16:45 / 03.01.2005 link komentarz (0) | Lesiowi udało się od ręki wydać w „Peweksie” osiem papierków. Z tych niebieskich dolarów, które pożyczyłam od mamusi i ciotki Zofii. Kiedyś były one „zielonymi”, ale potem zostały skutecznie wyprane przez jakiegoś buca, który na czyszczeniu pieniędzy zupełnie się nie znał. Mam więc już z głowy pięć banknotów o nominale dziesięć, dwa po pięć, no i jeszcze pojedynczego dolara. Mam też w końcu pewny towar na Węgry. Lesio ledwo go doniósł do akademika, a miał co dźwigać chłopina, oprócz własnych zakupów, dodatkowo moje: dziesięć koniaków niby francuskich, z tych po prezydencie za sztukę; pięć butelek „whisky”, trzy rakiety kaset Sony, TDK i Basf, oraz sztangę Marlboro. Pozostałych, moich dewiz nie chcieli przyjąć nigdzie. Były zbyt zniszczone. Lesio na darmo obleciał wszystkie „Peweksy” i „Baltony” w mieście. Jedna trzecia spadku po moim dziadku niestety miała zbyt wyblakły kolor i papier mocno poszarpany na krawędziach, a do tego dziury w środku. Na jednym z banknotów prezydentowi Franklinowi przytrafił się milimetrowej średnicy otwór w oku, i jeszcze drugi, półtora milimetrowy w klapie marynarki. Zostało mi więc trzydzieści dziewięć dolarów do pozbycia się. Lesio obiecał, że jeżeli mu je pożyczę na miesiąc bez procentów to odda nowiusieńkie, takie prosto z drukarni. |