10:59 / 18.08.2006 link komentarz (2) | Szczurzy pisk agentów bezpieki jest coraz bardziej przerażający. Ich próby rozmydlenia odpowiedzialności i ukrycia własnych grzechów pod byle kamuflażem roztaczają woń coraz bardziej cuchnącą. Lee zniesmaczyła doszczętnie niedawna próba pośmiertnego wmanipulowania lub zwerbowania w charakterze agenturalnego parawanu niezłomnego za życia Herberta. W ten sposób zeszmacona tajną współpracą michnikowszczyzna chwyta się kolejnej, może już ostatniej deski ratunku.
Na tę okoliczność Lee przypomniał sobie moment kiedy jako absolwent 4 klasy szkoły podstawowej dostał wakacyjną pracę przy sprzątaniu komórki.
Był tam stos opartych o scianę sztachet. Zadaniem Lee było podnieść z tego stosu każdą sztachetę, odkurzyć i przenieść do innego pomieszczenia.
W miare jak stos malał, z różnych jego zakamarów coraz częściej spoglądało na Lee dziesiątki przerażonych ślepi. Coraz więcej migało Lee przed oczami ogonków i fragmentów szarego futerka. Coraz głośniejsze i bardziej nerwowe popiskiwania dobiegały z głębi stosu. Od momentu gdy stos zmalał do połowy gryzonie zaczeły podejmować próby wymknięcia się z pomieszczenia. Na początku Lee tańczył przy takich okazjach jak chasydzki święty, drąc się w niebogłosy, póki dziki zwierz nie uciekł lub nie został rozdeptany. W miarę upływu czasu Lee oswoił się z sytuacją. Schematyczne próby ucieczki zaczynały nudzić Lee więc, je udaremniał jednym uderzeniem łopaty. W końcu Lee stał się profesjonalistą w dziedzinie zabijania gryzoni.
Kiedy na placu boju została już ostatnia sztacheta Lee zdziwił się. Komórka była pusta. Po gryzoniej agenturze nie pozostał ani jeden ślad. Sadząc z wcześniejszych odgłosów kotłowaniny Lee spodziewał się, że komórka jest siedliskiem dziesięciokrotnie większej kolonii niż by na to wskazywała kupka trupków jaką Lee uskładał nieopodal wejścia przez czas swojej pracy.
Zrezygnowany i nieco zawiedziony Lee sięgnął i odwrócił ostatnią sztachetę. Wówczas jego oczom ukazał się cały mysi rój zbity w kołtun i podczepiony po wewnętrznej stronie sztachety.
W pewnym momencie mysia masa wlepiła w Lee nienawistne ślepia, przeraźliwie zapiszczała i skoczyła obsiadając i kąsając jego ubranie.
Pewnie Lee podzieliłby wówczas los Popiela.
Na szczęście znakomita większość gryzoni wykorzystując moment zamieszania rzuciła się w stronę otwartych drzwi i natychmiast rozproszyła po świecie.
|