Kurna, nienawidzę mojej szkoły. (Sorry, że znowu o szkole, ale to jedna z tych dziedzin życia, która potrafi wyprowadzić mnie z równowagi). Właściwie miałam pozostawić tę kwestię bez komentarza, bo problem jest teoretycznie błahy dla osób postronnych.
ZNOWU zmienili nam plan lekcji. I gdyby to jeszcze było na lepiej, ale nie, jak zmiany, to koniecznie na gorzej - dla nas. Bo my, uczniowie liceum, mamy za mało nauki, więc musieli nam dołożyc ze dwie lekcje jednego dnia, z drugiego zabrać jedną, a trzeciego dołożyć trzech. No bo co? Nie mogą pozwolić na to, żebyśmy się nudzili. I takim sposobem każdego dnia będziemy siedzieć w szkole od 8 do 16. Bosko... Już o szczegółach nie będę pisać, bo i tak tylko wtajemniczeni mają szansę zrozumieć, o co chodzi. Najgorsze ze strony szanownej dyrekcji jest to, że powiadomiła nas ona o zmianach dopiero tego dnia, z którym nowy plan miał wejść w życie, czyli dziś. Gratulacje. Atmosfera w szkole od rana aż wrzała...
Do tego dochodzi jeszcze problem z lekcjami angielskiego, który ciągnie się już od pierwszej klasy i do tej pory nam towarzyszy, ale na to, to już w ogóle szkoda słów.
Parodia. |