budząc się w niedzielny poranek w hotelowym łóżku, przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, w jakim mieście tak właściwie jesteśmy. osiem dni, sześć łóżek, pięć miast. w każdym budziłam się równie szczęśliwa.
kiedy wracałam późnym wieczorem do najbardziej naszego łóżka, pod koła samochodu rzucił mi się kot. widziałam tylko jego sylwetkę zeskakującą z chodnika prosto pod auto. gdy w lusterku zobaczyłam martwe włochate ciałko kota-samobójcy, rozpłakałam się. to pierwsze zwierzę, jakie kiedykolwiek przejechałam.
jak bardzo nieszczęśliwym kotem trzeba być, żeby popełnić samobójstwo? w dodatku w ten sposób?!