[Rozmiar: 29777 bajtów]
2008.07.04 00:04:21 link komentarz (0)


Matury, poza egzaminem na prawo jazdy, potrafią Cię stresem przeżreć na pół, zrobić z Ciebie cień człowieka, jednak każdy mimo łez, uśmiechów i nerwów - zdał i wystarczy.

Dzień po zakończeniu, kiedy każdy zrzucił galowe szmatki, w trójkę rzuciliśmy się po portfelach, pieniądze rzuciliśmy na ladę, rzuciłem słownie dwa razy pół litra Żurawinówki...

Żurawinówka - Wódka smakowa
Zawartość alkoholu: 40 %
Pojemność: 0,5 l
Pierwszy taki trunek powstały na bazie soku ze świeżych owoców żurawiny. Jego niepowtarzalną cechą jest wyjatkowy orzeźwiający smak. Żurawinówka - doskonała na każdą okazję. Na czas tej notki i następnych, okaże się klasykiem.

...i przeszliśmy rzut kamieniem na ławkę. Opcja osiedlowa, plastikowe kubki, sok Caprio i nieustające toasty, a na ławce Kania, Jutka i Ewunia. Wódka tego dnia nie była wódka, kto ją tam czuł, okazja łagodziła każdą mocniejszą miarkę. Zachciało się Nam więcej, Ewunia Nas opuściła, jednak dołączył smukła butelka Wiśniówki. Wesołym alkoholowym trójkątem ruszamy do mnie na klatkę, ale, skoro już byliśmy, to musiałem ale to musiałem POCHWALIĆ się moim kabanosami. Zrobiły furorę. Kania Nam lekko odpływała, trzeba było ją odratować, odholowana do domku. Kabanosy były jednak takim afrodyzjakiem, że dalsza impreza bez nich nie miała sensu i mimo bezszelestnej akcji wytoczył się różowy szlafrok, kilka słów, i szlafrok próbuję przestawić, trochę się opierał, ale uległ. Kroczek po kroczku odstawiam Jutkę pod klatkę, w międzyczasie zrywamy sznurki.

I o ile w dniu pierwszym, było kameralnie, to drugi dzień porywa Nas w wir clubbingu.

Ja i Groszek, duet chłopaszków, z wybrzeża zasłyszanych z pochłaniania litrów piwa w trybie ekspres, jak i seryjnych złodziei materacy i zabrudzaniu plaży. Dwójka przyjaciół od puszki i butelki, artd familia. Ta sama ławka - ta sama wódka. Kierunek miasto, tym razem całe nasze, jazda bez celu na farta, na bani, na-stukani. Jeśli chodzi o Nas to wódki, NIGDY dość, zapraszamy kolejną przyjaciółkę, drugie pół Żurawiny ciśniętej przez spirytusowe sitko na 36%.

Najpierw Tymek, gadka, zapoznawcze i nie wiedzieć jak i o której - Opium. Opium okazuje się mierne, i poza kilkoma lufami nie gwarantowało tego czego szukaliśmy, Groszek uparcie dążył do Czekolady.

Czekolada - wtopiona w bramę, szpanersko oszklona dyskoteka z gracją. Kilka stopni dzieli zimny chodnik, od rozgrzanego wnętrza, po lewo szatniarze czekają na to czym broniłeś się przed chłodem, wysuszą Twoją kieszeń z drobnych. Po prawo regały stolików i schody niosące decybele i melodie. Sam parkiet mały, z centralizowaną konsolą, z wylewicowanym kiblem i zprawicowanym barem. Wszystko na ciemno jak gorzka czekolada.

Bramka puszcza Nas za uścisk dłoni, królowie procentów, parobkowie baru - piwo prosimy, jednak Czekolada okazała się za słodka. Ze mnie osobiście schodzi powietrze, połówka wódki jednak poturbowała mną dość sążnie, piwo mnie rozleniwiło, nie widzę kobiet, nie słucham muzyki, chcę spać.

Dzień numer trzy, poranek jak każdy, od dwóch dni niemożliwie trudny, na żółtym zegarku w szkiełku odbija się dwunastka w towarzystwie dwóch zer. Obiad, kąpiel. Upał, ja i Nielat już o 16:00 ruszamy na Plac Wolności, co za nietypowy melanż, dopiero poznamy te twarze z różnych stron Polski, za dwie godzinki wszyscy poznamy się lepiej w sklepie, za cztery będziemy już znajomymi, za sześć godzin ziomkami. Całym piętnasto-osobowym składem czekamy na autobus, na kwaterkę Tymka, bagaże torby i upał. Tymek miał jednak sporo cienia na działce, torebki były już dużo cięższe, trudno powiedzieć firewater było na początek, ale ruszyliśmy ostro.
Ja, ja człowiek, który przywykł do imprez zlanych wódką, prochami i potem clubbingowych tancorów, uśpiłem zmysły w rapowych dźwiękach i kubkach pełnych wódki.
Ludzie, jak najbardziej spoko, Nielata rekacja na Little do dziś poprawia mi humor, a człowiek nie jest taki żeby z Wrocławiem i Warszawą nie wypił 5 litrów wódki, Łódź wita, nie ważne kogo, ważne czym, częstujcie się, jesteśmy tutaj cały rok.
Koncert, raczej miazga, choć repertuar był mi obcy, to wykrzyczałem się na paru kawałkach.
Koncert zakończył się hucznymi oklaskami, trawka pozostawia niesmak, plus prucie gęby z rozdyganymi murzyńcami, powoduje kapcia. Kapcia zapijam piwem i myślami jestem już przy wódeczce i kurczaczku. W wąskiej ekipie spotykamy się na kanapach i kończymy chlanie. W porannym programie muzycznym wybiła szósta, zabieram Nieletniego i na 4 przesiadki jesteśmy w domu, raczej mało rozmawiamy, na pewno Piotrek wspomniał... 6 litrów na 9 osób, tutaj nie ma przypadku.

Karolince, Jutce, Ewie, Groszkowi, Nielatowi, Tymkowi.


'...wypiliśmy takie ilości, że będąc szczerym, powinni zrobić o Nas program na Discovery...' - Peerzet.




Archiwum