14:37 / 18.05.2008 link komentarz (6) |
Kurcze takiego weekendu to dawno nie bylo:)
Ale od poczatku:)
Piatek
Pracy nie bede komentowac bo dostaje na sama mysl bialej goraczki, spazmow i nie wiadomo czego jeszcze.
Po pracy przyjechalismy z J. do mnie i wzielismy auto bo mielismy jechac do Katowic Dabrowki po moje buty.
Co ja przeszlam z tymi butami to bajka. Upatrzylam sobie w ccc z clary Barson, nic specjalnego ani to skora ani firma jakas wiecie porzadna, ale sliczne i tanie 69 zl. Wiec ja oczywiscie od razu zapalalam do nich ogromna miloscia. Niestety ogien mojej milosci na nic sie zdal gdy sie okazalo ze w zadnym z 5 w moim miescie i 2 w sasiednim miescie sklepach ccc rozlokowanych w roznych centrach handlowych badz wolno stojacych nie bylo mojego rozmiaru. Zdesperowana poszukalam na necie znalazlam nr modelu i obdzwonilam wszytskie ccc w katowicach, chryste w ostatnim 12tym znalazlam i Pani mi odlozyla. Wiec ja cala hapy wsiadam z J. do auta i jedziemy. Niestety okazalo sie ze sa dobre ale troche cisna. Wiec wzielam 69 zl to nie majatek w koncu, pojde do szewca niech mi na swoim kowadle to troche ponaciaga i moze spasuja:) A jak nie to coz postawie na polce i bede podziwiac:) Ewentualnie utne sobie kawalek stopy:P
Buty to nic, jadac do J. po cos tam po drodze do domu przed wyprawa po buty zaczelo nam sie palic auto. Moje auto. Moje auto tydzien po przegladzie. Dym smrod czarna szyba, ojej silnik od wycieraczek sie spalil. Myslalam ze zwymiotuje od tego smrodu. J. w swoim garazu rozebral mojego gruchota powyciagal te czesci i pojechalismy bez wycieraczki. Zeby nie bylo, oczywiscie ze nas "zaskoczyl" ulewny deszcz na autostradzie:)
Sobota
Pojechalam z rodzicami i ciocia i kuzynem, ktorzy przyjechali do nas na weekend, na wycieczke. Wiecie na taka gorke mielismy wejsc:) U Pepikow oczywiscie bo moi rodzice kochaja jezdzic do Czech. Wiec tak. Kawalek sie podjezdza takim buskiem zeby potem asfaltowa trasa wejsc na szczyt gdzie jest jakas tam wieza telewizyjna czy radiowa. Weszlismy zeszlismy do tej bazy wypadowej gdzie nas przywiozl busik i teraz mamy zejsc do auta. Moglismy zejsc "piekna malownicza dolinka wzdluz potoczka" (cytat z moich rodzicow ktorzy juz ta sciezka sobie szli latem zeszlego roku) lub zjechac busem. My oczywiscie skoro juz do natury to schodzimy szlakiem. Spokojny spacerek wzdluz potoczka zamienil sie w survival majacy na celu chwytanie sie wszytskiego byleby tylko nie wpasc do rwacego potoku. Na dzien dobry wpadlismy w naszych podwinietych od goraca (bo piekny cieply dzien byl) i adidaskach, w snieg po kolana. Pieknie, lod w skarpetkach wszedzie bloto i bajoro bo snieg sie topic zaczal i caly las "plynal". To nic, juz przemoczeniu ubabrani idziemy dalej a tu ulewa, a tu trzeba 2 h isc w dol po sliskich kamieniach i klodach na stromych zboczach caly czas uwazajac by nie wpasc do tego rwacego potoku. Polowe sciezki zalala potok wiec trzeba bylo kombinowac skakac czolgac sie i ogolnie. Runelam w dol 2 razy bo szlam na przedzie. Mam troszke poszarpane do krwi rany na palcach u dloni raz chwycilam sie w ostatniej chwili drzewa z ktorego kory wystawaly tylko takie szpiczaste pozostalosci po galazkach i zawislam tak na nim z tymi kolcami wbitymi w dlon. Nom kochani cud miod i orzeszki:) Ogolnie bilans jest taki- troche tych ran na dloniach, adidasy do wyrzucenia, wiec nie mam w czym isc na fitness we wtorek ale za to jak mnie pupa uda i lydki bola to bajka. Bo zadnym fitnessie nigdy tak nie bolaly:)
Jestem zadowolona:)
Cudowny weekend:)
Buziole:*
|