17:49 / 29.06.2006 link komentarz (3) | za sport.gazeta.pl
W telewizji pokazali
Spróbujmy sobie wyobrazić, że 9 lipca, tuż po końcowym gwizdku finałowego meczu mundialu, kończymy transmisję i miast oglądać dekorację zwycięzców, przenosimy się do studia, gdzie Włodzimierz Szaranowicz wraz z Jackiem Gmochem i Jerzym Engelem debatują nad niuansami taktyki i podsumowują statystyki.
Otóż takie właśnie atrakcje zafundował nam we wtorek w nocy Canal+. Wkrótce po końcowej syrenie wróciliśmy do studia, gdzie czterech zmęczonych panów (była przecież szósta rano): Wojciech Michałowicz, Zenon Telman, Jacek Łączyński i Edward Durda, zaczęło swoje smętne podsumowanie.
Usłyszeliśmy, że zaburzenia cyklu dobowego związane z podróżą do Miami wyeliminowały ze studia piątego muszkietera - pana Jerzego Świątka (jaka szkoda), dowiedzieliśmy się kilku ciekawostek o jachtach właściciela Heat Micky'ego Arisona oraz o karierze Pata Rileya. Tylko interwencji Michałowicza zawdzięczamy, że Edward Durda nie zakończył transmisji przed ogłoszeniem MVP finałów. Czy bał się, że nie zdąży dojechać do domu przed korkami?
Nie usłyszeliśmy rozmów z bohaterami tych finałów. Porywającej mowy Pata Rileya, który wreszcie zdradził, co jest w tajemniczej urnie, która przez play-offy była talizmanem Miami (tysiące karteczek z napisem "15 Strong' symbolizującym jedność i wspólnotę). Nie zobaczyliśmy Shaqa tulącego się na przemian do Dwyane'a Wade'a i swojej żony Shaunie, Alonzo Mourninga pijącego szampana po raz pierwszy od wykrycia choroby nerek, wzruszonego Pata Rileya, płaczącego Udonisa Haslema.
A kiedy Wade całował Puchar NBA - my oglądaliśmy Wojciecha Michałowicza, z dumą pokazującego telewidzom miniaturową replikę tego trofeum, pamiątkę przywiezioną z Miami.
Do tej pory tradycją transmisji NBA na Canal+ było tylko zagłuszanie pomeczowych wypowiedzi zawodników. Wydawało się, że gorzej być nie może. A jednak.
Święte słowa !! |