18:48 / 07.05.2007 link komentarz (5) |
Wczoraj pranie, uczu uczu, wieczorem jakiś zły humor, więc nie dość, że z moją trójką współlokatorów codziennie siadamy przy kuchennym stole, rozmawiamy, pijemy i jemy i widzimy się non stop, postanowiliśmy wybrać się na piwo, żeby nie było jak zawsze (czyli ktoś idzie do Alberta i znowu siedzimy w kuchni). Kierunek Bednarska. Szybko, bezboleśnie. Później mi z Dorotką wkręciła się opcja na jeszcze więcej i na szaleństwa na parkiecie. A akurat zadzwonił I. pytając się czy już jestem w Warszawie, więc się umówiliśmy. Najpierw klub dziennikarza, który zamknęli o 24, bo nikogo prawie nie było. I. przyszedł z kolegą, żeby Dorotka nie była osamotniona, czyli ogólnie wypad pt. porozumienie polsko-senegalskie. Skończyliśmy w Lemonie (boże, jak ja nie lubię tego klubu, ale blisko mamy do domu, uwielbiam jak laska w wc opowiada mi swój cały życiorys) i szalałyśmy do 3:30. Rozmowy z I., który już lepiej włada językiem polskim. Dzisiaj zaproszenie na kolację, z którego niestety nie skorzystam, bo nie. Ustawka na środę. I. chce ze mną być. Tylko pytanie, czy ja chcę?
Jutro grill na kampusie SGGW, który organizuje koleżanka z liceum. Weź znajomych i przyjdź.
|