balsam // odwiedzony 174591 razy // [p_s_d szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (4294967295 sztuk)
01:58 / 23.09.2009
link
komentarz (20)
o 23:18 rozpoczęła się jesień. a może o 23:16 albo 20,nieważne. to jej pierwsza noc w mieście stu mostów i w każdym innym pod tym grafitowym niebem. jeszcze nie zacina deszczem,nie wieje zimnym wiatrem,nie wypędza wędrownych ptaków i nie przegania martwych liści po pustych ulicach. na razie przysiadła cichutko na dziurawych chodnikach,na pustych ławkach i na przydrożnych latarniach,popijając ciepłą herbatę z ulubionego kubka.
ta pierwsza noc to dobra pora,żeby zacząć wszystko od nowa,pomyślałam. to dobra noc,żeby powiedzieć komuś,że nic się nie stało i że wszystko jest w porządku,a mówiąc to,wcale nie kłamać. pierwsza noc zawsze przyprawia o ten przyjemny ucisk w żołądku jak w szybko jadącej windzie albo na huśtawce. jest trochę jak pierwszy pocałunek,choć taki zdarza się tylko raz w życiu. to dobra noc,żeby wyjechać gdzieś daleko i zacząć od początku,pomyślałam. przecież już siedzę w samochodzie,a na desce rozdzielczej coraz szybciej odbijają się światła kolejnych latarni. wystarczy docisnąć gaz,przekroczyć kolejne skrzyżowanie i kolejny most i - nie zastanawiając się zbyt długo - po prostu zniknąć tak,żeby nawet Malanowski & Partnerzy nie mieli bladego pojęcia,gdzie jestem. kurcze,nie wzięłam ładowarki do telefonu,pomyślałam. choć w sumie,stojąc na czerwonym świetle,mogłabym otworzyć okno i wyrzucić przez nie telefon tak,żeby z impetem roztrzaskał się o czarny asfalt. ładowarka przestałaby być potrzebna. mogłabym jechać przed siebie,mijając nocne ulice pełne zabłąkanych klubowiczów na chodnikach w śródmieściu,którzy mają problem z obraniem prawidłowego azymutu do własnego łóżka,i te kompletnie puste gdzieś na przedmieściach. mogłabym skręcić w lewo albo w prawo w jedną z przypadkowych,bocznych i prawie pustych ulic i cierpliwie czekać,dokąd mnie zaprowadzi - miałabym przecież czas i wybór. ludzie w swoich domach już dawno by spali,chociaż miasto tak naprawdę nie śpi nigdy. minęłabym nocny autobus i parking centrum handlowego,na którym kilku małolatków zwykle ćwiczy o tej porze drifty. w głośnikach leciałby zmysłowy i trochę melancholijny saksofon,a ja powoli opuszczałabym już bardzo senne ulice zalane pomarańczowym nocnym światłem. z każdym kilometrem byłabym coraz spokojniejsza,chociaż tak naprawdę trochę stremowana jak przed pierwszym pocałunkiem. jechałabym pustą drogą mijając kolejne zielone tablice z nazwami miejsc,które od dawna już śpią i tylko czasem oślepiałaby mnie para reflektorów z naprzeciwka. droga byłaby prosta i pusta,byłaby jedną z tych dróg przez ciemne lasy,gładkie pola i wyludnione nocą miasteczka. pewnie w końcu poczułabym zmęczenie i ból w karku,więc rozejrzałabym się za jakąś stacją benzynową,wszystko jedno jaką. czerwono-białą,żółto-czerwoną,zielono-żółtą,a może pomarańczowo-granatową,nieważne. wysiadając,przeciągnęłabym się leniwie i chwilę później poprosiła zaspanego chłopaczka w firmowym uniformie,który dorabia na tej stacji na nowy rower albo samochód,o paczkę papierosów,gumę do żucia,butelkę wody i tę obrzydliwą lurę,która obok zapiekanki i hot-doga figuruje w menu każdej stacji jako kawa. pijąc ją,byłabym nawet w stanie uwierzyć,że naprawdę stawia na nogi. przeciągnęłabym się raz jeszcze,położyła dłoń na obolałym karku odchylając głowę do tyłu i spojrzałabym na andromedę albo mały wóz - ten sam,na który może akurat ty też patrzysz paląc papierosa na balkonie,bo nie możesz zasnąć. dopijając obrzydliwą lurę w papierowym kubku,wskoczyłabym z powrotem do auta i ruszyła w dalszą drogę,a w głośnikach wciąż leciałby ten słodki i melancholijny saksofon. jechałabym długo,nucąc pod nosem jakąś piosenkę,którą kiedyś bardzo lubiłam,o której już dawno temu zapomniałam i która dopiero teraz przypomniała o sobie. albo tego gównianego songa,którego usłyszałam dziś rano w radio. nie wiem czemu,ale im bardziej gówniany song,tym łatwiej zapamiętuję jego tekst - pomyślałabym i uśmiechnęła się nieco zawstydzona faktem,że naprawdę znam cały tekst na pamięć. nucąc,otworzyłabym okno,żeby mieć gdzie strzepywać popiół z papierosa i poczułabym przyjemny chłód tej pierwszej jesiennej nocy. być może położyłabym atlas samochodowy na kolanach i wyrywała z niego po jednej kartce,zwijając każdą z nich w kulkę i wyrzucając przez to samo okno,jakbym zaznaczała ścieżkę. w końcu po co mi atlas,skoro i tak nie wiem,gdzie jest cel. oczywiście byłoby mi trochę przykro - kiedy byłam mała i nie wiedziałam,co zrobić z papierkiem po cukierku albo zużytą gumą do żucia,mama mówiła,żebym wyrzuciła je przez okno,a ja myślałam,że jest coś smutnego w takich wyrzuconych na środek jakiejś obcej drogi przedmiotach. strasznie to głupie,wiem. po drodze mogłabym wymyślić sobie zupełnie nowe imię i całkiem nową historię,miałabym na to dużo czasu. powtarzałabym ją szeptem wiele razy dopracowując szczegóły,które uwiarygodniłyby ją do tego stopnia,że sama mogłabym uwierzyć,że wcale nie jest zmyślona.
rano stanęłabym na jakiejś mniej lub bardziej obcej ulicy jakiegoś mniej lub bardziej obcego miasta. byłabym nieco zmęczona,oczy miałabym bardziej podkrążone niż zwykle. stałabym tak z papierowym kubkiem kawy z jakiegoś tam maka i paliła papierosa,zaciągając się nim głęboko,jakby był to najlepszy papieros,jakiego w życiu paliłam,uśmiechając się przy tym pod nosem. byłabym spokojna jak jeszcze nigdy. nikt z mijających mnie ludzi nie wiedziałby,przed czym właśnie uciekłam. nikt nie wiedziałby nawet,że w ogóle uciekłam. gdyby ktoś spytał,opowiedziałabym mu swoją całkiem nową historię,w której nazwałabym się poszukiwaczem albo podróżnikiem,a nie uciekinierem. byłabym pełna optymizmu i nadziei,bo tacy przecież są ludzie,którzy zaczynają wszystko od nowa. pierwszego dnia jesieni czułabym przyjemny ucisk w żołądku jak przed pierwszym pocałunkiem i byłabym szczęśliwa jak nigdy,pomyślałam. i wróciłam do domu,bo stchórzyłam jak zawsze.

Nieve And Cook - Blackbird