22:17 / 27.04.2007 link komentarz (5) | Nieco ponad rok. Frekwencja mi spada, bo im bardziej zapełnia mi się życie, tym mniej chce mi się o nim pisać.
No ale nic. W przyjętej cezurze czasowej nastąpiło kilka zasadniczych zmian. Wróciłam na ojczyzny łono. Wyszłam za mąż za kolegę z nloga. Kupiliśmy sobie, tak, tak, łóżko, pralkę, lodówkę (przecudnej urody i funkcjonalną, a jakże). Odbyliśmy nawet kilka ekscytujących wojaży. Zapełniliśmy nasze marne 36 metrów meblami o tyle ładnymi, co tanimi, psem z trzema łapami oraz kotem, który pamięta nloga z czasów naszej nadaktywności. Zdążył, nota bene, w ostatnich miesiącach zgubić mniej więcej połowę swej pokaźnej niegdyś tuszy. Jest świetnie - praca, studia, samodoskonalenie, perspektywy.
Tylko jakoś nagle przelał się przez palce czas na tak zwane wąchanie kwiatków. Zastanawiam się - o ile mam na to akurat chwilę czasu - czy tak ma już być. Czy przychodzi taki moment, kiedy będzie można powiedzieć sobie z czystym sumieniem: "mam to, o co mi chodziło" i spocząć na laurach. W której dokładnie chwili czuje się spełnienie. Mieszkanie duże i wygodne, ładne dzieciaki, satysfakcjonująca i dobrze płatna praca? Potrzeba chyba świadomego wyboru, żeby powiedzieć sobie stop. A może, jeśli już ktoś miewa takie przemyślenia to oznacza, że zabrnął na ścieżkę bez odwrotu i zawsze zostanie jakiś niedosyt? Mam to, co jeszcze niedawno wydawało mi się szczytem marzeń. I tylko z rzadka zdarzają mi się momenty, kiedy dziękuję losowi za to, że właściwie trafiło mi się, jak ślepej kurze ziarno. Szczęście, na konsumpcję którego nie ma nagle czasu. Tak to się chyba toczy. |