04:22 / 09.09.2001 link komentarz (6) | I znów bankiet. W pracowni u jakiegoś gościa, którego nie znam.
Tu już nie ma dyskusji o sztuce, kulturze, o wszechświecie. Nie ma intelektu. Chlanie.
Czyste, chemicznie czyste chlanie.
Dałem właścicielowi lokalu 15 dolców i poprosiłem, żeby mnie odwiózł na dworzec, kupił szlugi i piwo na drogę.
Tak doczekałem północy.
Gość mnie wsadził w taxi i odwiózł na dworzec.
Ale fajne babki były na tej prywatce. Szkoda, że trzeba jechać.
Na dworcu najpiękniejszy numer logistyczny, na jaki wpadłem w mooim upadłym życiu.
Podszedłem do milicjanta i poprosiłem o opiekę.
Zgłupiał.
Zdębiał.
Zaprowadził mnie na ławkę.
Kazał czekać.
Sprawdził rozkład jady, perony.
Odprowadził mnie na właściwy. Poczęstował papierosem.
Poczekał na pociąg.
Oddał konduktorowi.
Zapomniałem się zapytać, jak miał na imię.
. |