16:31 / 28.01.2005 link komentarz (2) | ***
Na peronie we Wrocławiu nasz pociąg niby-pospieszny stał dobre czterdzieści pięć minut. Ładny mi pośpiech! Do tego raczej zgodny z planem? Srać takie planowanie! Rzeczywiście we Wrocławiu przeluźniło się dokładnie tak jak to przepowiedział Czarek. Z naszego przedziału wyniosły się dwie kościste staruszki eskortujące siedmioletniego dzieciaka. A para nastolatków, jak tylko obudziła się, od razu powędrowała do łazienki. Wrócili dopiero gdy pociąg ruszył. Co można robić przez 45 minut we dwoje, w takiej brudnej łazience i to podczas postoju pociągu? Chyba tylko sprzątać? Zaraz po wyjściu młodych dosiadł się do nas Cezar, żeby z Lesiem poplotkować jak obiecał, o karabinach starych i okrętach, ...i coś wypić zapewne :D? Przyprowadził ze sobą dziewczynę, tę znajomą mi już z peronu w Poznaniu. Z daleka wydawała się bardziej podobna do mnie. Faktycznie była niższa i drobniejsza, włosy miała ciemniejsze, za to wydatniejszy nos posiadała i pełniejsze usta.
Na usta mogłaby się ze mną zamienić, ale na nos niekoniecznie. Miała na sobie harcerską kangurkę w kolorze khaki. Wisiała na niej ta kangurka jak na wieszaku.
- Tym razem przyszedłem pochwalić się wam naszą czeladniczką - Cezar protekcjonalnie pogładził dziewczynę po plecach, a potem posadził obok mnie. Sam rozsiadł się naprzeciwko, szeroko rozszerzając kolana, jak to faceci.Odwróciłam prędko wzrok. Chyba nie zauważył, że się zagapiłam na jego genitalia? Były tak ciasno upakowane w dżins. Heh :D lubię dżinsy dobrze dopasowane do ciała.
- Anka... – laska niezdecydowanie wycelowała w moją stronę swym wiotkim ramieniem.
- Mirka! –krzyknęłam prawie. Pospiesznie dotknęłam jej palców, tak po babsku miękko
- Brrr... miała lodowate opuszki.Lesio i Kasia jednocześnie wyciągnęli w jej stronę dłonie. Anka zawahała się, zawstydziła. W końcu wybrała dłoń Kasi i uścisnęła ją. Patrząc przy tym w oczy Lesiowi.
- Kobiety podobno mają pierwszeństwo...? - wytłumaczyła się, jakoś tak za bardzo przepraszająco.
Głupio to wyszło. Coś ścięło mnie w środku spolegliwie. Ja tak mam zawsze. Kasię z resztą też coś ścisnęło, żołądkowo. Wygląda, że te dwie dziewczyny nie zostaną dobrymi przyjaciółkami. Przynajmniej w najbliższym czasie? Ludzie to potrafią z drobiazgu zrobić międzynarodowy problem.
- No teraz na was kolej – Cezar wyczekujące zlustrował nasze twarze. Kpiącym wzrokiem konesera oszacował bagaże spoczywające nad naszymi głowami – no co jest?! Nie macie piwa? Nie szkodzi. Może być whisky, francuski koniak też może...– mrugnął porozumiewawczo w stronę Kasi.
Kasia zakryła dłonią usta. Chyba żeby nie parsknąć niepohamowanym rechotem? W jej oczach tliły się iskierki rozbawienia. Skinęła przyzwalająco na Lesia, tak po gospodarsku, a zaraz potem utkwiła miękkie spojrzenie w Cezara. Od razu dało się wyczuć, że Czarek bardzo jej się podobał. Chłopak faktycznie coś w sobie miał. Niby taki niepozorny, nie za wysoki brunet, trochę przy kości, ale sympatyczny i dowcipny.
Lesio wstał trochę się ociągając zdjął jedną z toreb podróżnych, delikatnie postawił ją na siedzeniu, otworzył i wyciągnął butelkę „Johnnie Walkera”.
- Fiu fiu, a jednak whisky! - zagwizdał Cezary.
- A co! Chyba raz się żyje, no nie?! – parsknęła zaczepnie Kasia.
- No nie zbiedniejemy od tego na pewno – mruknął Lesio.
- Węgierskim czarnym rynkiem też zbytnio nie zatrzęsie jeśli dowieziecie mu o jednego łiskacza mniej – podsumował Cezar.
A mnie akurat w tym momencie zastanowiło, że Lesio dźwignął swoją najcięższą torbę jakby była piórkiem, jakby nic nie ważyła prawie, bez najmniejszego grymasu wysiłku na twarzy, czy choćby utraty równowagi, ...dziwne? Przecież wiedziałam dobrze ile krówsko waży naprawdę. Miałam jeszcze w pamięci te chwile kiedy we dwie z Kasią nieudolnie podrzucałyśmy ją do okna, dwa albo nawet trzy razy, zanim się udało. Gdy Lesio zamknął torbę, przez ułamek sekundy wyglądało, że koncentruje się jakby wyliczał trajektorię lotu pocisku, w końcu chwycił bagaż na wysokości środka ciężkości i zdecydowanie szarpnął. Torba wzleciała nad jego głowę wydając ze środka głęboki jęk, charakterystyczny dla wypełnionego płynem szkła. On w tym czasie kucnął i tygrysim ruchem lekko wsunął się pod nią. Gdy wznosząca się masa osiągnęła martwy punkt dokładnie nad głową Lesia, ten wyprostował kolana i ramiona wyciskając ciężar wyżej i jednocześnie obracając o 90 stopni. Torba delikatnie wjechała na półkę, dokładnie w miejsce z którego wcześniej została wyjęta. Cóż za precyzja, cóż za kunszt?! W końcu chodziło o ponad 50 kilogramów!! Aż szkoda że nikt nawet nie zauważył majstersztyku autorstwa Lesia. Cała operacja wyglądała tak naturalnie, tak lekko. Byłam pełna podziwu.
|