12:51 / 05.06.2005 link komentarz (2) | Wróciłam wczoraj z Niemiec. Powrót do pracy wypadł całkiem nieźle i nie ukrywam radości, bo oprócz tego, że robię to dla pieniędzy, to fajnie byłoby, gdybym nie przestała pewnego dnia pracować bez satysfakcji. Dowiedziałam po raz kolejny się od nowych kolegów-kierowców, że jestem atrakcyjną kobietą. I dobrze mi się z nimi powinno jeździć, bo pozwalają się trzymać na dystans. Różne dżołki się nas trzymają, ale chyba od razu zaakceptowali fakt, iż jesteśmy w pracy, a profesjonalizm nie pozwala łączyć się w parki. Zresztą nie tylko profesjonalizm w moim wypadku.
Przyjechała do mnie mama na dwa dni. Jak to milusio, kiedy wróciłam po dwóch dobach bez snu, zmęczona jak Syzyf, a ona czekała na mnie z obiadkiem w moim własnym domu.
Tylko wkurwia mnie jeden fakt. Muszę chodzić w tej pieprzonej krawatce. Najchętniej to bym w trasę jeździła w moich szerokich spodniach, w różowej bluzeczce. Tylko że wtedy by miała cyce na wierzchu, a to pewnie co nieco by skomplikowało:p
Dziś mam wolne, jutro tys, a we wtorek znów do Ulm, przez Monachium. Muszę koniecznie załatwić sobie rozpiskę trasy, bo jeszcze kuleję. No a jak się nie zna trasy, to bardzo łatwo wpaść w tarapaty. Wiem, bo wpadałam:p
Boję się. Że praca, praca, praca. I że tylko praca. Bo jest jeszcze tyle spraw arcyważnych. One zostają jak na razie z boku. Przynajmniej takie to sprawia wrażenie, ale w sercu, co go nie mam, ważna jest miłość, przyjaciele i zabawa. Ale czuję, że wszystko to się oddala. Stracham się.
|