23:51 / 18.08.2000 link komentarz (1) | Po co jechac do Katowic, nie? Po co? Po co miec kase, nie?
Co za hu....
Nastawilam sie na nie, powaznie, nastawilam sie. I szlag mnie dzis trafil. Nie mam kasy, nie mam namiotu. No bo i po co. Nie wiem jak to okreslic. Tak bardzo chcialabym spotkac sie z Mumiskiem, poznac w koncu Modzela i reszte ludzi, a tu
SRAKA.
Jak krowia kupa na drodze.
Kur.. ale jestem wsciekla. I mam oczy na mokrym miejscu. Na przemian chce mi sie czyms rzucac i plakac.
A niech mi ktos potem wyleci ze stwierdzeniem "do wawy nie przyjezdzasz, do katowic tez.." to.. JA ZA SIEBIE NIE RECZE. Ostrzegam. Nie, nie zartuje. I niech ta osoba sie nie boi, to raczej ja siebie skrzywdze. Ze zlosci i bezsilnosci. Piep... wawa, ktorej nie cierpie, a jak bylam to po kiego sie spotkac, nie? Po kiego. Nie udalo sie. No coz, mowi sie trudno. Bylam na koncercie, chcialam to jakos polaczyc, zesralo sie, a nie polaczylo. I myslalam, ze teraz sie uda spotkac, juz zacieralam rece i usmiechalam sie do swiata a tu
NIE MA PIENIEDZY NA POCIAG, OJ NIESTETY NIE MA NAMIOTU.
Bo i po co. Po co sie tak wsciekam? Co mi to da? Wolanie na pustyni.
Dzis dwojka moich Przyjaciol spotyka sie ze soba, nie wiem na ile, przewiduje, ze na weekend. Ciesze sie ich szczesciem, ale nie potrafie nie myslec o swoim _nieszczesciu_ i mnie szlag trafia. Wszyscy wkolo - takie mam wrazenie - bawia sie swietnie. RYCZEC MI SIE CHCE. Nie no zaraz sie rozbecze.. Kurde...
Milosc rozkwita w powietrzu, kwiatki, motylki i to cale pieprzone szczescie. A ja siedze tu sama. Nikt do mnie nie zadzwonil z pytaniem, czy bym sie gdzies nie wybrala. Wyobrazacie sobie? Zadzwonil do mnie moj Przyjaciel, ale szybko musial konczyc. Tak, kazdy gdzies idzie biegnie spieszy sie, a kiedy czlowiek jest zakochany, to tym bardziej. Zreszta to nawet lepiej, bo glos mi sie lamal, czulam to, z ulga odwiesilam sluchawke, bo juz mialam gule w gardle.
Nikt kurfa do mnie nie zadzwonil. Moze nikt nie chce spedzac ze mna czasu? Moze ludzie mnie maja w odbycie? Moze maja mnie dosc? Wiem, ze mozna miec mnie dosc, sama to slyszalam, zreszta czuje to. Moge niby robic co chce. Mam otwarte okno na osciez, nikt mi nie zakaze wyjsc na dach, nikt mi nic nie zakaze. Moge prowizorycznie robic, co mi sie zywnie podoba. Moge skakac, wariowac, isc na piwo. Wiem, gdzie moge spotkac stala brygade moich znajomych. To sa ludzie, do ktorych nie trzeba dzwonic i ktorzy nie dzwonia do ciebie wczesniej. Oni po prostu sa w ustalony dzien o ustalonej godzinie w ustalonym miejscu. Miejscach. Ale nikt mi nie kaze tam isc. Bede smiala sie (?!,0), pila piwo, noc zlapie mnie o 2:34 nad kuflem gawedzaca z X, Y albo Z'etem o sprawach mniej lub bardziej przyziemnych.
Tu nie o to do cholery chodzi.
-+=CDN=+- |