09:33 / 03.03.2006 link komentarz (17) | ...czyli o pralce.
Idąc zrobić sobie herbatę wrzuciłem trochę rzeczy do pralki. Niby nic nadzwyczajnego, a tak zaczęła się moja poranna przygoda... :)
Chyba wsypałem za dużo proszku, w każdym razie coś się zapchało (miało ku temu skłonności już wcześniej) i woda prawie się wylała górą. Zatrzymałem.
Jak się tego pozbyć? Wybrać? Trzebaby znaleźć odpowiednie naczynie i wybierać i wybierać, nei wygodne. Zatem trzeba znaleźć kawałek węża i odessać do wiaderka.
O ile z wiaderkiem problemu nie było to wąż znalazłem dopiero po dłuższych poszukiwaniach - w szafce w kuchni był stary prysznic, po odkręceniu "słuchawki" (kto wymyślił taką nazwę dla tego końca prysznica z polewaczką???) zdobyłem wąż. Zassałem, działa. Proszek do prania okropnie smakuje.
Potem musiałem to kilkukrotnie powtarzać po próbach przepchania śrubokrętem i drutem, ale nie pomagało i trzeba było na nowo "spuszczać", co wiązało się z każdorazowym zassaniem. Ble.
W końcu wziąłem śrubokręt i otworzyłem górę pralki. Okazało się, że (dość stary już, starszy ode mnie) wężyk łączący miejsce do wsypywania proszku z bębnem się wygiął pod ciężarem proszku w coś na kształt zapchanego syfonu i to skutecznie zatamowało przepływ wody. Podniosłem ręką, proszek wsypał się do bębna.
Skręciłem, działa.
Ale jak ja się wystraszyłem jak zacząłem ruszać tym wężem przy bębnie a nagle coś trzasnęło (klapka zasłaniająca miejsce do wsypywania proszku) :)
Od czasu, kiedy trzymałem w ręku 230V (kabel z odizolowanymi obiema końcówkami) i wymsknął mi się, upadając na metalową ramę czegośtam i zrobiło się po błysku i huku ciemno i głucho zacząłem uważać przy grzebaniu tam, gdzie jest PRĄD :) |