12:55 / 09.12.2004 link komentarz (1) | No i mam już chemię z głowy. Kto by uwierzył, że głównie dzięki modlitwie do świętej panienki? Obiecałam jej, że jak zdam, to w końcu pójdę do Dominikanów się wyspowiadać. No zahandlowałam i teraz mi wstyd, trochę. Takie czasy coraz więcej ludzi handluje... Nie koniecznie z najświętszą panienką. Wczoraj przed zaśnięciem wymarzyłam sobie jakie pytania chciałabym dostać na egzaminie, a właściwie to wyobraziłam sobie zestaw idealny dla mnie i się o niego pomodliłam? Dziecinada nie? A dziś wylosowałam dokładnie ten zestaw. No cud! Naprawdę kiedy w kanciapie profesora Bidona stanęłam przed stosem rozsypanych na stole kartek, od razu coś mnie tknęło. Weź tę usłyszałam w głębi czaszki jakby cichy głos, ciepły taki i odprężający. Jednak całą wieczność nie byłam w stanie ruszyć ręką. Kogoś to dziwi? Gapiłam się tylko, aż Bidon na mnie warknął. W końcu podniosłam niepewnie wskazaną fiszkę. Bingo! Trafiłam zestaw wymarzony. Taka historia! No nie mogłam... i jak tu nie wierzyć w cuda?
Po egzaminie uświadomiłam sobie, że zapomniałam gdzie schowałam ściągę matkę. Ale by się działo gdyby okazała się potrzebna. Szukałam wszędzie i jestem na siebie wściekła. Gdzie do jasnej cholery blondynki mogą chować spisy treści od gotowców?! Nie żebym po wszystkim potrzebowała tej cholernej ściągi, tylko tak dla zasady... Czyżby to były początki sklerozy, lub innego alzheimera?
|