jesien zaczyna mi przeszkadzac. jestem czlowiekiem czujacym duza jednosc z przyroda, czy zeby powiedziec precyzyjniej bardzo z nia zwiazanym, (jeju jak to dziwnie brzmi), i zwykle w okolicach wlasnie listopada lub nawet jeszcze wczesniej pojawia sie pewien dysonans i konflikt wewnetrzno-zewnetrzny (^^), bo to co na zewnatrz widze jest zupelnie przeciwne do tego co czuje w srodku, no i czuje sie wtedy tak strasznie niespojny, bo ja mam ochote biegac i usmiechac sie do slonca odbijajacego sie w tafli wody, a moge co najwyzej usmiechac sie do ksiezyca odbijajacego sie w kaluzy. wiesz, to nie to samo, to takie uczucie jak skrzypiaca po tablicy kreda.