bali // odwiedzony 36564 razy // [nlog_pierwszy_vain szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (152 sztuk)
19:28 / 04.05.2002
link
komentarz (3)
w głośnikach Tede - Witaj W Domu, no jakoś wróciłem, wyjazd wogóle to był chaos total, jakieś fatum nad nami ciążyło. relacja z tej wycieczki będzie też chaotyczn bo nie pamiętam jak to było wszystko pokolei. dobra, wujechałem tydzień temu w sobote, jade jade, nagle telefon, suchy dzwoni, siema, obejrzyj sie za sibie, ja patrze a tu cała familia mojego ziomka, fajny zbieg okolyczności, dojechałem na miejsce po północy jakoś, zmataczony zapadłem w sen, ranek, wjazd na lodowiec, zajawka konkret, pierwszy zjazd, wszystko spox, telefon do matki, zadzwonił sonsiad że drzwi od garażu są otwarte, starzy w nizłym szoku,że włamanie, no ale kilka telefonów i okazało się że taki niedołężny sąsiad obok, któremu zostawiliśmy klucze sie zaczął bawić pilocikiem, spox, zjazd drugi, mamuśka wypieprzyła się na bark dość ostro, po południu lekarz, kolejny dzień, rano wstajemy a moja siostra ma takie hardkorowe bomble na japie, poparzenie słoneczne, znów lekarz, jakieś maście lekarstwa, no ale sobie pojeżdziłem ze starym chociaż. kolejny dzień, ładujemy się do samochodu, ojczulek odpala i: "yyyy" "yyyyy" "yyyyyy", zero zapłonu jakiegoś, no nic, bez ojca wsieliśmy w ski-bus, wieczorem znajomy tego gościa u którego mieszkaliśmy coś tam naprawił i było spox, miało być, następnego dnia po jeździe wsiadamy znowu do fury na parkinkgu pod lodowcem i znowu to samo, ten helmut znowu przyjechał, jakieś tam kabelki połączył, ale i tak pompa paliwowa rozpierdzielona, no ale po tych kabelkach jakoś dojechaliśmy, ostatni dzień jedziemy na góre a tam wielki napis "geschlosen" czy jak to sie tam pisze, no i lipa, wróciliśmy spakowaliśmy sie zjedliśmy objad i powrót do ojczyzny, no i zaczął się hardkor prawdziwy już, w wiedniu zatrzymaliśmy się troche po zwiedzać i wypić jakąś kawe, zaparkowaliśmy w jakimś podziemiu, spox, 22:00 wracamy, kluczyki przekręcone i znowu dupa, ani myśli zapalić, stary zrobił po raz kolejny akcje z kabelkami, ale lipa i tak, nic nie działa, wyszliśmy z tego parkingu i co? okazało się że to parking hotelu mariott, płatny po kilka euro za godzine, no to ładnie, recepcja, jakieś telefony, zamieszanie, chaos, wszędzie ludzie w garniakach, a moja familia w dresiwach podróżnych, no i lipa bo to już noc, jutro miałabyć sobota, a tam wszystko zamknięte i hardkor tak na parkingu w mariocie trzymać fure do ponedziałku, około drugiej w nocy staruszek poszedł na stacje benzynową oddaloną kilka kilosów i szukał samostartu (też pierwszy raz o tym słysze, to jest taki sprej gdzie psika sie na jakąś tam część w silniku i mieszanka eteru z jakimś innym gównem ma poruszyć tam do pracy wszystko,0) znalazł przyszedł on za kierownicą odpala, moja matka w jednym ręku z tym sprejem w drugiej z gaśnicą, bo to może ponoć wybuchnąć wszystko, no ale odpalił, jeee, silnik ruszył jedziemy 3 w nocy, gazu mamy na ok. 100 km, ganica ok. 80 km., tam jakieś stacje miały być, faktycznie były ale nie było na nich gazu, zabrakło poprostu, to fajnie, ojciec stwierdził "eee, jedziemy ile sie da" ok, przejchaliśmy prawie do brna, tam pół godziny na poboczu, w końcu ktoś nas wziął na hol i podwiózł do stacji z gazem, zatankowaliśmy, pojechaliśmy dalej tylko teraz już nie mógł zgaść silnik, więc później i tankowaliśmy gaz, co jest zabronione i jedliśmy śniadanie w polsce już w kfc z samochodem na chodzie, z kluczykami w środku, no ale jakoś dojechaliśmy, jestem zmataczony, śmierdzę i siedze przed kompem w boksrekach samych, ok, ide pod prysznic, nara!