19:24 / 31.10.2004 link komentarz (0) | Powiedziałam za dużo. Świat za dużo się dowiedział.
Chociaż... to wszystko i tak było od dawna wiadome.
Tyle że nikogo to za bardzo nie obchodziło.
Nie szkodzi mi to. Jestem z tego wręcz zadowolona.
Tak właściwie to nie wiem w jakim celu to piszę. Ani tym bardziej jakie ja mam do tego kompetencje. Chociaż... to też jest wiadome.
Najgorzej jest, gdy się coś wie, lecz się to tłumi, udaje się że tego nie ma.
Właściwie największym mym błędem jest olewanie, nie przejmowanie się niczym.
Lenistwo i egoizm.
Głupota.
Nie wolno mi spychać tego na chorobę. Rzekomą.
Bo znów wyłazi na wierzch mój hedonizm.
Jedyne, co muszę zrobić, to wziąć się za siebie. I tu już nie chodzi o to, co zwykle zaprzątało mi głowę, lecz o coś innego. O duszę, tak, duszę. Nie o otoczkę.
To, w co jesteśmy przyobleczeni, jest nieważne. To iluzja. Całe to życie to jedynie iluzja. Sen. Mała cząstka prawdziwego życia wyrwana z wieczności. Byliśmy, tak, i będziemy. Nie jesteśmy najważniejsi. I nigdy nie będziemy.
Jesteśmy tylko prochem nieistniejącego wszechświata. Jeśli jesteśmy niczym we śnie, to czymże jesteśmy w prawdzie? W rzeczywistości?
To zależy tylko od nas. To, czym byliśmy, nie było zależne od nas. To, czym jesteśmy, już jest. Choć w małym stopniu. Tu, we śnie, jesteśmy tylko marionetkami. Ale... czy nie sny są jedynym szczęściem człowieka? Tak sądzili na przykład Grecy. Uważa się, że dotyczyło to snów, które mamy na ziemi. Lecz... kto to może wiedzieć? Teorię tę analogicznie można podpiąć pod naszą filozofię. Zakładając, że życie ziemskie, to które tu mamy, jest snem... sen nie jest zależny od nas. Nie możemy sobie wybrać, w jakiej sennej rzeczywistości się znajdziemy. To sprawia, że, czy nam się ta rzeczona „rzeczywistość” podoba, czy nie, musimy docenić, że tu jesteśmy. Skąd wiemy, że prawdziwe nasze życie nie jest koszmarem? Mamy szansę na szczęście. Szansę, nie pewność. Ale chyba lepiej mieć szansę, choć nikłą, niż jej nie mieć w ogóle? Dążę do tego, by umieć cieszyć się z tego, co zostało nam dane.
Są ludzie, którzy nad wszystko inne nienawidzą tego ziemskiego życia. I ja się do tej grupy zaliczam. Grupa ta jest powszechna, nic specjalnego. Jestem jednak pewna, że gdyby naprawdę doszło do sytuacji, gdzie bezpośrednio byłoby zagrożone moje tutejsze życie, myślenie moje obróciłoby się o 180 stopni. Mimo, iż w tej obecnej chwili i chwilach z nią sąsiadujących moje pragnienie śmierci jest ogromne, to w wyżej wymienionej sytuacji, dostałabym olbrzymi zastrzyk nagłej miłości do teraźniejszości, i na pewno nie chciałabym dopuścić do jej utraty.
Objawia się to nawet w ten sposób, że sama nie potrafię pozbawić się tego życia. Już pomijam nawet to, że ogólnie jest to zabronione. Pomijam również to, że przez ten uczynek możliwe że inni będą cierpieć. Parszywe tchórzostwo.
|