19:04 / 21.12.2005 link komentarz (25) | kto przeczyta?? Wiem, że straszną rzecz zrobiłam z tą notką ale od jutra coś bardziej tutejszego, bardziej zdjęciowego i w ogóle bardziej...
Hah... I jestem z powrotem w Warszawie.. Nie sposób napisać wszystkiego co zdarzyło się między piątkiem a wtorkiem... Ale było w skrócie tak:
PIĄTEK
Dojechałam do Gliwic koło 6 nad ranem w piątek, w pociągu prawie nie spałam, Eju odebrał mnie z PKP – dzięki :P - posiedzieliśmy u mnie, o 12 byłam ustawiona z ojcem, żeby jechać do dziadków pod Rybnik po kasę, jeszcze do banku założyć jakieś konto.. Kozak. Po znajomości mam konto student.. Wszystko załatwiliśmy, zdążyłam wejść na szybko do domu wszamać coś co zakupiłam w barze po drodze i na dworzec..
Pojechałam na jam do Mysłowic. Pociąg się spóźnił, gdybym miała dar przewidywania domyśliłabym się, że coś jest nie tak. Ale nie straszne mi śnieżyce i mrozy. Fajny jamik był J dużo znajomych, fajny trening, dobra muza, dobra walka, trochę rozmów, po – poszliśmy do jakiejś knajpy naprzeciwko. Ogólnie to siedzieliśmy rozmawiając sobie i wynikło z tego tyle, że robię SYLWESTRA u siebie w Gliwicach.. Lista jeszcze nie została zamknięta więc wystarczy się ze mną skontaktować:P Co tam jak już robię melanż niech to jakoś wygląda.. Będzie mocno... Ogólnie melanż zapowiada się na ogólnopolski jak na razie mam – Leszczyny, Jaworzno, Lędziny, Rybnik, Kraków, może Wrocław, może Gorzyce, może Żagań.. Właściwie to dopiero zaczynam..
Wracają z Mysłowic spóźniłam się na pociąg, była 23 a kolejny o 4:30, poinformowała mnie o tym niesamowicie nieuprzejma kobieta mająca do mnie pretensje o wyrwanie jej ze snu w odpowiedzi coś krzyknęłam i trzasnęłam drzwiami... Wsiadłam w jakiś tramwaj na jakimś przystanku.. pomyślałam, że skoro do 4 czas to i nic do stracenia.. Dojechałam gdzieś do Katowic, stamtąd gdzieś w okolice centrum i na Pkp zaczepiałam po drodze ludzi z nudów i nawijałam do nich jak wariatka, pociąg o 2:30 czyli lepiej. I tam siedząc, czekając i marznąc, jedząc zapiekankę z mikrofalówki i popijając herbatkę napisałam poprzednią notkę. Pociąg spóźnił się jakieś 40 minut, odjechał po kolejnych 10 więc byłam w domu po 4, dzwoniąc co chwilę do Eja bo za darmo i gadając z ludźmi których dawał mi do słuchawki.. Byłam tak wściekła, ale chodziło bardziej o to, że dużo osób miałam spotkać na imprezie na którą nie dojechałam niż o to, że zmieniam się w sopel lodu. Ogólnie bardzo sympatycznie mi się ze wszystkimi rozmawiało.
SOBOTA
Pobudkę miałam o 8, umówiona z Dominiką, wpół przytomna ale poszłam, stamtąd pojechałam prosto do Marka na parę godzin, norma, obiad i filmy – dziękuję przyjacielu:P heh – a od niego prosto do Leszczyn na urodzinowy pochlaj do Chmiela... To był melanż.. Szczerze? Nie wiele pamiętam, pamiętam, że było dobrze.. Zaczęło się w lajonowej kanciapie od piwa i tak przez jakieś większe ilości wódki i kolejne piwa skończyliśmy u Chmiela w domu kontynuując, trochę otrzeźwiałam jak zobaczyłam jego mamę palącą z nami z butli a potem to już nie wiem. Odbiłam sobie dłuższy czas bez alko.. Przynajmniej w takich ilościach. Koniec końców zostałam tam na noc bo nie miałam żadnego busa w nocy..
NIEDZIELA
W niedzielę rano ojciec zgarnął mnie z Leszczyn, pojechaliśmy do dziadków na rodzinny obiadek takie tam, spędziłam czas z moim małym braciszkiem w sumie fajnie się bawi z 2-latkiem i odebrałam największe cudo na świecie... Moją drugą połówkę.. Najwspanialszy aparat na świecie. Przedstawię go jutro:P
Wpadłam na chwilę do domu i pojechałam do Marka, W sumie zostałam na noc bo to też zadupie i nie miałam busa... Tu powtórka, filmy i jedzenie.. Marek poszedł wcześniej spać bo rano maturka z Wos-u a ja posiedziałam przy kompie.. Znów 4 godziny snu.
PONIEDZIAŁEK
Wpadłam na chwilę do domu w sumie żeby zrobić bałagan i poszłam do mieszkania w którym ma się odbyć wyczekiwany sylwester.. Jakbyście zobaczyli jak to mieszkanie wyglądało zanim zaczęłam sprzątać a jak po porządkach ciężko byłoby uwierzyć, że zdziałałam to sama w parę godzin, od 3 lat nikt tam nie mieszka ja tylko wpadałam od okazji do okazji ale więcej robiłam bałaganu, a poprzednia lokatorka zostawiła tam istną rupieciarnię.. Ale mieszkanie już ogarnięte, prosto do Eja na „obiad” porobiliśmy sobie foty różne moim nowym nabytkiem, do domu po 2, a o 8 Eju zaskoczył mnie swoją osobą. Do chuja znowu się nie wyspałam..
WTOREK
Zostawiłam śpiącego za mnie Eja w mieszkaniu i poszłam z ojcem coś pozałatwiać apropo tego konta, dostałam instrukcję do aparatu – stron 150 ponad – wróciłam do domu, spakowałam się wstępnie i poszliśmy połazić po sklepach, spacer w sumie bo kupiłam sobie szydełko i olejki eteryczne.. Pootwierałam kolesiowi połowę pudełek, wszystko obwąchałam i mój wybór padł na – malinę, melona, konwalię i mandarynkę z zieloną herbatą. Nie chciałam się rozpędzać ale już wiem co będzie w następnej kolejności.. Teraz akurat maliną się inhaluję. Pojechałam na popołudnie do Marka – znowu filmy i jedzenie... hahaha, wróciłam do domu po 22, i zrezygnowałam z jechania pociągiem o 4 nad ranem na rzecz Pks-u o 6.
I tyle w sumie. Teraz będę spała całą dobę, działam na rezerwach. Wczoraj było już tak:
8:30-popijając obrzydliwy fervex..trzeba do ojca__________11:30-trzeba się spakować__________________12:30__________
z godziny na godzine padałam...
..
.
Ale było warto, jestem pełna pasji i energii życiowej na najbliższy czas... Do sylwestra powinno wystarczyć.
.
|