15:07 / 09.02.2005 link komentarz (0) | 9.02, środa
Mam dziś winno-słodko-gorzki dzień z płytką „Upojenie” Anny Marii Jopek & Pata Metheny... W dodatku ogarnął mnie szał sprzątania... Nie ma bata...wróciło...
Nie lubię wolnych, błąd - nie zawalonych robotą dni w środku tygodnia. To chyba wstępna faza pracoholizmu... Ale i wygodna wymówka - nie mogę przyjechać, umówić się na kawę, do kina, na kręgle, bo jestem zawalona tonami papieru i w dodatku nigdy nie wiem, czy w piątek wieczorem nie dowiem się, że projekt wisi na włosku i musi być gotowy na przedwczoraj... Bezstresowo mogę po powrocie do domu rzucić torbę w kąt i olać wszystko. I tak jestem zbyt wykończona, żeby się czymkolwiek przejmować (oprócz napiętych terminów i nagłą awarią kompa, względnie telefonu)..
P.S. Do Krakowa jednak nie pojechałam. I to wcale nie dlatego, że wyskoczył nagle jakiś projekt...stchórzyłam...:)
***
Usłyszane w pracy (przepraszam, za język, ale bez tego ani rusz) :)
“Rozmawiają dwaj kumple. Nagle jeden z nich pyta drugiego:
- Wiesz jak się nazywa zupa z wielu kur?
- No nie wiem...
- Rosół z kur wielu !
Kumpel myśli, chwilkę mu zajęło pojęcie o co chodzi, po czym błysk zrozumienia rozświetlił mu buźkę ;). Następnego dnia, w pracy, podchodzi do szefa:
- Szefie, wie szef jak się nazywa zupa z wielu kur?
- No nie wiem...
- Rosół, ty chuju !”
:) :) :) |