01:53 / 14.12.2001 link komentarz (1) | Jose Rodriguez Montoya znów spotkał tę kobietę. Spotkał ją w parku, jak zwykle w parku. Jose wpadał tam nieregularnie, wiedząc, mając nadzieję, że zawsze ją spotka. Przypuszczał nawet, że kobieta przychodzi do tego parku służbowo, choć nic nie wskazywało, że była tutajeszym pracownikiem. Kobieta nie pasowała do parku tak mocno, jak Jose nie pasował do niej. A nie było tajemnicą, że Jose do parku pasował jak nikt.
Była czarnowłosą, piękną kobietą, kobietą rytualnie elegancką, tą świetną elegancją, która musiałaby kosztować wiele miesięcy pracy Jose. Zgrabna, z dużymi, znacznymi piersiami, akurat takimi, jakie Jose lubił najbardziej. I nogi, Jose od razu zwrócił uwagę na nogi, bo na nogi zwracał uwagę natychmiast. Miała szczupłe, niewiarygodnie szczupłe pęciny.
Niedostępna nie tylko dla Jose, niedostępna dla zdecydowanej większości mężczyzn z Kadyksu. Ale Jose lubił się z nią spotykać, albo precyzyjniej - Jose uwielbiał się o nią spotykać w parku. Jose nigdy nie podszedłby do niej, gdyby nie to, że właśnie teraz ona podeszła do niego. Zapytała: - Panie Jose, dlaczego pan się tak cały czas na mnie patrzy?
Jose lekko zadrżał, lekko się speszył, ale odpowiedział całym zdaniem i dość szybko, jak na to zaskakujące pytanie: - Patrzę się na Panią, patrzę i najpierw w tym patrzeniu była Pani niedostępna, wręcz nieosiągalna, pomnikiem Pani była, potem zmieniła się Pani w kobietę piękną i żywą, jeszcze dwa patrzenia i zobaczyłem w Pani postawie, w układzie nóg, gdy siedzi Pani na ławce, w ruchach dłoni, w głowy ułożeniu, zobaczyłem Pani niepewność, niedawne ciepło i potrzebę bliskości z kimkolwiek; jeszcze kilka zapatrzeń i w moich oczach widziałem, zobaczyłem wciąż dziewczynkę, proszę Pani. A dziś, a dziś po tylu moich na Panią patrzeniach, Pani mnie sobie oswoiła. I dlatego patrzę.
. |