie, na ***nasto metrowym ekranie.
+ syn głównego bohatera, niejaki "Sam" to nie kto inny a właśnie "Donnie Darko"! I chwała za to. Chociaż chłopak chyba gra zawsze tak samo (co sprawdzało się w Donnim,0), to mimowolnie wprowadził odrobinę tajemniczości do filmu...
+ Film daje przyjemność z oglądania, jest prosty (czasem to zaleta, zwłaszcza jak ktoś sobie wypije...,0), kamera nie skacze jak szalona, chaotycznie pokazując wszystko, czyli nic. Kamerzysta majestatycznie lata sobie łukami pokazując widzowi niesamowite obiekty z wielu stron. Podejrzewam, że to cudowne dla amerykanów zobaczyć zamarzniętą, czy zalaną do połowy statuę wolności (bo kto by chciał zamrażać orzełka...,0).
a teraz minusy:
- obrzydliwie typowy scenariusz. Typowo amerykański, z obowiązkowym Happy Endem, z patriotyzmem w butach, rękawicach i gumach do żucia.
- głupota scenariusza (nie ma nic wspólnego z typowością,0). Główny bohater filmu jest wybitnym naukowcem, który ogłasza prezydentowi USA swoją "niesamowitą" teorię o nadchodzącej epoce lodowcowej... Boże, przecież tego się uczą dzieci w pierwszej klasie liceum. Nie wiem, czy istnieje ktoś, kto nie wie o tym, że globalne ocieplenie może stopić czapy polarne i doprowadzić najpierw do zalania a potem do oziębienia planety. Ale oczywiście w USA trzeba być wybitnym naukowcem, aby to wiedzieć... no i pomysł z zamarzaniem w kilka sekund. To niewiarygodne, aby istniało coś takiego co obniża temperaturę aż tak (w filmie było -101 stopni w kilkadziesiąt sekund...,0)
- Jest taka scena, gdzie troje nastolatków ucieka wewnątrz biurowca, a korytarze pokrywają się lodem. Oni biegną, a ściany i podłogi za nimi robią się białe od lodu... Gdy to widziałem myślałem tylko "boże, przestańcie się kompromitować, niech ta scena się już skończy". Ta scena była beznadziejna, najgorsza w całym filmie... Oczywiście w ostatniej chwili im się udaje, zamykają drzwi, palą w piecu i lód do nich nie dociera... Beznadzieja...
- Acha! Oczywiście jest jeszcze zły i głupi (a jakże!,0) zastępca prezydenta, który później przyznaje "klimatologowi" rację i mówi światu, że zrobili źle, że zanieczyszczali środowisko... cyrk na kółkach.
Sumując: Zapomnijcie o scenariuszu, nie myślcie o fabule, nie szargajcie sobie nerwów logiką istnienia takiego kataklizmu. Chociaż to ostatnie akurat najmniej razi. Delektujcie się ucztą dla oka i ucha. Pięknie rozpieprzające się ulice, oblodzone wierzowce, tornada, powodzie, grad. To jest w tym filmie piękne i to trzeba podziwiać. |