falka // odwiedzony 16885 razy // [pi_the_movie szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (23 sztuk)
14:15 / 03.02.2006
link
komentarz (0)
Wiersze z pogranicza cd.







Prolog burzy




odbity w lustrze burzy się ocean nieba
tam gdzieś daleko tańczy burza
wioska kuli się
pod siepaczami deszczu-
piszę kolejne wariacje burzy
z daleka słychać pomruk przestrzeni
świat zastyga w oczekiwaniu
gdy burza runie na drzewa
gdy przyfrunie na skrzydłach gwałtu i otoczy mnie
gdy rozpęta piekło na niebie i rozpali mój duszący gniew


czekałam
a ona przeszła obok
pokazując jedynie forpoczty
minęła mnie obojętnie
ciągnąc za sobą wycie przestworzy


gniew zgasł
jak zbłąkany ognik na bagnisku
deszcz nie chce obmyć kamieni
ani czarne chmury rozpaczać
(rozpacz- należy dozować ją stopniowo)
wypuszczać pomału kawałek po kawałku umierać
resztki kropla po kropli pozbierać
oddawać pomału tereny boleści
rzucić aniołom pod nogi
aż staną w locie
spojrzą na małą istotę bosą
błąkającą się oślepłą gdy w górze frunie szczęście
biegnącą za nim z wysiłku mdleją mięśnie




















***




dusza labiryntem nie do przebycia
nić zbyt wątła i światło za słabe
nie wskażą mu drogi
zbyt mocno jestem zarażona mrokiem




















Rozdarta




próbuję biec
pod prąd pod wiatr
tonę w głosach po kolana po pas po szyję


od stóp do głów pojedyncza w kakofonii podszeptów
nie, to nie początki schizofrenii
to często spotykane
zwątpienie niemoc rozpacz
podszyta stoickim uśmiechem
wahanie na szali nieskończonych możliwości wyboru
waga przechyla się raz w tę raz w tamtą stronę
języczek wskazuje naraz wszystkie wypadki
w naszej mocy wybrać ale nie decydować






















Idąc w ciemności




mój szlak wytyczają bezgwiezdne noce. ciemna strona księżyca – negatyw słońca służy mi za przewodnika –
smętny Charon. król kosmicznych podziemi wskazuje mi drogę ciemna materia międzygwiezdna moja mapą. posuwam
się szybko po ciemności po granicy cienkiej jak samobójcza żyletka. prowadzi mnie pustka nie odkrytych
obszarów nienazwane piekło nie oznaczone na mapie serca pułapki. znam tylko kierunek. ciągle wzlatuję w dół na
skrzydłach mroku tam, gdzie nie ma ptaków ani gwiazd odbitych na powierzchni jeziora.























Nocą lepiej…




półnaga w kontekście
odarta ze złudzeń
zakrywam dłońmi twarz
by świat nie widział własnych zbrodni
popełnianych w czerwonych rękawiczkach


lepiej nocą pisać
dnie lepiej przesypiać
noce lepiej przepłakać
w pierze gęsie lepiej wykrzyczeć


nocą lepiej czuwać
nocą lepiej pamiętać
nocą uprawiać seks
jak małe zarośnięte poletko
oczyszczać z chwastów i win
gdy bezgrzeszny księżyc podpatruje pod kołdrą


wsłuchaj się w tę noc
ona gra inaczej niż cisza
pod skórą tętnią czarnookie rytmy
pulsują korowody krwi























Próba zapomnienia





zamykam oczy
a widzę nadal niebo twojego spojrzenia
zaciskam usta
a czuję smak cienkiego skórzanego pokrowca
który ma twoją duszę skrzydlatą
zamykam się nocą w ciszy
gubię w hałasie za dnia
a słyszę ciągle
melodię niezapomnianą twojego szeptu
do którego klucz leży w otwartej przestrzeni


odpukać serce niemalowane
odpędzić lęki nienazwane
marzę by przytulić twą lekką głowę
do brzucha jak przymilne zwierzątko
położyć twą dłoń na piersi by poczuła
jak szamoce się w środku niecierpliwy zwierz
połykający miarową mą krew
























Patrząc w niebo o zmroku





Ostatnio patrzyłam przez kratę okna na kościół ukryty pod kapturem mroku. Na jego wieży, na samym czubku, na
ramieniu krzyża siedział ptak. Samotny. Nie poruszał się. Przysypiał. Obok sterczały miotły drzew. Mój wzrok
zatrzymał się na surowym płótnie nieba i znikał w nicości po drugiej stronie kosmosu. Nie było gwiazd.
Ukryły się, bo nie chciały siebie widzieć w odbiciu przeżartych solą oczu. Wzrok pobiegł dalej, wgłąb duszy
i napotkał jedną z wielu szczelin. Przepaść pustki. Znikłam w niej, rozbiłam się o dno jak kruche szkło.
Tak krucha była moja dusza. Woda swoimi włosami musnęła mi twarz. Była słona jak ból. Statek z ładunkiem uczuć
płynął i rozbił się o rafy nadziei. Zatonął, ale perła mojej duszy na dnie pozostała twarda jak diament.
Boleści ciosany niezdarnymi ciosami losu.























