ile razy wracam ze szkoły, rozglądam się po drzewach na sobieskiego, czy ich gałęzie wypuściły już jakieś pąki. no i nareszcie, jakieś w końcu wypatrzyłam.
a jak idę chodnikiem i zauważę jakąś eLkę, a jeszcze jak jedzie nim dodatkowo któryś z 'moich' instruktorów, to szczerze obrzydzenie mnie bierze, że po maturze znów będę musiała narażać się na nieprzyjemności obcowania z nimi.
zaraz czas na koc, herbatę, golf i termometr.
potem lekcje.
potem może uśmiercimy 'comp potato'.
w duszy ciągle coś bardzo, bardzo nie styka. bo wiosny się zachciało!
no, koniec tych dywagacji żałosnych o niczym.
---
wczorajsza tęcza
dzisiejsze zaćmienie [na końcówkę się załapałam] |