12:09 / 09.08.2009 link komentarz (3) | Wczorajsza refleksja nie wzięła się z powietrza. Pewna sytuacja sprawiła, że po raz kolejny uświadomiłem sobie, że mam problem. Od kilku tygodni chodzi mi po głowie motyw umówienia się z pewną koleżanką. Nie jest to dla mnie taka zwykła koleżanka. W liceum przez dwa lata się w niej kochałem (bo chyba tak można to nazwać), na dodatek trzy razy (:P) dostałem od niej kosza..
W ciągu ostatnich kilku lat prawie się nie widywaliśmy. Tylko raz na jakiś czas przy okazji jakiejś imprezy. Spotkań face-to-face nie było wcale. Jakkolwiek, niedawno postanowiłem odnowić z nią kontakt. Nie wiem, czy to miało sens, ale zrobiłem to. Myślałem o niej coraz częściej, zaczęło mi się robić w głowie kłębowisko i w końcu się do niej odezwałem. Po wielu miesiącach (może nawet roku albo więcej?) bez żadnego kontaktu. Wyszedłem z pomysłem spotkania, a potem.. zwyczajnie speniałem.
Tak, po prostu boję się z nią umówić. Już dwa razy, w odstępie dwóch tygodni, próbowałem ukonkretnić sprawę spotkania, napisać do niej. Za każdym razem skończyło się tylko na straconym czasie z telefonem w ręce. Boję się ewentualnego spotkania. W pewnym sensie boję się jej samej. Boję się kobiet. Oczywiście nie całkowicie i nie wszystkich. Boję się ich w pewnym aspekcie, tym damsko-męskim. Mam z tym ewidentnie jakiś problem. Ogólnie mam fobię społeczną, ale w tych sprawach ona jest dodatkowo spotęgowana. I efekt jest taki, że dzisiaj - zamiast gdzieś wyjść - ponownie siedzę w mieszkaniu. Nic fajnego.
|