Leżę





skulona leżę na twoim brzuchu
zaczynam zapuszczać gałęzie
twarde i raniące
wkrótce
wyklują się z nich krwiste kwiaty
spłynie ściegiem słodycz wzdłuż twojego ciała


zwinięta w kłębek leżę no twojej piersi
słyszę jak w jaskini tłucze się twoje nabrzmiałe serce
zastanawiam się czy często wozisz je w chlebaku
klucz do mojego masz na końcu języka
czujesz jak drażni twoje podniebienie?
jak pastylka ekstazy
pomnóż ją przez wieczność
i złóż w moim ciele jak ziarno























Próba szczęścia




próbuję pochwycić ćmy moich marzeń wyobrażeń o szczęściu
bezskutecznie uganiam się za czymś
co zawsze jest szybsze
musiałabym być duchem żeby je dogonić


tak niedostępny jesteś dla mnie





























Czterowiersz bez dedykacji




ceną za zbyt mocne kochanie
jest konieczność zmierzenia się z Szatanem
więc jeśli pokochasz mnie zbyt mocno
otwórz się na swej duszy stronę mroczną
























Epitafium




słyszę w sobie ciche dzikie chóry piekielne. widzę przed sobą sen nieoczytany – śmierć. nie oznajmiona z
rzeczywistością, nieobyta, po życiu nieodgadnionym – sennym koszmarze. nie przeraża mnie fakt, że wszystko
co żyje umrze a nic co umrze nie ożyje





























Odloty powroty




wracałam do domu.
pod najciemniejszym niebem.
gdy docierałam do wioski
zbliżał się do niej podniebny sztorm
jasne perły świateł
pod grobową chmurą
kwiliły - - -


powrót – dzień drugi
przez baldachim drzew prześwitywało
pociemniałe niebo
w oknach neonowe światła jak kostki lodu
księżycowy diabełek kłuł rogami niebo
śmierć mrużyła do mnie oczy
lodowate oczy gwiazd
hiobowy uśmiech nieba
nicości uśmiech przez łzy
























Zawiedzione zaufanie krwawi ale nie umiera




rozespana roześmiana
rozsupłałam rzęsy
i spojrzałam słońcu prosto w gniewną twarz
w lustrze odbijały się obłoki
w lustrze kropił deszcz
nie zraszanym moimi łzami
nie pokrywanym przekleństwami


poskładała te kawałki
posklejałam w jedno serce
trzymam mocno ostrożnie
by nie spadło w przepaść ufności
i nie rozbiło się o kamienny ostrołuk
z wyrytym zaklęciem
„przejrzyj na oczy”


następnym razem skacząc w przepaść
wezmę spadochron
















Promień mroku w świetle




nad moim mrokiem wstaje rosochaty rozochocony księżyc czyniąc kontrast między cieniem a srebrzystością
umarłych. płonie w moim pokoju świeca i serce. jeden ruch i rozpadnę się na popiół jeden podmuch wiatru i
zniknę lecz nadal będę częścią żywiołów tak w całości jak po części. kruchość i niestałość mojej osoby nie
przeszkadza mi być częścią świata. w powodzi zdarzeń szukam kotwicy – zaufania nadziei znajduję tylko
wodorosty topielców którzy od nadziei zginęli. mimo to chciwie wychwytuję powietrze w sieć płuc i młócę dalej
ramionami w rozpaczliwym akcie trwania. większej rozpaczy desperacji wymaga wybór narodzin niż śmierci.
tylko w mroku można ujrzeć całą moc światła.

























Jadowity spleen




dziś w moim domu demony zbudowały sobie gniazdo każda myśl jest demonem dziś w moim domu zalęgło się robactwo
każda myśl toczy mnie jak robak robactwo wewnątrz robactwo w mózgu niedługo zostanie szkielet – szklany
ból łza pali oko pali skórę pali duszę wściekłość obraca ją w popiół dziś czuję się jak statek – widmo
jeszcze mogę się śmiać lecz w środku drga szloch demon w każdej łzie plami przesłania widok zaciemnia świat
czyniąc życie morzem po którym dryfuję – nicość
























***





a kiedyś myślałam tak wszyscy myśleli
- nie ma rzeczy wiecznych –
pomyliłam pomylili pomyliliśmy
wszyscy się
- tak łatwo tak lekko się pomylić
ból – trwa
przebija się zza każdego uczucia
przez najgęstszą zasłonę zapomnienia
przez każdą próbę dokopania się do


a śmierć – jest wszędzie w każdym tchnieniu dzikim
w każdym akcie
to ona jest narratorem życia
ona stawia kropkę
po ostatnim westchnieniu
spija ostatnią kroplę krwi
to śmierć jest wyznaniem wiary
w to co pewne
choć ludzie szastają jej imieniem choć nie mają pojęcia
tylko ona jest w stanie uwolnić
od strachu przed nią samą od niewiadomej dni

















***




…siedzi we mnie jak kamień
bije pod mostkiem zamiast serca


nikogo nie kocham
nie umiem nadać sobie przywileju kochania
moje serce to wciąż nie zapisana kartka
poszarzała tylko od bólu
zmięta gniewem i ogłuszona czekaniem






















zimowa kantylena




jesień światła
zmarzł deszcz
sypie w oczy łzami
jesienna kantylena uśmierca dzień
usypia jego bladą twarz
śpię z tykającym pod poduszką czasem
zmarł deszcz


zima
obserwuję za oknem spadający
błyszczący na tle nocy
śnieg
spadanie z ciszy w ciszę
z nicości w nic


czuję
chłodny na dnie nocy
lód
zbieram pod paznokieć
przytulam do policzka do piersi
puszysty mróz
kłujący skórę kolcami gwiazd