18:21 / 18.01.2005 link komentarz (3) | Szary dworzec PKP pospiesznie obrasta tanimi budami z dykty zbijanymi nerwowo, czasem w ciągu jednej, koślawej nocy. Słyszę młotki, słyszę jęk piły, słyszę kaszel majstra. „Kurwa mać” też słyszę. To się nowy butik buduje i stroi, to się nowe jutro wykluwa powoli. Idą nowe czasy. Hot-dogi będą sprzedawać za nawis inflacyjny, papierowy; albo błyskotki z gumy będą oferować, albo jakieś jeszcze inne badziewie czarnorynkowe? Sokiści w gestapowsko-czarnych mundurkach spacerują po peronach parami, czasem dla kontrastu, jeszcze w towarzystwie niebieskiego milicjanta. Dworcowe dziady udają wtedy, że nie śpią i się nie drapią wcale. Jest noc, gwiaździsta i nawet nie zimna. Będzie bardziej bogato, bazarowo, ciepło, pstrokato! Całkiem nowa Polska będzie. Nawet gołębie pokoju fruwają po nocy, ...proszą o okruchy z pańskiego stołu. A się zadomowiły! Z nową twarzą będzie... W odróżnieniu od państwowych „uniwiermagów”, owe kioski dworcowe baraczki, całą dobę czynne, wypełniają się w sposób cudowny jakiś taki, wszelakiego rodzaju towarem, mistycznym drobiazgiem „made in” nasz biznes rodzimy, polski, raczkujący, wsparcia natychmiastowego wymagający. O konieczności wspierania biznesu, przez władzuchnę ostatnio zrobiło się głośno w radiu i telewizji. Cały naród wspiera to małe co ma niby być piękne. Bo małe jest przecież piękne! A jak jeszcze nie jest, to wkrótce już będzie na pewno, dzięki wsparciu! Robi się... Czyżby nowomoda? Podejrzany jest ów nagły postmodernizm, jak zwykle forsowany odgórnie przez komunistów. Tak nowomowa. Jak komuchy obiecają kogoś wesprzeć to drżyjcie ludy ziemi! Że też Naród polski wciąż się na odgórności górnolotnej takowej poznać nie może? A może wcale nie chce się poznać i tylko udaje że nie może? Czy to jest właśnie ów słynny postkomunizm troskliwy, lansowany przez postmodernistów? Właściwie co to takiego jest dekonstrukcjonizm? Patrząc na pstrokate budy z dykty, pączkujące koślawo w centrum poznańskiej metropolii, a zwłaszcza na dworcu, chyba już wiem?
Zapiekanka z pieczarkami kapitalistyczna, tak mi jakoś przebija się pachnieniem do świadomości od czasu do czasu, poprzez innych setki a może i tysiące mniej przyjemnych zapachów dworcowych. Siedzę okrakiem na tobołach, moich i jeszcze na tobołach Lesia i Kasi. I dupy nigdzie ruszyć nie mogę, bo jak ruszę, choć na chwilę, to na pewno okradną nas. A jakby sisiu mi się zachciało to nie wiem? Nawet już chyba chcę? Śmiesznie wyglądam, jak kokocha tokująca na kupie gnoju, zapewne. Heh... Żeby tylko ktoś znajomy mnie nie zobaczył jak siedzę taka jadąca na Węgry. Kokko kok-kodag! Śpiąca też trochę jestem, zaraz chyba usnę jak coś nie wymyślę? Pierwsza trzydzieści jeden... Piszę żeby nie usnąć. Ślinę przełykam żeby nie myśleć o kapitalistycznej zapiekance z pieczarkami i serem żółtym tarkowanym i ketchupem i ogórkiem kiszonym, siekanym albo nawet liściem sałaty z majonezem dla wybrednych i cebulką. Na peronie pierwszym sama siedzę w tłumie, tak sobie, bo Lesio i Kasia poszli miejscówki dokupić do biletów międzynarodowo-tranzytowych i tak sobie rozmyślam właśnie, albo denerwuję się naprzemian. Śmierdzi tu trochę bardziej niż gdzie indziej. Starzyzną jakąś skisłą i uryną bramną śmierdzi, postsowiecką chyba? Zaraz pociąg wjedzie na peron! Już go dwa razy zapowiadali, że do Katowic jedzie, a ich ciągle nie ma i nie ma. Lesia i Kasi niema, Kasi i Lesia... Ludzie na peronie stają się nerwowi spacerkują w te i wewte i z powrotem. Kawałek dalej, na tym samym peronie pierwszym, na podobnej kupie tobołów siedzi dziewczyna w dżinsach marmurkowych, która mogłaby być moją siostrą rodzoną, albo nawet blondyną bliźniaczką. Uśmiechnęła się do mnie, że los mamy wspólny. I ja do niej też uśmiechnęłam się rozumnie. Pewnie do Budapesztu się wybiera? Szkoda, że za daleko siedzi żeby pogadać, ko-ko-ko... Może potem w pociągu... A Lesia z Kasią wciąż nie ma! Kok-ko-dag! Pociąg zaraz przyjedzie i pojedzie potem zaraz sobie, a my zostaniemy na pewno z kupą tobołów wypełnionych złomem. Ze ślicznymi miejscówkami zostaniemy. Porażka! Zostaniemy na pewno. O! Przyjaciele tamtej dziewczyny wrócili już, a moich niema wcale i nie ma! Uff jak gorąco! Trzeci raz pociąg do Katowic zapowiadali i światła jego już nawet widać z oddali, jak jedzie... Jak jedzie tak, ...i rośnie w oczach. Jezu pociąg jedzie a ich nie ma!
***
|