sdp // odwiedzony 46784 razy // [nlog/Cena Twoich uczuć/by/zbirkos] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (109 sztuk)
17:34 / 02.03.2005
link
komentarz (2)
***

Kiedy "Batory" ruszył do świadomości turystów-przemytników dotarło, że rytualne polowanie zakończyło się nareszcie, a źli celnicy, wraz ze swoimi trofeami, na pewno pozostali w odpływającym w niepamięć Bohuminie. Zaczają się tam na kolejny pociąg jak zbóje. Oni, albo ci z następnej zmiany. Za kilka godzin znów każą opróżnić jakieś korytarze, albo już nie będzie im się tego chciało. Któż to wie?
Tymczasem w "Batorym" adrenalina przestała wydzielać się dokrewnie. Szepty nagle nabrały pewności siebie. Urywane komunikaty zamieniły się w wylewne oracje i rubaszne rechotania. Rozpoczął się prawdziwy karnawał. Zagrała tranzystorowa muzyka. Niedźwiedzki komentował notowania trójkowej listy przebojów. Jak co tydzień. Miło usłyszeć trójkę w Czechach.
Zmalały napięcia wewnętrzne i powierzchniowe. Międzyludzkie lody popękały i do cna się roztopiły. Przyszedł czas na bezinteresowną wylewność i życzliwość. Polała się wóda i piwo, albo jak u nas, whisky i inne alkoholowe... Akurat wtedy moje ciało zaczęło samowolnie dygotać. Natychmiast rozpoznałam to uczucie, znajome zwłaszcza z sesji egzaminacyjnych, z pierwszego pocałunku, czy występu w szkolnej akademii, ze stosunku płciowego, pierwszego tego... To nic, to po prostu moje mięśnie wzięły się za spalanie hormonu stresu? Już tak mam, nie raz już tak miałam.
Wówczas z przepastnych tobołów zajmujących trzecią część objętości naszego przedziału wydobyto flaszki najprzedniejszych trunków. Napełniono nimi kryształowe puchary, plastikowe kubki i w ogóle wszystko co się dało. Entuzjastycznie zabrano się do wznoszenia toastów. Śpiewy, chichy i brzęk szkła nagle poczęły dochodzić z każdej strony, ze wszystkich przedziałów. Pierwszym toastem uczciliśmy pamięć nieszczęśników, którzy tego dnia mieli niefarta. Cześć im i minuta ciszy... Ja osobiście uczciłam babę w pstrokatym pasiaku, tę z kartonami pełnymi kaczuszek. Pożałowałam ją szczerze, to nic, że wtedy darła na mnie mordę jak jeszcze nikt nigdy. Przecież równie dobrze trzepanie mogło wypaść na nas! Brrr....
- Za tych co polegli na peronie! - zaproponował Lesio i nie czekając na rezonans towarzyszy zbliżył do ust kryształowy kielich ze złocistym płynem.
Pucołowaty wyjął soczysty baleron, położył go na wcześniej rozłożoną gazetę i pokrajał w grube plastry. Znów zapachniało wędzonką.
Nic dziwnego, że na taki widok i rozprzestrzeniające się aromaty poczułam jak się ślinią moje ślinianki. Mięcha chcę! Inni mięsożercy też mieli błyski w oczach. Pewno nie gorsze od moich, he, he.
- Się państwo częstują! - zaprosił szczerze pucołowaty - Czym chata bogata! No panie Lesławie, bardzo prosimy, jakby nie pan to ja nie wiem co by było? By tego wszystkiego już nie było przecież, no...
- Prosimy bardzo panie Lesławie... Ze szczerego serca! - wrzasnęły chórem, odmłodniałe niespodziewanie towarzyszki buca.
Pierwsza chwyciłam najgrubszy plaster. Po mnie skusił się Lesio i Kasia. Miodas zagrycha! Pychota i rozpusta bez chleba.
- Za zdrowie tych co na morzu - roześmiał się siedzący obok mnie Gdańszczanin, wypił i strzepnął na podłogę kroplę - dla Bachusa! Czy jak mu tam na imię? He, he, he.
- Lesiu mam pytanko małe. Tylko się nie gniewaj - zagaiłam z pełnymi mięcha ustami.
- Wal śmiało!
- Powiedz mi dlaczego przyznałeś się, że tamta torba jest twoja?
Lesio nagle spoważniał.
- Gdybym się nie przyznał, niczyja torba na pewno by przepadła, no i z pewnością niezła afera by wybuchła przy okazji - odparł i sięgnął po następny plaster szynki.
- Ale tym sposobem sam złamałeś ustalone przez siebie zasady?
- Czasem tak trzeba. Z resztą wyczułem kanara, wiedziałem, że pójdzie tropem wędzonki - Lesio uśmiechnął się po szelmowsku - Uważnie mu się przyglądałem, kiedy typował ofiarę.
- Jezu ale mi wtedy napędziłeś galara - wtrąciła Kasia.
- Wcale nie było dużego ryzyka. Grunt to psychologia kochane dzieci. Bądźcie uważniejsze następnym razem i nie marnujcie okazji podpatrywania samego mistrza w akcji.
Buc i jego towarzyszki zasłuchali się w słowa Lesia całkiem jak ścipiórkowskie dewotki w kazania proboszcza Janiaka. Porozdziawiali usta śmiesznie, całkiem jak młode jaskółki.
- Ja ci zaraz dam mistrza! - Kasia udała, że rzuca się na Lesia z pięściami, ale tylko objęła go czule i pocałowała w czółko - mój ty miśkuuu... niegrzeczny ty mój.
- Zdrowie panny Kasi! - zreflektował się nagle buc i pośpiesznie wzniósł w górę napełniony kieliszek.
Po dwóch kolejkach poczułam się zupełnie rozluźniona, moje ciało zapomniało o dygotaniu, a w głowie rozgościł się mały szmergielek, uspokajająco-rozweselający. Potrzebowałam czegoś właśnie takiego mhmmm... Och jak dobrze i ciepło tak, ...i w ogóle miło jakoś. I te mrowienia mraauuu... Tylko uważać trzeba zacząć, żeby z małego szmergielka potężny szmergiel nie wyhodował się czasem hłe, hłe...

***