rok szkolny 2005/2006 zainaugurowano.
koniec laby. wreszcie poznam, czym jest sen przed północą i przypomne sobie to uczucie towarzyszące próbom wbicia sobie do głowy wiadomości, które za żadne skarby wejść do niej nie chcą. tak, chodzi głównie o historię.
"im się udało, to dlaczego mnie ma się nie udać?" - ten tok myślenia został potępiony przez szanownego pana dyrektora. stwierdził, że i tak tegoroczna matura pójdzie gorzej niż poprzednia. dziękujemy za wsparcie. :> rozumiem, że to było zagrzanie do 'walki'...
z pozytywów można wymienić fakt, że biologia, chemia, geografia, fizyka, wok, technologia informacyjna nie będą więcej zaprzątać mi głowy. do najważniejszych przedmiotów należeć będą: polski, angielski, historia. tak więc do roboty. a niemiecki, matmę, psychologię, filozofię, podstawy przedsiębiorczości, wf i religię jakoś da się przetrwać, niekoniecznie uczęszczając systematycznie na te lekcje. khm...
jutro 7 lekcji. plan tylko do wtorku, z którym i tak szykuje się większe zamieszanie... jak co roku. standard.
p.s. spowolnione ruchy i reakcja po rusiszu [igristoje i carskoje]. klimat. :)
p.s.2 wywaliło mi ostatni wpis, ale spoko. męczę te głupie testy... jutro egzamin z teorii. |