00:12 / 11.07.2006 link komentarz (1) | Obejrzałam własnie jeden z najpiękniejszych filmów świata: Don Juan de Marco. W kinach był, kiedy ja chodziłam jeszcze do podstawówki. Tytuł był mi dobrze znany, ale nigdy jakos nie zainteresował mnie na tyle, by zorientować sie przynajmniej, kto w nim gra i o co chodzi. I ostatnio, będąc pod wpływem Johnny'ego Deppa (którego od dawna uwazam za bardzo przystojnego, a od niedawna za bardzo, bardzo, bardzo przystojnego i seksownego), zaczęłam śledzic jego filmografie i natrafiłam na tenże tytuł. Zorganizowalam sobie film, obejrzałam przed chwilą i... jestem zauroczona, urzeczona i zahipnotyzowana. Do końca nie jestem pewna, o co tak naprawdę w filmie chodzi. Czy Don Juan naprawdę jest Don Juanem czy po prostu lubi widzieć siebie w takim świetle? To dość ważny szczegół, bo dwa skrajnie różne zakończenia rzucają zupełnie inne światło na sens i przesłanie całości. Tak czy inaczej, film jest niezwykle inteligentny, a zarazem bardzo subtelny i między wierszami ma wiele treści (że aż nie mogę uwierzyć, że nakręcili to Amerykanie!! ;)
Jest to film o własnej interpretacji rzeczywistości, o zaprzestaniu skupiania się wyłącznie na konkretach i detalach (głównie zresztą tych materialnych i namacalnych), lecz o spoglądaniu trochę głębiej i bardziej filozoficznie na świat. Mogę więc powiedzieć, oczywiście, że nazywam się Asia, jestem studentką, mam 22 lata. Ale mogę też powiedzieć o sobie to, co w sobie sama widzę lub chcę widzieć. Dlatego zawsze bronię stanowiska tych, którzy nazywają siebie artystami, a nie mają na swoim koncie zbyt wielu dzieł. Bo kimże jest artysta, jeśli nie człowiekiem wrażliwym, utalentowanym i kochającym tworzyć? To jest dla mnie prawdziwe znaczenie tego słowa. I nie wliczam w to pojęcie ilości sprzedanych książek/obrazów/płyt ani pozytywnych opinii recenzentów. Artystą jest ten, kto się nim czuje. Artysta to nie zawód, to powołanie. Zawodu się uczymy, bycia artystą - nie da się nauczyć. Tak więc Don Juan miał prawo czuć się najlepszym kochankiem świata nawet jeśli w rzeczywistości był prawiczkiem. Ale to, w jaki sposób pojmował kobiece piękno, sprawiało, że drzemał w nim niewyobrażalny potencjał do bycia kochankiem nad kochankami. Zresztą, chyba nie odkryję Ameryki, jesli powiem, że w tych sprawach nie trening czyni mistrza, lecz wyobraźnia i wrodzona wrażliwość. Stąd mozna być idealnym kochankiem i nie być, bo liczy się potencjał. Przynajmniej dla mnie.
Oczywiście, faktyczne 100zł jest lepsze od potencjalnych 100 zł. Ale sfera, niedającej się zbadać w warunkach laboratoryjnych (:-D), rządzi się innymi prawami.
Ech... i znów odzywa się we mnie idealistka, która, swoją drogą, często cierpi na ból istnienia, ponieważ nie dostrzega w nim żadnego metafizycznego sensu ani celu, jeśli w cokolwiek wierzy, to w przypadek i zbieg okoliczności, ma fobię przed śmiercią i skończonością szeroko pojętą, a tak poza tym - żeby było jeszcze sprzeczniej i jeszcze dziwniej - marzy o wszystkim, co romantyczne i piękne, a jednoczesnie - żeby sobie utrudnić sprawę - jest świadoma swojego pop-kulturowego uwarunkowania i wody zrobionej z mózgu za pośrednictwem chociazby telewizji...
Taaak... I weź tu, człowieku, żyj teraz i bądź szcześliwy, kiedy takie myśli po głowie się kołatają...
Dość kołatania. Dobranoc! Zawsze, cholera, z radosnego nastroju popadam w kompletne przygnębienie. To się chyba nazywa psychoza maniakalno-depresyjna? ;-)))
|