2lazy2die // odwiedzony 573305 razy // [xtc_warp szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (1313 sztuk)
03:44 / 17.12.2001
link
komentarz (1)
To był ten dzień, kiedy znów wstały 2SłońcaNadKadyksem. Dzień zaczął się niezwykle, no bo wstały te słońca Jose Rodriguez Montoya otrzepał z siebie poranną śmierć. Palcami przyczesał włosy i wydłubał gluty z oczu. Kaszlał. To był ten codzienny, poranny kaszel, który męczył Jose od lat. Delikatnie by nie obudzić Julii rozsunął zasłony. Tak, pomyslał, tak to dzień warty zmartwychwstania. Więc już świadomie wstał. I wszyszedł do parku wiedziony nadzieją, że spotka tam kobietę, tę samą kobietę, którą zawsze spotykał w parku. Już wiedział, już mu powiedział Enrique Pedro Biteros de Robin, z ojca francuskiego arystokraty, kierownik pobliskiego sklepu spożywczego, juz mu powiedział Enrique, że czarna kobieta ma na imię Blanca. Jose wydało się to imię trochę zbyt banalne jak na jej zewnętrzną czerń, ale nie narzekał na głos. Więc poszedł Jose do parku. Ale do niego nie wszedł, nawet nie bardzo miał siłę wejść, bo Blanca kołysząc się na swoich cudnych nogach, na wysokich obcasach, Blanka kołysząc delikatnie, porannie, ale kontrolując kołysanie piersiami, Blanca wychodziła z parku. Jose stanął osłupiony, bo chciał na nią czekać, bo chciał oglądać zbliżanie się, a został zastany w zbliżaniu się. Blanca wychodząc z parku nie zauważyła Jose. Szła pięknie, szła w tempie, szła zwiewnie. Tylko jak mijała Jose wysunęła mały palec i jak mijała Jose dotknęła tym małym palcem jego ramienia. Dotknęła świadomie, tę świadomość było czuć, było widać w każdym jej kroku. Jose nie śmiał się nawet obrócic, nie mówiąc o jakimkolwiek szepcie, jakielkolwiek reakcji. Mineła pewno minuta, minęła na pewno minuta. Jose Rodriguez Montoya zawrócił i cichutko powiedział, a może raczej zauważył na głos: - Ona, Blanca, ona zdjęła obrączkę.



.