dokończenie:
Czy często Wam się śni, że się z kimś kochacie? Z osobą nieobecną w rzeczywistości ani w żadnym innym śnie wcześniej lub później, z osobą znaną doskonale i kochaną jedynie przez te kilka sekund snu nad ranem, kiedy ona w ogóle istnieje. Z kobietą, która jest jednocześnie przyjaciółką ukochaną i nagrodą za przebycie labiryntu.
Warto śnić.
Sny są nie przewidywalne, konsekwentne w swojej akcji, zaskakujące, wzruszające, piękne, przytłaczające niemal wyszukaną kompozycją wrażeń najulotniejszych i tych potężnych, łączące chłodny dotyk kropli deszczu i wysiłek związany z jazdą na rowerze w górę ruin antycznego mostu. Łączące dumę z prowadzenia olbrzymiego żaglowca małym strumieniem i obrzydzenie na widok zdeformowanych ludzi. Napięcie związane z ryzykiem aresztowania przez hitlerowców i poczucie władzy, gdy samą siłą woli podnosi się i opuszcza słońce za horyzont.
I żal, gdy znów nie zdążyło się sfotografować cudownego krajobrazu, jaki w rzeczywistym świecie nie mógłby nawet istnieć!
Nadal, jak zresztą widać, nie ma tutaj felietonu, który zapowiadałem już w piątek. Jednak nie zapomniałem o nim, a czas, który minął od tamtej pory pomógł tylko ukształtować lepiej w umyśle jego formułę.
Tym razem nie powiem kiedy go tu umieszczę. Gdy nie ma terminu - nie ma też poślizgu :,0)
Kupiłem dziś dwie książki, jedna z nich to "Worek Kości" Stephena Kinga - pewna osoba nakłoniła mnie, żebym wreszcie przeczytał coś tego autora. Sam zresztą miałem to w planach po obejrzeniu „Zielonej Mili”. Gorący całus dla tej osoby.
Czy często Wam się śni, że się z kimś kochacie? Z osobą nieobecną w rzeczywistości ani w żadnym innym śnie wcześniej lub później, z osobą znaną doskonale i kochaną jedynie przez te kilka sekund snu nad ranem, kiedy ona w ogóle istnieje. Z kobietą, która jest jednocześnie przyjaciółką ukochaną i nagrodą za przebycie labiryntu.
Warto śnić.
Sny są nie przewidywalne, konsekwentne w swojej akcji, zaskakujące, wzruszające, piękne, przytłaczające niemal wyszukaną kompozycją wrażeń najulotniejszych i tych potężnych, łączące chłodny dotyk kropli deszczu i wysiłek związany z jazdą na rowerze w górę ruin antycznego mostu. Łączące dumę z prowadzenia olbrzymiego żaglowca małym strumieniem i obrzydzenie na widok zdeformowanych ludzi. Napięcie związane z ryzykiem aresztowania przez hitlerowców i poczucie władzy, gdy samą siłą woli podnosi się i opuszcza słońce za horyzont.
I żal, gdy znów nie zdążyło się sfotografować cudownego krajobrazu, jaki w rzeczywistym świecie nie mógłby nawet istnieć!
Nadal, jak zresztą widać, nie ma tutaj felietonu, który zapowiadałem już w piątek. Jednak nie zapomniałem o nim, a czas, który minął od tamtej pory pomógł tylko ukształtować lepiej w umyśle jego formułę.
Tym razem nie powiem kiedy go tu umieszczę. Gdy nie ma terminu - nie ma też poślizgu :,0)
Kupiłem dziś dwie książki, jedna z nich to "Worek Kości" Stephena Kinga - pewna osoba nakłoniła mnie, żebym wreszcie przeczytał coś tego autora. Sam zresztą miałem to w planach po obejrzeniu „Zielonej Mili”. Gorący całus dla tej osoby.