02:30 / 13.09.2006 link komentarz (2) | Kolejny miesiac, kolejna miesiecznica od kiedy los sie do mnie usmiechnal a moje pracowe zycie zamienilo sie w prywatne nie-bycie, w nie-wiem, w nie-znam, nie-orientuje-sie, tak-zarobiona-jestem.
W weekend urodziny K.
W miescie po raz pierwszy powialo jesienia. Cieply wiatr zabral sie za przygotowania do powitania jesieni. Zaczal od suszenia lisci na drzewach zeby miec z czego ukladac barwne dywany na chodnikach, przeczesal tafle jeziora bialymi grzebieniami i zdmuchnal fontanne byc moze przypadkiem z rozpedu.
Uciekamy z miasta. Do zimy, do wiecznych sniegow gdzie wiatr niewiele moze a czas jakby skuty lodem plynie stokroc wolniej. Nienadgryziony zebem czasu Matterhorn dominuje nad krajobrazem i wkrada sie w kazde zdjecie. Jest defaultowy - czasem jako cien na tle hal, czasem jako cien na oku, na obiektywie.
|