15:08 / 16.06.2005 link komentarz (1) | Tel Aviv
Duszny zapach od strony gajów pomarańczowych unosił się nad cała okolica Neve Scharet.
Nad pustymi o tej porze kortami tenisowymi rozpalone powietrze drgało nieustannie i tylko od strony basenu nieustannie dobiegały odgłosy rozbawionej młodzieży.
Jurek nieswojo czuł się wśród tego rozbawionego tłumu czekając na Amira chociaż zawsze to było lepsze w porównaniu do tego co musieli przeżywać na pustyni Jarek z Januszem. Chociaż to był ich żywioł, byli jak dwa wiatry pustynne hamsin i szaraw oba niosły ze sobą zapach pustyni oba jak i oni byli z nią zżyci. Jemu jednak dokuczała wilgoć i upał które w Tel Avivie stawały się nie do wytrzymania w tym okresie. Jakże wspaniały był wieczorny chłodek w Jerozolimie. Teraz czekając wspominał z utęsknieniem to miasto. Zaproszenie na to spotkanie było co najmniej dziwne ale przecież to był ich znajomy.
Amir pojawił się jak zwykle znikąd i zmaterializował się przed Jurkiem jak Ufo. Ahlan – manisz ma? - powitał go tradycyjnie. Ha kol beseder- odpowiedział odruchowo Powiedz – czy twoi koledzy już wrócili – spytał Amir. Nie jeszcze nie – ale czemu pytasz? Wiesz że pojechali na rafę kręcić film. Tak wiem – ale myślałem ze już są z powrotem. Nie ważne – jedziemy teraz do Herzeliji, ktoś chciał cię poznać. Mam samochód na parkingu - chodź.
Explorer z ciemnymi szybami stał zaparkowany na rozpalonym słońcem parkingu. Amir rozsunął tylne drzwi – wakasza – proszę. Jurek schylił się wchodząc do środka i wtedy ciemność zwaliła mu się na głowę. Czarny van ruszył bezgłośnie w kierunku Herzeliji. Migające zza atrapy chłodnicy niebieskie światła rozsuwały na bok sznury samochodów na pobliskich pasach ruchu. Kawałek za miastem skręcił nagle w prawo w kierunku szarego kompleksu budynków najeżonych lasem anten. Brama rozsunęła się bezgłośnie i samochód zniknął z pola widzenia postronnego obserwatora. Cdn... |