02:02 / 17.04.2001 link komentarz (1) | Wraca normalność. Następne dni jakieś takie nieposkładane. Masę do zrobienia ale jakoś tak bez sensu. Jeszcze jacyś ludzie siedzą mi przed oknem. Tacy jacyś. Koleś siedzi na ławce, jest pochylony, pomiędzy nogami trzyma butelkę piwa. Łeb mu wisi z nudów. Obok dziewczyna. Jara szluga, patrzy smętnie po oknach. Trzyma torebkę na kolanach. Czarną i błyszczącą. Koleś pluje między stopy, nitka śliny ciągnie mu się z ust. Nie może dać sobie z nią rady. Obetrzeć nie wypada, zapluć sie jeszcze gorzej. W końcu nitka przerywa się. Biały placek piany nie jest już problemem. Dziewczyna przejmuje butelkę z piwem, pije łyka, oddaje. Przerywa milczenie: "Cho już...idziemy, co?". Chłopak wstaje w milczeniu, dziewczyna też sie podnosi. Idą. On z butelką kiwającą się w dwóch palcach prawej dłoni. Ona w butach na koturnach i grubym obcasie - cała czarna z jaskrawozieloną gumką we włosach. |