15:02 / 08.02.2008 link komentarz (8) | W przeciwieństwie do X miesięcy poprzednich, zupełny brak przeczucia. Ot: porzygałam się - pewnie po chinolu. Krew mi z nosa leci radosną kaskadą, zalewam się na przystanku i myślę, że to taka aura słaba, sesja, dużo kawy, mało snu. Nogi mi spuchły, czuję się jak ludzik Michelin i dalej zero kumacji. Wchodzę do domu po wypadzie do BCN i nie mogę spać, bo mi wszystko jebie fajkami. O zgrozo. Zasnąwszy jednak, budzę się rano i palec boży: strąciłam se na łeb niewykorzystany test ciążowy. Wspominałam, dziwna jestem i zawsze takowy posiadam w zanadrzu, coby się bezpodstawnie nie stresować. No i cóż, tym razem nie pocieszył mnie jak zwykle.
Czy teraz jest już taki moment, że powinnam wpierdalać ogórki z bitą śmietaną? Pochylać się z rozrzewnieniem nad ciupcimi bucikami na wystawie? Trzymać się za nieistniejący póki co bebzol, puszczać mu Mozarta na podwyższenie IQ i w ogóle z dumą oznajmiać wszem i wobec radosną nowinę? No więc, jeśli odpowiedź na któreś z tych pytań brzmi 'tak', to u mnie sprawa przechodzi nietypowo. Głównie chce mi się palić, w drugiej kolejności wychylić zimne piwko, a w trzeciej znowu palić. Włażę na te fora i inne matczyne portale i napawają mnie lekkim niesmakiem. Z chaotycznego wiru wiadomości dowiedziałam się, że: jak wypiję Karmi, to mi się niedorozwinięty dzieciak potem urodzi. Kota należy eksmitować (czyli: jest jakaś korzyść!). Cytrusy tak, ale broń cię Boże! Podobnie zresztą maliny: owszem, ale absolutnie. Sushi nie. Kawa i herbata też nie. Zielona i czerwona to w ogóle pod żadnym pozorem. I tak dalej i tak dalej. Ochujeć przeca idzie. Nie wiadomo co wolno, a jak już coś wolno, to raczej nie. Nic tylko się położyć, najlepiej z dala od lapa i mikrofali, nie oddychać (bo powietrze jest be), nie myć się (mydło to sama chemia), wpieprzać tylko nienawożoną marchew własnej hodowli i medytować. Nie za długo, żeby się nie zmęczyć.
No i te kobity na forach. Wszystkie się tak cieszą i martwią i ogólnie, jak dla mnie, to są trochę poryte w beret. Chyba jestem wyrodna, bo póki co, nasuwa mi się raczej 'zygota', aniżeli 'fasolka'. Jedna moja znajoma publikuje gdzie bądź zachwycające zdjęcia zielonkawych, rzadkich odchodów swego pierworodnego. To słodkie podobno /YGH/.
No. I tak to wygląda. |