11:57 / 08.10.2005 link komentarz (15) | Nie będę pisał, że upiłem zioma, bo byłaby to przesada, ale i tak jestem dobry - namówiłem go na tą imprezę, co więcej, miał wypić jedno piwo i szybko się zwinąć szybko do domu, tymczasem piw wypił kilka, a do domu wracał o świcie. Ale po kolei.
Osiemnaste urodziny obchodziła niejaka Tami, II LO. Kilka dni wcześniej zaprosiła mnie telefonicznie i chociaż nie wspomniała, że chodzi o zioma (to mnie najbardziej zdziwiło, nie było najdrobniejszej sugestii!), dobrze wiedziałem, że jego ma na myśli, przeczuwałem to, wydedukowałem, nie po mówi o nim 100 razy ilekroć się widzimy (nawet w stanie upojenia, do czego się oficjalnie przyznała), żeby później zapraszać tylko mnie. Długo się wahał, zmuszony byłem użyć wszelkich możliwych argumentów, aż w końcu się zgodził, sam nie wiem, jakim cudem. Szczerze mówiąc od początku w to nie wierzyłem :)
Trochę zamulił na Rynku, bo zamiast okupować miejsce ustawki, kręcił się gdzieś dookoła, niepokojąc Skora i Samiego. W końcu się odnaleźliśmy, pani z knajpy była na tyle uprzejma, że pozwoliła nam usiąść przy stoliku i wypisać kartę. "Yo!" trochę mi nie wyszło (za małe, wiecie), ale po tych długotrwałych naradach byłem zadowolony z samego faktu, że coś napisaliśmy i wreszcie można było ruszyć na imprezę.
Żeby było efektownie i niestandardowo, wejście oczywiście starannie zaplanowaliśmy. Zostawiłem zioma w korytarzu, po Tami wbiłem sam, pewnie coś przeczuwała, ale nie szkodzi, grunt, że wypaliło - wyprowadziłem ją z imprezy, natknęła się na niego w korytarzu (prawie go minęła), cud nastąpił. Złożyliśmy urozmaicone i niebanalne życzenia, mogli się wreszcie poznać, ich spojrzenia się skrzyżowały, jubilatka była wyraźnie wniebowzięta, chyba jeszcze nie bardzo wiedząc, co się dzieje.
Biba głównie na siedząco, za to pozycje mieliśmy na tyle dogodne, że dało się prowadzić skuteczną obcinkę na towarzystwo. Celowo piszę, że skuteczną, bo po jakimś czasie dziewczyny zaczęły się sukcesywnie dosiadać i nie byliśmy skazani już tylko na siebie, zresztą nie tylko dziewczyny się zjawiły - wpadł Skor, Lechu (obowiązkowy imprezowicz-playboy, oczywiście bez hajsu), Artur, który z nami grał w piłkę, a z ziomem chodził na angielski. Z momentów przełomowych: piliśmy wódkę w ubikacji dla niepełnosprawnych, gdzie wyjątkowo często gasło światło, co umiejętnie wykorzystywał Skorup. Później zawitaliśmy na parkiet uskuteczniając bauns pełną parą. Na moment zjawił się Kuba, ale chyba tylko po to, by sprawdzić, jak impreza.
Była koleżanka, która mnie potępia (jednak wróciła do swojego chłopaka, tragiczna historia miłosna chyba dobiegła końca), była koleżanka, z którą kiedyś rozmawiałem na jakiejś imprezie, ale szybko się zwinęła i nie zamieniliśmy ani słowa, była koleżanka Jarka J., z którą już się jednak nie spotyka (z nią dla odmiany pogadałem), była Magda M. (nie mylić z serialem na TVN'ie), a ja byłem grzeczny :)
Nad ranem wpadliśmy z Lechem do keb-apa, potem dołączyła reszta, byliśmy jeszcze chwilę w Hemingwayu (kanapy są mega wygodne), gdzie usłyszałem od zioma, że jestem pijany, co wielką sensacją nie było, na szczęście nie byłem na tyle pijany, żeby nie pamiętać, że mi to mówił. Na osiedle wracaliśmy z dwoma znanymi gliwickimi raperami, którzy prowadzili prześmieszny dialog. Skorupa wcześniej gdzieś wcięło i ziom szedł na przystanek sam.
Wybaczcie szczegółowość. Tworzę historię.
|