23:01 / 18.02.2005 link komentarz (4) | Sam nie wiem, czy to mój charakter jest na tyle ciężki, a poczucie humoru specyficzne, że nie potrafię w pełni zgrać się z kolegami z grupy, czy zwyczajnie trafiłem na takich a nie innych ludzi i niczyja to wina, że nie mogę znaleźć z nimi wspólnego języka, skoro nasze charaktery się różnią, wykluczając tym samym jakąkolwiek więź czy przyjaźń. Jest nas siedmiu, teoretycznie w takiej grupie powinien być ktoś, z kim będę się dogadywał lepiej (lepiej, tzn. ponad przeciętność, ponad rutynowe rozmowy na temat szkoły), tak było chociażby w liceum, ale nie, tutaj nie potrafię się odnaleźć, czuję się jakiś ograniczony w tym co mogę i co wypada mi powiedzieć, jakbym obawiał się reakcji i dziwnych spojrzeń. Nie twierdzę, że nie lubię tych ludzi, po prostu ich towarzystwo nie sprawia mi większej przyjemności, nie uczestnicze w tych rozmowach z prawdziwą chęcią i zainteresowaniem. Ja w tej szkole tylko jestem, nie żyję nią, jej atmosferą, nie potrafię wtopić się w "studenckie" życie, o ile można o takim w ogóle mówić. Trochę ubolewam, bo lubię, kiedy moje relacje z otoczeniem są wyraźne i zdrowe, kiedy czuję się między ludźmi sobą i kiedy mogę z nimi bez skrępowania pożartować, tak, jak żartuje się z ziomami. A z drugiej strony, nikt tutaj nie działa na mnie odpychająco, nie irytuje mnie, nie prowokuje do kłótni. Tyle mam w zamian. Pewnie jeszcze trochę i przestanie mi również przeszkadzać to, że teraz, po wrzuceniu nas do sali z normalnie porozstawianymi ławkami, siedzę albo sam, albo z którąś z dziewczyn. Może nawet zacznie mi się to podobać.
|