13:11 / 19.04.2006 link komentarz (4) |
delikatnie mowiac, alexandra miala mnie za smiecia. mozna sie ze mnie ponabijac, porobic blazna - zywa zabawka, za ktora nie trzeba placic. tak bylo u nas w klasie w jej towarzystwie.(podobnie zreszta traktowano alexandra, ale on zupelnie tego nie widzial i dostarczal tym sposobem mniej radosci. )mialam nadzieje, ze ona w tym projekcie nie wezmie udzialu, ze sie zbuntuje, postawi swojego ojca, itp. ale, niestety, cos sie stalo takiego, ze przyszla do mojego domu. bula wprawdzie tylko 1 dzien na poczatku i 2 dni pod koniec tygodnia.
i wlasnie ostatniego dnia zastalam ja w takiej, a nie innej pozycji pod zlewem. stanelam wiec przy czajniku i spytalam:
- moze herbaty?
- nie, dziekuje.
- mam nadzieje, ze milo spedzilas czas w moich skromnych progach? nie jest to, niestety, palac...
- nie bylo zle. chociaz liczylam na bardziej mistyczne doswiadczenia w tej przestrzeni...
w tym momencie zgrzytnelo. glownym powodem traktowania mnie jak efektownej zabawki bylo moje przekonanie/ z ktorym sie nie krylam/ o istnieniu sfery duchowej czlowieka i mozliwosci osiagniecia duchowego spelnienia przez kazda jednostke. w swiecie takich ludzi jak alexandra sfera duchowa byla abstrakcja, tematem tabu, ktory robil z czlowieka osobe nawiedzona. w zwiazku z niezrozumieniem tematu byl to pretekst do kolejnego obsmiewania mojej osoby i wbijania w zwiazku z tym szpilek przy kazdej nadarzajacej sie sposobnosci. tak sie stalo i tym razem. moglam powiedziec:" no coz, prawdziwi mistycy mieszkali w norach, itd.", ale to tylkoby potwierdzilo wyrobione o mnie zdanie. tylko sie wiec krzywo usmiechnelam, zalalam herbate i wyszlam z kuchni.
|