21:09 / 31.03.2002 link komentarz (0) | Przyszedl kolejny taki raz, kiedy musze zadecydowac, jaka jestem osoba i trzymac sie tego przez jakis czas. Nie lubie takich decyzji; poprzednio po prostu poszlam na latwizne i zrobilam to, na co mialam ochote. A teraz...teraz mysle o slowach "Hedonism": "Just because it feels good it doesn't make it right..". Chyba wyolbrzymiam problem. Tak naprawde to nie ma miedzy nami nic. Prawie nic. Ale przeciez wiem, co czuje, a C. spytal sie mnie wczoraj wieczorem i sklamalam. Powiedzialam mu, ze tamten przeszedl. C. usmiechnal sie na to i stwierdzil, ze przynioslo mu to stwierdzenie ulge.
Z drugiej strony...ja nie oczekuje zadnych zapewnien od nikogo, wiec nie ma nic, co i mnie by do takowych obligowalo. Co powiedzialam C. na temat S.? Powiedzialam mu, zeby sie na nikogo nie ogladal, zeby bral, jak daja. Powiedzialam, ze najwazniejsze jest, zeby jemu bylo dobrze. Nie wyskoczylam z "a jaaaa??", nie pomyslalam nawet o naszych wspolnych planach. Chcialam dobrze...on wzial to opacznie. Nie ma prawa obrazac sie o to, co czuje. Ile mozna czekac, zastanawiac sie, wazyc, zmieniac wszystko dla dwoch miesiecy? Zawsze bylam w tych sprawach zbyt dumna, nie prosilam, nie patrzylam za nim, kiedy odchodzil, nie dzwonilam pierwsza...moj blad? Tak mnie uczyla Mama, tak mi zostalo. Trace przez to czasami. Nie umiem sie bic, a juz na pewno nie o czyjes zainteresowanie. |