12:44 / 11.09.2001 link komentarz (6) | Jose Rodriguez Montoya leżał w parku na trawie. Zwinął się kłębek. Podciągnął nogi pod brodę. Mocno, jak w swojej prehistorii, gdy matka nosząc go jeszcze pod skórą, wiązała z synem wielkie nadzieje. Jose w pozycji embriona sciskał się i zwijał się coraz silniej. Można powiedzieć, że kurczył się embrionalnie. Właściwie znikał. Zrobił się tak malutki, że na trawie został widoczny jedynie breloczek w kształcie otwieracza do kapsli. I wtedy, właśnie wtedy Julia zaczęła krzyczeć przerażona: - Co robisz Jose, co robisz?
Nie usłyszała odpowiedzi. Chwilę później jakiś grubas, który do tej pory siedział pod sąsiednim drzewem, podszedł i poprosił o pożyczenie otwieracza. Dokładnie to było tak, że podszedł, wziął z trawy brelok-otwieracz i powiedział: - Pożyczę na chwilę, dobrze?
I pożyczył.
I, skurwiel, nie oddał. |