Co za dzień! Najpierw zajebiście udany mecz i angol, potem przerwa i wypad na matmy i polaki. Matmy zwałowe. Z polskich uciekłem. Pojechałem z Obcym na miasto. Pobujaliśmy się trochę, było nudno, ale nie nudniej niż na polskim.
Potem powrót, mail i dzikość serca :,0) Jakieś trzy godziny robienia wszystkiego i niczego, szalone akcje bez żadnego efektu, w końcu najprostrze rozwiązanie. Esemesik. Poszło. I już. Potem milion pompek i brzuszków, tak mnie mięśnie bolą, że nic innego nie odbieram. Dziś się nie uczę. Wystarczająco wyczerpujące było układanie sobie życia. Czas na Star Trek. Odlot do XXIV wieku.
|