17:00 / 02.02.2009 link komentarz (1) | nie nadaję się do tego biznesu. wiarę, że cokolwiek da się załatwić z obcokrajowcami na zasadzie wzajemnego zrozumienia i bez narzucania drugiej stronie własnego widzimisię mogę spokojnie schować do kartonu i wrzucić do piwnicy, najlepiej cudzej: nową kopię wadliwego pliku z tłumaczeniem mam odesłać teraz natychmiast bezzwłocznie megapilne ogłaszam alarm dla miasta warszawy (i chuj, że ma prawo mnie nie być cały dzień w domu - co to kurwa obchodzi jakąś babę po drugiej stronie europy), ale za to na odpowiedź na własne pytania techniczne (również dotyczące tłumaczeń i mające wpłynąć na ich jakość) mogę spokojnie czekać ponad tydzień (czyli od czasu wysłania wadliwego pliku...). dobrze, że chociaż polskie biuro zaproponowało sensowne stawki, bo inaczej dawno bym już tym jebnął. |