14:25 / 03.02.2006 link komentarz (0) | Wiersze z pogranicza c.d.
W pustyni i w pustce
ludzie pustyni wędrowcy Beduini
wierzą że turkus
jest kamiennym odbiciem nieba
dlatego zdobią turkusami końskie rzędy
by wierzchowcom dodać skrzydeł
pustynia sprawia
ze ludzie ciągle wierzą w cuda i znaki
bo taki na przykład mały samotny cud
to fenek pustynny piesek
znak życia – ślad odbity w piasku
albo studnia pośrodku Sahary
która nie byłaby cenniejsza
po brzegi wypełniona diamentami
kiedyś ludzie wierzyli
ze kryształ górski
to lód zamarzły w wieczny kamień
w dłoni arabskiego wojownika
w słońcu głuchym bezlitosnym
nieopatrznie stopniałby w życie płynne
***
wyplenianie marzeń
tracenie złudzeń
odbywa się bezgłośnie
w ciemności zamkniętej skrzyni umysłu
jak wyrwanie niepotrzebnego zęba
potem
specjalna komisja
złożona z panów w krawatach
ustala przyczyny śmierci
z niespełnienia
z rozczarowania
ale złudzenia to magia
przed którą nie chroni nieświadomość
tym bardziej niewiara
Smoków już nie ma
na dnie płynnego kryształu siedzi mały krokodyl. kiedyś pewnie był smokiem. jego łuska lśni perłowo – choć
przeważa zieleń. jego oczy jeszcze skrzą się żywym ogniem. jest zbyt zmęczony, by rosnąć, więc chwyta
tylko muchy. każdy jego ząb to promień słońca. z każdym jego ruchem otwiera się i zamyka otchłań piekła,
mieszkająca pod każdym kamieniem na dnie potoku. kiedy nieruchomieje, zmienia się w mały posążek legendy.
Jesień o świcie
mój pokój z widokiem na świt
budzę się i zasypiam w moim pokoju
w którym wstaje dzień
ale bardziej wolę zasypiać do wtóru gwiazd
przy zapachu późnoletniego zmroku
gdy żagiel księżyca
pruje morza chmur
a gwiezdne główki od szpilek
wbija w draperię nieba noc
dłońmi w czarnych rękawiczkach
ustawiam lustro naprzeciw świecy –
skrzesuję z iluzji dodatkowy promień
Okno na świat
nienawidzę
znajdować na mym oknie
martwych uschniętych pszczół
które nie wydostały się zza szyby na świat
tak naprawdę żyjemy
w zamkniętych domach
i tylko małe szczelne okna
przez które patrzymy na świat
przez zakłamane szyby
sądząc, że widzimy świat prawdziwy
ale tak naprawdę
nie czujemy
chłodnego powiewu powietrza
po nocy dusznej i ciężkiej
jak żelazny pancerz strachu
zamykam okno
odgradzam się
od hałasów woni światła
Epitafium dla mojego dziadka II
Do widzenia, do zobaczenia, na drugim brzegu, dziadku. Nie dla ciebie już dzisiejsze niebo. Nie dla ciebie
słońca blask – wkraczasz w Krainę Cieni. Nam – tym na ziemi i tym w powietrzu – pozostaje jedynie złożyć ci
ostatni hołd i pójść do naszych domów żyć nie umierać. Szkoda, ze tego nie widziałeś. Po tak upokarzającym
trudzie umierania należało ci się. Bezchmurne niebo przygotowało się na twoje przyjście. Nie nam wystawiać
ci rachunek z życia – którego weksel wystawia śmierć – nie nam osądzać i oceniać. Zostawmy to. Poza jej
(śmierci) ciemne ramy nie sięga już władza naszych jąkających się języków i kapryśnych umysłów – możemy
tylko oszukać ją (śmierć) dzięki wspomnieniom. Które wieczne są bądź kłamliwe. Teraz latasz po niebiańskich
przestrzeniach i nie musisz się martwić, że braknie ci paliwa, albo że spadniesz na ziemię. Pomachaj nam
skrzydłami spod gwiazd – ostatni raz
***
wyrzucam
pomięty niepotrzebny wiersz
kolejny dzień
zgnieciony papier śmieć
ta samą dłonią która przedtem pisała
cały wór po kartoflach śmieci
one wszystkie są o mnie
w krótkich zdaniach
skoncentrowana
istota człowiek kobieta wiatr
Wagabunda
smakowaliśmy naszą wolność
ułudę wolności ukrytą w wędrówce
pod wiecznym niebem
nad ciągłym mijaniem w czasie
drewniane ręce lasu
konary niegdyś gładzone przez wiatr
i liście na których wiatr grał
zamienialiśmy w blask i ciepło
nucąc przy ogniu rozmowy
trzymając w dłoniach napój zapomnienia
- musujący alkohol –
szukaliśmy samotności wśród drzew
nad wodą dźwięczną i czystą
Epitafium dla mojego dziadka
Spójrz, dziadku: umierasz. A ja śpiewam i tańczę do wtóru muzyki w dzień twojej śmierci. Życie toczy się
dalej równie dobrze z tobą jak bez ciebie. Twoja śmierć nie wnosi różnicy (z wyjątkiem może paru osób). Spałam
głęboko i bezwiednie, gdy umierałeś. Nie podadzą tego faktu do porannych wiadomości. Przebudziłam się na
dźwięk dzwonu obwieszczającego twoje skonanie. Obok mnie na kołdrze zwinięty w ciepły kłębek kot. Za oknem
gwałtownie frunął pełen życia ptak. Popatrz, dziadku: myślę o tobie. Nie powiem ci już, czego nie zdążyłam.
W dzień twojej śmierci piszę wiersze i będę je pisać w inne dni, a których ty już nie przeczytasz. Spójrz,
dziadku: żyję i mam całkiem poetycką wenę. I tobie mówię: kolorowych mrocznych snów. (Choć myślałam, że
tylko poeci umierają o bezsennym świcie.)
|